Re: "Związki" seksualne
: sob paź 22, 2016 12:17 am
Forum dla ludzi ze schizoidalnym zaburzeniem osobowości
https://schizoids.pl/forum/
Chyba masz rację, wyszedłem poza temat.chudzielec pisze:Temat jest stricte o relacjach seksualnych.Gbur pisze:Ciężko mi się przemóc, by wydatkować energie na coś, co nie jest idealne, czyste i warte poświęcenia (w moim subiektywnym odczuciu).
O jakie wiec kryteria chodzi?
To się może sprawdzić, ale nie jest pozornie proste. Wymaga dużo wysiłku jednak, wkładu własnego no i pewnej 'walki' ze swoją własną schizoidalnością. Ogólnie, to z doświadczenia własnego wiem, że schizoidowi nie jest łatwo być z kimkolwiek, nawet z podobnym sobie. Czasem drugi schizoid, mimo podobnych predyspozycji osobowosciowych, które wiele ułatwiają, jest trudnym partnerem, bo równie jak ja zamkniętym emocjonalnie, czy ze skłonnością do wycofywania się, izolacji i brakuje wtedy kogoś w roli spoiwa. Trzeba wtedy odłożyć na bok włąsne uprzedzenia i przewrażliwienia i pomóc tej drugiej osobie. A to jest trudne, bo wtedy trzeba wejśc w rolę dorosłego i uciszyć w sobie to lękliwe, czasem roszczeniowe dziecko. I w rolę takiego dorosłego muszą naprzemiennie wchodzić obie strony, gdzie jedna drugą 'ratuje' i ciągnie do pionu, lub pracuje nad samym sobą, aby się za głęboko nie pogrążąc.hotaru27 pisze: ↑śr gru 13, 2017 12:45 amNajlepiej chyba byłoby mieć taką schizoidalną osobę odmiennej płci za przyjaciela. Małe szanse na przerodzenie się takiej znajomości w miłość, więc można czuć się bezpiecznie, mniejsze ryzyko komplikacji, obie strony otrzymałyby to czego w danej chwili potrzebują no i raczej żadna strona nie obrazi się, gdy nie masz ochoty często się spotykać.
To prawda. Jakakolwiek próba stworzenia związku jest bardzo kosztowna energetycznie i psychicznie. Mam wrażenie, że nie potrafię niczego stworzyć. Ostatni mężczyzna, który był mną zainteresowany nawet mi to zarzucił, gdy zrywałam z nim kontakt po jakichś kilku miesiącach wymiany maili. Zaczepił mnie na ulicy, więc to nie była taka stuprocentowo internetowa znajomość. Pomyślałam, że powinnam wreszcie dać komuś szansę. To był jedyny powód dla którego przełamałam strach. Jednak napawał mnie niepokojem. Im dłużej trwała znajomość tym wyczuwałam coraz więcej hmmm złej energii? Może to wyłącznie wina mojego zaburzenia, ale czułam zagrożenie. Był taki dziwnie zafascynowany, z artystycznym zacięciem. Chciał mnie fotografować, rysować, ba nawet podłapał moje naiwne marzenie o napisaniu thrillera psychologicznego:D. Nigdy nie uważałam się za kobietę atrakcyjną, więc teksty w stylu "Ma pani ciekawą twarz. Jest pani taka wschodnio-zachodnia" w pierwszej chwili odebrałam, jak jakiś nieco bardziej wyrafinowany kawał. Dziwiło mnie, że postrzegał moje ewidentne wady, jako coś pozytywnego. Jakby na siłę chciał ze mnie zrobić swój ideał. Czasem myślę, że postąpiłam źle. W końcu był taki poetycki, miał w sobie jakiś rodzaj mrocznego romantyzmu, ale był dla mnie osobą bardzo ciężką w odbiorze. Okrutnie męczyły mnie jego wiadomości, wciąż naciskał na spotkanie, a co najważniejsze miał w sobie coś niepokojącego. I to chyba było realne. Moja schizoidalna przyjaciółka też miała co do niego podobne odczucia. W oczach miał coś co przyprawia mnie o dreszcze, choć nie jestem w stanie określić jaki to rodzaj zła.umarlazkotami pisze: ↑śr gru 13, 2017 5:14 pm
To się może sprawdzić, ale nie jest pozornie proste. Wymaga dużo wysiłku jednak, wkładu własnego no i pewnej 'walki' ze swoją własną schizoidalnością. Ogólnie, to z doświadczenia własnego wiem, że schizoidowi nie jest łatwo być z kimkolwiek, nawet z podobnym sobie.
Ogólnie, to patrząc wstecz, najwięcej zmian we mnie dokonało się po lekcjach, jakimi były dla mnie relacje (bardziej, jak i mniej udane). Nawet jeśli mam sobie siedzieć w samotności i teoretycznie rozprawiać sama ze sobą o swoim życiu, to muszę mieć do tego jakiś materiał, jakieś doświadczenia, wspomnienia.
Mam cykliczną ochotę na ucieczkę, ale też ochotę na życie, aby wyjść poza to moje schizoidalne getto, poszerzyć horyzonty, zbudować w sobie coś nowego. Dużo już dokonałam i chciałąbym chyba jeszcze trochę, ile dam rady, z jednym człowiekiem.
Hotaru,hotaru27 pisze: ↑pt gru 15, 2017 12:19 amTo prawda. Jakakolwiek próba stworzenia związku jest bardzo kosztowna energetycznie i psychicznie. Mam wrażenie, że nie potrafię niczego stworzyć. Ostatni mężczyzna, który był mną zainteresowany nawet mi to zarzucił, gdy zrywałam z nim kontakt po jakichś kilku miesiącach wymiany maili. Zaczepił mnie na ulicy, więc to nie była taka stuprocentowo internetowa znajomość. Pomyślałam, że powinnam wreszcie dać komuś szansę. To był jedyny powód dla którego przełamałam strach. Jednak napawał mnie niepokojem. Im dłużej trwała znajomość tym wyczuwałam coraz więcej hmmm złej energii? Może to wyłącznie wina mojego zaburzenia, ale czułam zagrożenie. Był taki dziwnie zafascynowany, z artystycznym zacięciem. Chciał mnie fotografować, rysować, ba nawet podłapał moje naiwne marzenie o napisaniu thrillera psychologicznego:D. Nigdy nie uważałam się za kobietę atrakcyjną, więc teksty w stylu "Ma pani ciekawą twarz. Jest pani taka wschodnio-zachodnia" w pierwszej chwili odebrałam, jak jakiś nieco bardziej wyrafinowany kawał. Dziwiło mnie, że postrzegał moje ewidentne wady, jako coś pozytywnego. Jakby na siłę chciał ze mnie zrobić swój ideał. Czasem myślę, że postąpiłam źle. W końcu był taki poetycki, miał w sobie jakiś rodzaj mrocznego romantyzmu, ale był dla mnie osobą bardzo ciężką w odbiorze. Okrutnie męczyły mnie jego wiadomości, wciąż naciskał na spotkanie, a co najważniejsze miał w sobie coś niepokojącego. I to chyba było realne. Moja schizoidalna przyjaciółka też miała co do niego podobne odczucia. W oczach miał coś co przyprawia mnie o dreszcze, choć nie jestem w stanie określić jaki to rodzaj zła.umarlazkotami pisze: ↑śr gru 13, 2017 5:14 pm
To się może sprawdzić, ale nie jest pozornie proste. Wymaga dużo wysiłku jednak, wkładu własnego no i pewnej 'walki' ze swoją własną schizoidalnością. Ogólnie, to z doświadczenia własnego wiem, że schizoidowi nie jest łatwo być z kimkolwiek, nawet z podobnym sobie.
Ogólnie, to patrząc wstecz, najwięcej zmian we mnie dokonało się po lekcjach, jakimi były dla mnie relacje (bardziej, jak i mniej udane). Nawet jeśli mam sobie siedzieć w samotności i teoretycznie rozprawiać sama ze sobą o swoim życiu, to muszę mieć do tego jakiś materiał, jakieś doświadczenia, wspomnienia.
Mam cykliczną ochotę na ucieczkę, ale też ochotę na życie, aby wyjść poza to moje schizoidalne getto, poszerzyć horyzonty, zbudować w sobie coś nowego. Dużo już dokonałam i chciałąbym chyba jeszcze trochę, ile dam rady, z jednym człowiekiem.
Wciąż łudzę się, że istnieje ktoś z kim byłabym kompatybilna. Ktoś kto nauczyłby mnie czuć. W tym roku kończę 26 lat, a w głębi serca czuję jakby już nic dobrego w tym życiu nie mogło mnie spotkać:D Może jeszcze ktoś się pojawi. Jeśli nie to trudno. Zawsze twierdziłam, że lepiej być samotnym niż uwikłanym w toksyczny związek z kimś kogo się nie kocha. Poza tym jest we mnie lęk przed unieszczęśliwieniem dobrego człowieka. Nie chciałabym być dla swojego mężczyzny ciężarem, utrapieniem, kimś kto ciągnie go w dół. No i jeszcze kwestia sexu, pocałunków czy zwyczajnego dotyku. Nie wiem czy byłabym w stanie podjąć się tego typu aktywności:D A dla większości mężczyzn to bardzo ważne, czyż nie?
Malphite pisze: ↑sob sty 13, 2018 10:00 pm
Hotaru,
szkoda, że nie jesteś z Krakowa.
Wiem, że zirytowałem Cię jednym postem, ale... znam trochę takich osób i wiem, że masz jakiś potencjał. Ja bardzo lubię pomagać, czasem nawet rozkręcam swoją grupę rehabilitacyjną jak nie mają o czym gadać. Jeżeli chodzi o kontakt 1vs1 to ja jestem totalnie autystyczny, nie potrafię patrzeć w oczy, drętwieją mi mięśnie i czasem mam problem, żeby się skupić, ale w grupie.. totalnie mogę się wyrazić jako organizator, pomysłodawca czegoś albo cokolwiek innego. To też jest sposób na przełamanie swoich słabych stron...
No to mam rozwiązanie http://www.przytulanie.pl/Gbur pisze: ↑ndz paź 09, 2016 2:56 pmMoże trochę offtopic:
Szkoda, że nie ma takiej instytucji jak prostytucja, ale dla dziewczyn wyłącznie przytulających się. Moje ciało jest spragnione kobiecego ciepła, nawet jeżeli ja sam tego nie chcę [potrzebne dla odzyskania równowagi emocjonalnej i hormonalnej].