Nie wiem na ile to jest relewantne, ale ja odczuwam ogromny strach przed przemijaniem. Już jako kilkuletnie dziecko co ludzie nazywają kryzysem egzystencjalnym, rozmyślania o śmierci, nad sensem życia; co nasiliło się gdy zmarł mój dziadek, gdy miałem 5 lat. To nie jest cos na poziomie emocji czy uczuć, to jest cos,co mnie...definiuje. Czuję jak ten lęk wyżarza mnie od środka i wiele moich dotychczasowych działań z niego wynikało; ale także bywa, że paraliżuje działanie - boję się, że zmarnuję swoje życie podejmując błędne decyzje, albo angażując się w "błędne" relacje* - i w ten sposób stracę potencjalną możliwość "odpowiedniego" (/prawdziwego?) życiaumarlazkotami pisze:Miałam kiedyś namiastkę takiej relacji. Paradoksalnie z osobą bardzo ode mnie różną. Nie spodziewałam się, że taki człowiek na swiecie istnieje. A istniał. Teraz czasem nachodzi mnie lęk, że w tej całej przepastnej bazie ludzi, która na dodatek w obecnej dobie technologicznej jest na wyciągnięcie ręki, jest człowiek, z którym jestem kompatybilna, to moje ludzkie zwierzę, i ze umrę, nie poznawszy go.
https://en.wikipedia.org/wiki/Fear_of_missing_out coś takiego, tylko w odniesieniu do człowieka.
Oczywiście ten mój lęk jest w ocenie bajecznie zabawny, bo ja przecież nie nawiązuję znajomości, a te chaotyczne przypadki tak szybko się kończą, ze nawet nie zdążam ich poznać.
* tak, bo ja wiem, że relacje płytkie, oparte na działaniach zewnętrznych (albo można powiedzieć- dzieleniu wspólnego losu), bez jakiegoś głębszego wglądu we wzajemną psychikę są normą społeczną - i może w tym własnie jest recepta na życie by wyprzeć się swojego swiata wewnętrznego, marzeń, żalów, interioryzować normy z otoczenia, pogodzić się z własną prymitywna biologią, pogodzić się z własną śmiertelnością, związać się emocjonalnie ze swoim otoczeniem społecznym i w gierkach o hierarchię w stadzie; wziąć pług i orać zajmując się problemami dnia codziennego by zapewnić sobie (i żonie, którą mieć wypada) byt materialny pozwalający wypełnić życie małymi przyjemnościami, takimi jak kupowanie nowych sprzętów/gier/filmów/rekwizytów podkreślających status społeczny/próbowanie nowych potraw/podróże...
----------------
Czasem gdy jestem w miarę stabilnym/dobrym nastroju jakiś bodziec - może być np. sentymentalna piosenka porusza ten stan i zadaję sobie pytanie, czy na pewno jestem na dobrej drodze, tak jakby daleko w przeszłości istniał jakiś punkt zaczepienia wyznaczający prawidłowy kierunek.