chudzielec pisze:Trzeba z wiedzy robić syntezę odnośnie konkretnych sytuacji i praktykować rozwiązania.
To co ośmielę się powiedzieć my robimy to jak różnica miedzy pisaniem doktoratu o relacjach międzyludzkich a realnym skutecznym ich nawiązywaniem. Można mieć ten doktorat i nie potrafić tego co większość przeciętnych nastolatków. Są rzeczy których się nie nauczy z książek mimo doskonałej znajomości teorii.
Z syntezą jeszcze ok, ale z wyciąganiem praktycznych rozwiązań mam duże problemy. Po pierwsze mam wrażenie, że ja się jakoś depersonalizuję w tych analizach, nie rozważam ich jakby dotyczyły mojego życia, tylko jakiegoś teoretycznego przypadku.
Po drugie mój sposób myślenia idzie jakby z góry na dół, i nawet jeżeli wiem, że POWINIENEM coś zrobić, to muszę ten wzorzec odgórny, teoretyczny zrealizować w rzeczywistości, a w tej poziom komplikacji niezmiernie rośnie.
Czasem zawieszam się nawet na wykonywaniu prostych , codziennych czynności, gdyż zaczynam dzielić wszystko (plan) na tak wiele szczegółów i małych kroków, że perspektywa łącznego dystansu tych wszystkich kroków zaczyna mnie przytłaczać; innym razem moje praktyczne plany gubią się w nieskończenie szerokiej siatce potencjalnych możliwości realizacji tego planu, która zaczyna się rozpościerać jak otchłań, aż daję sobie spokój.
U mnie czasem to nie tylko kwestia relacji międzyludzkich, mam wrażenie, że w dużej mierze też jakieś problemy egzystencjonalne, na których jestem zafiksowany od dziecka.
W pisze: ↑sob paź 03, 2020 12:38 pm
Moje podejście jest takie, że będziesz kręcić się w kółko dopóki nie znajdziesz czegoś nowego. Jeśli nie chcesz być tylko skazanym na los i przypadek to najpierw musisz coś wiedzieć o tym, co się dzieje z tobą i wokół ciebie. To nie jest dążeniem do osiągnięcia jakiegoś stanu pewności, rozwiązania czy innego oświecenia, ale powolne zbieranie i odświeżanie skojarzeń licząc na to że coś nowego z chaosu się wyłoni. Ale ja ponoć już jako dziecko rozkładałem zabawki zamiast się nimi bawić
, u mnie to naturalne.
U mnie naturalne jest nastawienie na rozwiązywanie problemu. Albo na porządkowanie chaosu. Życie jest "problemem teoretycznym" ,którego nie da się rozwiązać.
U mnie poznawanie nowych rzeczy łączy się z tym, że próbuję temat mocno, dociekliwie zgłębić. Ale potem nic z tego, że "wiem" nie wynika. I w końcu to porzucam. Zresztą coraz mniej jest nowych rzeczy, które by mnie jakoś zainteresowały. W sumie to nie o "zainteresowaniu", tylko o jakimś maniakalnym zapale, który motywuje do poznania. Który odpala się coraz rzadziej. W większości "nowości" widzę tylko emanacje starych schematów, czegoś co wynika z czegoś co już wcześniej ustrukturyzowałem.
Nawet jak teraz patrzę, to samo "odkrycie" os, czy zgłębianie własnych struktur psychicznych ( teoria MBTI, teoria etiologii os. , analizowanie schematów moich relacji w rodzinie, analiza własnej dynamiki emocjonalnej, własnych reakcji lękowych itd. ) łączyło się z takim zapałem. Tyle postów ściśle analitycznych tu wyklepałem (albo nie wyklepałem tylko strąciłem do szkicownika). I nic z tego nie wyniknęło (być może dlatego, że wszystko to było we własnej głowie, jakby odizolowane od realnego doświadczenia, które to realne doświadczenie powinno się wbić do mózgu w postaci fizycznych, organicznych połączeń neuronowych - żeby tak jak mówisz można było te nazbierane asocjacje przywoływać w odpowiednim momemcie, odpowiedniej sytuacji - w końcu to co wpływa na nasze emocje, działania w chwili "tu i teraz" nie bierze się z racjonalnych przemyśleń, tylko z bezpośrednich przywoływań asocjacji, które mamy utrwalone w mózgu). Tylko bardziej się odizolowałem w tych swoich analizach, w których nie było realanego połączenia z rzeczywistością. Pewnie więcej daje to, jak Ci ktoś inny, np. psychoterapeuta, powie jakiś truizm, niż własna najbardziej szczegółowa analiza.