Oczekiwanie symetrii w relacjach damsko-męskich
: wt lip 26, 2016 2:37 pm
Napisane wczoraj:
Zauważyłem, że jeżeli środowisko jest na pewnym poziomie i czuję się w nim wyluzowany, bezpiecznie - to mogę w nim w pewnym sensie brylować intelektualnie ,towarzysko, wyciskać z ludzi rozmowy na bardziej szczegółowe tematy - zwłaszcza tak jak teraz, gdy wzrosła mi pewność siebie. I nie ukrywam, że korzystanie z mojej wiedzy, sprawdzanie, iż moja analiza sytuacji okazuje się trafna - sprawia mi sporo satysfakcji. Ale z całej tej konwersacji, nawet jesli była bardzo miła, interesująca - nie wynika budowanie żadnych więzi emocjonalnych, jestem 'chłodny', wycofany w środku. Mogę w jakims towarzystwie spędzić miło całą noc, śmiać się i dyskutować, tylko jakby z tego nic nie wynika - nikt ode mnie nie uzyska żadnej inicjatywy nawiązania znajomości, chyba że na zasadzie wymiany danych kontaktowych w jakimś konkretnym celu, której to znajomości i tak nie byłbym w stanie utrzymywać. Więc nie wiem, czy to moje w towarzystwie jakaś maska; czuję się jakby "za szybą".
Wstęp trochę nie na temat (bo piszę '"na gorąco"), więc:
jeśli powiedzmy zaintryguje mnie jakaś osoba (chociaż jest to zainteresowanie raczej wyłącznie intelektualne, wynikające z ciekawości, motywacji poznawczych, fascynacji modelem czyjejś psychiki [no dobra, może nie tylko zainteresowanie wynikające z zainteresowania intelektualnego; także z poczucia hipotetycznej szansy na jakies niezdefiniowane cos - nie mam pojęcia CO, bo temat jakis związków, tworzenia więzi emocjonalnych jest czyms obcym, pozostającym na poziomie abstrakcji] ) i chciałbym 'zacieśnić" relacje z tą osobą, żeby czegos więcej się o niej dowiedzieć...i tu pojawia się problem.
O ile rozumiem na poziomie teorii, że kobiety w relacjach damsko-męskich są istotami uległymi i reaktywnymi, to praktycznie tego nie czuję, mój tok myślenia jest zupełnie odmienny. Zakładam, że jeżeli jakaś kobieta mnie lubi (na podstawie pakietu intelektualnego, który jej przedstawiłem; bo innymi jej motywacjami wręcz bym wzgardził) lub ma ochotę ze mną pogadać, to też powinna w jakis (nawet zawoalowany sposób) dążyć do kontaktu ze mną. No i jesli nie dąży, to widocznie nie ma takiej potrzeby i "no cóż".
Pewna starsza kobieta obserwująca mnie z boku zwróciła mi uwagę, że jestem 'ciamajdą', bo przedstawiłem się (wg. niej) w pewnym nowym towarzystwie w bardzo dobrym swietle, natomiast na koniec nie podjąłem żadnej próby przedłużenia kontaktów ( czyli wg. tej kobiety jakby nie "skonsumowałem" owoców swojego wizerunku).
(...)
Zauważyłem, że jeżeli środowisko jest na pewnym poziomie i czuję się w nim wyluzowany, bezpiecznie - to mogę w nim w pewnym sensie brylować intelektualnie ,towarzysko, wyciskać z ludzi rozmowy na bardziej szczegółowe tematy - zwłaszcza tak jak teraz, gdy wzrosła mi pewność siebie. I nie ukrywam, że korzystanie z mojej wiedzy, sprawdzanie, iż moja analiza sytuacji okazuje się trafna - sprawia mi sporo satysfakcji. Ale z całej tej konwersacji, nawet jesli była bardzo miła, interesująca - nie wynika budowanie żadnych więzi emocjonalnych, jestem 'chłodny', wycofany w środku. Mogę w jakims towarzystwie spędzić miło całą noc, śmiać się i dyskutować, tylko jakby z tego nic nie wynika - nikt ode mnie nie uzyska żadnej inicjatywy nawiązania znajomości, chyba że na zasadzie wymiany danych kontaktowych w jakimś konkretnym celu, której to znajomości i tak nie byłbym w stanie utrzymywać. Więc nie wiem, czy to moje w towarzystwie jakaś maska; czuję się jakby "za szybą".
Wstęp trochę nie na temat (bo piszę '"na gorąco"), więc:
jeśli powiedzmy zaintryguje mnie jakaś osoba (chociaż jest to zainteresowanie raczej wyłącznie intelektualne, wynikające z ciekawości, motywacji poznawczych, fascynacji modelem czyjejś psychiki [no dobra, może nie tylko zainteresowanie wynikające z zainteresowania intelektualnego; także z poczucia hipotetycznej szansy na jakies niezdefiniowane cos - nie mam pojęcia CO, bo temat jakis związków, tworzenia więzi emocjonalnych jest czyms obcym, pozostającym na poziomie abstrakcji] ) i chciałbym 'zacieśnić" relacje z tą osobą, żeby czegos więcej się o niej dowiedzieć...i tu pojawia się problem.
O ile rozumiem na poziomie teorii, że kobiety w relacjach damsko-męskich są istotami uległymi i reaktywnymi, to praktycznie tego nie czuję, mój tok myślenia jest zupełnie odmienny. Zakładam, że jeżeli jakaś kobieta mnie lubi (na podstawie pakietu intelektualnego, który jej przedstawiłem; bo innymi jej motywacjami wręcz bym wzgardził) lub ma ochotę ze mną pogadać, to też powinna w jakis (nawet zawoalowany sposób) dążyć do kontaktu ze mną. No i jesli nie dąży, to widocznie nie ma takiej potrzeby i "no cóż".
Pewna starsza kobieta obserwująca mnie z boku zwróciła mi uwagę, że jestem 'ciamajdą', bo przedstawiłem się (wg. niej) w pewnym nowym towarzystwie w bardzo dobrym swietle, natomiast na koniec nie podjąłem żadnej próby przedłużenia kontaktów ( czyli wg. tej kobiety jakby nie "skonsumowałem" owoców swojego wizerunku).
(...)