Gbur pisze:Dzisiejsze reklamy z samego założenia mają apelować do emocji, a nie do rozumu. Reklamy wychwalające i przedstawiające użyteczność produktu chyba przestano robić pół wieku temu. Ja jestem zupełnie odporny na wszelkie reklamy, ale mam czasem kontakt z ludźmi, którzy łapią się na wszystko i aż przykro na to patrzeć - np. magiczne tabletki na odchudzanie z reklamą gdzie na jednym zdjęciu stoi grubas, a na drugim ten sam grubas z wciągniętym brzuchem po photoshopie, albo zupełnie inna osoba; potem strona imitująca artykuł z portalu medycznego, jakies fikcyjne certyfikaty i fałszywe komentarze pod tekstem. Dla mnie było szokiem, że istnieją ludzie, którzy na to się nabierają.szukamodp pisze: Albo jeszcze nie wie, że potrzebuje. Nie ma sensu zamykanie się na produkty, które mogą ułatwiać życie. Kwestia inteligentnego podejścia do zaspokajania potrzeb.
Jesli jesli czego potrzebuję to zwykle analizuję dokładnie różne możliwosci, czytam opinie, zanim zdecyduję się na okreslony produkt.
Skoro jest ktoś kto reaguje na tę reklamę, to oznacza, że jest ona skierowana właśnie do tego typu osób.
Dopóki rozmowa przebiega tylko w sieci, wygląd nie jest ważny, ale gdy przenosi się w realny świat, to już tak.Gbur pisze:Ja w moich kontaktach internetowych nigdy nie wymieniałem się zdjęciami (no, może raz się zdarzyło). Wygląd rozmówcy akurat najmniej mnie obchodzi.Na pewno jest duże ryzyko odrzucenia, jeśli po udanej rozmowie nastąpi wymiana zdjęciami i rozmówcy się sobie nie spodobają.
 ). W latach szkolnych buntowałem się przeciwko zakładaniu garniaka, czy innego bardziej eleganckiego ubioru, bo odczuwałem to jako pewną formę narzuconej opresji z zewnątrz. Szczególnie, gdy do szkoły przyjeżdżał jakiś oficjel na wizytę, to mój bunt zawierał pewną złośliwą satysfakcję (" bo nie będę paradował zagoniony [na apel] i ubrany jak małpa w cyrku dla jakiegoś dupka z urzędu" - parafrazuję mój ówczesny tok myślenia). Abstrahując od tego, że odczuwałem wtedy duży dyskomfort (fizyczny) przy noszeniu dopasowanych ( za mało luźnych) ubrań.
 ). W latach szkolnych buntowałem się przeciwko zakładaniu garniaka, czy innego bardziej eleganckiego ubioru, bo odczuwałem to jako pewną formę narzuconej opresji z zewnątrz. Szczególnie, gdy do szkoły przyjeżdżał jakiś oficjel na wizytę, to mój bunt zawierał pewną złośliwą satysfakcję (" bo nie będę paradował zagoniony [na apel] i ubrany jak małpa w cyrku dla jakiegoś dupka z urzędu" - parafrazuję mój ówczesny tok myślenia). Abstrahując od tego, że odczuwałem wtedy duży dyskomfort (fizyczny) przy noszeniu dopasowanych ( za mało luźnych) ubrań.