Postautor: observer » sob kwie 29, 2023 12:14 am
Jeżeli chodzi o to, czy próbowałem osiągnąć jakąś satysfakcję, to owszem, próbowałem zmuszać się do różnych rzeczy. To było nawet jednym z głównych celi mojej byłej terapii, żeby na zasadzie planu zmuszać się do "przyjemności". W najlepszym wypadku odczuwałem jednak obojętność, a w najgorszym zniechęcenie i nudę, więc faktycznie może być tak, że teraz odrzuca mnie od robienia aktywności, bo nie mam po co. Zabieram się za nie dopiero wtedy, gdy nic nie robienie jest nie do zniesienia i robienie czegoś jest odrobinę lepsze. Ostatnio np. byłem na meczu piłkarskim. Planowałem to od kilku dni. Emocji zero, przyjemności zero, tylko zmarzłem, ale "zabiłem" popołudnie.
Podejrzewałem u siebie ADHD/ADD, albo chociaż jego cechy. Mój psychiatra trochę "wygodnie" stwierdził, że "ADHD oraz SzPD mają sporo cech wspólnych. Ostatnio to w ogóle stwierdził, na mój wniosek, że może przydałyby się jakieś wnikliwe testy osobowości, bo podejrzewam u siebie więcej zaburzeń, że w sumie "nie ma po co", i ja mam "zaburzenia mieszane". Wracając do ADHD, głównym lekiem na to są pochodne amfetaminy, których próbowałem i czułem się dużo lepiej, tyle że... przez godzinę, a potem zjazd. Odstawiłem z powodu tego falowania.
Rozmawiałem jeszcze ostatnio z innymi schizoidami na temat tego stanu, w którym czujesz, że zarówno bierność, jak i działanie są nie do zniesienia i oni stwierdzili, że jest to "awolicja". Ja pierwszy raz spotkałem się z tym terminem. Podobno należy do negatywnych objawów schizofrenii i łączy się też z SzPD. U mnie znaczne pogorszenia występują wtedy, gdy pojawia się u mnie jakiś zastrzyk energii (z powodu testowania nowych leków), ale nie idzie za tym poprawa nastroju (na to u mnie nie działają żadne leki oprócz tej nieszczęsnej amfetaminy). Efektem jest, że człowieka "rozrywa", ale jest to taka pusta energia, której nie da się spożytkować, bo nie ma po co (mózg nie wynagradza przyjemnością za podejmowane działania).
Life is suffering.