Ten pan mówi o ćwiczeniu, jak rozumiem dla osób, które tego typu doznań nie mają za wiele. Dla mnie taki odbiór detali i drobnych doznań jest naturalny i spontaniczny, co znaczy, że rządzi się swoimi prawami.
- Rozdzieliłbym krótkie zauważanie doznania/szczegółów od dłuższego przyglądania się im. Długość i intensywność mają ciągły zakres.
- Nastawienie do odbioru mocno zależy od stanu w jakim się znajduję. Niepełna przytomność, bycie pod presję, działają ograniczająco. Np wstając wcześnie rano i śpiesząc się będę skoncentrowany na zadaniu do wykonania i raczej nie będę miał takich doznań, choć mogą się pojawić przede wszystkim krótkie.
- Kolejnym ograniczeniem będzie agresywność środowiska, dominujące lub przykre bodźce. Np będąc gdzieś na szlaku będę zwracać uwagę na faktury pod nogami, zapierdzielając przez miasto wzdłuż ruchliwej ulicy już nie bardzo.
- Oczywiście występuje efekt przyzwyczajenia się przy wielokrotnej ekspozycji. Boja wiem, np. nie będę zwracał zbyt wiele uwagi na swój używany codziennie, wielokrotnie kubek, bo związane z nim doznania są mi znane, ale zwracam uwagę na zachowanie powierzchni herbaty, bo ta się zmienia od pudełka do pudełka, zwrócę też uwagę jak światło odbite od kubka oświetla inne przedmioty na stole gdy wystąpią niecodzienne warunki oświetleniowe, zwrócę uwagę na kubek np. gdy jest zimno i się grzeję herbatą, na rozkład temperatury na jego powierzchni.
- Tego typu doznań można mieć dość. Zwiększona uwaga może być przykra i/lub wyczerpująca. Tak jak wspomniałem o powrotach z lasu, które w pewnym momencie stały się przykre, to jest jedna z przyczyn.
- Gdy jestem w dobrym stanie, przyjaznym środowisku, nie ma żadnej presji, ani rozpraszania, moja uwaga sama się kieruje na szczegóły, zarówno otoczenia jak i mojego własnego stanu.
Ari pisze: ↑ndz paź 27, 2019 10:35 pm
Ja poprzez medytację rozumiem siedzenie nieruchomo w pozycji lotosu czy jak to tam zwą, z zamkniętymi oczami w próbie pozbycia się myśli. Może ludziom to w czymś pomaga. Mi nie. Owszem czasami siadam sobie wygodnie w fotelu i siedzę, ale nie nazwałbym tego żadną medytacją.
Kompletnie się nie znam na tych różnych metodach, szkołach, tradycjach medytacji. Dość szybko trafiłem na Krishnamurtiego mówiącego o stałym utrzymywaniu uwagi w stosunku do własnego stanu i środowiska. To ma być celem ćwiczeń medytacyjnych. I to mi pasuje i to kupuję. Ale on, na ile pamiętam, podkreślał też istotność ciszy i milczenia, i dlatego mnie zainteresował. Z moich doświadczeń wynika, że nie chcesz mieć wyostrzonej uwagi znajdując się w gównianym środowisku i dla własnego dobra czasem lepiej być oderwanym od własnego stanu. Medytacja to jest stan skrajny, jako ćwiczenie poprawy samoświadomości i kontroli własnego stanu jest świetna. Z tego co wiem ludzie zwykle muszą przymusić się na początku zanim zaczną odczuwać pozytywne rezultaty i są tacy, na których nie działa. Nie mam też wątpliwości, że stan medytacyjny jest zjawiskiem ciągłym, możesz być w głębokim transie a możesz być po prostu bardziej niż zwykle na czymś skoncentrowanym (w tym na chwili, stanie bieżącym).