"Związki" seksualne
Re: "Związki" seksualne
Chyba masz rację, wyszedłem poza temat.chudzielec pisze:Temat jest stricte o relacjach seksualnych.Gbur pisze:Ciężko mi się przemóc, by wydatkować energie na coś, co nie jest idealne, czyste i warte poświęcenia (w moim subiektywnym odczuciu).
O jakie wiec kryteria chodzi?
Rzeczywiście są. Po obejrzeniu wydaje mi się jednak, że jest w tym pewna sztuczność.
Japonia to "dziwny" kraj, w którym relacje między ludźmi są znacznie bardziej..powściągliwe. Ciekawe czy w Europie podobna usługa miałaby rację bytu, czy w Polsce w ogóle byłaby możliwa do realizacji.
-
- Posty: 1252
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: "Związki" seksualne
U nas jest program "Randka w łóżku" który ma być wielka sensacją.
Widziałem fragment na reklamach multimedialnych w autobusie.
Widziałem fragment na reklamach multimedialnych w autobusie.
-
- Posty: 101
- Rejestracja: sob sie 20, 2016 9:33 pm
Re: "Związki" seksualne
Wy tu wyskakujecie z Randką w łóżku a tymczasem nasze życie jest jak z Chłopaków do wzięcia który to program mnie raczej nie bawi a smuci.
-
- Posty: 1252
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: "Związki" seksualne
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że właściwości intelektualne większości kobiet są odrażające.
A później zdziwienie że facetom chodzi tylko o seks.
A później zdziwienie że facetom chodzi tylko o seks.
-
- Posty: 1252
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: "Związki" seksualne
Póki co jedyne do czego doszło w moim przypadku to zostanie pocałowaną w policzek (nie spodziewałam się totalnie, więc mu się udało, za drugim razem się odsunęłam) i przytulenie mnie siłą. Czułam się bardzo niekomfortowo, mimo że tak naprawdę bardzo potrzebuję bliskości. Właśnie bardziej opartej na czułości niż namiętności. To nie to, że ta "cielesna" sfera życia mnie zupełnie nie interesuje, ale nie potrafiłabym robić tego z kimś kogo nie znam lub z kimś do kogo nie czuję nic. Po prostu czułabym się, jak jakaś najgorsza zdzira. Co nie zmienia faktu, że dosyć często zastanawiam się jakie to uczucie być z kimś. Miłości nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Sex dla sexu to po prostu ćwiczenia fizyczne, a ja bardzo nie lubię ćwiczyć:D:D:D Może dlatego mam takie opory:D:D:D
Pomysł z wynajmowaniem (że się tak wyrażę) kogoś do przytulania wydaje mi się ciekawy chociaż bardziej przemawia do mnie po prostu nawiązanie przyjaźni. Najlepiej chyba byłoby mieć taką schizoidalną osobę odmiennej płci za przyjaciela. Małe szanse na przerodzenie się takiej znajomości w miłość, więc można czuć się bezpiecznie, mniejsze ryzyko komplikacji, obie strony otrzymałyby to czego w danej chwili potrzebują no i raczej żadna strona nie obrazi się, gdy nie masz ochoty często się spotykać. Sama nie wiem. Płacenie za czułość chyba byłoby przykre. No, ale wszystko zależy czego kto oczekuje.
Pomysł z wynajmowaniem (że się tak wyrażę) kogoś do przytulania wydaje mi się ciekawy chociaż bardziej przemawia do mnie po prostu nawiązanie przyjaźni. Najlepiej chyba byłoby mieć taką schizoidalną osobę odmiennej płci za przyjaciela. Małe szanse na przerodzenie się takiej znajomości w miłość, więc można czuć się bezpiecznie, mniejsze ryzyko komplikacji, obie strony otrzymałyby to czego w danej chwili potrzebują no i raczej żadna strona nie obrazi się, gdy nie masz ochoty często się spotykać. Sama nie wiem. Płacenie za czułość chyba byłoby przykre. No, ale wszystko zależy czego kto oczekuje.
-
- Posty: 168
- Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm
Re: "Związki" seksualne
To się może sprawdzić, ale nie jest pozornie proste. Wymaga dużo wysiłku jednak, wkładu własnego no i pewnej 'walki' ze swoją własną schizoidalnością. Ogólnie, to z doświadczenia własnego wiem, że schizoidowi nie jest łatwo być z kimkolwiek, nawet z podobnym sobie. Czasem drugi schizoid, mimo podobnych predyspozycji osobowosciowych, które wiele ułatwiają, jest trudnym partnerem, bo równie jak ja zamkniętym emocjonalnie, czy ze skłonnością do wycofywania się, izolacji i brakuje wtedy kogoś w roli spoiwa. Trzeba wtedy odłożyć na bok włąsne uprzedzenia i przewrażliwienia i pomóc tej drugiej osobie. A to jest trudne, bo wtedy trzeba wejśc w rolę dorosłego i uciszyć w sobie to lękliwe, czasem roszczeniowe dziecko. I w rolę takiego dorosłego muszą naprzemiennie wchodzić obie strony, gdzie jedna drugą 'ratuje' i ciągnie do pionu, lub pracuje nad samym sobą, aby się za głęboko nie pogrążąc.hotaru27 pisze: ↑śr gru 13, 2017 12:45 amNajlepiej chyba byłoby mieć taką schizoidalną osobę odmiennej płci za przyjaciela. Małe szanse na przerodzenie się takiej znajomości w miłość, więc można czuć się bezpiecznie, mniejsze ryzyko komplikacji, obie strony otrzymałyby to czego w danej chwili potrzebują no i raczej żadna strona nie obrazi się, gdy nie masz ochoty często się spotykać.
Ja naprawdę bardzo lubię mojego przyjaciela i koniec naszej relacji byłby dla mnie stratą. Ale miewam dni, gdy chcę być tylko dla siebie, chcę tak intensywnie mojej samotni i każdy człowiek mi przeszkadza i zakłóca. Chcę robić jakieś rzeczy i nie dzielić się tym z nikim. Chcę być nawet mentalnie sama, bez tego człowieka - satelity gdzieś z tyłu głowy. Miewam dni, że chcę byc sama tak już na zawsze, aby nie czuć niepokoju i lęku, jaki jednak odczuwam w każdej relacji z każdym człowiekiem. Chcę być wolna od lęku przed odrzuceniem, albo przeciwnie, przed bliskością. Chcę być wolna od moich pokręconych neurotyzmów i od horrendalnego wysiłku, jakim jest dla mnie w miarę dojrzała postawa. Chcę miec święty spokój. Wystarczą mi tylko moje koty. Czasem myślę, aby ponieść stratę, ale jednocześnie doznać ulgi.
Ja lubię ludzi. Ale jednocześnie ta schizoidalnośc jest we mnie silnie odczuwalna i ciągnie mnie do siebie w głąb. Jakbym miała w sobie jakiś wadliwy magnes z dwoma przeciwstawnymi biegunami, który powoduje zakłócenia.
Ogólnie, to patrząc wstecz, najwięcej zmian we mnie dokonało się po lekcjach, jakimi były dla mnie relacje (bardziej, jak i mniej udane). Nawet jeśli mam sobie siedzieć w samotności i teoretycznie rozprawiać sama ze sobą o swoim życiu, to muszę mieć do tego jakiś materiał, jakieś doświadczenia, wspomnienia.
Mam cykliczną ochotę na ucieczkę, ale też ochotę na życie, aby wyjść poza to moje schizoidalne getto, poszerzyć horyzonty, zbudować w sobie coś nowego. Dużo już dokonałam i chciałąbym chyba jeszcze trochę, ile dam rady, z jednym człowiekiem.
Ostatnio zmieniony czw sty 25, 2018 7:28 am przez umarlazkotami, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: "Związki" seksualne
To prawda. Jakakolwiek próba stworzenia związku jest bardzo kosztowna energetycznie i psychicznie. Mam wrażenie, że nie potrafię niczego stworzyć. Ostatni mężczyzna, który był mną zainteresowany nawet mi to zarzucił, gdy zrywałam z nim kontakt po jakichś kilku miesiącach wymiany maili. Zaczepił mnie na ulicy, więc to nie była taka stuprocentowo internetowa znajomość. Pomyślałam, że powinnam wreszcie dać komuś szansę. To był jedyny powód dla którego przełamałam strach. Jednak napawał mnie niepokojem. Im dłużej trwała znajomość tym wyczuwałam coraz więcej hmmm złej energii? Może to wyłącznie wina mojego zaburzenia, ale czułam zagrożenie. Był taki dziwnie zafascynowany, z artystycznym zacięciem. Chciał mnie fotografować, rysować, ba nawet podłapał moje naiwne marzenie o napisaniu thrillera psychologicznego:D. Nigdy nie uważałam się za kobietę atrakcyjną, więc teksty w stylu "Ma pani ciekawą twarz. Jest pani taka wschodnio-zachodnia" w pierwszej chwili odebrałam, jak jakiś nieco bardziej wyrafinowany kawał. Dziwiło mnie, że postrzegał moje ewidentne wady, jako coś pozytywnego. Jakby na siłę chciał ze mnie zrobić swój ideał. Czasem myślę, że postąpiłam źle. W końcu był taki poetycki, miał w sobie jakiś rodzaj mrocznego romantyzmu, ale był dla mnie osobą bardzo ciężką w odbiorze. Okrutnie męczyły mnie jego wiadomości, wciąż naciskał na spotkanie, a co najważniejsze miał w sobie coś niepokojącego. I to chyba było realne. Moja schizoidalna przyjaciółka też miała co do niego podobne odczucia. W oczach miał coś co przyprawia mnie o dreszcze, choć nie jestem w stanie określić jaki to rodzaj zła.umarlazkotami pisze: ↑śr gru 13, 2017 5:14 pm
To się może sprawdzić, ale nie jest pozornie proste. Wymaga dużo wysiłku jednak, wkładu własnego no i pewnej 'walki' ze swoją własną schizoidalnością. Ogólnie, to z doświadczenia własnego wiem, że schizoidowi nie jest łatwo być z kimkolwiek, nawet z podobnym sobie.
Ogólnie, to patrząc wstecz, najwięcej zmian we mnie dokonało się po lekcjach, jakimi były dla mnie relacje (bardziej, jak i mniej udane). Nawet jeśli mam sobie siedzieć w samotności i teoretycznie rozprawiać sama ze sobą o swoim życiu, to muszę mieć do tego jakiś materiał, jakieś doświadczenia, wspomnienia.
Mam cykliczną ochotę na ucieczkę, ale też ochotę na życie, aby wyjść poza to moje schizoidalne getto, poszerzyć horyzonty, zbudować w sobie coś nowego. Dużo już dokonałam i chciałąbym chyba jeszcze trochę, ile dam rady, z jednym człowiekiem.
Wciąż łudzę się, że istnieje ktoś z kim byłabym kompatybilna. Ktoś kto nauczyłby mnie czuć. W tym roku kończę 26 lat, a w głębi serca czuję jakby już nic dobrego w tym życiu nie mogło mnie spotkać:D Może jeszcze ktoś się pojawi. Jeśli nie to trudno. Zawsze twierdziłam, że lepiej być samotnym niż uwikłanym w toksyczny związek z kimś kogo się nie kocha. Poza tym jest we mnie lęk przed unieszczęśliwieniem dobrego człowieka. Nie chciałabym być dla swojego mężczyzny ciężarem, utrapieniem, kimś kto ciągnie go w dół. No i jeszcze kwestia sexu, pocałunków czy zwyczajnego dotyku. Nie wiem czy byłabym w stanie podjąć się tego typu aktywności:D A dla większości mężczyzn to bardzo ważne, czyż nie?
Re: "Związki" seksualne
Hotaru,hotaru27 pisze: ↑pt gru 15, 2017 12:19 amTo prawda. Jakakolwiek próba stworzenia związku jest bardzo kosztowna energetycznie i psychicznie. Mam wrażenie, że nie potrafię niczego stworzyć. Ostatni mężczyzna, który był mną zainteresowany nawet mi to zarzucił, gdy zrywałam z nim kontakt po jakichś kilku miesiącach wymiany maili. Zaczepił mnie na ulicy, więc to nie była taka stuprocentowo internetowa znajomość. Pomyślałam, że powinnam wreszcie dać komuś szansę. To był jedyny powód dla którego przełamałam strach. Jednak napawał mnie niepokojem. Im dłużej trwała znajomość tym wyczuwałam coraz więcej hmmm złej energii? Może to wyłącznie wina mojego zaburzenia, ale czułam zagrożenie. Był taki dziwnie zafascynowany, z artystycznym zacięciem. Chciał mnie fotografować, rysować, ba nawet podłapał moje naiwne marzenie o napisaniu thrillera psychologicznego:D. Nigdy nie uważałam się za kobietę atrakcyjną, więc teksty w stylu "Ma pani ciekawą twarz. Jest pani taka wschodnio-zachodnia" w pierwszej chwili odebrałam, jak jakiś nieco bardziej wyrafinowany kawał. Dziwiło mnie, że postrzegał moje ewidentne wady, jako coś pozytywnego. Jakby na siłę chciał ze mnie zrobić swój ideał. Czasem myślę, że postąpiłam źle. W końcu był taki poetycki, miał w sobie jakiś rodzaj mrocznego romantyzmu, ale był dla mnie osobą bardzo ciężką w odbiorze. Okrutnie męczyły mnie jego wiadomości, wciąż naciskał na spotkanie, a co najważniejsze miał w sobie coś niepokojącego. I to chyba było realne. Moja schizoidalna przyjaciółka też miała co do niego podobne odczucia. W oczach miał coś co przyprawia mnie o dreszcze, choć nie jestem w stanie określić jaki to rodzaj zła.umarlazkotami pisze: ↑śr gru 13, 2017 5:14 pm
To się może sprawdzić, ale nie jest pozornie proste. Wymaga dużo wysiłku jednak, wkładu własnego no i pewnej 'walki' ze swoją własną schizoidalnością. Ogólnie, to z doświadczenia własnego wiem, że schizoidowi nie jest łatwo być z kimkolwiek, nawet z podobnym sobie.
Ogólnie, to patrząc wstecz, najwięcej zmian we mnie dokonało się po lekcjach, jakimi były dla mnie relacje (bardziej, jak i mniej udane). Nawet jeśli mam sobie siedzieć w samotności i teoretycznie rozprawiać sama ze sobą o swoim życiu, to muszę mieć do tego jakiś materiał, jakieś doświadczenia, wspomnienia.
Mam cykliczną ochotę na ucieczkę, ale też ochotę na życie, aby wyjść poza to moje schizoidalne getto, poszerzyć horyzonty, zbudować w sobie coś nowego. Dużo już dokonałam i chciałąbym chyba jeszcze trochę, ile dam rady, z jednym człowiekiem.
Wciąż łudzę się, że istnieje ktoś z kim byłabym kompatybilna. Ktoś kto nauczyłby mnie czuć. W tym roku kończę 26 lat, a w głębi serca czuję jakby już nic dobrego w tym życiu nie mogło mnie spotkać:D Może jeszcze ktoś się pojawi. Jeśli nie to trudno. Zawsze twierdziłam, że lepiej być samotnym niż uwikłanym w toksyczny związek z kimś kogo się nie kocha. Poza tym jest we mnie lęk przed unieszczęśliwieniem dobrego człowieka. Nie chciałabym być dla swojego mężczyzny ciężarem, utrapieniem, kimś kto ciągnie go w dół. No i jeszcze kwestia sexu, pocałunków czy zwyczajnego dotyku. Nie wiem czy byłabym w stanie podjąć się tego typu aktywności:D A dla większości mężczyzn to bardzo ważne, czyż nie?
szkoda, że nie jesteś z Krakowa.
Wiem, że zirytowałem Cię jednym postem, ale... znam trochę takich osób i wiem, że masz jakiś potencjał. Ja bardzo lubię pomagać, czasem nawet rozkręcam swoją grupę rehabilitacyjną jak nie mają o czym gadać. Jeżeli chodzi o kontakt 1vs1 to ja jestem totalnie autystyczny, nie potrafię patrzeć w oczy, drętwieją mi mięśnie i czasem mam problem, żeby się skupić, ale w grupie.. totalnie mogę się wyrazić jako organizator, pomysłodawca czegoś albo cokolwiek innego. To też jest sposób na przełamanie swoich słabych stron...
Re: "Związki" seksualne
Malphite pisze: ↑sob sty 13, 2018 10:00 pm
Hotaru,
szkoda, że nie jesteś z Krakowa.
Wiem, że zirytowałem Cię jednym postem, ale... znam trochę takich osób i wiem, że masz jakiś potencjał. Ja bardzo lubię pomagać, czasem nawet rozkręcam swoją grupę rehabilitacyjną jak nie mają o czym gadać. Jeżeli chodzi o kontakt 1vs1 to ja jestem totalnie autystyczny, nie potrafię patrzeć w oczy, drętwieją mi mięśnie i czasem mam problem, żeby się skupić, ale w grupie.. totalnie mogę się wyrazić jako organizator, pomysłodawca czegoś albo cokolwiek innego. To też jest sposób na przełamanie swoich słabych stron...
Ja po prostu bywam nerwowa:D Odebrałam tamten post, jako atak dlatego zareagowałam w taki, a nie inny sposób, ale chyba źle odczytałam intencje. Grupa rehabilitacyjna? Masz na myśli coś na wzór terapii grupowej lub grupy wsparcia? Ja mam podobnie, ale na samym początku znajomości. Jeżeli kogoś polubię to nie jestem już taka sztywna. Przynajmniej wcześniej tak było. Od dawna już w realu nie zawarłam żadnej znajomości. Nie licząc tego podejrzanego adoratora, ale to było chyba z 3 lata temu:D
Re: "Związki" seksualne
Wszystkie relacje seksualne miałem tylko za pieniądze. I są to od paru lat tylko masaże erotyczne. (opisałem to trochę w innym temacie).
solus contra omnes
Re: "Związki" seksualne
Niekoniecznie się ze wszystkim zgadzam ale to ciekawy głos:
www.youtube.com/watch?v=kyKN7FUPFUY
www.youtube.com/watch?v=kyKN7FUPFUY
Re: "Związki" seksualne
No to mam rozwiązanie http://www.przytulanie.pl/Gbur pisze: ↑ndz paź 09, 2016 2:56 pmMoże trochę offtopic:
Szkoda, że nie ma takiej instytucji jak prostytucja, ale dla dziewczyn wyłącznie przytulających się. Moje ciało jest spragnione kobiecego ciepła, nawet jeżeli ja sam tego nie chcę [potrzebne dla odzyskania równowagi emocjonalnej i hormonalnej].
Re: "Związki" seksualne
Całkiem to ciekawe, ale cena 100 zł za godzinę samego przytulania? Pozwolę sobie zauważyć, że gdzieniegdzie inne "usługi" są tańsze (choć oczywiście nie korzystam i nie mam zamiaru).
"Pacjenci z osobowością schizoidalną uważają się raczej za obserwatorów świata aniżeli jego uczestników".
"Ni boga, ni pana".
"Ni boga, ni pana".
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości