Zmiana decycji

Tematy dotyczące relacji z innymi ludźmi.
Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Zmiana decycji

Postautor: Inna » czw kwie 25, 2019 9:34 pm

Hej, mam nadzieje, ze to jeszcze żywe forum :) nie będę oryginalna pisząc, ze potrzebuje waszej pomocy. Byłam 1,5 roku z facetem z OS. Wiem, ze mu na mnie zależało( mimo, ze wylewny nigdy nie był) i uciekł w momencie podejmowania decyzji o przeprowadzce. Twierdził, ze to za duże ryzyko i musi odejść dla mnie. To w dużym skrócie. Pytanie brzmi czy schizoid kiedykolwiek zmienia swoje decyzje? Czy istnieje cień szansy ze jeśli się oddale na jakiś czas to relacja wyda mu się bezpieczniejsza ? Co siedzi w jego głowie oprócz strachu ? Czy to, ze raz na jakiś czas pisze cokolwiek żeby wiedział, ze jestem, to bardziej go boli/sprawia przyjemność/przeraża ?? Pogodziłam się z faktem, ze nie umie być ze mną. Zależy mi jednak, żeby był nawet na swoich warunkach, nawet jako znajomy nie partner ?

markotny
Posty: 62
Rejestracja: pt kwie 12, 2019 5:23 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: markotny » pt kwie 26, 2019 6:07 pm

Witaj. Od razu powiem to co mówiono mi, że zaburzenia osobowości nigdy nie są książkowymi przypadkami i twój partner może być mieszanką różnych zaburzeń, w którym dominujące jest zaburzenie schizoidalne, co może oznaczać że nie wiadomo do końca siedzi w jego głowie. Ja mogę napisać ze swojej perspektywy, bo zdarzało się że "uciekałem", przed określaniem się w związku, deklarowaniem konkretów czy podejmowaniem jakichś wiążących decyzji co do przyszłości. Cóż mogę ci powiedzieć. Ja czułem lęk. Że nie nadaje się do życia. Że lepiej będzie jak odejdę. Że nie wiem czy chce, czy nie chce z kimś być. Nie wiem jak to życie miałoby wyglądać. Że nie wiem czy kocham i co to kocham oznacza i jak to się czuje? Przy czym, kocham dla schizoida to jest generalnie skomplikowany temat. Bo mamy spłaszczoną uczuciowość. Ja czułem motyle w brzuchu, bywałem zakochany, chciałem z kimś być, z kimś się spotykać. Ale miłość to nie do końca wiem czym jest. Dla mnie była chęcią spędzania czasu, troską o drugą osobę, dbaniem o nią, byciem z nią, robieniem wspólnie różnych rzeczy... ale gdybym miał zadeklarować czy kocham, to nie bardzo bym wiedział co odpowiedzieć, mimo że chyba to co robiłem oznaczało że kocham. Może inni ludzie oczekują czegoś więcej, ale dla mnie, to mój sposób wyrażenia miłości. Natomiast deklaracja, pytania o przyszłość, przypominałyby mi jak jestem dziwny, jak się do życia nie nadaje, że nie wiem co ja mam czuć... i to wszystko by mnie przerażało, że wolałbym żeby ktoś mnie o to przestał pytać, albo wolałbym odejść, żeby nie musieć o tym myśleć i deklarować czy podejmować jakieś decyzji. Twój partner może czuć coś podobnego, albo czuć coś po swojemu. Nie wiem. To trudny temat. I nie wiem co ci poradzić. Z jednej strony twoja determinacja i chęć zrozumienia świadczy że go kochasz i bardzo ci na nim zależy. Być może na swój sposób to docenia. Z drugiej, mi się zdarza być zawziętym w swoich decyzjach, albo czuć taki lęk połączony ze złością, że nie chce nawet myśleć co ktoś robi, myśli, pisze do mnie, bo skoro uciekłem, to coś mnie przestraszyło i nie chce się z tym konfrontować. Myślę że powinnaś jednak mimo tego bardzo delikatnie dawać znać że jesteś, że czekasz, że nie chciałaś go przestraszyć, że bardzo ci na nim zależy, że starasz się go zrozumieć i zaakceptować jego problemy, że może chcesz żebyście kiedyś gdy poczuje się swobodniej porozmawiacie o tym jak to naprawić itp. Z drugiej strony to twoje życie, jak widzisz, nie jesteśmy zbyt "normalni", więc dobrze się zastanów nad tym jak bardzo go kochasz, jakie to generuje problemy i miej też swoje granice, bo za dużo pozwalać sobie nawet względem kogoś z takimi problemami jak nasze chyba nie można. Mi się zdecydowanie podoba z kimś być i dzielić życie, ale to też chyba kwestia doświadczenia życiowego i tego jak się z czasem układa w głowie plan na życie, natomiast wszelkie deklaracje, decyzje lubię żeby były na moich warunkach, a kompromisy w tym względzie żeby nie wykraczały poza moja strefę lęku.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » pt kwie 26, 2019 8:12 pm

