Istotnie jest to poważne ułatwienie.
O czym teraz myślisz?
Re: O czym teraz myślisz?
Ostatnio mam taki pomysł, żeby się przebranżowić i spróbować zostać testerem oprogramowania, co obecnie jest modne. Nie boję się nawet tego, że nie dałbym rady, raczej boję się po pierwsze braku motywacji, a po drugie procesów rekrutacyjnych do firm.
Life is suffering.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: O czym teraz myślisz?
Jest problem w branży. Dużo ludzi z bardzo podstawowymi umiejętnościami i bez doświadczenia.
W 2021 u mnie był stażysta z dużo mniejszymi umiejętnościami niż moje.
Bez doświadczenia w branży i w ogóle bez backgroundu w IT.
Miał bardzo duże wymagania płacowe mówił o 8-10 tysiącach na początek.
Obecnie jest jeszcze gorzej. Więcej takich osób.
W 2021 u mnie był stażysta z dużo mniejszymi umiejętnościami niż moje.
Bez doświadczenia w branży i w ogóle bez backgroundu w IT.
Miał bardzo duże wymagania płacowe mówił o 8-10 tysiącach na początek.
Obecnie jest jeszcze gorzej. Więcej takich osób.
Ostatnio zmieniony czw maja 11, 2023 1:46 pm przez chudzielec, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: O czym teraz myślisz?
Tester oprogramowania nie wymaga jakichś wyjątkowych umiejętności. Wymagań płacowych też nie mam dużych. Raczej obawiam się tego, że obecnie w internecie jest "boom" na ten zawód, co poskutkuje tyloma testerami po kursach, że będzie ciężko dostać pracę i na każde ogłoszenie będzie mnóstwo kandydatów. Procedura rekrutacyjna to dla mnie stres nie z tej ziemi. Sam już nie wiem.
Dodatkowo wczoraj wieczorem miałem takie przemyślenie. Niby bardzo fajnie spędziłem dzień, bardzo fajnie według standardów zwykłych ludzi. Byłem na smacznym obiedzie w restauracji, byłem na spacerze w ciekawym parku fizyki w miejscowości obok, gdzie bawiłem się różnymi doświadczeniami, potem oglądałem sobie serial, wieczorem oglądałem sobie mecz. No i mimo tego wszystkiego, kładąc się spać, czułem, że dzień był do dupy. Że ja z tego wszystkiego nie czerpię żadnej przyjemności i do niczego nie jest mi to potrzebne. Traktuje to tylko i wyłącznie jako zabicie czasu i nie jest to dla mnie żadne ładowanie akumulatora życiowego. Bo chodzi właśnie o to, że życiową przyjemność i motywację normalnych osób ja widzę właśnie troszeczkę jako cykl pracy akumulatora. Jak taki normalny człowiek oddaje się atrakcjom, to tak jakby ładował swój akumulator. Następnie ma w nim energię, żeby spożytkować ją na rzeczy teoretycznie nieprzyjemne, bo bierze tę energię właśnie z wcześniejszego ładowania się przyjemnościami. Ja z kolei jestem ciągle rozładowany, bo teoretyczne przyjemności mnie nie ładują, nie mam więc także siły na nieprzyjemności, w których nie widzę sensu. Potem na koniec dnia mam takie przemyślenia, że dzień był pełen jedynie nieprzyjemności i obojętności i tak naprawdę nie dość, że nie było sensu go przeżyć, nie dał mi on nic dobrego, to jeszcze nie ma po co wstawać rano, żeby przeżywać znowu to samo. Mam wrażenie, że marnuję kolejne dni mojego życia, choć to marnowanie nie zależy od działania, tylko od percepcji.
Dodatkowo wczoraj wieczorem miałem takie przemyślenie. Niby bardzo fajnie spędziłem dzień, bardzo fajnie według standardów zwykłych ludzi. Byłem na smacznym obiedzie w restauracji, byłem na spacerze w ciekawym parku fizyki w miejscowości obok, gdzie bawiłem się różnymi doświadczeniami, potem oglądałem sobie serial, wieczorem oglądałem sobie mecz. No i mimo tego wszystkiego, kładąc się spać, czułem, że dzień był do dupy. Że ja z tego wszystkiego nie czerpię żadnej przyjemności i do niczego nie jest mi to potrzebne. Traktuje to tylko i wyłącznie jako zabicie czasu i nie jest to dla mnie żadne ładowanie akumulatora życiowego. Bo chodzi właśnie o to, że życiową przyjemność i motywację normalnych osób ja widzę właśnie troszeczkę jako cykl pracy akumulatora. Jak taki normalny człowiek oddaje się atrakcjom, to tak jakby ładował swój akumulator. Następnie ma w nim energię, żeby spożytkować ją na rzeczy teoretycznie nieprzyjemne, bo bierze tę energię właśnie z wcześniejszego ładowania się przyjemnościami. Ja z kolei jestem ciągle rozładowany, bo teoretyczne przyjemności mnie nie ładują, nie mam więc także siły na nieprzyjemności, w których nie widzę sensu. Potem na koniec dnia mam takie przemyślenia, że dzień był pełen jedynie nieprzyjemności i obojętności i tak naprawdę nie dość, że nie było sensu go przeżyć, nie dał mi on nic dobrego, to jeszcze nie ma po co wstawać rano, żeby przeżywać znowu to samo. Mam wrażenie, że marnuję kolejne dni mojego życia, choć to marnowanie nie zależy od działania, tylko od percepcji.
Life is suffering.
Re: O czym teraz myślisz?
Ja muszę być czymś zajęty, żeby odwrócić swoją uwagę od tego jak przykre jest środowisko w którym żyję i samo istnienie. Mam przy tym wrażenie, że ciągle uciekam. Uciekam z domu do pracy i z pracy do domu, od jednej czynności do drugiej, uciekam w komputer, w słuchanie, w sen a potem coś robię żeby uciec od snu. Robię coś w domu, żeby nie robić czegoś innego. Jakość i wydajność tych aktywności jest przeważnie niska. Przy tym miewam też wrażenie, że udaję. Udaję, że mi się chce, że mi zależy, że jestem zaangażowany, że ma to jakiś sens, że nie mam gdzieś przyjętego czy wymuszonego zobowiązania.
Od jakiego czasu staram się przed zaśnięciem i po odzyskaniu świadomości, celowo rozluźnić. Pomaga gdy udaje mi się dopilnować tej rutyny. Absurdalne jest jak te dwa krótkie momenty zmieniają jakość całego odpoczynku.
Od jakiego czasu staram się przed zaśnięciem i po odzyskaniu świadomości, celowo rozluźnić. Pomaga gdy udaje mi się dopilnować tej rutyny. Absurdalne jest jak te dwa krótkie momenty zmieniają jakość całego odpoczynku.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: O czym teraz myślisz?
Mam dokładnie takie samo wrażenie. Jakby nic nie jest autentycznym zaangażowaniem.W pisze: ↑sob maja 13, 2023 1:09 pmMam przy tym wrażenie, że ciągle uciekam. Uciekam z domu do pracy i z pracy do domu, od jednej czynności do drugiej, uciekam w komputer, w słuchanie, w sen a potem coś robię żeby uciec od snu. Robię coś w domu, żeby nie robić czegoś innego. Jakość i wydajność tych aktywności jest przeważnie niska.
Re: O czym teraz myślisz?
Podobnie jak ja, muszę być stale czymś zajęty, by nie czuć bólu istnienia. Problemy są jednak dwa, po pierwsze mam ogromny problem z rozpoczynaniem aktywności, a po drugie sama aktywność czasami jawi mi się tak nudna, że ta nuda aż boli.
Jeżeli nienawidzi się rzeczywistości własnego życia, jedyną drogą do przetrwania jest niestety właśnie ucieczka. Gorzej tylko, gdy rzeczywistość biegnie szybciej od nas.
Jeżeli nienawidzi się rzeczywistości własnego życia, jedyną drogą do przetrwania jest niestety właśnie ucieczka. Gorzej tylko, gdy rzeczywistość biegnie szybciej od nas.
Life is suffering.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: O czym teraz myślisz?
Wszystko można pojąć intelektem a zmusić się do czegokolwiek niezwykle trudno.
Re: O czym teraz myślisz?
Kiedyś chciałem uciec ze społeczeństwa. Lata minęły i teraz mam poczucie, że coś się mocno spierdzieliło. Nie we mnie, ale na zewnątrz, w świecie od którego uciekałem. Trochę żal, że nie ma już do czego wracać. Zawsze czułem, że obręcz miarowo się zaciska, ale nie spodziewałem się, że stanie się to tak szybko...
Czuję się dokładnie tak samo. Przespałem epokę, w której miałem szansę. Zmarnowałem swoje talenty. Czuję, że teraz nic nie umiem i jestem kompletnie bezużyteczny. Miałem kiedyś talent do programowania, także niskopoziomowego - ta epoka się skończyła, niedługo programowaniem będzie się zajmować AI. Z kolei AI interesowałem się już w 2008r. ,tworzyłem sobie własne modele sieci,żeby je lepiej zrozumieć, ale niczego nie doprowadziłem do końca. Zawsze interesowałem się najnowszymi wynalazkami i i potencjałem jaki niosą.
Teraz to już jest nie do nadrobienia, przepaść technologiczna jest taka, że wszystko co umiałem stało się bezużyteczne.
Całe życie potrzebowałem kogoś z zewnątrz lub bycia częścią jakiegoś środowiska, żeby mieć motywację. Robiłem kiedyś projekt na studiach z kolegą, z którym dobrze mi się współpracowało, to pracowałem nad projektem dwie noce pod rząd, żeby wszystko wyszło idealnie. Innym razem bycie czlonkiem społeczności pewnego forum związanego z programowaniem i tworzeniem skryptów do gier - dawało mi motywację do szukania rozwiązań problemów i do działania.
Potrzeba akceptacji?
Można powiedziec, że byłem zafiksowany na szukaniu jakiegoś pozytywnego bodźca zewnętrznego. A jednocześnie nie potrafiłem zbliżyć się w żaden sposób do ludzi, ani przynależeć do grupy. Coś jak syzyfowe toczenie kamienai pod górę.
chudzielec pisze: ↑pn maja 01, 2023 8:10 pmInni ludzie o moich zainteresowaniach kończą dobre studia, odnoszą sukcesy, maja rodziny.
W wieku nastoletnim realizują projekty które ja planuje od wieku nastoletniego dobiegając obecnie do 40-stki.
Coraz częściej myślę że jestem kawałkiem bezużytecznego gówna. Zmarnowałem życie.
Czuję się dokładnie tak samo. Przespałem epokę, w której miałem szansę. Zmarnowałem swoje talenty. Czuję, że teraz nic nie umiem i jestem kompletnie bezużyteczny. Miałem kiedyś talent do programowania, także niskopoziomowego - ta epoka się skończyła, niedługo programowaniem będzie się zajmować AI. Z kolei AI interesowałem się już w 2008r. ,tworzyłem sobie własne modele sieci,żeby je lepiej zrozumieć, ale niczego nie doprowadziłem do końca. Zawsze interesowałem się najnowszymi wynalazkami i i potencjałem jaki niosą.
Teraz to już jest nie do nadrobienia, przepaść technologiczna jest taka, że wszystko co umiałem stało się bezużyteczne.
Całe życie potrzebowałem kogoś z zewnątrz lub bycia częścią jakiegoś środowiska, żeby mieć motywację. Robiłem kiedyś projekt na studiach z kolegą, z którym dobrze mi się współpracowało, to pracowałem nad projektem dwie noce pod rząd, żeby wszystko wyszło idealnie. Innym razem bycie czlonkiem społeczności pewnego forum związanego z programowaniem i tworzeniem skryptów do gier - dawało mi motywację do szukania rozwiązań problemów i do działania.
Potrzeba akceptacji?
Można powiedziec, że byłem zafiksowany na szukaniu jakiegoś pozytywnego bodźca zewnętrznego. A jednocześnie nie potrafiłem zbliżyć się w żaden sposób do ludzi, ani przynależeć do grupy. Coś jak syzyfowe toczenie kamienai pod górę.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: O czym teraz myślisz?
Mam podobnie, samotnie mam wiele pomysłów, ale brak siły i chęci do realizacji. Potrzebuję grupy, która pociągnie mnie do góry i z której będę mógł czerpać motywację. Trochę na takiej zasadzie, że jeżeli kolektywnie padnie hasło robienia czegoś, to ja nie będę chciał zawieść bliskich osób. Sam dla siebie nie jestem żadną motywacją, bo na niczym mi nie zależy. Różnię się jednak od was tym, że ja nie mam poczucia zmarnowanego życia. To znaczy, oczywiście mam świadomość, że moje życie było i jest do dupy, ale chodzi o to, że wiedząc, kim jestem, i tak nie poprowadziłbym go w inny sposób, bo jestem świadomy swoich blokad, co nie jest moją winą.
Life is suffering.
Re: O czym teraz myślisz?
Tak, żeby nie zawieść grupy, albo uzyskać akceptację (którą i tak odrzucę, bo w nią nie uwierzę).
Wydaje mi się, że różnimy się jeszcze jedną rzeczą. Ty często piszesz o rzeczach niezależnych od siebie. Mówisz o anhedonii jako o chorobię, o blokadach, jakby były czymś zewnętrznym. Ja natomiast mam poczucie, że wszystko to jest mną. Wszystko co jest w mojej głowie, wszystko co we mnie jest mną, częścią mnie. Jeśli jest jakiś mechanizm we mnie, który w jakiś sposób jest automatyczny, to on też jest mną - moja wina, że nie mam nad nim kontroli, widocznie za mało się staram.
Wydaje mi się, że różnimy się jeszcze jedną rzeczą. Ty często piszesz o rzeczach niezależnych od siebie. Mówisz o anhedonii jako o chorobię, o blokadach, jakby były czymś zewnętrznym. Ja natomiast mam poczucie, że wszystko to jest mną. Wszystko co jest w mojej głowie, wszystko co we mnie jest mną, częścią mnie. Jeśli jest jakiś mechanizm we mnie, który w jakiś sposób jest automatyczny, to on też jest mną - moja wina, że nie mam nad nim kontroli, widocznie za mało się staram.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: O czym teraz myślisz?
Ponieważ dla mojego mózgu trzy miesiące do tyłu to już archeologia kopalna, trudno mi oceniać dokładnie co się działo dwadzieścia lat temu. Wydaje mi się, że nawet w szkolnym okresie, w którym było trochę presji na to co powinienem robić i kim powinienem być, zaczynałem mieć przeświadczenie, że "normalność" dla mnie niezupełnie działa i posługiwałem się w głowie określeniem "kosztu" (że mnie sporo jakiegoś wysiłku i stresu coś kosztuje) mimo, że nie rozumiałem natury tego kosztu, do tego jakieś moje delikatne próby wyrażania tego na zewnątrz były trywializowane. Stąd jak sądzę nie ma u mnie poczucia straty i żalu że czegoś nie zrobiłem albo kimś nie jestem. Zresztą nadal życie dla mnie nie działa i tak po prostu już jest. Próby przełamywania się na siłę, zawsze się u mnie kończą depresją, derealizacją czy jeszcze silniejszą potrzebą ucieczki. Np. obecna praca jest dla mnie względnie tolerowalna, pracuję przez większość czasu sam, mam zajęte ręce i w miarę swobodną głowę, dynamika czynności jest taka że nie dobija mnie monotonia, nieregularny i niepełny wymiar czasu pracy mi służy, ale gdy w zeszłym roku trafił się tydzień sięgający regularnych siedmiu godzin pracy dziennie, zacząłem poważnie zjeżdżać w depresję i zastanawiać się nad wypowiedzeniem, a po długim weekendzie zawsze mam poważną niechęć i opór do powrotu, i zarywam noc żeby opóźnić nadejście dnia pracy. Więc np. robienie kariery nigdy nie było dla mnie, i raczej niemiałbym żalu z porażki w tym zakresie nawet gdybym został menelem.
Natomiast też wolę coś robić jako część zespołu, ale nie przez potrzebę akceptacji, której za bardzo poza czysto praktyczną stroną nie mam, poza tym że trzeba w jakimś stopniu obsłużyć tych histerycznych napastników, żeby się ze swoim emocjonalnym szambem i tandetą nie wpieprzali pod postacią jakiejś presji i złośliwości, tylko dlatego, że samemu bardzo trudno jest mi się do czegokolwiek zmobilizować i utrzymać przy tym, i taka zewnętrzna motywacja ułatwia, wręcz umożliwia aktywność, w grupie też można czasem uniknąć pewnych obowiązków, choćby udając głupiego.
Jakiś czas temu usłyszałem "rodzinny" komentarz na temat gałęzi rodziny, która do mnie prowadzi, który mnie na chwilę zastanowił, i może być w tym moja nadinterpretacja, trudno też oceniać ze względu na nieodległe (pokoleniowo) doświadczenia wojenne, ale wygląda, że cała gałąź może mieć jakieś problemy z doświadczaniem i wyrażaniem pozytywnych emocji.
Natomiast też wolę coś robić jako część zespołu, ale nie przez potrzebę akceptacji, której za bardzo poza czysto praktyczną stroną nie mam, poza tym że trzeba w jakimś stopniu obsłużyć tych histerycznych napastników, żeby się ze swoim emocjonalnym szambem i tandetą nie wpieprzali pod postacią jakiejś presji i złośliwości, tylko dlatego, że samemu bardzo trudno jest mi się do czegokolwiek zmobilizować i utrzymać przy tym, i taka zewnętrzna motywacja ułatwia, wręcz umożliwia aktywność, w grupie też można czasem uniknąć pewnych obowiązków, choćby udając głupiego.
Jakiś czas temu usłyszałem "rodzinny" komentarz na temat gałęzi rodziny, która do mnie prowadzi, który mnie na chwilę zastanowił, i może być w tym moja nadinterpretacja, trudno też oceniać ze względu na nieodległe (pokoleniowo) doświadczenia wojenne, ale wygląda, że cała gałąź może mieć jakieś problemy z doświadczaniem i wyrażaniem pozytywnych emocji.
Re: O czym teraz myślisz?
Anhedonia, blokady, depresja, lęki, jak najbardziej są czymś wewnętrznym, ale chodzi o to, że zostały we mnie wytworzone przez powtarzające się czynniki zewnętrzne, które tak bardzo zmieniły mój mózg, że nie jest to moją winą. Ja po prostu odsuwam odpowiedzialność od siebie za to, kim jestem, bo nie jest moją winą ani spieprzone dzieciństwo, ani alkoholowy dom i awantury ze strony ojca, ani skrajnia nadopiekuńczość matki, ani gnębienie przez rówieśników w szkole i na podwórku, ani brak atrakcyjności w oczach kobiet i mało męskie geny, ani moja bardzo wysoka nadwrażliwość i kruchość połączona z wysoką inteligencją i tak dalej. Wszelkie zaburzenia w moim mózgu są efektem przyczyn, na które nie miałem żadnego wpływu. Nie mogłem być kimś innym ani stać się normalnym w takiej sytuacji.
Life is suffering.
Re: O czym teraz myślisz?
Żal za zmarnowane życie powoduje u mnie auteagresję psychiczną, przez którą marnuję jeszcze więcej czasu.
Rozumiem. Może to i lepsza strategia. Część z tych rzeczy u mnie się pokrywa, ale ja czuję się winny ,że coś spie@#$liłem. Żałuję np. ,że jako nastolatek nie uciekłem z domu.Anhedonia, blokady, depresja, lęki, jak najbardziej są czymś wewnętrznym, ale chodzi o to, że zostały we mnie wytworzone przez powtarzające się czynniki zewnętrzne, które tak bardzo zmieniły mój mózg, że nie jest to moją winą.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: O czym teraz myślisz?
Ale co ciekawe, u mnie ta autoagresja psychiczna, którą nazywam wewnętrznym sabotażystą, również działa - tylko ona jest skierowana na chwilę teraźniejszą i na przyszłość. Przyjmuje formę awolicji, czyli o czym bym nie pomyślał, że mogę zrobić albo zaplanować, to ten wewnętrzny sabotażysta mówi mi, że nie ma sensu, nie ma po co i tak dalej. Jednocześnie rośnie właśnie frustracja związana z tym że nic nie robię.
Life is suffering.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości