I to jest do dupy. Chciałąbym się czasem usunąć z życia jak autorka wątku usunęła swoje posty. Bo jednak dawać z siebie komuś za dużo, to dawać przyzwolenie na defraudację włąsnego 'ja'. Cały czas się tego obawiam. A niekiedy ta wymiana emocjonalno fizyczna z drugim człowiekiem bywa przyjemna i łatwo stracić kontrolę.
Przecież inni ludzie nie lubią nas, bo to my, lecz lubią to w nas, co jest im potrzebne, co ich zaspokaja. Niby dawno pogodziłam się z tym oczywistym stanem rzeczy, ale jak czytam/doświadczam tego na nowo, mam lekkie ciarki na skórze. O ile przedmiot moze mieć ciarki.
Chciałabym sobie dziś umrzeć i mieć dosyć tych banalnie hamletowskich dylematów o własne istnienie - na ile samemu, na ile wśród ludzi, na ile samotnie, lecz spokojnie, a na ile neurotycznie, lecz w jakichś interakcjach itd.
Za często się w zyciu głupio śmieję i za bardzo wstydzę swoich emocji, aby o nich mówić i te moje cięzkie i groźne myśli nadciągają niekiedy niespodziewanie i ofensywnie jak niemieckie bombowce.