Osa pisze:zastanawia mnie to co napisałeś o "wewnętrznej walce" (pragnienie bliskości i izolacji), choć bezsensownie jest generalizować, to rozumiem, że osoba z os. schizoidalną pragnie bliskości tylko coś wewnątrz niej na jej osiągniecie nie pozwala i dlatego ucieka? (natomiast nie jest to tak proste, że ona w rzeczywistości nie potrzebuje innych ludzi?)
Z tego co wiem, różni ludzie znajdują się na różnym poziomie rozwoju emocjonalnego. W przypadku kiedy taki rozwój był z jakiś powodów zaburzony, może się okazać, że ktoś mający np. 30 czy 40 lat, nadal znajduje się na poziomie kilkulatka jeśli chodzi o umiejętność przywiązywania się czy nazywanie emocji.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Hierarchi ... da_potrzeb
Według teorii potrzeb Maslowa kiedy się rodzimy znajdujemy się na samym spodzie piramidy, czyli na poziomie potrzeb fizjologicznych. Według tej teorii, po urodzeniu stopniowo pniemy się po piramidzie w górę. Przy czym, według teorii,
potrzeby z warstwy wyższej, pojawiają się dopiero kiedy
zaspokojone są potrzeby z warstwy niższej.
Na tym etapie powstaje też pierwsza więź emocjonalna z drugim człowiekiem, zwykle jest to więź z matką. Ponieważ matka jest pierwszą osobą, która swoją obecnością sprawia, że niemowlę czuje się bezpiecznie (zaspokaja jego potrzebę bezpieczeństwa), niemowlę
przywiązuje się do niej i zaczyna darzyć ją uczuciem (pojawia się potrzeba <tu dziwne słowo na M> i przynależności).
Jeśli ten proces na jakimkolwiek etapie przebiegł nieprawidłowo, rozwój emocjonalny zostaje zahamowany.
I teraz odpowiadając na Twoje pytanie: tutaj dużo może zależeć od głębokości zaburzenia, czyli etapu, na którym rozwój zatrzymał się.
W przypadku kiedy stało się to bardzo wcześnie, może się okazać, że taka osoba przez resztę dorosłego życia funkcjonuje na samym spodzie piramidy. W takiej sytuacji potrzeby z warstw wyższych np. potrzeba bliskości, mogą objawiać się jako bliżej nieokreślona pustka, ale nie są to jasne zidentyfikowane potrzeby. To są oczywiście przypadki najcięższe i tutaj rzeczywiście rokowania są słabe, ponieważ właśnie tej potrzeby bliskości właściwie nie ma. W tym sensie, że nie jest ona zidentyfikowana, ukierunkowana i taka osoba nie odczuwa bezpośrednio jej braku.
To daje też pewien trop co może się stać kiedy taka osoba już przywiąże się do kogoś w życiu dorosłym. Ponieważ jest to pierwsza więź w życiu takiej osoby, to może ona wyglądać podobnie jak wygląda pierwsza więź w życiu człowieka... czyli właśnie jak
więź symbiotyczna noworodka z matką. A takiej więzi żadna dorosła osoba nie jest w stanie przyjąć od drugiej dorosłej osoby. W literaturze i internecie można znaleźć - pozornie zupełnie sprzeczne z opisem osobowości schizoidalnej - wzmianki o stalkingu ze strony takich osób. Można nawet na tym forum wyłapać jak od czasu do czasu ktoś wspomni o jakimś dawnym, "wymazanym epizodzie", o którym nic prawie nie pisze poza tym, że był żenujący i nie wie jak do tego mogło dojść. Podejrzewam, że przynajmniej cześć użytkowników widząc takie wiadomości wzajemnie identyfikuje się ze sobą, chociaż nikt za bardzo na te tematy nie rozmawia.
viewtopic.php?f=7&t=170
Czyli kiedy u takiej osoby udałoby się już wzbudzić uczucia, to mogłoby się okazać, że jej obecna emocjonalność jest - mówiąc półżartem - na poziomie huby drzewnej.
Z drugiej strony, wydaje mi się, że nawet jednorazowe powstanie takiej prymitywnej więzi na którymkolwiek etapie życia, może być punktem zwrotnym i dobrze rokować na przyszłość.
***
Gbur pisze:O ile NAPRAWDĘ chcesz mu pomóc [autorko tematu], to proces tworzenia więzi z osobą z os jest chyba najlepiej opisany w materiałach dla psychoterapeutów.
Wydaje mi się, że tutaj warto zadać sobie pytanie, czy rzeczywiście autorka chciałaby pełnić rolę
terapeutki, a
nie partnerki i czy to jest na pewno dobre dla obu stron.
Gbur pisze:Natomiast owszem, wydaje mi się, że przebić się przez tą schizoidalną skorupę może tylko osoba dojrzała - przy której schizoid nie będzie miał wrażenia, że jeżeli się otworzy i pokaże te wszystkie swoje emocje i traumy to ją tym przytłoczy i zniszczy, albo ona ucieknie. I w drugą stronę - da mu poczucie bezpieczeństwa, że wtedy ona nie zniszczy schizoida, który jej zaufał. I jednocześnie będzie na tyle silna by potrafiła te emocje i traumy wziąść na siebie i je rozwiązać bez uszczerbku dla siebie. Inaczej na którymś etapie to się rozleci.
Przynajmniej ta mi się wydaje.
Jeśli mówimy o terapeucie to myślę, że można się z tym zgodzić (że terapeuta powinien być osobą dojrzałą emocjonalnie). Ale jeśli mówimy o prywatnych relacjach dwojga dorosłych ludzi, to może być tu istotny zgrzyt.
Wydaje mi się, że ludzie intuicyjnie dobierają się tak, aby być mniej więcej na swoim poziomie emocjonalnym. I tutaj, tak jak zauważyła umarlazkotami, osoba dojrzała emocjonalnie, wybierze partnera dojrzałego emocjonalnie. To taka osoba będzie dla niej atrakcyjna i z taką osobą możliwe będzie utworzenie
partnerskiej relacji dopasowanej do tego co może zaoferować i tego co sama chciałaby otrzymać. Lub jeszcze inaczej, nie można sobie wyobrażać swojego
idealnego partnera/ki, który/a
spełni wszystkie nasze potrzeby mając do zaoferowania jedynie
swoje własne pragnienia. To nie jest tak, że ktoś poczuje chęć kontaktu, tylko dlatego, że ktoś inny tej osoby
potrzebuje. W takiej sytuacji byłoby to
obciążenie, a nie wartość wniesiona do życia takiej osoby. Dla jasności napiszę, że zdaję sobie sprawę, że chociaż łatwo to powiedzieć/napisać, to nie niekoniecznie jest to coś łatwego do zaakceptowana. Poza tym wydaje mi się, że fantazje o idealnym partnerze/rce spełniającym/ej wszystkie potrzeby mogą być bardziej powszechne niż może się wydawać, może nawet jest to jakiś jeden z etapów w rozwoju (nie wiem tego, tylko głośno myślę). W tym sensie, że same w sobie niekoniecznie muszą być czymś złym, o ile są etapem przejściowym.
***
Wydaje mi się, że osoby z różnymi zaburzeniami przyciągają się, właśnie ze względu na swoje deficyty, wrażenie "bycia na podobnym poziomie", że "z kimś takim to może się udać".
Niestety - kiedy już dojdzie do takiej relacji, to szybko mogą się ujawnić braki w ogólnie radzeniu sobie w bliższym kontakcie z drugą osobą. I również niestety, te trudności otwierają furtki do różnych dysproporcji, nierównowagi, nadużyć albo relacja zaczyna opierać się np. na wykorzystywaniu. I tutaj - znowu niestety - wiem, że
osobowość schizoidalna nie jest wyjątkiem.
zima pisze:Raczej myślę, że wielu z nas zasługuje, zresztą pisałam też we wcześniejszym temacie o kontaktach z płcią przeciwną, jeszcze przed zerwaniem, i nie byłam przeciwna randkowaniu przez schizoida.
Nie wiem czy słowo "zasługiwać" jest tutaj najlepsze, ale dla równowagi napiszę, że pomimo tego co napisałem powyżej, wydaje mi się, że takie osoby mogą stworzyć dobrą relacje, która umożliwi
obu stronom się rozwinąć. To może być szansa dla obojga takich osób, ale pod jednym podstawowym warunkiem - że na każdym etapie
relacja będzie partnerska. Osoby mogą funkcjonować na takim poziomie jak aktualnie potrafią, np. w zakresie okazywania uczuć, nie musi wszystko działać tak jak u innych par, może być dostosowane do ich indywidualnego poziomu, ale muszą
oboje dostrzegać te deficyty i traktować siebie jak
równych partnerów. I tutaj
zaburzenie nie powinno być usprawiedliwieniem.
***
Osa pisze:Słysząc głosy rozsądku często nie przyjmuję ich do wiadomości i mam zawsze naiwną nadzieję, że to co fioletowe można rozdrapać i stanie się zielone mówiąc w przenośni. Ale będąc tego świadoma i tak w większości przypadków siadam do tej rosyjskiej ruletki
.
Nie chcę żeby wyglądało, że próbuję Ci doradzać co zrobić, więc potraktuj to jako luźne przemyślenia.
Nie wiem jak duże są Twoje doświadczenia w relacjach - jeśli widzisz, że to jest kolejna z wielu znajomości, która przebiega według jakiegoś znanego schematu, to być może to jest sygnał, że "coś może być nie tak". Oczywiście ja tego nie wiem, jedynie głośno myślę.
Ale w innym przypadku, myślę, że z dwojga złego, kiedy
poczujemy, że czegoś chcemy, to lepiej jest to w mniejszym lub większym stopniu zrealizować,
zweryfikować i nawet po jakimś czasie zobaczyć, że to jednak "nie to" i świadomie zrezygnować niż nie zrobić nic. W pierwszym przypadku nabywamy realne doświadczenia (w tym wiedzę o samym/samej sobie i ogólnie o funkcjonowaniu różnych spraw, rozwijamy się). W drugim pozostają nam dalej jedynie swoje wyobrażenia "co by było gdyby" i w pewnym sensie stoimy w miejscu.
Osa pisze:dyskusje emocjonalne odstawić (chociaż gdzieś czytałam, że elementem "walki" z cechami osobowości schizoidalnej może być właśnie nazywanie uczuć/emocji, ale rozumiem też że największym lękiem napawają emocje związane z bliskością i relacją z drugim człowiekiem, więc tych należy unikać?)
Tak, wydaje mi się, że to jest chyba często jednym z głównych celów psychoterapii. Tyle, że to chyba nie o taki poziom uczuć chodzi. Mnie np. kiedyś terapeutka przez jakiś czas pytała czy poprzedniego dnia smakował mi obiad. I to pytanie zawsze było dla mnie trudne. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Wtedy tego nie dostrzegałem, ale teraz widzę, że ona próbowała nakłonić mnie do emocjonalnego ustosunkowania się do czegoś. Chciała odpowiedzi na poziomie emocjonalnym, a nie intelektualnym. To oczywiście jest sprawa indywidualna, ale chodzi o to, że podejmując niektóre tematy, może wyglądać to trochę tak jakby zaprowadzić 5-latka na wykład uniwersytecki.
Osa pisze:x809 pisze:osoba schizoidalna postrzega dwa przeciwstawne "zagrożenia" odnośnie otoczenia:
- że będzie ono zimne, niereagujące czyli "emocjonalnie puste",
- że będzie ono pochłaniające, ingerujące, przez co utracą oni swoją indywidualność i niezależność.
zastanawia mnie to co napisałeś o "wewnętrznej walce" (pragnienie bliskości i izolacji), choć bezsensownie jest generalizować, to rozumiem, że osoba z os. schizoidalną pragnie bliskości tylko coś wewnątrz niej na jej osiągniecie nie pozwala i dlatego ucieka?
Taka osoba może przedwcześnie dostrzegać sygnały
porzucenia (w jej odczuciu dokonanego lub nadchodzącego) lub
przekroczenia jej osobistych granic. Tak jakby jej "wewnętrzny radar" był niedostrojony, nieprawidłowo skalibrowany.
Czyli nie chodzi o to, że te osoby reagują w jakiś niespotykany sposób, w który nikt inny nie reaguje. Tak samo reagują też inni "zdrowi" ludzie, ale chodzi o to kiedy w jakich okolicznościach to się dzieje (zbyt wcześnie) i o skale zjawiska.