OLZON
: pn sie 12, 2019 10:41 am
Czy ktoś z Was ma może doświadczenia z Oddziałem Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic (OLZON) w Krakowie?
Zaczęłam terapię, praktycznie od pierwszego spotkania terapeutka sugeruje mi to miejsce, jako najlepszą opcję.
Mam jednak duże wątpliwości:
1. Wymagało by to "przedefiniowania" całego mojego zycia. W tym momencie, powiedzmy, dorywczo pracuję zawodowo i robię doktorat, musiałabym z tego zrezygnować. Boję się podejmowania takiej definitywnej decyzji, jeśli nie jestem pewna jej sensu, nie chciałabym robić niczego pochopnie...
2. Tam jest leczenie przez udział w "Społeczności" pacjentów - ja, od kiedy pamiętam, b. źle radzę sobie z funkcjonowaniem we wszystkich "społecnościach" - np. kolonie wakacyjne były dla mnie traumą. Boje się, że pobyt z obcymi osobami w jednym pokoju, konieczność do dostosowania się: kiedy spać, kiedy brać prysznic, kiedy jesć, doprowadzi mnie do przebodźcwania i zalamania się psychicznego - czesto mam problem z zapachami, dźwiękami, światłem (vide - kolonie, "zielona szkoła") - a ja, jak nie śpię, to niestety zaczynam się bardzo, bardzo źle czuć...
3. Bylam diagnozowana w kierunku ZA, wykluczono je, ale osoba diagnozująca wykluczyła w tym moencie opcję terapii grupowej jako dobrą dla mnie. I uważam, że ma rację, bo pamiętam swoje doświadczenia z terapii DDA, gdzie swoim dopytywaniem: "Ale dlaczego Pani tak uważa? Czy moze to Pani jakoś uzasadnić, bo nie rozumiem Pani wniosków?" prawie doprowadziłam terapeutkę do płaczu (nawet poszłam ją póniej przepraszać i chciałam z nią osobiście porozmawiać, bo ja serio nie rozumiałam, o co chodzi... - była taka opcja, by oprócz "grupy" spotkać sie z terapeutą indywidualnie - ale spotkał mnie z jej strony tylko monolog wyrzutów...) i uslyszałam, że albo mam ZA, albo jestem psychopatką (bo nie reagowałam jej zdaniem dość emocjonalnie /ok, w ogóle nie reagowałam emocjonalnie/ na traumatyczne wydarzenia z mojego życia, gdy o nich opowiadałam. I zadawałam "niewłasciwe" pytania. I nie rozumiałam, o co jej chodzi (serio!) więc pytałam "dlaczego"? Z terapii zrezygnowałam, bo NIC mi ona nie dawała (nikt mi niczego nie wyjaśniał, a postępowanie innych uczestników wydawalo mi się absurdalne, do tego stopnia, ze czasem się ich bałam - tymczasem okazywało się, że np. zerwanie zareczyn przez jedną z uczestniczek terapii, a później okłamywanie przez nią męża w dość istotnej sprawie jest ok i społecznie akceptowalne, podobnie - wyrzucanie emocji z przeklinaniem i pokrzykiwaniem i bardzo personalne najazdy na nieobecnych znajomych przez inną uczestniczkę, które pododowało u mnie lęk, były ok - "bo ona taka biedna jest", a moje opowiadanie "bez dostatecznego ładunku emocjonalnego" o śmierci ojca - było objawem psychopatii; a to, że jak były "przerwy kawowe" nie fraternizowalam się z grupą, rozmawiając "o dupie maryni", tylko wychodziłam pochodzić sama po parku - objawem wywyższania się i izolowania... Więc serio -obawiam się, że tarapia grupowa w moim wypadku się nie sprawdzi, bo ja NIE FUNKCJONUJE w grupie. Nawet wśród osób, które lubię i znam, trudno jest mi funkcjonować "grupowo" - jestem całkowicie pozbawiona "instynktu stadnego. 2-3 osoby - ok. Powyżej - muszę wyjść po pół godziny, bo "mózg mi sie kończy", albo zawieszam się i patrzę tępo w ścianę zastanawiając się "kiedy koniec".
Macie może jakieś doświadczenia z tym miejscem?
Będę wdzięczna za odpowiedzi
Zaczęłam terapię, praktycznie od pierwszego spotkania terapeutka sugeruje mi to miejsce, jako najlepszą opcję.
Mam jednak duże wątpliwości:
1. Wymagało by to "przedefiniowania" całego mojego zycia. W tym momencie, powiedzmy, dorywczo pracuję zawodowo i robię doktorat, musiałabym z tego zrezygnować. Boję się podejmowania takiej definitywnej decyzji, jeśli nie jestem pewna jej sensu, nie chciałabym robić niczego pochopnie...
2. Tam jest leczenie przez udział w "Społeczności" pacjentów - ja, od kiedy pamiętam, b. źle radzę sobie z funkcjonowaniem we wszystkich "społecnościach" - np. kolonie wakacyjne były dla mnie traumą. Boje się, że pobyt z obcymi osobami w jednym pokoju, konieczność do dostosowania się: kiedy spać, kiedy brać prysznic, kiedy jesć, doprowadzi mnie do przebodźcwania i zalamania się psychicznego - czesto mam problem z zapachami, dźwiękami, światłem (vide - kolonie, "zielona szkoła") - a ja, jak nie śpię, to niestety zaczynam się bardzo, bardzo źle czuć...
3. Bylam diagnozowana w kierunku ZA, wykluczono je, ale osoba diagnozująca wykluczyła w tym moencie opcję terapii grupowej jako dobrą dla mnie. I uważam, że ma rację, bo pamiętam swoje doświadczenia z terapii DDA, gdzie swoim dopytywaniem: "Ale dlaczego Pani tak uważa? Czy moze to Pani jakoś uzasadnić, bo nie rozumiem Pani wniosków?" prawie doprowadziłam terapeutkę do płaczu (nawet poszłam ją póniej przepraszać i chciałam z nią osobiście porozmawiać, bo ja serio nie rozumiałam, o co chodzi... - była taka opcja, by oprócz "grupy" spotkać sie z terapeutą indywidualnie - ale spotkał mnie z jej strony tylko monolog wyrzutów...) i uslyszałam, że albo mam ZA, albo jestem psychopatką (bo nie reagowałam jej zdaniem dość emocjonalnie /ok, w ogóle nie reagowałam emocjonalnie/ na traumatyczne wydarzenia z mojego życia, gdy o nich opowiadałam. I zadawałam "niewłasciwe" pytania. I nie rozumiałam, o co jej chodzi (serio!) więc pytałam "dlaczego"? Z terapii zrezygnowałam, bo NIC mi ona nie dawała (nikt mi niczego nie wyjaśniał, a postępowanie innych uczestników wydawalo mi się absurdalne, do tego stopnia, ze czasem się ich bałam - tymczasem okazywało się, że np. zerwanie zareczyn przez jedną z uczestniczek terapii, a później okłamywanie przez nią męża w dość istotnej sprawie jest ok i społecznie akceptowalne, podobnie - wyrzucanie emocji z przeklinaniem i pokrzykiwaniem i bardzo personalne najazdy na nieobecnych znajomych przez inną uczestniczkę, które pododowało u mnie lęk, były ok - "bo ona taka biedna jest", a moje opowiadanie "bez dostatecznego ładunku emocjonalnego" o śmierci ojca - było objawem psychopatii; a to, że jak były "przerwy kawowe" nie fraternizowalam się z grupą, rozmawiając "o dupie maryni", tylko wychodziłam pochodzić sama po parku - objawem wywyższania się i izolowania... Więc serio -obawiam się, że tarapia grupowa w moim wypadku się nie sprawdzi, bo ja NIE FUNKCJONUJE w grupie. Nawet wśród osób, które lubię i znam, trudno jest mi funkcjonować "grupowo" - jestem całkowicie pozbawiona "instynktu stadnego. 2-3 osoby - ok. Powyżej - muszę wyjść po pół godziny, bo "mózg mi sie kończy", albo zawieszam się i patrzę tępo w ścianę zastanawiając się "kiedy koniec".
Macie może jakieś doświadczenia z tym miejscem?
Będę wdzięczna za odpowiedzi