Bez owijania w bawełnę napiszę, że ja też bardzo często słyszałem taki komunikat od jednego z rodziców. Od matki. Co miało głównie charakter żalu i pretensji, że zabawka się zepsuła i nie kręci się tak wesoło jak dawniej, i jest rozczarowująca w porównaniu do innych dzieci, które są radosne i uśmiechnięte. Pretensja często kamuflowana pod pozorem troski. A od ojca też czułem nieskrywane rozczarowanie, że nie jestem biegającym w około, zaradnym życiowo ekstrawertycznym kombinatorem. Przez co zawsze czułęm wręcz poczucie winy, że nie jestem takim dzieckiem, jakim powinienem być.
Cóż, a potem lata szkolne pokazały mi, że nieodpowiednia mimika może być oznaką słabości, która przyciąga uwagę ludzkich zwierzątek

Teraz wiem, że z moimi rodzicami było coś nie tak i to oni mieli poprzestawiane klepki w głowie.
W normalnej, zdrowej relacji międzyludzkiej pytanie o smutny stan emocjonalny wynika z autentycznej troski i empatii, a nie jest formą zastawionej pułapki. Mimo, że to wiem, to na poziomie emocjonalnym trudno mi to przeskoczyć, kiedy moja przyjaciółka mówi mi, że jestem smutny, to wewnętrznie się najeżam i denerwuję, automatycznie nie dowierzając w szczerość intencji stojących za takim stwierdzeniem, traktując to podświadomie jak formę nagany.
Niemniej zachodzi pytanie jak bardzo teraz rzutujemy skrypty wykształcone w dzieciństwie na innych ludzi i czy zawsze trafnie...tzn. czy nie zakrzywia to naszej interpretacji ich intencji.