


Tu też sobie odpowiedz sama sobie. Jak długo się znacie? Czy on dał Ci jakikolwiek sygnał, że jest Tobą choć minimalnie zainteresowany? Czy dał kiedykolwiek do zrozumienia, że Cię lubi?u pewnej bliskiej mi osoby (choć niekoniecznie z wzajemnością bliskiej )
Wynika z tego na to, że po prostu się w nim zauroczyłaś jak na razie (skoro sama piszesz, że nie wiesz czego chcesz to zaczynam wątpić, żeby to było jakieś bardzo głębokie uczucie). Wcześniejsze pisanie, że nie chcesz go broń boże zmieniać, że Ci pasuje jak jest wydaje mi się to potwierdzać. Postawa typowa dla tego stanu, no on ma niby wady ale jakby tego nie dostrzegam, to się jakoś rozwiąże, jakoś to będzie, uda się nam itd.Nie wiem sama czego chcę, szczególnie mając świadomość tego o czym piszesz, ale ja go po prostu polubiłam. Na pewno jest prawdą to, że mimo "niebezpiecznych" sygnałów nie uciekłam, wynika z pewnego rodzaju mojej skłonności do masochizmu
Iluminacjo, możesz mieć w tym dużo racji, chociaż się przed tym wzbraniam, ale tak, im większa bliskość i zaangażowanie tym większe marzenia. Słysząc głosy rozsądku często nie przyjmuję ich do wiadomości i mam zawsze naiwną nadzieję, że to co fioletowe można rozdrapać i stanie się zielone mówiąc w przenośni. Ale będąc tego świadoma i tak w większości przypadków siadam do tej rosyjskiej ruletkiIluminacja pisze: ↑śr sie 15, 2018 2:28 amosa pisze: ↑wt sie 14, 2018 4:10 pmJak wyżej napisałem, w poście do Zimy, oczywiście chodzi Ci o jego zmianę , tylko o tym jeszcze nie wiesz. Teraz jest dla ciebie tak słodko podniecający i intrygujący – to dobry początek na pewno, lecz co potem? Związek ewoluuje z czasem, pojawia się potrzeba czułości, bezpieczeństwa, pewności że ktoś nie zostawi nas na lodzie i zostanie z nami do końca(nie ważne że brzmi to naiwnie i dziecinnie). Co dalej z uczuciami, słowami miłymi, bliskością, mówieniem ‘’kocham’’ itp.? Teraz nie jest ci to potrzebne ale w końcu zacznie i wtedy możesz natknąć się na niewzruszony głaz. Ciekawa jaka będzie Twoja mina jak będziesz chciała się przytulić do faceta a on Ci powie, że jest za gorąco i głowę zawracasz.
Zimo, dzięki:) dyskusje emocjonalne odstawić (chociaż gdzieś czytałam, że elementem "walki" z cechami osobowości schizoidalnej może być właśnie nazywanie uczuć/emocji, ale rozumiem też że największym lękiem napawają emocje związane z bliskością i relacją z drugim człowiekiem, więc tych należy unikać?)zima pisze: ↑śr sie 15, 2018 11:36 amOsa, no tak nie całkiem o to mi chodzi, bo jak pozwolisz mu samemu zagadywać, kiedy będzie chciał, to nie zagada nigdyRaczej mam na myśli, żebyś rozmawiała z nim na początku o jakichś neutralnych rzeczach (w tym wspólnych zainteresowaniach), żadnej erotyki, nawiązań do romantycznych uczuć, bo możliwe, że jako osoba nieufna przybierze postawę obronną wobec kogoś, kto nie jest mu jeszcze bliski.
X809, bardzo mi pomogłeś swoją wypowiedzią, dzięki, zastanawia mnie to co napisałeś o "wewnętrznej walce" (pragnienie bliskości i izolacji), choć bezsensownie jest generalizować, to rozumiem, że osoba z os. schizoidalną pragnie bliskości tylko coś wewnątrz niej na jej osiągniecie nie pozwala i dlatego ucieka? (natomiast nie jest to tak proste, że ona w rzeczywistości nie potrzebuje innych ludzi?)x809 pisze: ↑śr sie 15, 2018 8:14 pmNie wiem na ile to będzie przydatne, ale postanowiłem podzielić się paroma refleksjami, które być może okażą się użyteczne.
***
Jak być może zdążyłaś się zorientować osoba schizoidalna postrzega dwa przeciwstawne "zagrożenia" odnośnie otoczenia:
- że będzie ono zimne, niereagujące czyli "emocjonalnie puste",
- że będzie ono pochłaniające, ingerujące, przez co utracą oni swoją indywidualność i niezależność.
Czyli takie osoby znajdują się pewnym sensie "między młotem, a kowadłem". Najogólniej chodzi o to, że osoby takie pragną zbliżenia kiedy czują się odizolowane, ale kiedy takie zbliżenie następuje, to nie są w stanie go przyjąć i często same pod wpływem nagromadzonego napięcia odrzucają drugą stronę.
***
- unikaj bezpośredniego okazywania uczuć np. przez słowa albo prezenty, jeśli kiedykolwiek dojdziecie do takiego poziomu to dużo lepiej mogą się sprawdzić najbardziej podstawowe formy jak dotyk, sama fizyczna obecność czy ton głosu,
***
I jeszcze na koniec jeden link, który czasem się wala po tym forum, a który według mnie jest bardzo wartościowy:
https://opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/ob ... ku_04.html
Miałam coś w ten deseń napisać, ale x809 mnie uprzedził i bardzo mądrze i trafnie ujął obraz sytuacji.x809 pisze: ↑śr sie 15, 2018 8:14 pmI teraz jeśli druga osoba nadal będzie próbowała zbliżyć się do schizoida (przy jego oporze), a ten w końcu "ulegnie" (w znaczeniu: biernie zgodzi się na kolejne kroki), to istnieje obawa, że te dysproporcje z czasem pogłębią się jeszcze bardziej. Czyli osoba "zbliżająca się" będzie stawać się jeszcze mniej pewna siebie (wzmacniając swój lęk przed opuszczeniem, który będzie z czasem głównym motywem do "tkwienia w relacji"), a schizoid będzie tą pewność siebie pochłaniał (widząc, że na coraz więcej może sobie w relacji pozwolić) stając się "nadmuchaną, kruchą bańką".
Zgadzam się z tym, że post x809 jest bardzo wartościowy. Poleciłbym jeszcze ten temat: viewtopic.php?f=2&t=2 bo jest w nim zawartych dużo przydatnych informacji.umarlazkotami pisze: ↑czw sie 16, 2018 11:15 amMiałam coś w ten deseń napisać, ale x809 mnie uprzedził i bardzo mądrze i trafnie ujął obraz sytuacji.x809 pisze: ↑śr sie 15, 2018 8:14 pmI teraz jeśli druga osoba nadal będzie próbowała zbliżyć się do schizoida (przy jego oporze), a ten w końcu "ulegnie" (w znaczeniu: biernie zgodzi się na kolejne kroki), to istnieje obawa, że te dysproporcje z czasem pogłębią się jeszcze bardziej. Czyli osoba "zbliżająca się" będzie stawać się jeszcze mniej pewna siebie (wzmacniając swój lęk przed opuszczeniem, który będzie z czasem głównym motywem do "tkwienia w relacji"), a schizoid będzie tą pewność siebie pochłaniał (widząc, że na coraz więcej może sobie w relacji pozwolić) stając się "nadmuchaną, kruchą bańką".
Z tym się akurat trochę nie zgodzę. Jeżeli to ma być zdrowa relacja, a w założeniach taka ma być - to raczej bycie dla kogoś "rajcującym" nie jest odpowiednią motywacją do jej nawiązania. To taka hedonistyczna ciekawość, która kiedyś się wypali. I raczej ciekawość bez zobowiązań.Gdy ktoś jest jak plastelina i formuje się masochistycznie pod oczekiwania innych, zupełnie rezygnując z siebie, zwyczajnie przestaje być interesujący, bo to nudne, płytkie, nieautentyczne. Pewność siebie innych jest rajcująca. Przynajmniej dla mnie.
Wewnętrznie - ciągła oscylacja pomiędzy ogromną potrzebą bliskości, a ogromnym strachem przed pochłonięciem przez tą drugą osobę (i brakiem doń zaufania).osa pisze: choć bezsensownie jest generalizować, to rozumiem, że osoba z os. schizoidalną pragnie bliskości tylko coś wewnątrz niej na jej osiągniecie nie pozwala i dlatego ucieka?
A jakie są pierwsze motywacje do tworzenia relacji? Dynamika związku opisana przez mądre psychologiczne głowy (Sternberg) wyznacza po kolei: namiętność, intymność, zaangażowanie.Gbur pisze: ↑pt sie 17, 2018 3:52 amZ tym się akurat trochę nie zgodzę. Jeżeli to ma być zdrowa relacja, a w założeniach taka ma być - to raczej bycie dla kogoś "rajcującym" nie jest odpowiednią motywacją do jej nawiązania. To taka hedonistyczna ciekawość, która kiedyś się wypali. I raczej ciekawość bez zobowiązań.Gdy ktoś jest jak plastelina i formuje się masochistycznie pod oczekiwania innych, zupełnie rezygnując z siebie, zwyczajnie przestaje być interesujący, bo to nudne, płytkie, nieautentyczne. Pewność siebie innych jest rajcująca. Przynajmniej dla mnie.
What?! Osoba dojrzała znajdzie dla siebie dojrzałego partnera, który się na nią otworzy i wejdzie z nią w dojrzałą interakcję uczuciową , a nie będzie się cackać z czyjąś schizoidalną skorupą, bo bycie w relacji na zasadach matka - dziecko nie będzie dla niej odpowiednie, bo to nie jej poziom. Przebijać 'schizoidalną skorupę' lubią osoby które same boją się bliskości i schizoid im ów bezpieczny dystans zapewnia, bądź masochistycznie lubią być odrzucane.Gbur pisze: ↑pt sie 17, 2018 3:52 amNatomiast owszem, wydaje mi się, że przebić się przez tą schizoidalną skorupę może tylko osoba dojrzała - przy której schizoid nie będzie miał wrażenia, że jeżeli się otworzy i pokaże te wszystkie swoje emocje i traumy to ją tym przytłoczy i zniszczy, albo ona ucieknie. I w drugą stronę - da mu poczucie bezpieczeństwa, że wtedy ona nie zniszczy schizoida, który jej zaufał. I jednocześnie będzie na tyle silna by potrafiła te emocje i traumy wziąść na siebie i je rozwiązać bez uszczerbku dla siebie. Inaczej na którymś etapie to się rozleci.
Przynajmniej ta mi się wydaje.
Ależ taką właśnie rolę pełni psychoterapeuta.umarlazkotami pisze: ↑pt sie 17, 2018 9:04 am
I co to znaczy: " I jednocześnie będzie na tyle silna by potrafiła te emocje i traumy wziąść na siebie i je rozwiązać bez uszczerbku dla siebie. Inaczej na którymś etapie to się rozleci." ? Znaczy ten drugi, 'dojrzały' człowiek ma być filarem wszystkiego, bo biednemu schizoidowi nogi się rozjeżdżają?
Nigdzie nie napisałem, że schizoid nie ma nad sobą pracować. Ale potrzebne jest zrozumienie drugiej osoby. Nie da się zrobić wszystkiego, nie da się stworzyć więzi zaufania z drugim człowiekiem bez udziału drugiego człowieka, to absurdalne.Bliska relacja dla schizoida może być zbawienna, może uruchamiać w nim jakieś nowe pokłady emocjonalne (pozytywne i negatywne), ale to on sam musi pracować nad sobą w tym wszystkim, a nie robić z siebie przed kims pacjetna. Jezu, jesteśmy od dawna dorośli.(...)
Uważam, że skurwysyństwem jest zrzucać tyle odpowiedzialności na innego człowieka. Można mieć wzajemną wyrozumiałość do swoich słabości, wspierać się, być przyjacielem, ale są granice wykorzystywania swoich ułomności do zrzucania winy i odpowiedzialności na innych. Schizoid też musi być filarem, bo w relacji dwójki osób filary są dwa.
Psychoterapeuta ma płacone z naszego prywatnego portfela, tudzież NFZ, za każdą godzinę unoszenia i borykania się z naszymi ciekawymi traumami i emocjami, a po skończonej pracy ma na nas wywalone i wraca do własnego życia. I jest to relacja formalna, do której ma on dystans, a emocje jakie się pojawiają w takiej relacji nie są dla nikogo krzywdzące, ani obciążające, nie odbierają nikomu przestrzeni życia. (i terapeuta nie zawsze jest tak super dojrzały, bywa różnie, ten kto zna temat wie jak to jest). I jest to ok, w gabinecie psychologa można sobie pozwolić na wiele. Powyżej toczyłą się jednak dyskusja o relacjach osobistych, prywatnych, więc nie wiem, jaki ma sens przywoływanie tutaj argumentu relacji formalnej z jakimś terapeutą. Bo traktowanie partnera jak swojego terapeutę to ostre przegięcie.
Odpowiedzialności za dzieciństwo nie ponoszę, ale za swoją dorosłość już tak. I mogę zostawić siebie ukształtowaną przez to zjebane dzieciństwo, płakać nad sobą latami, chować się przed światem, obarczać sobą innych i wymagać, aby inni ludzie i świat traktowali mnie wybrednie i delikatnie, bo jestem tak niefortunnie zdeformowana nie ze swojej winy i w ogóle odpierdolcie się bo jestem biedny schizoid, który ma jednocześnie pretensje, że do świata nie pasuje. Można traktować swoje problemy i ułomności jako pewien rodzaj wymówki i usprawiedliwienia przed biernością, nie podejmowaniem zmiany, a można potraktować je jako materiał do częsciowej naprawy. Bo tu już nawet nie chodzi o efekty, lecz o samo nastawienie. Zmiany w życiu psychicznym to proces, na który trzeba lata, a który w zasadzie trwa całe życie. I ja w wieku 36 lat nadal ponoszę sromotne porażki (choć mam też małe sukcesy), ale staram się jednak pracować nad sobą, bo szkoda mi kurwa umierać jako takie zdeformowane dziecko-ofiara, które na dodatek obciąża ludzi wokół.Gbur pisze: ↑pt sie 17, 2018 2:32 pmJaką odpowiedzialność ponosisz za rozwijane od dzieciństwa mechanizmy psychologiczne odnoszące się do innych ludzi ? Możesz je opanować? Jeżeli odczuwasz silny lęk przed drugą osobą związany w tym, że ona wejdzie Ci na głowę i jest zagrożeniem dla Twojej suwerenności - ale teoretycznie wiesz, że ten lęk wynika z pewnych mechanizmów związanych z zab. os. ,to jako odpowiedzialna osoba co zrobisz - zaufasz sobie,własnym emocjom, , teorii, wpadniesz w nerwicę, czy się rozerwiesz na strzepy i zniszczysz? Ile w takiej sytuacji ("gdy biednemu schizoidowi rozjechały sie nóżki") zależy od reakcji i zrozumienia tej drugiej osoby?
Skurwysyństw to jest chyba tyle na świecie, ile ludzi, bo każdy ma jakiś patent na swoje, więc nie ma się co licytować. Zresztą my sami też jesteśmy narażenie na skurwysyństwa innych, tutaj szala się równoważy. Ja uważam, że chodzi bardziej o to, aby próbować cokolwiek uzdrawiać, a nie zaslaniać się znowu swoimi 'skurwysyństwami' jak darmową wejściówką do świata nibylandii.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości