Nieistnienie dla świata
Nieistnienie dla świata
[depresyjne marudzenie]
Tak się zastanawiałem idąc sobie ulicą, że jednak przydała by mi się osoba, do której mógłbym się odezwać. Dlatego tworzę sobie dialogi sam ze sobą. Pomyślałem, że dla świata właściwie nie istnieję.
Na co Ci te wszystkie myśli, książki przeczytane, zgromadzona wiedza, teorie przemyślane, analizy przeprowadzone, praca nad własną psychiką poczyniona - nawet jeśli bardzo wartościowe to wszystko ? Skoro, gdy zdechniesz, to i tak nic po Tobie nie zostanie, nikt nie będzie pamiętał, nikt się nawet nie dowie, ani nikt nie będzie rozumiał. Wszystko istnieje tylko w środku i pozostanie razem ze środkiem zabrane do grobu. A w świadomości otoczenia zostanie tylko wizerunek jakiegoś dziwacznego widma, obcego, niepoznanego, który szybko ulotni się z pamięci.
...Czasem się duszę.
W sumie za życia nie ma większej różnicy, chyba tym co się jedynie liczy dla dzisiejszego świata jest skuteczne działanie.
Tak się zastanawiałem idąc sobie ulicą, że jednak przydała by mi się osoba, do której mógłbym się odezwać. Dlatego tworzę sobie dialogi sam ze sobą. Pomyślałem, że dla świata właściwie nie istnieję.
Na co Ci te wszystkie myśli, książki przeczytane, zgromadzona wiedza, teorie przemyślane, analizy przeprowadzone, praca nad własną psychiką poczyniona - nawet jeśli bardzo wartościowe to wszystko ? Skoro, gdy zdechniesz, to i tak nic po Tobie nie zostanie, nikt nie będzie pamiętał, nikt się nawet nie dowie, ani nikt nie będzie rozumiał. Wszystko istnieje tylko w środku i pozostanie razem ze środkiem zabrane do grobu. A w świadomości otoczenia zostanie tylko wizerunek jakiegoś dziwacznego widma, obcego, niepoznanego, który szybko ulotni się z pamięci.
...Czasem się duszę.
W sumie za życia nie ma większej różnicy, chyba tym co się jedynie liczy dla dzisiejszego świata jest skuteczne działanie.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Wątpię czy oczekujesz tak prozaicznej odpowiedzi (i czy w ogóle) ale zaryzykuje ...
Kossecki zmarł a zostało po nim dużo. Nagrania, książki, artykuły, kontynuatorzy ...
https://pl.wikisource.org/wiki/Exegi_monumentum
Eh... mówię wtedy: to się nazywa hobby.
Kossecki zmarł a zostało po nim dużo. Nagrania, książki, artykuły, kontynuatorzy ...
https://pl.wikisource.org/wiki/Exegi_monumentum
Mi ciągle zarzucają że zajmuje się niepraktycznymi dziwactwami z których nie ma pieniędzy.Gbur pisze:W sumie za życia nie ma większej różnicy, chyba tym co się jedynie liczy dla dzisiejszego świata jest skuteczne działanie.
Eh... mówię wtedy: to się nazywa hobby.
-
- Posty: 168
- Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Przeczytałam twój wpis kilka dni temu i się nad nim zastanawiałam. I nic budującego nie wymyśliłam.
Dla świata każdy w pewien sposób nie istnieje, bo nikt nie jest niezastąpiony. Żaden człowiek, ani inna istota, czy organizm nie jest warunkiem istnienia świata. Tyle gatunków zwierząt wymiera, giną bezpowrotnie różne organizmy, gasną gwiazdy, a to wszystko nadal się kręci. Z nami czy bez nas. Skuteczne działanie? Też nie jest niezastąpione. Jeżeli ty czegoś nie zrobisz, zrobi to ktoś inny. Ile odkryć i wynalazków dokonano jednocześnie przez paru naukowców? I Tesla, tak samo jak ty, chciał zaistnieć w świadomości ludzi, chciał przedłużyć swoje istnienie po śmierci, odbić swoją pieczątkę na wizytówce historii i procesował się z Marconim o prawa patentowe. Ale przecież tak naprawdę to był proces nie o patenty, lecz o miejsce w świadomości ludzi, o nieśmiertelną pozycję.
Jak wszystkich przeraża ta wizja całkowitego niebytu. Gdy nie ma nas nawet teoretycznie, w czyjejś pamięci, wspomnieniu, świadomości, tęsknocie, uczuciu. Mnie ta przyszłościowa wizja świata beze mnie nie martwi, mnie doskwiera to, że teraz jestem, jem, oddycham, a nie ma mnie nigdzie poza mną. Jestem samotnym punktem, bez rozwinięcia.
A co do rozumienia. Rzadko o tym myślę, bo to bardzo pogłębia samotność. Czasem osiągam z kimś porozumienie intelektualne, charakterologiczne, jakoś się synchronizuję. Ale z nikim jeszcze nigdy nie poczułam takiego zrozumienia bez słów, takiej harmonii człowieczeństwa.
Ogólnie myślenie jest bolesne, jezu, to nawet przybiera formę autoagresji (ja tez mam poczucie duszenia się), no ale bez stawiania pytań czuję, że nie żyję, jakby mnie ubywało.
Dla świata każdy w pewien sposób nie istnieje, bo nikt nie jest niezastąpiony. Żaden człowiek, ani inna istota, czy organizm nie jest warunkiem istnienia świata. Tyle gatunków zwierząt wymiera, giną bezpowrotnie różne organizmy, gasną gwiazdy, a to wszystko nadal się kręci. Z nami czy bez nas. Skuteczne działanie? Też nie jest niezastąpione. Jeżeli ty czegoś nie zrobisz, zrobi to ktoś inny. Ile odkryć i wynalazków dokonano jednocześnie przez paru naukowców? I Tesla, tak samo jak ty, chciał zaistnieć w świadomości ludzi, chciał przedłużyć swoje istnienie po śmierci, odbić swoją pieczątkę na wizytówce historii i procesował się z Marconim o prawa patentowe. Ale przecież tak naprawdę to był proces nie o patenty, lecz o miejsce w świadomości ludzi, o nieśmiertelną pozycję.
Jak wszystkich przeraża ta wizja całkowitego niebytu. Gdy nie ma nas nawet teoretycznie, w czyjejś pamięci, wspomnieniu, świadomości, tęsknocie, uczuciu. Mnie ta przyszłościowa wizja świata beze mnie nie martwi, mnie doskwiera to, że teraz jestem, jem, oddycham, a nie ma mnie nigdzie poza mną. Jestem samotnym punktem, bez rozwinięcia.
A co do rozumienia. Rzadko o tym myślę, bo to bardzo pogłębia samotność. Czasem osiągam z kimś porozumienie intelektualne, charakterologiczne, jakoś się synchronizuję. Ale z nikim jeszcze nigdy nie poczułam takiego zrozumienia bez słów, takiej harmonii człowieczeństwa.
Ogólnie myślenie jest bolesne, jezu, to nawet przybiera formę autoagresji (ja tez mam poczucie duszenia się), no ale bez stawiania pytań czuję, że nie żyję, jakby mnie ubywało.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Cytujac z innego tematu:
viewtopic.php?p=845#p845
Zapisz się do jakiegoś kółka naukowego jak np. NAI.
Nie wiem czym tam się interesujesz konkretniej w czym można by się wykazać.
Ktoś tu niedawno dał link do jakiś kontrowersyjnych wręcz dziedzin (psychotronika) w których się realizuje.
Ja ostatnie coś sobie znalazłem absorbującego dzięki czemu nawiązuje nawet kontakty z ludźmi oparte na wymianie wiedzy/doświadczeń/współpracy w poszukiwaniach. Chociaż Nobla z tego nie będzie to daje mi pewne minimum satysfakcji.
viewtopic.php?p=845#p845
Po co się dusić? Załóż bloga nawet anonimowego i publikuj.Gbur pisze:Im więcej prób nawiązania relacji z ludźmi w moim życiu, tym bardziej zamykam się w sobie, tym czuję się bardziej zmęczony; ostatnio świadomie blokuję w sobie wszelkie odruchy ciekawości drugim człowiekiem, jako bezsensowne; duszę się we własnej głowie. I chyba chce mi się żyć coraz mniej.
Zapisz się do jakiegoś kółka naukowego jak np. NAI.
Nie wiem czym tam się interesujesz konkretniej w czym można by się wykazać.
Ktoś tu niedawno dał link do jakiś kontrowersyjnych wręcz dziedzin (psychotronika) w których się realizuje.
Ja ostatnie coś sobie znalazłem absorbującego dzięki czemu nawiązuje nawet kontakty z ludźmi oparte na wymianie wiedzy/doświadczeń/współpracy w poszukiwaniach. Chociaż Nobla z tego nie będzie to daje mi pewne minimum satysfakcji.
-
- Posty: 168
- Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Parę dni temu spotkałam starego znajomego, z którym kiedyś, lata temu, miałam bliską znajomość. Tak gadamy ogólnikami co u nas, pierdoły trzy po trzy o pracy itd i on się pyta, czy mam kogoś, na co ja, zgodnie z prawdą, że nie, jestem sama. A on mi mówi, ze ma dziewczynę, ale jak się z nią seksi, to nadal myśli o mnie. Raczej nie była to seksistowska forma podrywu, bo znajomy mój się mało dyskretnie wzruszył przy tym wyznaniu i raczej nie potrafił ukryć emocji. Jego słowa nie zrobiły na mnie emocjonalnego wrażenia, bo obecnie jest mi już obojetny, ta znajomość dawno się we mnie skończyła. Ale poruszyło mnie to, że ja jestem nadal dla niego istotna, nawet w takiej namiastce jak wspomnienie, czy wyobrażenie. I może dla świata nie istnieję, ale istnieję w głowie dawnego chłopaka, który ma sentyment do mojej osoby (czas go pewnie wyleczy z tego sentymentu, wywołanego poniekąd tylko fantazjami seksualnymi).
W ogóle, to przyłapałam się na tym, że lubię mieć kontakty seksualne z osobami, dla których jestem pierwsza, bo przecież nie zapomina się swojego pierwszego razu. Dla takich osób to niezatarte wspomnienie, a w nim ja, raczej nigdy mnie nie zapomną.
To dość prymitywny sposób osiągania nieśmiertelności, mogę się nad sobą nieźle uśmiać. I trochę też podświadomy, bo dopiero od niedawna uświadomiłam sobie, dlaczego tak to lubiłam (osoby bez doświadczeń seksualnych).
Czy Wy istniejecie dla kogoś, występujecie w czyjejś sferze uczuciowej? ktoś za Wami tęskni, pamięta? powodujecie jakies emocje u innych?
Mnie od czasu do czasu, w przebłyskach, pojawia się świadomośc tej pustyni, na której zyję i braku wzajemnych ingerencji ze światem. Czuję się, jakbym żyła na biegunie południowym (pustynia lodowa, bardzo adekwatne), gdzie nikt raczej nie wie o moim istnieniu i równie nikt nie zauważy mojego zniknięcia. A to, co po sobie zostawię (myśli, efekty pracy) zasypie śnieg i nikt tego nie odkryje.
Najśmieszniejsze jest to, że na tej pustyni przebywam w dużej mierze całkiem dobrowolnie i z wyboru, bo tu mi najlepiej xD Ale jednocześnie czasem zimno i do świata za daleko.
W ogóle, to przyłapałam się na tym, że lubię mieć kontakty seksualne z osobami, dla których jestem pierwsza, bo przecież nie zapomina się swojego pierwszego razu. Dla takich osób to niezatarte wspomnienie, a w nim ja, raczej nigdy mnie nie zapomną.
To dość prymitywny sposób osiągania nieśmiertelności, mogę się nad sobą nieźle uśmiać. I trochę też podświadomy, bo dopiero od niedawna uświadomiłam sobie, dlaczego tak to lubiłam (osoby bez doświadczeń seksualnych).
Czy Wy istniejecie dla kogoś, występujecie w czyjejś sferze uczuciowej? ktoś za Wami tęskni, pamięta? powodujecie jakies emocje u innych?
Mnie od czasu do czasu, w przebłyskach, pojawia się świadomośc tej pustyni, na której zyję i braku wzajemnych ingerencji ze światem. Czuję się, jakbym żyła na biegunie południowym (pustynia lodowa, bardzo adekwatne), gdzie nikt raczej nie wie o moim istnieniu i równie nikt nie zauważy mojego zniknięcia. A to, co po sobie zostawię (myśli, efekty pracy) zasypie śnieg i nikt tego nie odkryje.
Najśmieszniejsze jest to, że na tej pustyni przebywam w dużej mierze całkiem dobrowolnie i z wyboru, bo tu mi najlepiej xD Ale jednocześnie czasem zimno i do świata za daleko.
Re: Nieistnienie dla świata
Czy Wy istniejecie dla kogoś, występujecie w czyjejś sferze uczuciowej? ktoś za Wami tęskni, pamięta? powodujecie jakies emocje u innych?
Tak. Mam jakieś ambiwalentne odczucia co do tego. Z jednej strony mnie to cieszy, że jestem dla kogoś ważna, a z drugiej wszystko mi jedno. Głównie dlatego, że tego po prostu nie rozumiem, jest to dla mnie zby trudne, po prostu mam jakąś psychiczną blokadę. Czasem coś nawet kiełkuje, ale rozum przejmuje władzę. Mam świadomość swoich zalet, ale dziwi mnie, że przez dłuższy okres czasu komuś się chce o mnie pamiętać, żywić uczucia i wszystko inne co się z tym wiąże. Wielu uczuć nie rozumiem w ogóle, tzn. nie odczuwam ich, na tle racjonalnym je rozumiem, ale tylko tyle.
Re: Nieistnienie dla świata
Ta pustynia to jedyny stan przynoszący mi ukojenie, zrzucenie napięcia, regeneracje energii, otwierający percepcję, pozwalający zebrać się do kupy, zbudować motywację i koncentrację. Ale chyba tak naprawdę nigdy nie byłem całkowicie odizolowany przez dłuższy czas (fizycznie, bo społecznie jestem od dłuższego czasu) .umarlazkotami pisze:Mnie od czasu do czasu, w przebłyskach, pojawia się świadomośc tej pustyni
Re: Nieistnienie dla świata
Post napisany w maju, miałem jeszcze coś dopisac, ale może już w końcu wyślę...
------
Natomiast jak napisałeś o zapisywaniu się, to ciarki mnie przeszły Zapisywanie się już powoduje jakąś formę zinstytucjonalizowanego uczestnictwa, obciążonego relacjami społecznymi pomiędzy uczestnikami, kosztem merytoryki. Co innego, gdyby istniało jakieś forum internetowe o tej tematyce, gdzie można czasem pisać i trzymać dystans, ale takowego nie znalazłem.
Z drugiej strony mamy takie osoby jak Leonardo da Vinci czy Newton, który chyba do całej swojej wiedzy dochodził sam poprzez obserwację natury i empirię, Newtona, który był gburem i samotnikiem i do swojego prawa powszechengo ciążenia również dotarł zupełnie sam. Także owszem, jeżeli wybitne jednostki czegoś nie zrobią, to z biegiem czasu zrobią to...inne wybitne jednostki. Ale to też wymaga czasu - np. Wielkie twierdzenie Fermata zapisane przez niego w 1637r. na marginesie książki (bez podania dowodu twierdzenia - bo dowód byłby tak długi, że nie zmieściłby się na marginesie) - doczekało się udowodnienia dopiero w 1994 roku. Także myślę, że wpływ wybitnych jednostek na rozwój nauki jest dość istotny. [ nie, żebym ja się porównywał do wybitnych jednostek, bo ja swoje życie już przegrałem i nic z niego nie będzie, nawet jeżeli miałem obiecujące perspektywy]
Co do Marconiego - z tego, co przeczytałem był złodziejem patentów Co do procesu masz rację, ale dodałbym jeszcze, że był to proces o prawo do podpisania własnych myśli/przemyśleń (składających się na odkrycie) własnym nazwiskiem.
Ale w sumie czemu się dziwić - dla ludzi o dominujących motywacjach poznawczych powszechne uznanie autorstwa ich odkrycia to właściwie wszystko co mogą mieć.
Ale nie o to mi chodziło. Chodziło mi o kilka różnych rzeczy:
- czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
- ludzi nie obchodzi Twój świat wewnętrzny, Twoje myśli. Ludzie widzą i oceniają Twoje czyny (i to zwykle w sposób dość stereotypowy) i to te bardziej znaczące dla nich czyny, niekoniecznie te ważne dla Ciebie.
Kiedy byłem dzieckiem marzyłem o tym, że kiedyś z kimś nawiążę znajomość tak bliską, że będziemy razem próbować nawiązać między sobą kontakt telepatyczny. Na poważnie.
------
Ja nawet z moimi hobby nie 'wychodziłem do ludzi'. Tzn. nie uczestniczyłem żywo w żadnych forach hobbystyczych, grupach dyskusyjnych czy czymkolwiek innym. Nawet jeżeli dołączyłem do jakiejś społeczności internetowej, to trzymałem się na uboczu - w sensie, że ograniczałem się jedynie do kwestii merytorycznych. A w takich społecznościach jednak jakieś 60% wymiany informacji przynajmniej częściowo ma charakter towarzyski, ludzie rozwijają znajomości itd. (potem to owocuje współpracą ,czy pomocą). Ja nawet, gdy próbowałem się integrować to mi niezbyt wychodziło, kończyło się na tym, że dużo od siebie dawałem, ale niewiele dostawałem w zamian, para szła w gwizdek. Ale nikogo nie obwiniam, po prostu byłem niezdolny np. do przyjmowania komplementów (pochwały niewiele dla mnie znaczyły), a jak ktos docenił moją pracę i propoował mi udział w projekcie - to uciekałem. Zawsze tak mam - zobowiązanie do współpracy z jakąś grupą ludzi powoduje u mnie wizję zamykającej się klatki i uciekam...chudzielec pisze:Mi ciągle zarzucają że zajmuje się niepraktycznymi dziwactwami z których nie ma pieniędzy.
Eh... mówię wtedy: to się nazywa hobby.
Właśnie, on był zdolny do ekspresji swoich idei na zewnątrz. I robił to bardzo skutecznie.Kossecki zmarł a zostało po nim dużo. Nagrania, książki, artykuły, kontynuatorzy ...
A nawet próbowałem ostatnio założyć bloga. Ukrytego, z powyłączanymi komentarzami. Ale i tak ciężko mi coś napisać z myślą, że to jakieś przypadkowe osoby mogą czytać i oceniać, chociaż z drugiej strony jest ta chęć interakcji, zostawienia jakiegoś swojego śladu na tym świecie. A wyłączanie komentarzy jest sprzeczne z chęcią interakcji...Po co się dusić? Załóż bloga nawet anonimowego i publikuj.
Kiedyś uczestniczyłem w NAI, tak z doskoku. Taka formuła 'latającego uniwersytetu' jest fajna, bo można anonimowo zadać pytanie prowadzącemu, bez tej całej otoczki instytucjonalnej, fraternizowania się z innymi studentami itd. Nawet wynikło z tego kilka rzeczy, z których czuję pewną satysfakcję.Zapisz się do jakiegoś kółka naukowego jak np. NAI.
Natomiast jak napisałeś o zapisywaniu się, to ciarki mnie przeszły Zapisywanie się już powoduje jakąś formę zinstytucjonalizowanego uczestnictwa, obciążonego relacjami społecznymi pomiędzy uczestnikami, kosztem merytoryki. Co innego, gdyby istniało jakieś forum internetowe o tej tematyce, gdzie można czasem pisać i trzymać dystans, ale takowego nie znalazłem.
Tak, świat bez nas/beze mnie nie zginie. Co do istoty masz rację, nawet Einstein mówił, że urósł na ramionach gigantów. Większość odkryć poczyniona przez wybitne jednostki nie byłaby możliwa bez pewnej wiedzy ogólnej i specjalistycznej danej epoki. Podobnie z przywódcami dokonującymi śmiałych reform politycznych czy zmian ustrojowych - nigdy nie była to ich samodzielna decyzja, zawsze to było coś wynikającego z krążących idei, nastawienia ludności i problemów danej epoki.umarlazkotami pisze:Dla świata każdy w pewien sposób nie istnieje, bo nikt nie jest niezastąpiony. Żaden człowiek, ani inna istota, czy organizm nie jest warunkiem istnienia świata. Tyle gatunków zwierząt wymiera, giną bezpowrotnie różne organizmy, gasną gwiazdy, a to wszystko nadal się kręci. Z nami czy bez nas. Skuteczne działanie? Też nie jest niezastąpione. Jeżeli ty czegoś nie zrobisz, zrobi to ktoś inny. Ile odkryć i wynalazków dokonano jednocześnie przez paru naukowców? I Tesla, tak samo jak ty, chciał zaistnieć w świadomości ludzi, chciał przedłużyć swoje istnienie po śmierci, odbić swoją pieczątkę na wizytówce historii i procesował się z Marconim o prawa patentowe. Ale przecież tak naprawdę to był proces nie o patenty, lecz o miejsce w świadomości ludzi, o nieśmiertelną pozycję.
Z drugiej strony mamy takie osoby jak Leonardo da Vinci czy Newton, który chyba do całej swojej wiedzy dochodził sam poprzez obserwację natury i empirię, Newtona, który był gburem i samotnikiem i do swojego prawa powszechengo ciążenia również dotarł zupełnie sam. Także owszem, jeżeli wybitne jednostki czegoś nie zrobią, to z biegiem czasu zrobią to...inne wybitne jednostki. Ale to też wymaga czasu - np. Wielkie twierdzenie Fermata zapisane przez niego w 1637r. na marginesie książki (bez podania dowodu twierdzenia - bo dowód byłby tak długi, że nie zmieściłby się na marginesie) - doczekało się udowodnienia dopiero w 1994 roku. Także myślę, że wpływ wybitnych jednostek na rozwój nauki jest dość istotny. [ nie, żebym ja się porównywał do wybitnych jednostek, bo ja swoje życie już przegrałem i nic z niego nie będzie, nawet jeżeli miałem obiecujące perspektywy]
Co do Marconiego - z tego, co przeczytałem był złodziejem patentów Co do procesu masz rację, ale dodałbym jeszcze, że był to proces o prawo do podpisania własnych myśli/przemyśleń (składających się na odkrycie) własnym nazwiskiem.
Ale w sumie czemu się dziwić - dla ludzi o dominujących motywacjach poznawczych powszechne uznanie autorstwa ich odkrycia to właściwie wszystko co mogą mieć.
Ale nie o to mi chodziło. Chodziło mi o kilka różnych rzeczy:
- czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
- ludzi nie obchodzi Twój świat wewnętrzny, Twoje myśli. Ludzie widzą i oceniają Twoje czyny (i to zwykle w sposób dość stereotypowy) i to te bardziej znaczące dla nich czyny, niekoniecznie te ważne dla Ciebie.
Kiedy byłem dzieckiem marzyłem o tym, że kiedyś z kimś nawiążę znajomość tak bliską, że będziemy razem próbować nawiązać między sobą kontakt telepatyczny. Na poważnie.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Wyluzuj. Posty na forum to nie doktoraty.Gbur pisze:Post napisany w maju, miałem jeszcze coś dopisac, ale może już w końcu wyślę...
Odnośnie zapominania gubienia sensu watku:
Ja często mam jakieś myśli których nie mogę od razu w całości zapisać.
Wtedy wypisuje takie słowa klucze, esencje na tyle istotna która mi później przypomina cały tok rozumowania.
Fizycznie? W moim mieście były organizowane ale nie miałem odwagi pójść poznać Kosseckiego osobiście.Gbur pisze:Kiedyś uczestniczyłem w NAI, tak z doskoku.
Niedługo później zmarł.
Ja nie wychodzę bo nie jestem wystarczająco doskonały w czymkolwiek.Gbur pisze:Ja nawet z moimi hobby nie 'wychodziłem do ludzi'
Boje się krytyki i kompromitacji.
Widzę sprzeczności. Skutkiem interakcji ma być konfrontacja merytoryczna i doskonalenie.Gbur pisze:A nawet próbowałem ostatnio założyć bloga. Ukrytego, z powyłączanymi komentarzami. Ale i tak ciężko mi coś napisać z myślą, że to jakieś przypadkowe osoby mogą czytać i oceniać, chociaż z drugiej strony jest ta chęć interakcji, zostawienia jakiegoś swojego śladu na tym świecie. A wyłączanie komentarzy jest sprzeczne z chęcią interakcji...
Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Inni mogą dostrzec nasze błędy i naprowadzi na dobre tory.
Budowanie sieci społecznej czy tak zwany networking. Również mam z tym problemy a dziś niemal wszystko opiera się na współpracy.Gbur pisze:A w takich społecznościach jednak jakieś 60% wymiany informacji przynajmniej częściowo ma charakter towarzyski, ludzie rozwijają znajomości itd. (potem to owocuje współpracą ,czy pomocą
A nie liczy się wiedza sam w sobie, prawda? To o czym mówisz to raczej potrzeba uznania - motywacje witalne.Gbur pisze:Ale w sumie czemu się dziwić - dla ludzi o dominujących motywacjach poznawczych powszechne uznanie autorstwa ich odkrycia to właściwie wszystko co mogą mieć.
Czy aby nie mylisz to czego sam naprawdę chcesz?
Chcesz po porostu mówić? dostać akceptacje, potwierdzenie?Gbur pisze:- czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
Boisz się negatywnej reakcji zwrotnej? Jak reagujesz na odkrycie przez innych twoich błędów?
A na odkrycie samemu?
Naturalne że nie obchodzi w większości. A ciebie obchodzą niewypowiedziane myśli innych?Gbur pisze:- ludzi nie obchodzi Twój świat wewnętrzny, Twoje myśli. Ludzie widzą i oceniają Twoje czyny (i to zwykle w sposób dość stereotypowy) i to te bardziej znaczące dla nich czyny, niekoniecznie te ważne dla Ciebie.
Myśl sama w sobie jeśli się nie urzeczywistni, nie zostanie wcielona w czyn czy choćby zapisana na papierze i rzucona w obieg nic nie znaczy. Pewnie wielu umarło mając w głowach rozwiązania rożnych mniejszych czy większych problemów.
Dopiero czyn powstający z kiełkującej myśli coś znaczy.
Może wpływać negatywnie/pozytywnie na inne jednostki i powodować ewentualne przeciwdziałanie.
Chyba ze ktoś uważa że myślisz nad czymś wartościowym i chce te informacje zdobyć.
Bliska osoba pytająca się: "o czym myślisz?"
Ja mówiłem ze chce poznać kogoś takiego przy kim mógłbym czuć się tak jak tedy gdy jestem sam.Gbur pisze:Kiedy byłem dzieckiem marzyłem o tym, że kiedyś z kimś nawiążę znajomość tak bliską, że będziemy razem próbować nawiązać między sobą kontakt telepatyczny. Na poważnie.
-
- Posty: 168
- Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Często też mam taką potrzebę, ale teraz już będę ostrożna z jej realizacją.Gbur pisze: - czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
Miałam w ostatnich miesiacach pewne doświadczenie, mianowicie w prasie papierowej został wydrukowany artykuł mojego autorstwa. Pod moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Tematyka społ - polit.
Pierwsze wrażenie euforia, że moje myśli są tak kompetentne, aby je materializować i umieszczać po sąsiedzku z innymi, zasłuzonymi nazwiskami. Ale po krótkim czasie przyszła refleksja, że będzie to pociągać za sobą zobowiązania różnego typu. I nie pomyliłam się, gdyż sprzedając swoje produkty myślowe do przestrzeni publicznej, jest się jednoczesnie w niepisanym obowiązku kontynuowania dalszej polemiki, która w zasadzie nie ma końca (wśród ludzi myślących). Mnie to bardzo meczy i przeraża, ten ciężar obowiązku i nawet bonusowy pakiet w formie uniesień intelektualnych, dowartościowania się, poszerzenia horyzontów czy przyjemności konfrontacji mi tego nie rekompensuje. Strasznym dla mnie jest też fakt, że kazdą myśl w tej dyskusji muszę sygnowac swoim nazwiskiem. A ja tak cenię sobie anonimowość. No i to druk na papierze, dośc ekstremalna forma uwieczniania myśli.
Zaistnienie dla świata w tej formie jest dla mnie sporym dyskomfortem, bo przecież każdy odbiorca moich myśli odbiera moją osobę inaczej. Nie ma mnie jednej uniwersalnej, czy też zbliżonej do tej, którą mniej lub bardziej świadomie sprzedaje światu. Jestem interpretacją moich odbiorców, nad która nie mam kontroli i wpływu. I nie wiem, czy chcę istnieć w tylu wersjach, jako ktoś całkiem inny, obcy. Boję sie też potencjalnej zdradliwej inferencji, o którą tak łatwo w ludzkich głowach. Najbezpieczniej czuje sie tylko sama w sobie.
To wydawnictwo chciało, aby pisałą kolejne teksty, ale odmówiłam. Za duzo interakcji mentalnych mnie to kosztuje, czasu i wysiłku psychicznego. Ja chcę zarabiac pieniądze w ogóle bez udziału ludzi. Obecnie pracuję z osobami niepełnosprawnymi (często psychicznie), a tacy ludzię są bardzo podobni do zwierząt - i jest to nobilitujące określenie. Oni mnie nie męczą.
Gdybym była facetem, chciałabym byc samotnym drwalem w lesie. Z siekierą, piła za głośna. I po raz kurwa kolejny marnuję jakąś fajną szansę, ale trudno, juz się z tym pogodziłam, że jako kaleka bez nogi daleko nie zajdę (nie chodzi tu o hierarchie społeczną, lecz odległośc i wysiłek) I ąz tak narcystyczna nie jestem, abym potrzebowała publiki w liczbie parudziesięciu tys nakłądu. Od tego aż szumi we łbie. Niech sobie świat istnieje bez moich myśli, w końcu jak to już tu zostało ustalone - nikt nie jest niezastąpiony.
I bardzo dobrze. Choc tyle mam swojego, prawdziwie intymnego i szczelnego. Moga się gapić na moje ciało, te warunki brzegowe, ale to co pod skórą jest już hermetycznie moje. Zreszta z doświadczenia obserwuję, że nawet jak coś tam ich zainteresuje, to raczej mało rozumieją, czego ja też nie wymagam. A czy Ciebie interesuje świat wewnetrzny innych? Oczywiście poza hipokrytycznym zainteresowaniem w kontekście narcystycznego odniesienia do włąsnej osoby, czy zaspokojenia swoich potrzeb?Gbur pisze: - ludzi nie obchodzi Twój świat wewnętrzny, Twoje myśli. Ludzie widzą i oceniają Twoje czyny (i to zwykle w sposób dość stereotypowy) i to te bardziej znaczące dla nich czyny, niekoniecznie te ważne dla Ciebie.
Ludzie oceniają tylko te czyny innych (i myśli też), które kształtują rzeczywistość i mogą mieć na nich samych wpływ. Czysta teoria nie jest warta ich fatygi i to jest zrozumiałe, tak jak pisał chudzielec.
Miałam kiedyś namiastkę takiej relacji. Paradoksalnie z osobą bardzo ode mnie różną. Nie spodziewałam się, że taki człowiek na swiecie istnieje. A istniał. Teraz czasem nachodzi mnie lęk, że w tej całej przepastnej bazie ludzi, która na dodatek w obecnej dobie technologicznej jest na wyciągnięcie ręki, jest człowiek, z którym jestem kompatybilna, to moje ludzkie zwierzę, i ze umrę, nie poznawszy go.Gbur pisze: Kiedy byłem dzieckiem marzyłem o tym, że kiedyś z kimś nawiążę znajomość tak bliską, że będziemy razem próbować nawiązać między sobą kontakt telepatyczny. Na poważnie.
https://en.wikipedia.org/wiki/Fear_of_missing_out coś takiego, tylko w odniesieniu do człowieka.
Oczywiście ten mój lęk jest w ocenie bajecznie zabawny, bo ja przecież nie nawiązuję znajomości, a te chaotyczne przypadki tak szybko się kończą, ze nawet nie zdążam ich poznać.
W ogóle przy okazji pisania tego postu przeczytałam w tym temacie mój marcowy wpis i kurcze nie, to już nie są moje obecne mysli. Kompletnie mnie nie martwi, ze
Z obecnej perspektywy stwierdzam, że bycie samotnym punktem to stan optymalny, którego mi obecnie brak. Za długo jestem juz z ludźmi. Bo to jest tak, ze niby brak czegoś, ma się na coś ochotę, ale jak się tam wejdzie, to wszystko nagle kłuje, uwiera i drapie. Jak w krzaku malin. Ogólnie jest więc do dupy.umarlazkotami pisze: że teraz jestem, jem, oddycham, a nie ma mnie nigdzie poza mną. Jestem samotnym punktem, bez rozwinięcia
to są bardzo dobre pytaniachudzielec pisze:Chcesz po porostu mówić? dostać akceptacje, potwierdzenie?Gbur pisze:- czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
Boisz się negatywnej reakcji zwrotnej? Jak reagujesz na odkrycie przez innych twoich błędów?
A na odkrycie samemu?
Re: Nieistnienie dla świata
Odniosę się tylko do fragmentu, który przykuł moją uwagę.
Dążę do tego, że według mojej najlepszej wiedzy możesz publikować pod wymyślonym imieniem i nazwiskiem (np. dość znany jest przypadek Grzegorza Ciechowskiego, który przygotował w latach 90 teksty na płytę Justyny Steczkowskiej posługując się pseudonimem Ewa Omernik). Również, bardzo prawdopodobne jest (a przynajmniej tak mi się wydaje), że wydawnictwu, w którym publikujesz nie będzie to robić różnicy, lub przynajmniej może to być akceptowalne. Dzięki takiemu rozwiązaniu mogłabyś zarówno czerpać korzyści majątkowe ze swoich utworów, mieć interakcję z otoczeniem poprzez ich publikację i jednocześnie nadal pozostawać anonimową.
EDIT:
Link do oryginalnego tekstu ustawy (warto się z tym zapoznać jeśli ktoś jest autorem czegokolwiek, co zostało lub ma zostać upublicznione):
http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU ... 083&type=3
Prawdopodobnie to co może Cię w tej chwili zainteresować to części dotyczące autorskich praw osobistych.
Być może napiszę coś oczywistego, ale może niekoniecznie. Jeśli tak jest, to możesz po prostu zignorować to co napiszę. Autorowi przysługuje prawo do dysponowania w jaki sposób jego utwór zostanie podpisany podczas publikacji. Takie prawo wchodzi w skład tzw. autorskich praw osobistych i jest niezbywalne (czyli np. nie da się go sprzedać nawet jeśli by się samemu chciało to zrobić, na podobnej zasadzie jak nie można zostać czyimś niewolnikiem nawet jeśli taka byłaby nasza wola). I tutaj możliwe są różne warianty tzn. zarówno opublikowanie utworu pod własnym imieniem i nazwiskiem, anonimowo, ale również pod pseudonimem.umarlazkotami pisze:Często też mam taką potrzebę, ale teraz już będę ostrożna z jej realizacją.
Miałam w ostatnich miesiacach pewne doświadczenie, mianowicie w prasie papierowej został wydrukowany artykuł mojego autorstwa. Pod moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Tematyka społ - polit.
Pierwsze wrażenie euforia, że moje myśli są tak kompetentne, aby je materializować i umieszczać po sąsiedzku z innymi, zasłuzonymi nazwiskami. Ale po krótkim czasie przyszła refleksja, że będzie to pociągać za sobą zobowiązania różnego typu. I nie pomyliłam się, gdyż sprzedając swoje produkty myślowe do przestrzeni publicznej, jest się jednoczesnie w niepisanym obowiązku kontynuowania dalszej polemiki, która w zasadzie nie ma końca (wśród ludzi myślących). Mnie to bardzo meczy i przeraża, ten ciężar obowiązku i nawet bonusowy pakiet w formie uniesień intelektualnych, dowartościowania się, poszerzenia horyzontów czy przyjemności konfrontacji mi tego nie rekompensuje. Strasznym dla mnie jest też fakt, że kazdą myśl w tej dyskusji muszę sygnowac swoim nazwiskiem. A ja tak cenię sobie anonimowość. No i to druk na papierze, dośc ekstremalna forma uwieczniania myśli.
Zaistnienie dla świata w tej formie jest dla mnie sporym dyskomfortem, bo przecież każdy odbiorca moich myśli odbiera moją osobę inaczej. Nie ma mnie jednej uniwersalnej, czy też zbliżonej do tej, którą mniej lub bardziej świadomie sprzedaje światu. Jestem interpretacją moich odbiorców, nad która nie mam kontroli i wpływu. I nie wiem, czy chcę istnieć w tylu wersjach, jako ktoś całkiem inny, obcy. Boję sie też potencjalnej zdradliwej inferencji, o którą tak łatwo w ludzkich głowach. Najbezpieczniej czuje sie tylko sama w sobie.
To wydawnictwo chciało, aby pisałą kolejne teksty, ale odmówiłam. Za duzo interakcji mentalnych mnie to kosztuje, czasu i wysiłku psychicznego. Ja chcę zarabiac pieniądze w ogóle bez udziału ludzi.
Dążę do tego, że według mojej najlepszej wiedzy możesz publikować pod wymyślonym imieniem i nazwiskiem (np. dość znany jest przypadek Grzegorza Ciechowskiego, który przygotował w latach 90 teksty na płytę Justyny Steczkowskiej posługując się pseudonimem Ewa Omernik). Również, bardzo prawdopodobne jest (a przynajmniej tak mi się wydaje), że wydawnictwu, w którym publikujesz nie będzie to robić różnicy, lub przynajmniej może to być akceptowalne. Dzięki takiemu rozwiązaniu mogłabyś zarówno czerpać korzyści majątkowe ze swoich utworów, mieć interakcję z otoczeniem poprzez ich publikację i jednocześnie nadal pozostawać anonimową.
EDIT:
Link do oryginalnego tekstu ustawy (warto się z tym zapoznać jeśli ktoś jest autorem czegokolwiek, co zostało lub ma zostać upublicznione):
http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU ... 083&type=3
Prawdopodobnie to co może Cię w tej chwili zainteresować to części dotyczące autorskich praw osobistych.
-
- Posty: 168
- Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm
Re: Nieistnienie dla świata
Dziekuje Ci za te słuszne uwagi. Oczywiście tak jest, tylko pseudonim ma rację bytu w działalności artystycznej, natomiast gdy ktos bawi sie w komentowanie realnej rzeczywistości, zarzuca coś konkretnym osobom, bądź formułuje idee, raczej wskazane jest, by robił to pod swoim nazwiskiem. Tu nie ma miejsca dla piwnicznych trolli. Tego też wymaga odwaga, ludzka przyzwoitość i bycie traktowanym poważnie.x809 pisze: Dążę do tego, że według mojej najlepszej wiedzy możesz publikować pod wymyślonym imieniem i nazwiskiem...
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że ja w ogóle o to nie zabiegałąm, po prostu pewna osoba zwróciła uwagę na moje luźne wpisy i mój narcyzm został tak połechtany, że uległam i się zgodziłam. Wiedziałam, ze to nie dla mnie rozwiązanie, ale dla eksperymentu chciałam zaspokoić swoją próżność. Bo przecież ja mam bardzo pospolity umysł, problemy z koordynacją logiczną i więcej we mnie bufonady niż mądrości, co przecież widac jak na dłoni (chyba, że mnie ktoś mało zna). A jednak zostałam zauważona.
Wiem też, że swoją osobą wypełniałam tam pewna lukę światopoglądową i do mojego krótkiego zaistnienia przyczynił sie pewnie mój ekscentryzm, a nie umiejętności umysłowe. Aż tak głupia nie jestem, aby tego nie byc swiadomą.
W kazdym razie połasiłam sie na ten fejm i ta krótka przygoda mi wystarczyła, aby się upewnic, ze to nie dla mnie.
Przyjemnie jest mieć poczucie sprawczości, pewnego wpływu na rzeczywistość, modyfikacji cudzych mysli, ale to tak drenujące i stresujące, ze brakuje sił na oddychanie.
W ogóle, to podejmujac jakąkolwiek aktywnośc, cokolwiek tworząc, wpada się w pułapke zobowiązań, odpowiedzialności, dalszej inicjatywy. Po prostu trzeba być stale witalnym. Mnie to przeraża, bo ja potrzebuje mnóstwo czasu i przestrzeni zyciowej tylko dla siebie. To wszystko bardzo mnie zawłaszczało.
Tak w ogóle, to w moim zyciu wychodzi mi tylko to, co robię zupełnie sama. Kazdy człowiek powoduje po czasie moje wycofanie się, lub burzy mój wysiłek. W mojej obecnej pracy ci niepełnosprawni ludzie sa dla mnie przedmiotem, obiektem tej pracy. Poza tym to inna kategoria człowieka, oni nie wchodzą inwazyjnie do mojej głowy. Przy zdrowych wysiada mi bateria. Umiem dobrze z nimi współgrać społecznie, ale to jest sztuczne, wyuczone, dlatego tak męczy.To aktorstwo.
Kompletnie mnie nie martwi to, ze obiektywnie osądzając, to jestem przegrywem zyciowym. Dla mnie jest ważniejsze to, jak się czuję sama ze sobą. Moim priorytetem jest spokój i komfort. Nie będę się całe zycie forsowała psychicznie, aby moje nazwisko było gdzies indziej, niz tylko na nagrobku. Mam to gdzieś. Moją ulubioną robota w moim długim zyciu było mycie mopem korytarzy. Była to praca popołudniowa, budynek był całkiem pusty, tylko na dole siedział ochroniarz. Machałam sobie spokojnie tym mopem po podłogach, była cisza jak makiem zasiał, spokój, tylko ja i moje mysli. Nie było presji czasu. Przeraża mnie, że tak mało mi wystarcza w zyciu. Prestiż to dla mnie nic nie znaczące słowo.
A co do mojego narcyzmu, nie wiem, na ile jest on w odbiorze mojej osoby irytujacy, dlatego chciałam Was bardzo za siebie przeprosić. Ale to forum to miejsce specyficzne, gdzie jestem w 100% anonimowa i pozwalam sobie na bycie sobą, co daje mi pewną ulgę, ze nie musze aktorzyć i odciaża mnie z tych wewnetrznych osadów. No i jest to jedyne miejsce, gdzie piszę o sobie tak osobiscie.
Tak więc dziekuje Wam za tę cichą pobłążliwość dla tego mojego bezpruderyjnego żonkilizmu.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości