Re: Nie potrafię zapomnieć
: sob sty 30, 2021 3:15 pm
Przytulanie się jesr ważne, nawet potrzebne.
Seks niszczy przyjaźń.
Najgorzej gdy druga strona się zakocha, to prosta droga do katastrofy.
Mam za sobą dwie relacje, przyjacielskie - a przynajmniej do takich dążyłem z mojej strony (a nie do związku).
Nie szukam już nikogo, nie ma sensu zawracać komuś głowy moją osobą, wtrącać się w czyjeś życie.
U mnie relacja powoduje ogromny chaos emocjonalny, dynamika prowadzi do tego, że w końcu staję się słaby i się na kimś uwieszam, jakby szukając wybawienia. A potem zaczynam się kurczyć, jakby dostosowując do czyiś potrzeb, później zaczynam czuć że ta osoba bierze ode mnie za dużo i narasta poczucie pochłonięcia w czyimś świecie i poczucie tym zagrożenia. W końcu włącza się ogromna oscylacja pomiędzy potrzebą spierdalania wraz ze spaleniem za sobą mostu, a jakąś lojalnością wobec tej osoby czy też złudnym przywiazaniem. Oscylacja, która niesamowicie rozwala.
Wolę być sam i nie oczekiwać od nikogo, tylko w ten sposób mogę utrzymać względną stabilność emocjonalną. Pewnie miłoby było obniżyć sobie poziom kortyzolu, i przytulając się podnieść sobie poziom dopaminy wdychając kobiece feromony. Mieć przez chwilę poczucie bezpieczeństwa i nadzieję na przyszłość. Ale koszty tego są zbyt duże. Po co kogoś zawodzić?
Seks niszczy przyjaźń.
Najgorzej gdy druga strona się zakocha, to prosta droga do katastrofy.
Mam za sobą dwie relacje, przyjacielskie - a przynajmniej do takich dążyłem z mojej strony (a nie do związku).
Nie szukam już nikogo, nie ma sensu zawracać komuś głowy moją osobą, wtrącać się w czyjeś życie.
U mnie relacja powoduje ogromny chaos emocjonalny, dynamika prowadzi do tego, że w końcu staję się słaby i się na kimś uwieszam, jakby szukając wybawienia. A potem zaczynam się kurczyć, jakby dostosowując do czyiś potrzeb, później zaczynam czuć że ta osoba bierze ode mnie za dużo i narasta poczucie pochłonięcia w czyimś świecie i poczucie tym zagrożenia. W końcu włącza się ogromna oscylacja pomiędzy potrzebą spierdalania wraz ze spaleniem za sobą mostu, a jakąś lojalnością wobec tej osoby czy też złudnym przywiazaniem. Oscylacja, która niesamowicie rozwala.
Wolę być sam i nie oczekiwać od nikogo, tylko w ten sposób mogę utrzymać względną stabilność emocjonalną. Pewnie miłoby było obniżyć sobie poziom kortyzolu, i przytulając się podnieść sobie poziom dopaminy wdychając kobiece feromony. Mieć przez chwilę poczucie bezpieczeństwa i nadzieję na przyszłość. Ale koszty tego są zbyt duże. Po co kogoś zawodzić?