jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Ogólnie o osobowości schizoidalnej.
anulacja
Posty: 8
Rejestracja: ndz sie 05, 2018 12:49 pm

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: anulacja » sob sie 18, 2018 9:31 pm

Iluminacja pisze:Z perspektywy czasu, własnych doświadczeń, przemyśleń i rozważań, ciśnie mi się na umysł smutna konstatacja – schizoidzi nie nadają się do związków(tych prawdziwych). Co jest dość przykre bo odbiera samą potencjalność bycia szczęśliwym. Bez nadziei, człowieka zjada pustka i męczący bezwład życia.
Uważam, że równie przykre jest założenie, iż sam potencjalny fakt nie nadawania się do związków miałby świadczyć o byciu przez resztę życia nieszczęśliwym (ogólnie to tak jakoś całkiem emocjonalnie brzmi Twoja wypowiedź, mało w tym schizoidalności, że tak się wyrażę). Jest i sporo ludzi zupełnie normalnych, którzy w najmniejszy nawet sposób nie aspirują do schizoidalności a i tak są sami, nie mają partnera/ partnerki itd. I jakoś sobie radzą i niekoniecznie musi to oznaczać spędzania życia na depresjach czy odczuwaniu bezsensu życia. I w odwrotną stronę, znajdzie się grupa osób, która żyje w małżeństwach mniej lub bardziej patologicznych, po rozwodach czy np osoby, które być może myślały, że celem ich życia będzie właśnie założenie rodziny, ślub i da im to szczęście. A po jej założeniu okazało się, że być może nie jest tak różowo czy nie tego oczekiwali i myśleli, że będzie inaczej. Zresztą nieraz z rozmowy czy nawet z tego co widzę u innych to są i osoby niby normalne, które moim zdaniem w związkach nigdy nie powinny być bo się do tego z powodu swojego charakteru zwyczajnie nie nadają.
Mi się z kolei nie wydaje, że bycie schizoidem miałoby przekreślać z miejsca szanse na związek. Na pewno jest dużo trudniej, choćby znaleźć potencjalnie odpowiednią osobę ale nie uważam, że jest to coś niemożliwego do realizacji. Dużo zależy od konkretnej osoby bo nawet i schizoidalnym można być mniej lub bardziej. Różny może być też potencjał samej osoby czy poziom motywacji i samozaparcia do ewentualnej częściowej korekty swoich postaw, zdolności do kompromisów czy nawet i ogólnego dostosowania się do otaczającej rzeczywistości.

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: W » ndz sie 19, 2018 7:25 am

@ Osa

Dodam jeszcze do tego co już o OS zostało powyżej napisane, że nie mamy podstawy do oceny gdzie cel Twoich zamiarów wypada (jeśli Twoja ocena jest słuszna) w zakresie nasilenia OS, tym bardziej czy nie ma innych problemów i jak sobie ze sobą radzi, obstawiam, że gdyby należał do cięższych przypadków do całej sytuacji by nie doszło ;) Różne schizoidalne cechy mogą się realizować z różnym nasileniem, ze standardowym w tych przypadkach rozłamem między zewnętrzną ekspresją i wewnętrznym funkcjonowaniem. Jeśli jeszcze nie znasz to może tabelka Akhtar (np. w artykule o OS z Wikipedii) może być jakimś odniesieniem.

Wydaje mi się, że dobrym podejściem może być patrzenie na funkcjonowanie schizoida przez prosty bilans energetyczny, co sam stosuję do własnego, codziennego funkcjonowania. Z jednej strony są ujemne czynniki: różnego rodzaju presja, przymus, kontakt z ludźmi, ruch wokół mnie, obecność ludzi w zasięgu, bombardowanie nadmiarem bodźców, nieprzyjazne środowisko, (i pewnie jeszcze sporo innych). Z drugiej strony jest zdolność (i czas) do odpoczynku, odprężenia się, satysfakcja, możliwość przyćpania endorfinowego znieczulenia, które są mocno ograniczone przez niechęć mojego organizmu do zejścia ze stanu „czuwania” i anhedonię. Mi nie jest łatwo utrzymać ten bilans po pozytywnej stronie, wykrzesać z siebie jakąś energię, muszę aktywnie nim zarządzać. Gdy równowaga przechyla się na negatywną stronę popadam w apatię, lekki zombi-stan, w dłuższej perspektywie grozi to depresją.

Z tego co się orientuję, nie wiem na ile inni się tutaj z tym zgodzą, w życiu schizoida zdarza się spotkać osobę, z którą kontakt nie drenuje akumulatora, ale jest to rzadkie (rzędu kilka przypadków w życiu?), wiem, że mi się coś takiego zdarzyło ale już nie potrafię przywołać z pamięci takiej osoby / sytuacji. Prawdopodobieństwo, że spotkam w życiu kobietę, kandydatkę do związku, do tego nie drenującą mojej energii samą obecnością, uznaję za praktycznie nierealne. Nie mam pojęcia czy może to być podatne na jakieś kształtowanie, wypracowanie (również zepsucie). Jeśli chcesz spróbować związku ze schizoidem musisz mieć na uwadze, że nawet jeśli (wewnętrznie) oceni Ciebie na Wspaniały Cud Zesłany z Niebios, to drenowanie jego energii przez sama Twoją obecność może być nie do uniknięcia.

Więc jeżeli Twój schizoid ma skłonności do jakiejś ascezy, będziesz musiała to zaakceptować ;). Mógłbym też, ze swojej strony, zasugerować jasne określanie tego, czego oczekujesz i tego, co masz do zaoferowania, i (jak już Zima wspomniała) cierpliwość – danie schizoidowi czasu na wewnętrzne przetwarzanie, również nie nastawiaj się na (impulsywną) improwizację ;).

Jest jeszcze jedna kwestia, która wydaje mi się istotna, nie wiem na ile moje własne uzasadnienie jest właściwe a na ile jest to jakiś mechaniczny ubytek, nie spodziewałbym się, że schizoid będzie podejmował bezpośrednie działania wpływające, modulujące Twój wewnętrzny, emocjonalny stan (zdaje się kobiety tego dość mocno potrzebują/wymagają). Moje umiejętności i zdolności w tym zakresie są bliskie zera i w moim odczuciu robienie tego jest niewłaściwe, wręcz zakazane. Byłem postawiony w takich sytuacjach nie będąc w stanie nic sensownego z siebie dać. Jeśli oczekujesz takiego działania to musisz też zaproponować jakieś proste narzędzie do jego realizacji, gest, rytuał.

anulacja
Posty: 8
Rejestracja: ndz sie 05, 2018 12:49 pm

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: anulacja » ndz sie 19, 2018 12:15 pm

Iluminacja pisze:Chcesz dalej podtrzymywać ten znany mit o samo spełnieniu, pasjach, podróżach, samorealizacji, afirmacji, ekspresji swych możliwości w skierowaniu na świat jako jednostka zaznaczająca swe istnienie. Gdzie druga osoba jest swego rodzaju dopełnieniem, dodatkiem miłym ale nie koniecznym bo inteligentny , samo realizujący się człowiek potrafi czerpać szczęście z tego co sam zrealizuje.
Nie zamierzam niczego podtrzymywać. Zdaje sobie sprawę, że potrzeba drugiego człowieka jest ważna ale raczej nie jest dobre sprowadzanie całego życia do tej kwestii. Poza tym są różne osoby, takie co po roku bycia samemu wpadają w ciężką depresję a są tacy co potrafią być przez dłuższy czas sami i nie mają z tego powodu poczucia jakiegoś wielkiego cierpienia. Sama miłość też nie rozwiązuje automatycznie wszystkich problemów no i nie jest powiedziane, że będzie trwała niezmiennie do końca życia.
Iluminacja pisze:Pewnie kojarzysz piramidę potrzeb masłowa. Jej stopniowanie nie do końca jest prawdziwe. Na ta jej szczycie jest umieszczone wielkie krzykliwe JA. To jest styl istnienia–myślenia, dziecka, które przez swój egoizm i wieczne przedstawianie swojego JA przed całym światem uznaje swoją sprawczość nad rzeczami i ludźmi – to że może działać, to że może zmieniać, może się rozwijać, może wpływać, kształtować jak rzeczy tak i ludzi wedle swoich potrzeb, dla siebie. To prymitywne. Na szczycie jest MY.
A moim zdaniem te "JA" zawsze jest na pierwszym miejscu. W pierwszej kolejności człowiek dąży do zaspokajania własnych potrzeb, czy to fizjologicznych czy psychicznych. I nawet te bycie w związku to jest w pierwszej kolejności realizowanie własnej potrzeby bliskości, emocjonalności czy bezpieczeństwa. Ktokolwiek, kto jest czy wchodzi w związek to jest w nim z powodu własnej potrzeby, że tego chce. Nikt tego nie robi altruistycznie, wyłącznie dla dobra tej drugiej osoby. A jak nie chcesz być w związku to odchodzisz od tej drugiej osoby, nie zostajesz z nią na siłę albo dlatego, że ona chce a Ty nie. Jakieś poświęcanie się w związku też wynika raczej z własnych potrzeb - bo czujemy, że potrzebujemy być z tą osobą. Jeśli mamy wybór między poświęceniem się a zakończeniem związku to wybieramy pierwszą opcję jeśli utrzymanie relacji jest dla nas ważniejsze, "korzystniejsze" niż jej zakończenie.
A nawet zakładając, że na tym szczycie rzeczywiście jest "MY" to zrealizowanie tej potrzeby nie zapełnia innych, które też są ważne. Są i osoby, które mają w odwrotną stronę - odnalazły się w miłości ale nie dokonały samorealizacji i też z czasem mogą odczuwać, ze czegoś im jednak brakuje.
Iluminacja pisze:Chyba zachodzi nieporozumienie semantyczne co oznacza słowo ‘’związek’’ i używamy go na przemian w różnych znaczeniach kontekstowych. Zazwyczaj mam na myśli związek jako bliskie, emocjonalne, duchowe i jakieś tam wyidealizowane bycie z sobą. Ty odnosisz się do związku jako jakieś relacji psychicznej, formalnej, życiowej etc. Bycie i życie w związku, nie oznacza że dwoje ludzi jest w związku a jedynie w jakieś tam relacji w jakimś tam stopniu bliskości – lub bardziej oddalenia i łączą ich jedynie pewne sprawy życiowe i konieczności jak dzieci, kredyty, seks i zakupy etc.
Być może bo moim zdaniem życie w związku jest formą psychicznej i życiowej relacji, którą w końcu się formalizuje przez obrączki i umowę w urzędzie. Nie to, że uważam, że to tylko jakaś tam umowa ale nawet i te bycie w małżeństwie nie zawsze jest tak idealne bo w końcu przychodzi ten etap kiedy ta wzajemna fascynacja nieco płowieje a na jej miejsce pojawiają się za to wspólne mieszkanie, obowiązki, czasem nowe problemy itp, których wcześniej nie było bo po prostu relacja nie była na takim bliskim poziomie. Co innego związek w sensie spotykanie się z kimś przez np rok-dwa lata, czas burzy hormonów, chęci wspólnego spędzania czasu razem bez w sumie większych zobowiązań a co innego, kiedy relacja wchodzi na te głębsze rejony, gdzie rzeczywiście jesteśmy "MY'.
Takie emocjonalne i duchowe, wyidealizowane nieco bycie ze sobą podchodzi mi bardziej pod termin w stylu "prawdziwej miłości". A coś takiego w stosunku do swojej relacji z drugą osobą można raczej z pełną świadomością użyć po jakimś konkretnym czasie życia z drugą osobą i dogłębnym jej poznaniu. Być może dlatego jest tyle nieudanych związków i małżeństw - bo ludzie oczekują, że zawsze będzie tak wspaniale i cudownie jak to jest na początku, kiedy na dobrą sprawę nie ma się jakiś specjalnych zobowiązań wobec tej drugiej osoby. Albo uważają, że samo zawarcie związku małżeńskiego scali ich nieodwracalnie więc nie trzeba się już tak starać.
A utrzymanie takiego głębokiego uczucia i samej relacji to nie jest coś, co po prostu przyjdzie i będzie, to jest ciągła praca nad sobą i tej drugiej osoby również, czego sporo osób nie chce lub nie potrafi robić (nie trzeba mieć do tego OS). I tak obserwując czy słysząc inne osoby dochodzę do wniosku, że taki głęboki, prawdziwy związek nie występuje aż tak często i sporo tych normalnych, zwykłych ludzi żyje w różnych relacjach i nie zawsze jest właśnie tak fajnie jak się może wydawać. Nie mówiąc już o ewidentnych patologiach ale to już inna sprawa.
Iluminacja pisze:Ciągle ktoś pisze że schizoid może tworzyć realny związek. Czy może ktoś w końcu poda jakiś przykład? Lub inaczej, słyszał o czymś takim? Bo nadal to tylko spekulacje. A to co napisałem to nie jest żadna prawda objawiona, tylko myśl i nie widzę powodu do rewidowania swego stanowiska w tym względzie, chyba że ktoś mi pokaże przynajmniej jeden przykład udanego związku schizoida.
Z tego co czytałam na forum to paru użytkowników było w związkach (jedna osoba chyba nawet w małżeńskim). Poza tym nawet jeśli ktoś by podał i z kilka takich przypadków to nie zwiększa to automatycznie Twoich szans na cokolwiek, nie zmienia to Twojego charakteru ani zdolności do tworzenia związków. To, że komuś z OS uda się być i trwać w związku nie oznacza, że i Tobie też miałoby się udać. Każdy człowiek jest inny, nawet Ci z OS różnią się od siebie, jak i środowisko, w którym żyją albo osoby, które w nim napotykają na swojej drodze.
Inną sprawą jest to czy ktoś rzeczywiście ma OS czy nie bo z tego co czytałam to są tu osoby (jak i ja sama zresztą), które mówią o poczuciu czegoś w rodzaju podobieństwa na zasadzie cech charakteru i podejścia, ale jednocześnie nie uważają się za takowych. Część osób z kolei w ogóle nigdy choćby nie była u psychiatry/ psychologa więc na dobrą sprawę nie ma jakiejś konkretnej diagnozy (tak, ja wiem, że możliwość autodiagnozy itd ale nie będę się nad tym rozwlekać). Kwestią dyskusyjną jest też czy niektórzy bardziej czują się jako OS czy OU, no i też czy istnieje 100% schizoidalność skoro choćby w niektórych tematach odpowiedzi np co do potrzeby kochania czy potrzebowania bliskiej osoby są różne.

x809
Posty: 28
Rejestracja: wt lis 24, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: x809 » ndz sie 19, 2018 3:16 pm

Osa pisze:zastanawia mnie to co napisałeś o "wewnętrznej walce" (pragnienie bliskości i izolacji), choć bezsensownie jest generalizować, to rozumiem, że osoba z os. schizoidalną pragnie bliskości tylko coś wewnątrz niej na jej osiągniecie nie pozwala i dlatego ucieka? (natomiast nie jest to tak proste, że ona w rzeczywistości nie potrzebuje innych ludzi?)
Z tego co wiem, różni ludzie znajdują się na różnym poziomie rozwoju emocjonalnego. W przypadku kiedy taki rozwój był z jakiś powodów zaburzony, może się okazać, że ktoś mający np. 30 czy 40 lat, nadal znajduje się na poziomie kilkulatka jeśli chodzi o umiejętność przywiązywania się czy nazywanie emocji.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchi ... da_potrzeb

Według teorii potrzeb Maslowa kiedy się rodzimy znajdujemy się na samym spodzie piramidy, czyli na poziomie potrzeb fizjologicznych. Według tej teorii, po urodzeniu stopniowo pniemy się po piramidzie w górę. Przy czym, według teorii, potrzeby z warstwy wyższej, pojawiają się dopiero kiedy zaspokojone są potrzeby z warstwy niższej.

Na tym etapie powstaje też pierwsza więź emocjonalna z drugim człowiekiem, zwykle jest to więź z matką. Ponieważ matka jest pierwszą osobą, która swoją obecnością sprawia, że niemowlę czuje się bezpiecznie (zaspokaja jego potrzebę bezpieczeństwa), niemowlę przywiązuje się do niej i zaczyna darzyć ją uczuciem (pojawia się potrzeba <tu dziwne słowo na M> i przynależności).
Jeśli ten proces na jakimkolwiek etapie przebiegł nieprawidłowo, rozwój emocjonalny zostaje zahamowany.

I teraz odpowiadając na Twoje pytanie: tutaj dużo może zależeć od głębokości zaburzenia, czyli etapu, na którym rozwój zatrzymał się.

W przypadku kiedy stało się to bardzo wcześnie, może się okazać, że taka osoba przez resztę dorosłego życia funkcjonuje na samym spodzie piramidy. W takiej sytuacji potrzeby z warstw wyższych np. potrzeba bliskości, mogą objawiać się jako bliżej nieokreślona pustka, ale nie są to jasne zidentyfikowane potrzeby. To są oczywiście przypadki najcięższe i tutaj rzeczywiście rokowania są słabe, ponieważ właśnie tej potrzeby bliskości właściwie nie ma. W tym sensie, że nie jest ona zidentyfikowana, ukierunkowana i taka osoba nie odczuwa bezpośrednio jej braku.

To daje też pewien trop co może się stać kiedy taka osoba już przywiąże się do kogoś w życiu dorosłym. Ponieważ jest to pierwsza więź w życiu takiej osoby, to może ona wyglądać podobnie jak wygląda pierwsza więź w życiu człowieka... czyli właśnie jak więź symbiotyczna noworodka z matką. A takiej więzi żadna dorosła osoba nie jest w stanie przyjąć od drugiej dorosłej osoby. W literaturze i internecie można znaleźć - pozornie zupełnie sprzeczne z opisem osobowości schizoidalnej - wzmianki o stalkingu ze strony takich osób. Można nawet na tym forum wyłapać jak od czasu do czasu ktoś wspomni o jakimś dawnym, "wymazanym epizodzie", o którym nic prawie nie pisze poza tym, że był żenujący i nie wie jak do tego mogło dojść. Podejrzewam, że przynajmniej cześć użytkowników widząc takie wiadomości wzajemnie identyfikuje się ze sobą, chociaż nikt za bardzo na te tematy nie rozmawia.
viewtopic.php?f=7&t=170
Czyli kiedy u takiej osoby udałoby się już wzbudzić uczucia, to mogłoby się okazać, że jej obecna emocjonalność jest - mówiąc półżartem - na poziomie huby drzewnej.

Z drugiej strony, wydaje mi się, że nawet jednorazowe powstanie takiej prymitywnej więzi na którymkolwiek etapie życia, może być punktem zwrotnym i dobrze rokować na przyszłość.

***
Gbur pisze:O ile NAPRAWDĘ chcesz mu pomóc [autorko tematu], to proces tworzenia więzi z osobą z os jest chyba najlepiej opisany w materiałach dla psychoterapeutów.
Wydaje mi się, że tutaj warto zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście autorka chciałaby pełnić rolę terapeutki, a nie partnerki i czy to jest na pewno dobre dla obu stron.
Gbur pisze:Natomiast owszem, wydaje mi się, że przebić się przez tą schizoidalną skorupę może tylko osoba dojrzała - przy której schizoid nie będzie miał wrażenia, że jeżeli się otworzy i pokaże te wszystkie swoje emocje i traumy to ją tym przytłoczy i zniszczy, albo ona ucieknie. I w drugą stronę - da mu poczucie bezpieczeństwa, że wtedy ona nie zniszczy schizoida, który jej zaufał. I jednocześnie będzie na tyle silna by potrafiła te emocje i traumy wziąść na siebie i je rozwiązać bez uszczerbku dla siebie. Inaczej na którymś etapie to się rozleci.
Przynajmniej ta mi się wydaje.
Jeśli mówimy o terapeucie to myślę, że można się z tym zgodzić (że terapeuta powinien być osobą dojrzałą emocjonalnie). Ale jeśli mówimy o prywatnych relacjach dwojga dorosłych ludzi, to może być tu istotny zgrzyt.
Wydaje mi się, że ludzie intuicyjnie dobierają się tak, aby być mniej więcej na swoim poziomie emocjonalnym. I tutaj, tak jak zauważyła umarlazkotami, osoba dojrzała emocjonalnie, wybierze partnera dojrzałego emocjonalnie. To taka osoba będzie dla niej atrakcyjna i z taką osobą możliwe będzie utworzenie partnerskiej relacji dopasowanej do tego co może zaoferować i tego co sama chciałaby otrzymać. Lub jeszcze inaczej, nie można sobie wyobrażać swojego idealnego partnera/ki, który/a spełni wszystkie nasze potrzeby mając do zaoferowania jedynie swoje własne pragnienia. To nie jest tak, że ktoś poczuje chęć kontaktu, tylko dlatego, że ktoś inny tej osoby potrzebuje. W takiej sytuacji byłoby to obciążenie, a nie wartość wniesiona do życia takiej osoby. Dla jasności napiszę, że zdaję sobie sprawę, że chociaż łatwo to powiedzieć/napisać, to nie niekoniecznie jest to coś łatwego do zaakceptowana. Poza tym wydaje mi się, że fantazje o idealnym partnerze/rce spełniającym/ej wszystkie potrzeby mogą być bardziej powszechne niż może się wydawać, może nawet jest to jakiś jeden z etapów w rozwoju (nie wiem tego, tylko głośno myślę). W tym sensie, że same w sobie niekoniecznie muszą być czymś złym, o ile są etapem przejściowym.

***

Wydaje mi się, że osoby z różnymi zaburzeniami przyciągają się, właśnie ze względu na swoje deficyty, wrażenie "bycia na podobnym poziomie", że "z kimś takim to może się udać".

Niestety - kiedy już dojdzie do takiej relacji, to szybko mogą się ujawnić braki w ogólnie radzeniu sobie w bliższym kontakcie z drugą osobą. I również niestety, te trudności otwierają furtki do różnych dysproporcji, nierównowagi, nadużyć albo relacja zaczyna opierać się np. na wykorzystywaniu. I tutaj - znowu niestety - wiem, że osobowość schizoidalna nie jest wyjątkiem.
zima pisze:Raczej myślę, że wielu z nas zasługuje, zresztą pisałam też we wcześniejszym temacie o kontaktach z płcią przeciwną, jeszcze przed zerwaniem, i nie byłam przeciwna randkowaniu przez schizoida.
Nie wiem czy słowo "zasługiwać" jest tutaj najlepsze, ale dla równowagi napiszę, że pomimo tego co napisałem powyżej, wydaje mi się, że takie osoby mogą stworzyć dobrą relacje, która umożliwi obu stronom się rozwinąć. To może być szansa dla obojga takich osób, ale pod jednym podstawowym warunkiem - że na każdym etapie relacja będzie partnerska. Osoby mogą funkcjonować na takim poziomie jak aktualnie potrafią, np. w zakresie okazywania uczuć, nie musi wszystko działać tak jak u innych par, może być dostosowane do ich indywidualnego poziomu, ale muszą oboje dostrzegać te deficyty i traktować siebie jak równych partnerów. I tutaj zaburzenie nie powinno być usprawiedliwieniem.

***
Osa pisze:Słysząc głosy rozsądku często nie przyjmuję ich do wiadomości i mam zawsze naiwną nadzieję, że to co fioletowe można rozdrapać i stanie się zielone mówiąc w przenośni. Ale będąc tego świadoma i tak w większości przypadków siadam do tej rosyjskiej ruletki :roll: .
Nie chcę żeby wyglądało, że próbuję Ci doradzać co zrobić, więc potraktuj to jako luźne przemyślenia. Nie wiem jak duże są Twoje doświadczenia w relacjach - jeśli widzisz, że to jest kolejna z wielu znajomości, która przebiega według jakiegoś znanego schematu, to być może to jest sygnał, że "coś może być nie tak". Oczywiście ja tego nie wiem, jedynie głośno myślę.
Ale w innym przypadku, myślę, że z dwojga złego, kiedy poczujemy, że czegoś chcemy, to lepiej jest to w mniejszym lub większym stopniu zrealizować, zweryfikować i nawet po jakimś czasie zobaczyć, że to jednak "nie to" i świadomie zrezygnować niż nie zrobić nic. W pierwszym przypadku nabywamy realne doświadczenia (w tym wiedzę o samym/samej sobie i ogólnie o funkcjonowaniu różnych spraw, rozwijamy się). W drugim pozostają nam dalej jedynie swoje wyobrażenia "co by było gdyby" i w pewnym sensie stoimy w miejscu.
Osa pisze:dyskusje emocjonalne odstawić (chociaż gdzieś czytałam, że elementem "walki" z cechami osobowości schizoidalnej może być właśnie nazywanie uczuć/emocji, ale rozumiem też że największym lękiem napawają emocje związane z bliskością i relacją z drugim człowiekiem, więc tych należy unikać?)
Tak, wydaje mi się, że to jest chyba często jednym z głównych celów psychoterapii. Tyle, że to chyba nie o taki poziom uczuć chodzi. Mnie np. kiedyś terapeutka przez jakiś czas pytała czy poprzedniego dnia smakował mi obiad. I to pytanie zawsze było dla mnie trudne. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Wtedy tego nie dostrzegałem, ale teraz widzę, że ona próbowała nakłonić mnie do emocjonalnego ustosunkowania się do czegoś. Chciała odpowiedzi na poziomie emocjonalnym, a nie intelektualnym. To oczywiście jest sprawa indywidualna, ale chodzi o to, że podejmując niektóre tematy, może wyglądać to trochę tak jakby zaprowadzić 5-latka na wykład uniwersytecki.
Osa pisze:
x809 pisze:osoba schizoidalna postrzega dwa przeciwstawne "zagrożenia" odnośnie otoczenia:
- że będzie ono zimne, niereagujące czyli "emocjonalnie puste",
- że będzie ono pochłaniające, ingerujące, przez co utracą oni swoją indywidualność i niezależność.
zastanawia mnie to co napisałeś o "wewnętrznej walce" (pragnienie bliskości i izolacji), choć bezsensownie jest generalizować, to rozumiem, że osoba z os. schizoidalną pragnie bliskości tylko coś wewnątrz niej na jej osiągniecie nie pozwala i dlatego ucieka?
Taka osoba może przedwcześnie dostrzegać sygnały porzucenia (w jej odczuciu dokonanego lub nadchodzącego) lub przekroczenia jej osobistych granic. Tak jakby jej "wewnętrzny radar" był niedostrojony, nieprawidłowo skalibrowany.

Czyli nie chodzi o to, że te osoby reagują w jakiś niespotykany sposób, w który nikt inny nie reaguje. Tak samo reagują też inni "zdrowi" ludzie, ale chodzi o to kiedy w jakich okolicznościach to się dzieje (zbyt wcześnie) i o skale zjawiska.

Fragen
Posty: 257
Rejestracja: wt cze 12, 2018 8:29 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: Fragen » pn sie 20, 2018 4:40 pm

Osa wybacz jeśli pytanie jest zbyt osobiste, ale czy zastanawiałaś się kiedyś dlaczego pociągają cię te "ciemne piwnice"? Skąd potrzeba ożywienia żywego kamienia, jakim, przynajmniej w tym co piszesz, jest twój kolega?
Nie chcę być źle zrozumienia, absolutnie cię nie oceniam i nie chcę podważać twoich nadziei. Często jednak jest w życiu tak, że szukamy w innych tego, czego sami w sobie nie chcemy zobaczyć (stąd np relacja osoby zależnej z narcystyczną). Albo też, posłuszni prawu powtarzania traumy próbujemy np uleczyć rodzica w innym człowieku.
O zagrożeniach dla ciebie w relacji z twoim kolegą nic już nie będę pisać, bo wszystko co ważne zostało wcześniej powiedziane-)

Fragen
Posty: 257
Rejestracja: wt cze 12, 2018 8:29 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: Fragen » pn sie 20, 2018 6:10 pm

A jeśli mówimy o związkach schizoidów to przede wszystkim nie ma w przyrodzie takiego gatunku jak schizoid.Jest człowiek z zaburzeniem: osobowość schizoidalna czyli człowiek który jako bardzo małe dziecko w taki a nie inny sposób zareagował na odrzucenie i inne traumy. Nie ma jednak dwóch takich samych ludzi z OS, bo to po prostu niemożliwe - generalizacja więc, że człowiek o schizoidalnym typie zaburzeń jako taki nie może wchodzić w związki jest z gruntu fałszywa. Oczywiście, że może tyle, że podobnie jak inni obarczeni dziecięcymi traumami: neurotycy, ludzie z osobowością zależną, histronicy itp będzie miał znacznie bardziej pod górkę. Tak ze znalezieniem partnera jak i ułożeniem sobie relacji.
Naturalnie jeśli chce jakkolwiek w nią wchodzić. Bo przecież może nie chcieć i do tego też ma prawo.

osa
Posty: 10
Rejestracja: sob sie 11, 2018 2:05 pm

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: osa » wt sie 21, 2018 7:31 pm

umarlazkotami pisze:
czw sie 16, 2018 11:15 am
Osa - abstrahując już od arcyciekawego obiektu Twojej uwagi i pomijając, czy jest on schizoidalny czy jakikolwiek inny, to dziwi mnie, że tak mocno dewaluujesz i pomniejszasz w tym wszystkim swoją osobę, próbując dostosować się i sprostać oczekiwaniom kogoś innego, rezygnując przy tym ze swoich potrzeb.
Pytasz się tutaj o sposoby 'jak się zbliżyć do schizoida' jakbyś szukała patentu na innego człowieka, a nie jesteś zainteresowana, jak i czy ta relacja zaspokoi Twoje potrzeby i oczekiwania (nie mówię o patologicznym masochizmie). Nie masz wymagań względem niego? To błąd. Po pierwsze wymagania i oczekiwania wobec innych świadczą o naszym poczuciu wartości i o tym, że jesteśmy sami dla siebie cenni i wartościowi i wiemy, co jest, czy tam co powinno być, dla nas dobre. Po drugie, jeśli komuś choć trochę zależy na naszej osobie, potrafi dokonać wysiłku jakiejkolwiek zmiany. Schizoid też. Oczywiście ma on swoje granice, ale pewna elastyczność jest możliwa. W relacji każdy człowiek (a schizoid to też człowiek) powinien dać swój wkład i włożyć jakąś pracę i fakt, że ktoś jest schizoidalny nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Taka osoba może Ci pewnych rzeczy dać mniej, inne rzeczy może dać w innym, może nie tak efektownym opakowaniu, ale nie powinna być bierna. Schizoid, gdy mu na kimś zależy, potrafi odwzajemnić zainteresowanie, uchylić do siebie furtkę.

Zastanów się, dlaczego traktujesz tak sama siebie wykazując taki masochistyczny mechanizm. Masochizm jest zajebisty w łóżku, oczywiscie z zaufanym partnerem, tak jest się przyjemnie zeszmacić( albo poznęcać się nad kimś) natomiast w życiu warto o siebie zadbać aby dostawać od innych to, co nas będzie budowało, rozwijało, a nie niszczyło i eksploatowało.
Umarłazkotami - masz rację w tym że nie można dostosowywać się do innej osoby, by spełnić jej oczekiwania, nie zwracając uwagi na swoje, ale z drugiej strony, wrażliwość i empatia jest ważna w relacji dwóch osób, staranie się zaspokoić potrzeby emocjonalne drugiej osoby to moim zdaniem podstawa związku, gorzej gdy nasze nie są zaspokajane i wtedy masz rację trzeba myśleć o sobie, ale ktoś musi to zapoczątkować, a jeśli osoba z osobowością schizoidalną nie zrobi tego jako pierwsza (albo nawet wogóle), to moim zdaniem można zaryzykować i przejąc tą rolę, do momentu gdy nie zacznie boleć
W pisze:
ndz sie 19, 2018 7:25 am
Jeśli jeszcze nie znasz to może tabelka Akhtar (np. w artykule o OS z Wikipedii) może być jakimś odniesieniem.

Z tego co się orientuję, nie wiem na ile inni się tutaj z tym zgodzą, w życiu schizoida zdarza się spotkać osobę, z którą kontakt nie drenuje akumulatora, ale jest to rzadkie (rzędu kilka przypadków w życiu?), wiem, że mi się coś takiego zdarzyło ale już nie potrafię przywołać z pamięci takiej osoby / sytuacji. Prawdopodobieństwo, że spotkam w życiu kobietę, kandydatkę do związku, do tego nie drenującą mojej energii samą obecnością, uznaję za praktycznie nierealne. Nie mam pojęcia czy może to być podatne na jakieś kształtowanie, wypracowanie (również zepsucie). Jeśli chcesz spróbować związku ze schizoidem musisz mieć na uwadze, że nawet jeśli (wewnętrznie) oceni Ciebie na Wspaniały Cud Zesłany z Niebios, to drenowanie jego energii przez sama Twoją obecność może być nie do uniknięcia.
Dzięki W, czyli w takich momentach drenowania energii jedyną możliwością bycia blisko z taką osobą jest zniknięcie z jej pola widzenia :wink: Bardzo ciekawa tabelka, jeśli mogę mieć do niej pytanie to jak rozumiem, cechy "overt" należy rozumieć jako pewną rodzaju maskę, która chroni przed ujawnieniem się cech "covert"? A ujawnienie się cech "covert" jest pewnego rodzaju celem, stanem w którym osoba będzie mogła być bardziej sobą? Zauważam u mojego znajomego cechy z obu stron
Fragen pisze:
pn sie 20, 2018 4:40 pm
Osa wybacz jeśli pytanie jest zbyt osobiste, ale czy zastanawiałaś się kiedyś dlaczego pociągają cię te "ciemne piwnice"? Skąd potrzeba ożywienia żywego kamienia, jakim, przynajmniej w tym co piszesz, jest twój kolega?
Nie chcę być źle zrozumienia, absolutnie cię nie oceniam i nie chcę podważać twoich nadziei. Często jednak jest w życiu tak, że szukamy w innych tego, czego sami w sobie nie chcemy zobaczyć (stąd np relacja osoby zależnej z narcystyczną). Albo też, posłuszni prawu powtarzania traumy próbujemy np uleczyć rodzica w innym człowieku.
Fragen, jak to często bywa, najtrudniej zdiagnozować samego siebie :roll: ale myślę, że skłonności do wchodzenia w trudne sytuacje wynikają z jakiegoś umiłowania do walki/ucieczki od normalności(?), ale poza tym przecież piwnica poza ciemnością może kryć też dużo skarbów :D

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: W » śr sie 22, 2018 9:05 pm

osa pisze:
wt sie 21, 2018 7:31 pm
w takich momentach drenowania energii

Drenowanie energii raczej nie zachodzi tylko momentami, to jest przewlekłe ;).


osa pisze:
wt sie 21, 2018 7:31 pm
jedyną możliwością bycia blisko z taką osobą jest zniknięcie z jej pola widzenia

Coś takiego. Jak to się ma odbywać musicie sami między sobą „wynegocjować”. Wydaje mi się, że najlepsza rzecz, jaka może się schizoidowi przytrafić to praca zapewniająca izolację od ludzi na kilka godzin, z ograniczoną ilością presji, wtedy może zachować energię na ważniejszą część życia ;) Przychodzą mi na myśl historie różnych pisarzy lub kompozytorów, którzy zamykali się w pokoju na czas pracy i cała rodzinka chodziła za drzwiami na paluszkach żeby nie przeszkadzać, albo mieli osobny domek, altanę, warsztat, w którym pracowali. Przychodzi mi też na myśl postać z filmu „Zmęczenie materiału” ten gość, który znikał i żona nie wiedziała nawet gdzie jest, a on łowił sobie ryby w górach, sam. (z tego co pamiętam nie była wtedy w najlepszym stanie, co doprowadziło do wylądowania w łóżku z ekstrawertykiem)


osa pisze:
wt sie 21, 2018 7:31 pm
Bardzo ciekawa tabelka, jeśli mogę mieć do niej pytanie to jak rozumiem, cechy "overt" należy rozumieć jako pewną rodzaju maskę, która chroni przed ujawnieniem się cech "covert"? A ujawnienie się cech "covert" jest pewnego rodzaju celem, stanem w którym osoba będzie mogła być bardziej sobą? Zauważam u mojego znajomego cechy z obu stron

„Jawna” część to po prostu cechy prezentowane na zewnątrz i zewnętrzna aktywność. „Maska” raczej dotyczy tylko tego, co służy chwilowemu dopasowaniu się do ludzi, z czym schizoid się nie identyfikuje (w znacznym stopniu). Część „jawna” nie jest tylko zasłoną, obie strony są częścią funkcjonowania s.. W praktyce może być jednak niezbyt ładnie, dostęp do strony „niejawnej” może być mocno utrudniony, musisz się liczyć z tym, że nie będziesz miała do niej dostępu, albo z wyraźnymi okresami trzymania dystansu i otwierania się. Musisz mieć na uwadze, że to co jest zewnętrznie prezentowane w danym momencie to nie jest wszystko co się w nim dzieje. To jest istotne, bo przynajmniej część kobiet wymaga ciągłego prezentowania(?) czegoś, emocjonalnego popychania(?), tymczasem schizoid może być mentalnie nieobecny, ale też Tobie może się zdawać, że jest nieobecny, podczas gdy on w swojej głowie odbiera i śledzi każdy dźwięk Twojej aktywności i dobrze wyczuwa w jakim jesteś stanie, mimo, że nawet na ciebie nie spojrzy. (HSP piszą o męczeniu się z powodu intensywnego odbierania stanu osób, z którymi mają kontakt) Oczywiście to ogólne ujęcie, sama będziesz musiała się zorientować jaka jest dynamika tego Twojego przypadku.



Na te skarby to bym uważał, skrzyneczka może się okazać pusta ;)

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: W » śr sie 22, 2018 9:21 pm

Notowałem sobie trochę na boku czytając to wszystko, większość do niczego się nie nadawała, wywaliłem, ale coś jeszcze zostało.

@ x809
To jest po prostu rodzaj upośledzenia, utrwalonych nieprawidłowych wzorców myślenia, postrzegania, nieprawidłowych zachowań itd.

Żeby dokonać takiego stwierdzenia musisz najpierw posiadać możliwość oceny co jest prawidłowe a co nie jest i tutaj pojawia się problem, względność czy wpływ środowiska, kultury.
Jestem przekonany, że psychowiedza musi przejść ten sam rozwój co biologia (w końcu opisuje podzbiór biologii) od wizji ścisłej konstrukcji i określonych przez źródła kreacjonizmu norm, przez ideę utrzymywania stałej równowagi (balance of nature theory albo Gaia hypothesis) po zrozumienie, że systemy naturalne są dynamiczne, ciągle się zmieniają, ze sporą rolą chaosu (ruch w systemie umożliwiający zaistnienie różnorodnych zdarzeń i procesów) i są takie, bo w takim stanie się utrzymują, a nie po to, żeby zrobić „dobrze”. Psychika ludzi, zachowania i społeczne zależności są takimi systemami, jednocześnie są częścią większego biologicznego systemu, a różnorodność jest niezbędna do jego trwania. Jak to ktoś ładnie powiedział: każdy najdrobniejszy krok ewolucyjny był odstępstwem od normy zanim się rozpowszechnił. Więcej, pewne cechy istnieją i trwają mimo, że nie mają prostego intuicyjnie sensu, jak homoseksualizm (który występuje również u zwierząt). Ta wizja jest dla mnie odniesieniem w miejsce przywiązania do normatywności.

„po części jest zapewne tak, że inne osoby szybko wyczuwały, że on nie nadaje się do znajomości. Czyli to co inne kobiety odstraszało”

Temat tego co kobiety przyciąga a co odpycha zrodził niemałą ilość treści i niemały przemysł, poradniki, coaching, odparowywanie wody na siłowniach, i niemało frustracji ;)

„może się okazać, że ktoś mający np. 30 czy 40 lat, nadal znajduje się na poziomie kilkulatka jeśli chodzi o umiejętność przywiązywania się czy nazywanie emocji”

Masz tu na myśli upośledzenie umysłowe, zespół Downa? Chyba w złym kontekście rzuciłeś to zdanie. Rozumiem, że można porównać do dziecka kogoś, kto nie panuje nad swoimi emocjami. Czy nadmierne hamowanie swoich reakcji emocjonalnych jest według Ciebie cechą dziecięcą?

„Czyli kiedy u takiej osoby udałoby się już wzbudzić uczucia, to mogłoby się okazać, że jej obecna emocjonalność jest - mówiąc półżartem - na poziomie huby drzewnej.”

Sugerujesz, że istnieją ludzie pozbawieni emocji? czy raczej wskazujesz na niekompatybilność reakcji pomiędzy różnymi formami życia? masz na myśli kwestię ekspresji zgodnie z jakimś jedynie słusznym słownikiem? Mam paskudne wrażenie, że brak ekspresji emocji jest większym problem dla osób normalnie napędzanych emocjami, które najwyraźniej reagują emocjonalnie na niestandardową ekspresję (czy to nie ogranicza ich tolerancji i zdolności poznawczych?).
Widzę trzy jasne źródła problemów z ograniczoną emocjonalnością: objawy psychosomatyczne, ograniczone reakcje emocjonalne to zmniejszona siła napędzająca aktywność, oraz nie reagujesz w sposób, którego oczekują i który rozumieją. To trzecie jest przykre, stoję i widzę co się dzieje, osoba, która jest przy mnie reaguje emocjonalnie, zdaję sobie sprawę w jakim jest stanie na tyle, na ile obserwacja to umożliwia, zastanawiam się co mogę sensownego zrobić lub powiedzieć, tymczasem to, czego się ode mnie oczekuje to szybka, automatyczna, skrótowa, lustrzano - zwrotna reakcja emocjonalna. To przykre gdy to co mówisz ma mniejszą wartość niż to jak mówisz. To przykre gdy możesz po prostu odejść ale zostajesz i ma to mniejszą wartość niż jakieś gesty. To przykre gdy ktoś się od ciebie odwraca, gdy mówisz w innym języku.
Nie będę się zakładał, ale jak sądzisz więcej problemów jest z panowaniem nad emocjami czy ich „brakiem”?

„wzmianki o stalkingu ze strony takich osób”

Z Wikipedii:
„Scholars note that the majority of men and women admit engaging in various stalking-like behaviors following a breakup, but stop such behaviors over time, suggesting that "engagement in low levels of unwanted pursuit behaviors for a relatively short amount of time, particularly in the context of a relationship break-up, may be normative for heterosexual dating relationships occurring within U.S. culture."”

Pojęcie to jest używane raczej do sytuacji uporczywego zachowania, a nie do np. nastolatków podglądających sąsiadkę czy regularnego zaglądania na czyjegoś facebooka.


*****


Biorąc pod uwagę jak ostatnimi czasy kwestia tworzenia stałych związków przez mieszkańców krajów rozwiniętych jest ..nieoczekiwanie nieprawidłowa(?), oraz szybko wygooglowane statystyki ilości problemów psychicznych – 25% ludzi w skali roku ma problemy psychiczne, 49% osób (63% milenialistów) z Kanady ma problemy psychiczne w ciągu swojego życia, dochodzę do wniosku, że na szczycie dobrobytu musiało dojść do jakiegoś masowego dręczenia i nadużywania dzieci, z pewnością na znacznie większą skalę niż za starszych pokoleń.

https://jonathannorton.wordpress.com/20 ... hotherapy/
https://www.psychologytoday.com/ca/blog ... d-no-steak
https://thepsychologist.bps.org.uk/volu ... ent-theory
http://www.personalityresearch.org/papers/lee.html


*****




@ Iluminacja
„Gdzie są te dowody na zdolność tworzenia realnego związku przez schizoida?”

Dowodów nie mam, ale można trafić na poszlaki.
Autor strony www.schizoids.info (niedostępna, już jej nie ma? dostępna przez web cache) - schizoidalny psycholog, żonaty, bez dzieci.
Pamiętam (bo to jedyne niosące możliwość wyobrażenie jakie mam ;)) taki wpis na anglojęzycznym forum, sprzed lat, dziewczyna napisała, że ma schizoidalnego partnera, sama jest mocno niezależna i nie potrzebuje nieustannej obsługi, i jej taki związek odpowiada.
Osoby z OS nie tworzą płynnej dynamiki zbliżania się i oddalania, ich związanie jest bardziej spolaryzowane i może mieć przebieg „epizodyczny”, i nie widzę w tym nic złego jeśli obu stronom taka dynamika nie przeszkadza, rozumieją w czym uczestniczą, owszem to raczej nie będzie statystyczna norma, ale może takie okresowe „spotykanie się” ma jakieś swoje ..niedocenione „uroki”?, choć w sumie nie mi to oceniać. Zdaje się żaden związek nie przetrwa bez jakiejś formy robienia przerw i oddalenia.

Może to schizoidalne ale to „realnego” zwraca moją uwagę, więc się zapytam (z autentycznej ciekawości): jakie jest prawdopodobieństwo stworzenia „realnego” związku przez osoby bez psychiatrycznej etykiety?

„teraz widzę takiego 100% schizoida jak Gbur, czy W”

Gdybym był 100% to bym się pewnie na tym forum nie udzielał, ani na żadnym innym ;). Akurat doświadczony specjalista, najlepszy spośród tych, z którymi maiłem kontakt (najlepiej rozumiał z czym ma do czynienia i co z tym zrobić, psychiatra), stwierdził, że nie mam OS - w sensie zaburzenia, tylko taki typ osobowości (zgodnie ze zróżnicowaniem styl-typ-zaburzenie). Ja nie doszukuję się źródła mojej OS w jakiejś szczególnej traumie z dzieciństwa, która wykształciła mechanizmy obronne przeszkadzające w późniejszym życiu, tylko w posiadaniu stałej cechy, która w pewnej konfiguracji utrudnia dostosowanie do środowiska przez całe życie i OS pełni w tym swoją regulacyjną funkcję (choć nie działa zbyt finezyjnie). Uważam że OS niesie ze sobą właściwości posiadające swoją realną wartość czy jakość, których nie ma w spektrum przeciętności. Rzecz po prostu w znalezieniu właściwego kompromisu, jak zawsze, do którego w moim przypadku nie prowadzi żadna ruchliwa autostrada i nie ma żadnej gwarancji sukcesu.




@ Umarlazkotami
„A co do 'zrozumienia' drugiej osoby, to powtórzę - czym innym jest zrozumienie, wyrozumiałość, przyjacielska pomoc, a czym innym 'branie na siebie czyichś traum i rozwiązywanie ich' ”

A co jeśli twój partner dozna paraliżu i ktoś będzie musiał go codziennie dźwigać i myć mu tyłek, i nie będzie już zdolny do zaspokajania Twoich różnych potrzeb? podjęłabyś się tego? nie jest to branie na siebie jego fizycznej ułomności? nie wygląda to jak relacja matka-dziecko? A gdyby wrócił z wojny z traumą? Nie znam statystyk rozwodów kobiet z weteranami, z pewnością dawniej kobiety nie miały takiego wyboru w tym zakresie jak obecne, były żonami (nie twierdzę, że to było idealne i bezproblemowe). Wiesz co jest chyba największym zarzutem mężczyzn z MGTOW wobec kobiet?: kobiety nie potrafią być partnerkami, uciekają, szukają czegoś lepszego przy odrobinie trudności lub znudzenia, jak mężczyzna się angażuje to wpada w emocjonalną zależność i zaślepienie a kobiety nie – nie potrafią kochać tak jak mężczyźni (i że wszystkie pod tym względem są takie same).
Szanuję Twoją szamotaninę i drogę rozwoju, zastanawiam się jednak na ile poszukiwanie „dojrzałego” związku nie jest idealistyczną wizją czegoś, co się może zdarza ale rzadko, a główną siłą napędową jest tu nudna wytrwałość i pohamowanie impulsywnych, emocjonalnych dążeń? Pomijając wabik odurzenia czy nie jest ten cały interes ostatecznie złożoną transakcją przeprowadzaną w niezbyt sprzyjających okolicznościach i mającą charakter wieloletniego procesu? (widzę, że Anulacja już coś napisała w tym kierunku ale zostawiam żeby domknąć ten komentarz)

Biorąc pod uwagę definicję dojrzałości (która swoją drogą też nie jest bezproblemowa) zastanawiam się czy znaczna część zarzutów o niedojrzałość i wytykanie braku odpowiedzialności nie jest zwykłą projekcją.

*****

Trafiłem jakiś czas temu na tego gościa:
https://www.youtube.com/watch?v=f0Fi32LbXHA

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: umarlazkotami » sob sie 25, 2018 6:35 pm

W pisze:
śr sie 22, 2018 9:21 pm
A co jeśli twój partner dozna paraliżu i ktoś będzie musiał go codziennie dźwigać i myć mu tyłek, i nie będzie już zdolny do zaspokajania Twoich różnych potrzeb? podjęłabyś się tego? nie jest to branie na siebie jego fizycznej ułomności?

W tym całym dyskursie chodzi mi nie o sam fakt udzielenia komuś/przyjęcia od kogoś wsparcia, lecz o stanowisko i postawę potrzebującego. Bo czym innym jest nastawienie 'będę sobie leżał i chorował, bo miałem spartolone dzieciństwo i teraz jestem zaburzony i potrzebuję psychicznej i życiowej pielęgniarki, która wszystko ogarnie i uniesie moje traumy', a czym innym coś w stylu 'będę się starał i pracował nad sobą, ale czasem mogę potrzebować wyrozumiałości i pomocy, gdy nie będę sobie radził + postaram się też dać coś komuś od siebie'.
Co do powyższego pytania. Inaczej chorują osoby niesprawne, które podejmują leczenie, rehabilitację, dbają o swój stan psychiczny, a inaczej ludzie, którzy rezygnują z wszelkiej walki i są tylko ciężarem dla siebie i innych.
Stephen Hawking mimo nieuleczalnej choroby nadal pracował, miał pogodną osobowość i dwie żony. Oba małżeństwa zakonczyły się rozwodem (jak u wielu sprawnych i zdrowych ludzi), ale mimo wielu obciażeń, dawały też żonom Hawkinga zapewne wiele satysfakcji i przyjemnosci (obydwie wyszły za niego dobrowolnie, z miłości, swiadome jego choroby)
Osobiście uważam, że jeśli ktoś decyduje się na wejście w relację z innym człowiekiem, to mimo swoich ograniczeń, powinien jakoś sam próbować siebie stawiać do pionu, a nie zrzucać ten cieżar na innych. A jeśli nie daje sam ze sobą rady, to jak może wymagać czegoś takiego od partnera? (w perspektywie długofalowej na dodatek). Uważam, że tutaj jest miejsce na mądre rozeznanie w uświadomieniu sobie własnych możliwości i ich granic. Szanuję postawę, gdzie ktoś żyje po swojemu, decyduje się np rezygnować z relacji etc, ale potrafi w tym unieść samego siebie i to jest wg mnie też dojrzałe. Natomiast zrzucanie ciężaru swojej osoby, swojego życia na partnera i roszczeniowa postawa wobec całego świata, który ma się do nas dostosowywać - no sorry, ale to nie tyle skurwysyństwo, co dziecinada.
Ja owe wymagania, które tutaj określam, stawiam przede wszystkim wobec siebie samej. Ja sama chciałabym być partnerką dla mojego towarzysza życiowego.
Co do facetów MGTOW i ich bolesnych zarzutów wobec kobiet, to analogicznie spójrzmy, ile jest samotnych matek (szczególnie z dziecmi niepełnosprawnymi) porzuconych przez partnerów? Ilu jest dłużników alimentacyjnych? Czy to nie wygoda życiowa mężczyzn i ucieczka od trudów codzienności i życiowej odpowiedzialnosci? Nie ma się co licytować więc, czy to faceci, czy kobiety są bardziej wygodniccy. Każdy ma swoją włąsną perspektywę.

'Dojrzały związek', a przynajmniej dążenie do takowego, nie postrzegam jako 'idealistycznej wizji', lecz jako w miarę zdrową, realną relację dwojga ludzi, którzy potrafią dać sobie radę samemu ze sobą w relacji, potrafią dać komuś wsparcie i również je przyjąć, potrafią konstruktywnie (a nie toksycznie) się kłócić, potrafią wyjść poza swój egoizm, potrafią zrozumieć, że 'idealne dopasowanie' nie istnieje, bo są tylko jakieś widełki, o które się zahaczamy, a resztę musimy sobie nawzajem dotrzeć i się siebie nauczyć, że relacja to nie tylko przyjemność, ale i praca, uważność, że powinna być zachowana zdrowa symbioza bliskości (między dystansem i zlaniem się), że kryzysy i problemy są w pakiecie z przyjemnościami, i ogólnie to to wszystko i jeszcze wiele innych rzeczy (których się uczę), to trza sobie wypracować, bo zauroczenie od pierwszego wejrzenia tego nie załatwia. Nie mówiąc o codziennej prozie życia, no ale to ostatnie to akurat mam dość solidnie doświadczone i własnie brak mi człowieka, który miałby podobną odporność na prozę codzienności.
Ja szukam w sobie jakichś możliwości do choć częsciowej realizacji takiej wizji, bo jakieś tam wersje demo mi się przytrafiały i mimo, że konczyły się fiaskiem, to jednak coś tam udawało mi się ze sobą ugrać w tych epizodach, co mnie troszkę cieszy i daje pewne wnioski, że może warto o siebie zawalczyć w tym żywocie, który został mi tak przypadkowo i lekkomyślnie dany.

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: W » ndz sie 26, 2018 1:05 am

OK. To co napisałaś wygląda ładnie. Ja mogę tylko teoretyzować w tym temacie ;) Zgadzam się, że MGTOW są mocno jednostronni. Zakładam z góry, że jak komuś zależy na czymś albo widzi w czymś realną wartość to się stara, przynajmniej na ile jest w stanie, i obie strony muszą, inaczej ten dwustronny interes nie ma sensu. Przypadek wysokiej zależności i bierności rozumiem ale to jest przypadłość tworząca ciągłość, problem leży raczej w miejscu postawienia granicy. Podejrzewam, że np. moje problemy z motywacją wpadają do tej kategorii ze względu na zależność od zewnętrznej motywacji, szczególnie w zakresie „prozy codzienności” (o ile ten zwrot rozumiemy podobnie). Jak sądzę to też dotyczy braków w emocjonalnej ekspresji bo to tworzy zależność od przyjęcia na siebie przez drugą stronę ..przewodnictwa w tym zakresie i wyrozumiałej akceptacji. Poruszamy się w obrębie raczej trudnych przypadków i ani Hawking nie rokował ani ja za bardzo nie rokuję. Nie wiem też czy dobrze odbieram, że jednak stawiasz ułomność fizyczną ponad problemami natury psychologicznej? Widzę też w tym co napisałaś obraz konieczności wykazywania stałego dążenia w określonym kierunku, to brzmi dla mnie dość znajomo niekoniecznie pozytywnie, może mężczyźni przez większe nastawienie na osiąganie wymiernego rezultatu mają większą skłonność do odpuszczania, co czasem bywa prawidłowym odruchem. Nadal mam jednak problem z udziałem woli w związkach, nadal wygląda to dla mnie raczej na wyszarpywanie jak największej ilości kuponów na loterię, która i tak jest mocno ustawiona, i ludzi idących na paskudne kompromisy żeby coś tutaj ugrać raczej nie brakuje, z przymusu.

x809
Posty: 28
Rejestracja: wt lis 24, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: x809 » sob wrz 15, 2018 1:55 am

W pisze:
śr sie 22, 2018 9:21 pm
x809 pisze:Jeśli dobrze zrozumiałem Twój post, to wspomniany mężczyzna nigdy nie był w trwałej relacji damsko-męskiej. Wiem, że może się wydawać, że "przecież z nim jest wszystko w porządku", on jest po prostu samotnym ekscentrykiem i nigdy nikogo nie chciał. Pewnie jest to po części prawda. Ale nie ma co się czarować - po części jest zapewne tak, że inne osoby szybko wyczuwały, że on nie nadaje się do znajomości. Czyli to co inne kobiety odstraszało, było sygnałem ostrzegawczym, Ciebie nie odepchnęło, a może nawet przyciągnęło.
Wspomniałaś o swoich skłonnościach masochistycznych. Często jest tak, że ludzie z różnymi zaburzeniami przyciągają się. Czyli w pewnym uproszczeniu:
- "normalni" znajdują sobie "normalnych",
- jeśli ktoś "normalny" trafi na kogoś mocno zaburzonego, to po prostu szybko się orientuje, że ta druga osoba nie za bardzo się nadaje do relacji i nic z tego nie wychodzi lub taka znajomość szybko się kończy,
- ale jeśli trafią na siebie dwie mocno "zaburzone" osoby to... może zacząć im się wydawać (albo przynajmniej jednej z nich), że właśnie znaleźli "boczną furtkę na życie" i zaczyna się jakiś rodzaj układu/relacji/czegoś i - niestety - zwykle nie jest to układ dobry dla żadnej strony (czyli to nie jest zdrowa, partnerska, zaspokajająca potrzeby obu stron relacja).
Temat tego co kobiety przyciąga a co odpycha zrodził niemałą ilość treści i niemały przemysł, poradniki, coaching, odparowywanie wody na siłowniach, i niemało frustracji ;)
Nie miałem tutaj na myśli konkretnej płci. Napisałem o mężczyźnie, ze względu na płeć autorki (i jej orientację). Ale analogicznie, dla dojrzałego emocjonalnie mężczyzny nie będzie atrakcyjna kobieta (jako partnerka życiowa), która zachowuje się np. jak przysłowiowa rozkapryszona dziewczynka i nieustannie się obraża (to tylko przykład). Owszem, wydaje mi się, że faktycznie kobiety z różnymi problemami częściej wchodzą w związki (w porównaniu do mężczyzn), ale analogicznie są one albo nietrwałe albo są to relacje z kimś równie zaburzonym (czyli często to nie są dobre relacje). I te ostatnie chociaż mogą trwać latami, to równie często są wyniszczające dla jednej lub obu stron.
W pisze:
śr sie 22, 2018 9:21 pm
x809 pisze: może się okazać, że ktoś mający np. 30 czy 40 lat, nadal znajduje się na poziomie kilkulatka jeśli chodzi o umiejętność przywiązywania się czy nazywanie emocji
Masz tu na myśli upośledzenie umysłowe, zespół Downa? Chyba w złym kontekście rzuciłeś to zdanie. Rozumiem, że można porównać do dziecka kogoś, kto nie panuje nad swoimi emocjami. Czy nadmierne hamowanie swoich reakcji emocjonalnych jest według Ciebie cechą dziecięcą?
Tutaj miałem na myśli, że jeśli ktoś prawie nie ma kontaktu z emocjami, hamuje je lub wręcz są one z jakiś powodów poza jego zasięgiem, to przez to również stoi w miejscu w tym obszarze. Czyli wiek metrykalny niekoniecznie musi iść w parze z dojrzałością emocjonalną. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja kiedy siedzimy wygodnie w fotelu mówiąc "ja bym w takiej sytuacji zrobił/a tak i tak", "ja bym tak się na pewno nie zachował/a", a zupełnie czym innym jest kiedy dane wydarzenie dzieje się "tu i teraz".

I teraz miałem na myśli, że sytuacja osoby, która jak określiłeś przez lata nadmiernie hamuje swoje reakcje emocjonalne, czyli nie nabywa realnych doświadczeń, może przypominać właśnie takie siedzenie w wygodnym fotelu.

Nie chce żeby wyglądało, że się wymądrzam, to tylko moje własne przemyślenia.
W pisze:
śr sie 22, 2018 9:21 pm
x809 pisze:wzmianki o stalkingu ze strony takich osób
(...) Pojęcie to jest używane raczej do sytuacji uporczywego zachowania, a nie do np. nastolatków podglądających sąsiadkę czy regularnego zaglądania na czyjegoś facebooka.
Tak... właśnie o uporczywe zachowanie chodzi.
"Schizoid personality disorder individuals are characterized by a detachment from social relationship and a restricted range of expresed emotions in interpersonal situations. Individuals with this disorder are socially isolative, and when they do form an intimate relationship, they may be unwilling to give it up. Their stalking may be a result of either a desire to continue it, or an act of vengeance towart one of the few individuals that they became interpersonally invested in and trusted. Additionally, these individuals have poor social skills and may not understand how their nonmalicious behaviors are perceived as harmful by the victim "

Na wikipedii jest też wzmianka, że ludzie z osobowością schizoidalną są bardziej podatni na erotomanię (w znaczeniu formalnym, a nie potocznym jako nadmierne zainteresowanie seksem).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Erotomania

Resztę punktów przeczytałem, ale nie wiem jak mogę się teraz do nich odnieść czy coś dodać.

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: W » sob wrz 15, 2018 5:54 am

Wybacz, ale chyba nie łapię Twojego porównania. Masz na myśli, że „bezemocjonalna” osoba nie bierze udziału w różnych sytuacjach, bo się z nich wycofuje, czy może, że bierze w nich udział ale tak, jakby nie brała, więc to się nie liczy. Mam inne, tendencyjne porównanie: czy osoba mająca dobrze wytresowanego psa, który dzięki tresurze nie rzuca się na inne psy, jest mniej dojrzałym właścicielem psa, bo omijają ją pewne doświadczenia związane z posiadaniem psa (ma mniejsze doświadczenie z takimi sytuacjami)?
Definicja dojrzałości jest ..dwuskładnikowa: 1. (biologiczna) organizm dojrzały jest niezależny; 2. (psycho-społeczna) organizm dojrzały zachowuję się w sposób odpowiedni, adekwatny do sytuacji. Jak łatwo zauważyć obie części są problematyczne w stosunku do Homo Sapiens, który jest silnie społeczny, druga definicja zakłada, że ktoś ocenia adekwatność zachowania, jest więc mocno względna, w tej sytuacji obie sobie wręcz przeczą. Dojrzałość emocjonalna jest więc oceną adekwatności czyichś reakcji emocjonalnych, kto wystawia tą ocenę? przeciętna tłumu? specjaliści? ja sam ją sobie wystawiam? na jakiej podstawie? Z mojego doświadczenia wynika, że najczęściej robią to kobiety ;)


Na szybko to przejrzałem. W książce, którą zacytowałeś, nieco niżej, w rozdziale „Research Commentary”, masz napisane: „In line with the perspective taken in this critique, the question must be raised as to what is gained by ascertaining diagnoses of stalkers. Knowing that a stalker has bipolar disorder not tell as why that individual is stalking; otherwise, all bipolar individuals would stalk.” Oraz w podsumowaniu: „Whether successful treatment of the Axis I and Axis II disorders in these nonerotomanic stalkers will have a significant impact on future stalking and violence is a question of great import that deserves, and will no doubt receive, further study.” Również we fragmencie o OS nie podają źródła. Tutaj str 77 masz, poza paroma szczegółami, wskazane źródło: 204 przypadki z 214 diagnozami w tym jeden przypadek diagnozy OS.
Te książki koncertują się na próbach scharakteryzowania stalkera, fragment, który przytoczyłeś to przypuszczenia, mała ilość danych, na tej podstawie można powiedzieć, że stalkerzy mają różne problemy psychiczne i problemy z tworzeniem związków, ale nie da się stwierdzić, że np. osoby z OS mają większą skłonność do stalkingu.

Gbur
Posty: 636
Rejestracja: pt sty 08, 2016 12:00 am
Kontakt:

Re: jak zbliżyć się do osoby z os. schizoidalną na akceptowalną odległość?

Postautor: Gbur » ndz paź 21, 2018 12:54 am

Chciałbym w końcu ukończyć ten post, przepraszam za zwłokę.
x809 pisze:
ndz sie 19, 2018 3:16 pm

Gbur pisze:O ile NAPRAWDĘ chcesz mu pomóc [autorko tematu], to proces tworzenia więzi z osobą z os jest chyba najlepiej opisany w materiałach dla psychoterapeutów.
Wydaje mi się, że tutaj warto zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście autorka chciałaby pełnić rolę terapeutki, a nie partnerki i czy to jest na pewno dobre dla obu stron.

No właśnie. W głowie dzwoni mi taki cytat " nie pomagasz komuś uzależniając go od siebie, ale czyniąc go silniejszym".

Wydaje mi się, że autorka wątku poszukuje partnera. Warto jednak zauważyć, że "akceptowalna odległość" dla schizoida, z dużym prawdopodobieństwem, będzie dla osoby bez OS [z dużym prawdopodobieństwem] niewystarczająca do stworzenia więzi partnerskiej. Wydaje mi się także, że ów "akceptowalna odległość" ma być jedynie krokiem do zbliżenia się do tej osoby, po którym autorka tematu będzie chciała próbować go zmienić i oswajać... i prawdopodobnie odbije się od muru.

Stąd zasugerowałem, że jeżeli autorka rzeczywiście chce pomóc tej osobie, to może lepiej będzie zmienić typ relacji na przyjacielską i odpuścić sobie romans.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość