Gbur pisze: ↑wt sie 16, 2016 5:38 pm
Towarzyszy temu lęk, który określiłbym mianem 'egzystencjalny'. Czego się boję?
Tego, że umrę w zupełnej samotności, nie tyle fizycznej, co mentalnej; Że gdzieś istnieje ktoś/ludzie (...) (blokada) i ja tą szansę zmarnuję.
U mnie ów lęk 'egzystencjalny' występuje zarówno, gdy jestem sama, jak i gdy jacyś ludzie wokół mnie są.
90 % swojego dorosłego życia spędziłam w samotności. I nadal spędzam. Uważam to za swój naturalny stan, ale mam wątpliwości, czy właśnie tak, w tak skrajnej postaci, ma wyglądać moje życie. I tu nie chodzi o fizyczne mieszkanie samej, bo to jest dla mnie kwestią oczywistą, ale o zupełny brak przyjaciela, kogoś bliskiego emocjonalnie w jakiejkolwiek formie, przyjacielskiej, rodzinnej.
https://www.youtube.com/watch?v=8KkKuTCFvzI
W skrócie: samotność 'zabija' a gwarantem szczęścia i zdrowia są dobre relacje z innymi i dobre jakościowo związki. Wynik trwającego 75 lat badania nad zróżnicowaną ekonomicznie i społecznie populacją. No wiadomo.
Tylko że ja tak rzadko wchodzę w jakiekolwiek relacje, bo mnie po prostu mało kto interesuje. Nie wynika to z jakiegoś mojego wybujałego narcyzmu, wręcz przeciwnie, jestem bardzo pospolita. Ja po prostu mam specyficzną percepcję, która wyznacza ramy mojego zainteresowania innymi. Ja nawet nie potrafię utrzymać wirtualnej znajomości. Czasem zaczynam z kimś pisać, ale gdy ktoś mnie nie zaciekawi intelektualnie (bo tu nie chodzi o sprawne myślenie, lecz o myślenie w sposób nieoczywisty), jego osoba nie pobudzi we mnie jakichkolwiek emocji, wyobraźni, nie dotknie żadnych moich potrzeb, to ja nie umiem wytrwać, bo mnie to nudzi i jest bezcelowe. Ja jakby potrzebuję tego drugiego człowieka, ale 99% ludzi nie zaspokaja mojej samotności, nie jest dla mnie jakimkolwiek bodźcem, który coś we mnie porusza. A ja na serio chciałąbym coś poczuć, bo jednak w samotności jest się afektywnie dość ograniczonym i poczucie czegokolwiek jest bardzo przyjemne.
Chciałabym poczuć do kogoś też coś głębszego poza powierzchowną fascynacją, zauroczeniem i zainteresowaniem seksualnym (choć i nawet o to mi trudno). Bo gdy wspomniane emocje po czasie zanikają, to moja relacja też zanika. Ja nie umiem poczuć człowieka głębiej, trwalej i nie wiem, na ile jest to u mnie możliwe.
Pomijam już fakt, że jakieś powierzchowne, miałkie kontakty zawodowe, czy społeczne, które są jednak nieuniknione, są dla mnie zbyteczne zupełnie, bezużyteczne, to marnowanie czasu. Zawsze odmawiam, gdy ktoś mnie gdzieś zaprasza. Jakieś babskie nasiadówki, towarzyskie zabawy mnie nudzą i męczą. Mam wtedy wyraźny wyrzut sumienia, że tak zmarnowałam kilka godzin. Takie sytuacje okrajam do niezbędnego minimum i konieczności, czyli np praca. Teraz pracuję w innym miejscu, z 'normalnymi', żywymi ludźmi i cholernie mnie męczy i drażni, że każdy tyle mówi, a po drugie, że wylewa z siebie totalne bzdury dla samego gadania. Nie mogę się przez to ciągłe paplanie innych skupić na pracy. Ja potrzebuję ciszy.
Wniosek: ja nie wiem, jak mam te pozytywne relacje tworzyć, kiedy mało kto mnie interesuje, mało kogo czuję. Co ma być motywacją, gdy nie ma przyjemności w relacji? Ja czasem racjonalnie zdaję sobie sprawę, że za daleko odpływam i jak taki karny rodzic pilnuję się sama i np zalecam samej sobie jakieś aktywności społeczne. Ale to się nigdy nie sprawdza, bo bez zaplecza emocjonalnego (choćby w formie ciekawości, zaabsorbowania tym, jakie ktoś przedstawia treści) trudno cokolwiek utrzymać. I bardzo męczy jednak i nudzi. To są moje dwie podstawowe emocje występujące w powierzchownych relacjach: nuda i zmęczenie. Za nimi idzie samotność i potrzeba kogoś kompatybilnego.
Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu spotkam taką osobę. Ja nie chcę zakładać rodziny. Nie chcę z nikim mieszkać. Nie znoszę rodzinnych spędów, dzieci (są okropne), rodzinnej atmosfery i tym podobnych, więc nie zaprzyjaźnię się również z rodziną mojego potencjalnego partnera (dlatego preferuję osoby samotne, albo samodzielne, odizolowane od swojej rodziny). Ja chcę być sama, ale mieć kogoś bliskiego. To trudna konfiguracja.
Ale moim największym problemem jest to, że ja po prostu się izoluję i nie wykazuję jakiejś inicjatywy. Nie wyobrażam sobie 'chodzić po czatach, forach i szukać podobnych sobie'. Mnie to - powtórzę - męczy i nudzi, bo jednak interesują mnie nieliczni i jest to ogromny wysiłek czasowy i energetyczny, a efekty z reguły znikome. Nawet przecież ktoś o podobnych zainteresowaniach, IQ itp niekoniecznie jest zgodny pod względem charakterologicznym, osobowościowym. Nawet wielu członków Mensy, mimo podobnych warunków intelektualnych, nie zawsze potrafi się zintegrować ze sobą, choć jest niezaprzeczalnie świetna jakość wymienianych treści. Ogólnie taka kompatybilnośc to jest cholernie trudna układanka i ma wiele detalicznych elementów i niuansów. A ja mam trudności z niedogodnościami, mam słabą odporność na kryzysy i problemy, ja nie daję rady się męczyć, wtedy po prostu się żegnam. Mnie moje relacje przytrafiały się przypadkiem i zawsze były sporym zaskoczeniem. Ale gdy już jednak miały miejsce, to też nie było lekko, bo oczywiście miałam ogromne problemy z wytrwaniem. I problem był we mnie, począwszy od neurotyzmów i labilności, po egzystencjalne rozkminy, czy spędzanie czasu z inną osobą czegoś mi nie odbiera, nie ogranicza, nie zawłąszcza mnie. To zawsze był niepokój i dezorientacja, gdzie jest moje miejsce w życiu. Samej trochę pusto, z kimś za ciasno. Samej samotnie, ale z kimś za trudno. A kiedy coś się kończy, to mimo, że jest trochę smutno, to jednak zawsze czuję ulgę.
Ja im jestem starsza, tym utwierdzam się w świadomości, że inaczej żyć nie potrafię. Ja nie mam dylematów standardowych 30 latków, które pojawiają się nawet na tym forum, że są sami, nie spełniają norm życiowych, wymogów na rynku matrymonialnym etc. Mnie nie interesuje mój i kogoś status materialny (nie mylić z poczuciem bezpieczenstwa czy samowystarczalnością), pozycja społęczna, tytuły, sukcesy i te inne nieistotne dla mnie kategorie w hierarchii życiowej. Ja po prostu mam tylko jakieś potrzeby psychiczne, no i jednak fizyczne, i chyba taką bliską osobę chciałąbym mieć i interesują mnie jej zasoby intelektualne i osobowościowe. Poza tym to przyjemne, kiedy ktoś czeka, pamięta, gdy jakoś na drugą osobę oddziałuje się psychicznie i fizycznie, i gdy jednak można coś komuś od/z siebie dać. Ale koegzystencja z taką osobą byłaby oparta na specyficznych warunkach, które są moimi potrzebami i się boję, że nigdy takiej osoby, o podobnych do moich predyspozycjach psychicznych (+ intelektualnych + fizykalnych) nie spotkam. Albo spotkam, ale to spierdolę przez swoje lęki (no jednak strach się do kogoś przyzwyczaić). Albo tak przywyknę do bycia samej, że już nic nie zrobię ze swoim życiem. Zestarzeję się, całkiem wygaszę seksualnie i już nic kompletnie nie będzie mnie ciągnęło do ludzi.
I jak tak sobie spokojnie, samotnie żyję, odrzucam kolejne znajomości (bo po prostu nie potrafię jak mnie coś nie interesuje), to zaczyna mnie jątrzyć w środku niepokój, czy to wszystko aż tak powinno wyglądać i czy kiedykolwiek kimś będę się umiała zaspokoić.
chudzielec pisze: ↑wt sie 16, 2016 6:41 pm
Jednocześnie nie robiłem nic pożytecznego co miało by rozwiązać problem bo właściwie nie wiedziałem co to ma być.
Ja nie potrafię się na nic ukierunkować, bo po prostu nie czuję potrzeby żadnego celu. To straszne, ale mnie wystarcza taka codzienna egzystencja, jeśli moje podstawowe potrzeby są zaspokojone. To takie zwierzęce wręcz. Nie mam ambicji, potrzeby sukcesu etc. Lubię, gdy ktoś pochwali mój umysł, ale to w sferze prywatnej i mi wystarcza aż nadto. Funkcjonowanie w szerszej sferze publicznej bardzo męczy. Ja mam też problem z jakąś aktywnością twórczą, konstruktywną, pewnie boję się porażki, niepowodzeń. Podejmuję wiele pasywnych aktywności, które zwiekszają moją wiedzę, bo np dużo czytam, ale nic nie budują, nie wpływają wymiernie na moją sytuację. Nawet jakaś zmiana pracy, to u mnie taka 'karna rózga', jaką sama sobie funduję, ale to bez celu, bo zawsze się kończy tak samo, czyli uciekam do swojego świata, swoich książek, łamigłówek logicznych, ciągów cyfrowych, wierszy i abstrakcyjnych problemów i rozważań.