W dużym uproszczeniu neurotyk to osoba mająca bardzo silne wewnętrzne potrzeby. Problem jednak w tym, że nie może ich łatwo zaspokoić, ponieważ źródło tych potrzeb leży w dzieciństwie. Z tego, co do tej pory napisałaś, a w szczególności, że: "Ci niby normalni nigdy nie dali mi takiego poczucia bezpieczeństwa co On", wyciągnąłem wniosek, że masz bardzo silne wewnętrzne potrzeby, sprowadzające się m.in. do poczucia bezpieczeństwa i związanych z tym przemyśleń na temat własnych relacji z mężczyznami. Ponadto napisałaś, że: "Te półtora roku pokazało mi, ze schizoid to dużo bardziej wrażliwa i wartościowa osoba niż ktokolwiek inny zwany <zdrowym>”, więc dysponujesz pewnym wyobrażeniem o idealnym związku. Bardzo ważne jest dla Ciebie więc poczucie bezpieczeństwa, a permanentny strach, który teraz odczuwasz, to najpowszechniejszy z symptomów neurotycznych.
Tu się zgadza. Mam poczucie, że gdy "kocham", mniej się boję i mogę wiecej – w końcu takie jest zadanie tej reakcji chemicznej, która zachodzi w naszych organizamach podczas tzw zakochania.
Ale:
- kurczowe trzymanie się kogoś dla zaspokojenia własnych potrzeb nie wchodzi w grę (o zakończeniu małżeństwa zdecydowałam sama)
- nie lekceważę pragnień i potrzeb drugiego człowieka
- umiem kochać i być kochana
- umiem być sama choć samotna nie lubię
- zdobycie "miłości" jest ważne ale nie najważniejsze
- jestem cierpliwa w osiąganiu tego co chce osiągnąć
Gdy pojawił się mężczyzna wykazujący cechy schizoida, a więc potencjalnie spełniający Twoje wyobrażenia, odczułaś wobec niego coś w rodzaju magnetycznego przyciągania, bo uruchomił się w Tobie proces fantazjowania. Im bardziej mężczyzna jest dla Ciebie niedostępny, im mniej szczodry emocjonalnie, tym większe pole do popisu dla Twojej wyobraźni. Fantazja spowodowała, że obsadziłaś tego mężczyznę w roli partnera do końca jeszcze nie wiedząc, czy on się do tej roli tak naprawdę nadaje.
Nie fantazje to spowodowały tylko to jak mnie traktował przez te 1,5 roku. Po tych moich perturbacjach związkowych, miałam duuuuży dystans i bynajmniej nie fantazjowałam na temat facetów. Wizja idealnego związku wręcz runęła w mojej glowie. Tym razem nie zakładałam, dałam się sprawom toczyć samodzielnie i oceniałam na podstawie tego jak się zachowuje, a nie co mówi.
To czy on się do tej roli tak naprawdę nadaje? Nie wiem do tej pory. Dlatego tu jestem
Wolałbym nie rozpisywać się na swój temat w Twoim temacie, aby nie zrobił się offtop.
Masz ochotę, pisz śmiało. Może z mojego wątku wyjdzie on top
To są skrajne przypadki. Chodzi o zasadę, że najpierw trzeba uszczęśliwić siebie, zanim wejdzie się z kimś w związek. Główną przyczyną depresji jest nieradzenie sobie z samotnością. Niektórzy więc wchodzą w związki, aby tylko nie być samemu, tworząc toksyczną relację.
Każdy z nas to skrajny przypadek
Pojęcie szczęscia to też temat rzeka. Zgadzam się jednak z tym, że osobom ogólnie uznanym za szczęśliwe, łatwiej jest wogóle nawiązywać związki. Im więcej ludzi wokół, tym tych związków więcej i tym większa szansa na znalezienie tego dobrego. To tworzy też doświadczenie/wiedzę, które pozwalają rozsądniej wybierać. Brak wiedzy/dośwaidczenia zatem powoduje to, że nie radzimy sobie z samotnością. Nie samotność a nieumiejętność radzenia sobie z nią jest tu problemem. Druga osoba jest nam zatem potrzebna chciażby do tego, żeby tą wiedzę zdobywać. Słuszna uwaga, że niektórzy wchodzą w związki, tylko po to, aby nie być samemu. Jeśli tylko po to, to jest duża szansa, że związek będzie toksyczny. Jednak nawet toksyczna relacja czegoś uczy.