Dziękuję Ci za tą odpowiedź. Myślałam, ze to forum jest martwe, a tymczasem znalazł się ktoś kto dał mi choć cień nadzieji. Ona zawsze umiera u mnie ostatnia. Dla mnie miłość oznacza dokładnie to co dla Ciebie. Rozumiesz ja lepiej niż niejeden „normalny”. To mnie urzekło w moim facecie. On tez dbał o mnie, robił ze mną rzeczy których nie robił sam(np.wspólne wycieczki), pokazywał mi inne spojrzenie na świat, był facetem w pełnym tego słowa znaczeniu (nosił zakupy, otwierał drzwi itp), a przede wszystkim dzięki niemu sama pokonywałam swoje słabości. Takich facetów już dziś ze świeczka szukać. Ci niby normalni nigdy nie dali mi takiego poczucia bezpieczeństwa co On. Wiem, ze mimo tych wszystkich trudności, leków i wycofania nie chciał mnie zranić, a wręcz odwrotnie ( tak jak piszesz). Nie wiem jak inaczej niż słowami udowodnić mu, ze rani mnie tylko to, ze go nie ma, nie to ze jest. Próbowałam utwierdzać go w przekonaniu, ze jestem na to wszystko gotowa, ze nie musi się bać. Że to co zbudowaliśmy jest dobre, ze może się udać, ze od początku wiedziałam jaki jest i nie chce niczego na sile zmieniać. Nie potrzebuje wyznań i ślubów. Chce zwyczajnie, żeby był obok i żebysmy mogli pogadać jak kiedyś o pierdołach. Konfrontacja z problemami i próby (nawet nieudane) są konieczne by zrobić krok dalej, by się rozwijać i uczyć, by stawać się lepsza wersja siebie ( nie chodzi o to by zmieniać się pod kogoś). Ta konfrontacja i odpowiedzialność za mnie stała się jednak dla niego bariera nie do przeskoczenia. A przecież ja jestem dorosła, to moje decyzje i moje życie. Uparty jest niestety jak Ty i pali wszystkie mosty. Odciął mnie totalnie choć wiem, ze czyta to co czasem piszę. Te półtora roku pokazało mi, ze schizoid to dużo bardziej wrażliwa i wartościowa osoba niż ktokolwiek inny zwany „zdrowym”. Cokolwiek znaczy bycie zdrowym. Myślę, ze warto walczyć o Niego,jako wartościowego człowieka, nie o jakieś tam słowo miłość. Na koniec powiem od siebie ...skoro sprawia Ci przyjemność bycie z kimś to z nim bądź. Życie jest krótkie, a fajnych dziewczyn które doceniają i chcą zrozumieć dużo.

markotny
Posty: 62
Rejestracja: pt kwie 12, 2019 5:23 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: markotny » pt kwie 26, 2019 11:35 pm

Pewnie już to zrobiłaś, ale napisz/powiedz mu to co tutaj napisałaś, jak jest ważny w twoim życiu i że tobie głownie zależy na nim i tym żeby po prostu być, a reszta jest nieważna, że go akceptujesz, że nie oczekujesz wielkiej miłości tylko bycia, trwania przy sobie itd. Może też napisz o swoich obawach, lękach, że też coś cię w życiu przeraża itp. Ja bym się bał niezrozumienia, więc gdyby mi ktoś pokazał trochę siebie zagubionego, przestraszonego, to może by mnie to ośmieliło. Skoro on "z tych" staroświeckich co otwierają drzwi, to proponuje może w ramach eksperymentu zmienić formę komunikacji na... list pocztowy. To takie mniej zobowiązujące, bo można odpisać po jakimś czasie i nadawca nie oczekuje odpowiedzi od razu, a można się bardziej rozpisać, zebrać myśli itd. Mnie by taki list ucieszył i zmobilizował do opisania. To taki trik który zadziałał by na mnie, być może na niego też.

PS W moim wypadku ta jedyna miłość do której coś czułem sama zakończyła związek i znajomość. I mimo kilku moich prób jej ponownego nawiązania które prawie się udawały, koniec końców żegnała mnie chyba bez większego żalu... Więc muszę pozostać nieszczęśliwy.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » sob kwie 27, 2019 5:27 am

Nie pomyślałam o liście, fajny pomysł. Spróbuję, choć mam wrażenie, ze powiedziałam i napisałam juz wszystko. O tym, ze tez się boje, ze nie chce go stracić, bo nigdy na nikim mi tak nie zależało. Ale może napisze w takim razie coś na luzie, bez wyznań ;)

Twoja dziewczyna widocznie miała inne oczekiwania co do związku. Czasem tak bywa, co nie oznacza, ze musisz zostać nieszczęśliwy. Ja nie szukałam a znalazłam, mój parter tez mnie nie szukał a jednak nasze drogi sie spotkały. Zostaw uchylone drzwi. Myśle, ze skoro pokochałeś raz to jesteś w stanie pokochać znowu. To jest naturalne i masz to w sobie, tylko nie blokuj tego. Strach to zły doradca. Nawet jak chwile poboli to warto. Ja nie żałuje niczego, choć nie wszystko poszło tak jak zaplanowałam. Staram się korzystać z życia i cieszyć tym co mam. Właśnie jestem w drodze do Włoch. List napisze na piaszczystej i słonecznej plaży :)

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Zmiana decycji

Postautor: W » ndz maja 05, 2019 1:05 am

Jedyne do czego mogę się przyczepić to:
„Wiem, ze mu na mnie zależało” - czas przeszły?
„uciekł w momencie podejmowania decyzji o przeprowadzce” - jak podejrzewam nie chodzi o byle przeprowadzkę ale o „pełnoczasowe” wspólne zamieszkanie?
„Twierdził, ze to za duże ryzyko i musi odejść dla mnie.” - ryzyko czego?
„Nie wiem jak inaczej niż słowami udowodnić mu, ze rani mnie tylko to, ze go nie ma, nie to ze jest.” - to jest oparte na Twoim wyobrażeniu czy na jego słowach, tzn czy uważa, że Ciebie rani swoją obecnością?


Niestety nie wiemy nic o tym, że:
- może mieć potrzebę spędzenia określonej ilości czasu w samotności żeby odpoczywać i zbierać się do kupy, a pełnoczasowy związek to uniemożliwi
- może nie chcieć być uwikłanym w zależności, przez które straci wpływ na własny czas i życie
- może nie chcieć być uwikłanym w zależności, które zmuszą go do stałego znoszenia tego, czego znosić nie chce
- może ma problem z koniecznością „odgrywania roli”, „zakładania maski”, co jest mocno meczące
- może ma problem z odczuwaniem pozytywnych emocji, satysfakcji i motywacji, więc ma problem z dostrzeganiem sensu w tym związku
- może odczuwa nadmiar presji z Twojej strony, co może ale nie musi być Twoją winą
- może odczuwa nadmiar presji ze strony dalszego środowiska – wasi rodzice, znajomi
- może to być przejściowe, a może ostateczne
- lęk może ale nie musi być istotnym problem, może być uzasadnioną reakcją na realny dyskomfort



kamill2001 pisze:
pt kwie 26, 2019 11:35 pm
list ... To taki trik który zadziałał by na mnie, być może na niego też.
To taki trik, który miałby sens w moim wykonaniu, pozwolił na spokojne zebranie myśli i słów, ale nie wiem czy zadziałałby na mnie.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » ndz maja 05, 2019 12:30 pm

Hej W. Piszę w czasie przeszłym, bo mam wrażenie, że jego decyzja jest nieodwracalna choć ja samotnie jeszcze walczę. Wiem, ze mu na mnie zależało, ale czy teraz strach nie blokuje tego uczucia?? Mam wrażenie, ze tak skoro milczy od 3 miesięcy.

„uciekł w momencie podejmowania decyzji o przeprowadzce” - jak podejrzewam nie chodzi o byle przeprowadzkę ale o „pełnoczasowe” wspólne zamieszkanie?

Tak chodziło o wspólne mieszkanie na stałe, bo na codzień dzieli nas bardzo duża odległość i jeżdżenie było kosztowne i wyczerpujące. Plan przeprowadzki był od zawsze ale gdy doszło do decyzji plan się zmienił niestety.

„Twierdził, ze to za duże ryzyko i musi odejść dla mnie.” - ryzyko czego?

Chciałam się przeprowadzić za granice wiec musiałabym nauczyć się języka, ustalić sobie prace zdalna bo lepszej tam bym nie znalazła, zapisać córkę do szkoły itp. Bał się jak sądzę ponieść odpowiedzialność, gdyby nam nie wyszło. On nie tracił nic a ja chciałam dla niego zmienić dwa życia ( moje i córki ). Ale byłam na to gotowa

„Nie wiem jak inaczej niż słowami udowodnić mu, ze rani mnie tylko to, ze go nie ma, nie to ze jest.” - to jest oparte na Twoim wyobrażeniu czy na jego słowach, tzn czy uważa, że Ciebie rani swoją obecnością?

Tak jak napisałam wyżej bał się chyba zranić mnie w przyszłości, z góry zakładał ze coś musi pójść nie tak. Jego słowa świadczyły o tym, ze teraz jest super ale super zawsze kiedyś się kończy i co wtedy ? On chciał mieć 100 % pewności i plan na 50 lat. Ja chciałam się zwyczajnie cieszyć byciem z nim. Wiedziałam, ze jak będzie przy mnie to reszta się ułoży.


Niestety nie wiemy nic o tym, że:
- może mieć potrzebę spędzenia określonej ilości czasu w samotności żeby odpoczywać i zbierać się do kupy, a pełnoczasowy związek to uniemożliwi

Powtarzałam wiele razy, ze jak chce pobyć sam to niech tylko da znak a ja zajmę się sobą. Do tej pory mieszkaliśmy oddzielnie wiec nasze kontakty opierały się na telefonie. Umowa była zwykle taka ze on dzwoni ja się rozłączam. Czasami nie dzwonił kilka dni, a ja cierpliwe czekałam wiedząc ze potrzebuje odpocząć. Nie bombardowałam telefonami i nie robiłam awantur.

- może nie chcieć być uwikłanym w zależności, przez które straci wpływ na własny czas i życie

Długo był sam wiec pewnie tak

- może nie chcieć być uwikłanym w zależności, które zmuszą go do stałego znoszenia tego, czego znosić nie chce

Zależność ... pewnie tez. Gdyby zdecydował się na moja wyprowadzkę raczej nie mógł by się z tego wycofać i ten krok był sporym wyzwaniem. Łatwiej było się rozstać.

- może ma problem z koniecznością „odgrywania roli”, „zakładania maski”, co jest mocno meczące
Zawsze powtarzałam żeby był sobą bo takiego go pokochałam. Od początku powtarzał ze jest inny i raczej był naturalny w swoich zachowaniach. Robił tylko to co chciał i to mi się w nim podobało. Nie naginał się, przynajmniej tak mi sie wydawało

- może ma problem z odczuwaniem pozytywnych emocji, satysfakcji i motywacji, więc ma problem z dostrzeganiem sensu w tym związku
Miewał stany depresyjne i wiecznie myślał negatywnie. Pokazywałam mu, ze można inaczej na codziennych przykładach z życia. Nie przyznawał się ale widać było, ze w jego głowie wychodziło słońce. Uwielbiałam jego żarty i śmiech. Potem niestety wyjeżdżałam do siebie i znów nadchodziły chmury i wszystko robiło się smutne.

- może odczuwa nadmiar presji z Twojej strony, co może ale nie musi być Twoją winą

Presji raczej nie. Nie miałam ciśnienia na przeprowadzkę, wręcz przeciwnie. Sytuacja zwyczajnie tego wymagała. Wiedziałam ze jeśli nie zrobimy nic to jeżdżenie z czasem będzie coraz bardziej męczące i ta relacja się sypnie. Było to dla mnie ryzyko ale jedyne czego nie chciałam stracić to on.
- może odczuwa nadmiar presji ze strony dalszego środowiska – wasi rodzice, znajomi

Tu raczej nie. Wyprowadzka odcięła by nas znacznie od całej reszty.
- może to być przejściowe, a może ostateczne
Pytanie czy 3 miesiące to już ostatecznie ? Według tego co mówił on i jego rodzina to jest uparty i jak coś postanowi to zawsze jest ostateczne. Z jakiegoś jednak powodu wpuścił mnie do swojego życia i zmienił w nim „coś”. Jak zrobić, żeby chciał i nie bał się zrobić coś więcej ?

- lęk może ale nie musi być istotnym problem, może być uzasadnioną reakcją na realny dyskomfort
Dyskomfortem zapewne było to ze musiał podejmować jakiejkolwiek decyzje,dużo się zastanawiał i to go zmęczyło. Dopóki temat był otwarty i nie było odpowiedzialności to była sielanka. Kolejny krok było skazanie się na ciągła odpowiedzialność za druga osobę. Ale przecież jestem duża dziewczynka i umiem sobie radzić wiec po co aż tak wyolbrzymiać ?

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » ndz maja 05, 2019 12:40 pm

Tak sobie myśle pisząc to wszystko i czytając Wasze wiadomości .. te wszystkie cechy i strachy są nam wspólne. Mamy je wszyscy w większym lub mniejszym stopniu. To naturalne mechanizmy obronne, które pozwalają mam żyć. Musimy się tylko nauczyć by wykorzystywać je w zmieniającym się środowisku.

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Zmiana decycji

Postautor: W » pn maja 06, 2019 7:05 pm

„To naturalne mechanizmy obronne, które pozwalają mam żyć.”
No właśnie coś takiego, ale wypadają w pewnym ciągłym zakresie i mogą być na tyle odchylone od optymalnego zachowania, że wtedy przeszkadzają nam żyć. Najtrudniejsze (przynajmniej dla mnie) jest określenie czy taka obrona jest przesadzona czy faktycznie przed czymś broni.



Czyli: od sporadycznych spotkań do pełnoczasowego, wspólnego życia w innym kraju? Dla mnie to wygląda jak skok na główkę do mętnego stawu. Musiałbym być silnie, wewnętrznie przekonany, że to może działać, aby się zdecydować. Porażka (niezależnie jak ją określić) kosztowałaby mnie mocnego psychicznego doła. Wiem, że to jest zależne od ogólnych warunków życia i ekonomicznych, sugerowałbym raczej stopniowe, mniejsze zmiany.

Nie wiem na ile ta sugestia jest pomocna a na ile szkodliwa, ale… u mnie okres marazmu może trwać ładnych parę miesięcy.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » pn maja 06, 2019 10:23 pm

„ Najtrudniejsze (przynajmniej dla mnie) jest określenie czy taka obrona jest przesadzona czy faktycznie przed czymś broni. „

Nikt tego nie wie jeśli nie spróbuje. Tez wielu rzeczy się boje, a mimo to zagryzam zęby i próbuje. Wyjdzie to dobrze, a nie to trudno. Przynajmniej wiem, co jest za murem, czego się bałam i czy w ogóle było warto. To buduje doświadczenie, które pozwala nam się mniej bać w sytuacjach podobnych do tych już przeżytych. W konfrontacji z takimi kryzysowymi momentami wyobrażam sobie co najgorszego może mi się stać i jak to mówią zwykle strach ma wielkie oczy 👀 Czasem tez dobrze posłuchać innych osób, z innym doświadczeniem i zrobić to co radzą. Dlatego tu jestem ...

Czyli: od sporadycznych spotkań do pełnoczasowego, wspólnego życia w innym kraju? Dla mnie to wygląda jak skok na główkę do mętnego stawu. Musiałbym być silnie, wewnętrznie przekonany, że to może działać, aby się zdecydować. Porażka (niezależnie jak ją określić) kosztowałaby mnie mocnego psychicznego doła. Wiem, że to jest zależne od ogólnych warunków życia i ekonomicznych, sugerowałbym raczej stopniowe, mniejsze zmiany.

Myśle, ze miał te same odczucia co Ty. Tez sugerował mniejsze kroki, ale inaczej się nie dało. 1,5 roku ciągłego jeżdżenia po 1000 km było męczące i kosztowne (jeździliśmy na weekendy, święta, wakacje itp wiec czasu było sporo by stwierdzić ze jesteśmy w stanie razem mieszkać, ale to moje zdanie). Ja nie miałam parcia na przeprowadzkę, mogłam jeździć dalej, było mi wszystko jedno byle był. Wiedziałam jednak, ze dla niego jazda była coraz bardziej wyczerpująca i stresująca, stad propozycja przeprowadzki. Wstępnie na rok, na próbę. Próba nie podziałała. Dla niego jedyne wyjście to ucieczka. A przecież mogło być dobrze. Czemu zakładać z góry, ze coś nie wyjdzie :(

Nie wiem na ile ta sugestia jest pomocna a na ile szkodliwa, ale… u mnie okres marazmu może trwać ładnych parę miesięcy.

Na ten moment minęły już 3 miesiące a ja nadal mam nadzieje, ze strzeli jakiś piorun i ten jego lek magicznie zniknie. Ze kiedyś poczuje się przy mnie tak bezpiecznie jak ja przy nim. Nie wyobrażam sobie na tym miejscu nikogo innego. Czekam dalej i myśle nad listem, który zaproponował Kamil2001.

Twoje rady W. są bardzo pomocne. Dziękuje i proszę o więcej :)

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Zmiana decycji

Postautor: W » śr maja 08, 2019 4:21 am

Rad nie mam, ale mogę się jeszcze przyczepić do tego fragmentu:
Inna pisze: Nikt tego nie wie jeśli nie spróbuje. Tez wielu rzeczy się boje, a mimo to zagryzam zęby i próbuje. Wyjdzie to dobrze, a nie to trudno. Przynajmniej wiem, co jest za murem, czego się bałam i czy w ogóle było warto.

Dla mnie to jest „romantyczna”, może „ekstrawertyczna”, wizja. To nie musi być problem lęku. Zwróć uwagę, że przedstawiłaś bilans. Po jednej stronie można coś zyskać, po drugiej są przejściowe trudności, ale w ogólnym wyniku nic się nie traci. Taki bilans wygląda "czysto", przedstawia sporą jednoznaczność odczuć. Mój bilans będzie wyglądał istotnie inaczej. Po pozytywnej stronie może się znaleźć satysfakcja, może nieco słabej przyjemności (nie pamiętam kiedy ostatnio odczuwałem silniejszą przyjemność, kiedyś muzyka mi jej trochę dawała, obecnie bardziej mniej drażni), odczucie ulgi, poczucie jakiejś stabilności, brak „fajerwerków”. Nawet moja „ulubiona” cisza i brak homo sapiens w zasięgu przynoszą mi ulgę a nie przyjemność, do tego o ograniczonym czasie trwania i w dalszej konsekwencji prowadzi do większego rozdrażnienia ludzkim burdelem. Po drugiej stronie jest to, co wymieniłem w punktach powyżej plus utrata motywacji i umęczenie podstępnie prowadzące w depresję. Trudno mi to konkretnie ująć i nie wiem też jak to jest z „normalnymi” osobnikami (żeby się jakoś odnieść), moje wrażenie jest takie, że ryzykuję „utratą siebie”, jakiejś wewnętrznej spójności, szczególnie w sytuacji w której bilans z góry nie jest czysty, zysk jest niejednoznaczny a koszt może być trudnym do uchwycenia obciążeniem. Łatwo się znaleźć w sytuacji, w której pytam się siebie „co ja tutaj robię?”, albo nie czuję się dobrze ale niezupełnie wiem dlaczego, albo w ogóle odczucia są mocno wymieszane i niejednoznaczne. Z pewnością nie jest to obce osobnikom neurotypowym, rzecz w tym. że w moim życiu brak jest sytuacji odczuwalnie jednoznacznych.

Zwróć też uwagę, że jeśli On odczuwa podobnie jak ja, gdy w grę wchodzi bardziej odczuwanie realnego dyskomfortu i brak odczuwania „pozytywnej strony życia”, a niekoniecznie lęku, to Twoje podejście do lęku i jego przełamywania może być formą presji.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » śr maja 08, 2019 4:34 pm

Wielki Jeżu nie wiedziałam, że to to aż tak skomplikowane. Powoli dociera do mnie jak mówił, że przeczytałam tyle książek a i tak nic nie rozumiem :) Wydawało mi się, że to ja jestem bardziej skomplikowana i analizująca a u niego tylko "czarne i białe".

Rozkładam na czynniki pierwsze to co piszesz i rzeczywiście nie brałam pod uwagę wielu rzeczy. Pamiętam jak mówił, że nie czuję się dobrze (fizycznie sam ze sobą i z tym, że ja się nie czuje dobrze z tym co i jak robi, ale on tak ma i już). Że nie chce tak się czuć. Próbował ale nie da rady "tego" przeskoczyć. Nie wiedział dlaczego ale według niego tak musiało być. Z jednej strony chciał a z drugiej było to cholerne "ale". Pisałam, że presji z mojej strony nie było, ale rzeczywiście z Twojego punktu widzenia wywarłam ją na nim proponując rok próby i twierdząc, że jest w stanie pokonać lęk, bo ja przecież też dla niego byłam stanie go pokonać.

Podziwiam, że jesteś w stanie tak wnikliwie pisać o tym co i jak czujesz. Mam wrażenie, że większość ludzi tego nie potrafi a nawet się nad tym nie zastanawia. Ja już sama mam mentlik, który próbuję ogarnąć.

Wspomniałeś o utracie motywacji. Czy Twoja duża samoświadomość nie jest wystarczającą motywacją do zmiany chociaż w niewielkim stopniu i walki o prawdziwe Ja, w którym będziesz czuł się zwyczajnie dobrze? Co Cię motywuje? Czy takie chwilowe poczucie przyjemności (które znikneło teraz ale było), nie sprawia, że chcesz aby trwało? Wyobraź sobie, że teraz się do Ciebie uśmiecham, co na twojej twarzy także powoduje uśmiech a we krwi zaczynają krążyć endorfiny. Czy to już jest „utrata siebie”? Czy takie chwile kiedy porywa Cię muzyka, jesz coś pysznego, słyszych szum morza, oglądasz piękny krajobraz jadąc autem, dzielisz się swoją wiedzą z innymi (jak tu) ...czy to wszystko nie jest wystarczającym powodem i odpowiedzią na pytanie „co ja tutaj robię?” Pytania są retoryczne, nie musisz oczywiście odpowiadać głośno, jeśli nie chcesz.

Zależy mi zwyczajnie, żeby pokazać mój punkt widzenia. Mnie cieszą takie małe rzeczy, nie koniecznie wygrana mln zł w lotka. Cieszy mnie to, że wstaje i świeci słońce, że jestem dziś zdrowa i wracając do tematu cieszyło mnie bycie z tym moim "schizoidem" niezależnie od problemów. Taki trochę mały (160 cm w kapeluszu) Budda ze mnie :P

No i na koniec skoro sam nie jesteś pewien sytuacji i traktujesz je jako niejednoznaczne, to czy zaufałbyś komuś i posłuchał jego zapewnień, że można się czuć inaczej, dobrze, stabilnie? Jeśli tak to co by musiało się stać ? Czy to już ingerencja w "twoje ja"? Poza tym po co trwać przy tym swoim szarym "Ja" a nie przy kimś, kto chce dla Ciebie dobrze, dla której bilans z góry jest czysty, zysk jest jednoznaczny a koszt nie jest aż tak dużym i trudnym obciążeniem?

Ja obecnie jestem wymęczona poczuciem smutku i pustki. Mnie ten stan męczy bardziej a dla Ciebie jak rozumiem jest normalny=bezpieczniejszy. Wydaje mi się, że aby przeżyć coś przyjemnego trzeba zrobić krok, a poczucie smutku przychodzi nawet jak nie robisz nic, więc tłumaczyłoby to przewagę tych stanów u Ciebie. Ja mam teraz wrażenie, że leży mi na sercu wielki kamień i nie mogę wziąć głębszego wdechu. Moimo to podejmuję próby wyjścia z marazmu. Wychodzę/wyjeżam ze znajomymi by na chwilę przestać myśleć, że mi źle. Wtedy włącza się jakby inny program. Oczywiście jak wracam do pustego domu to smutek wraca ale z biegiem czasu nieznacznie maleje a mój stan się polepsza. Myślę, że jesteśmy trochę jak lustro...ja potrzebuję odpoczynku od smutku a Ty od fajerwerków.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » śr maja 08, 2019 4:36 pm

P.S. Wysypiaj się a nie piszesz w środku nocy. Sen i zdrowa dieta to podstawy dobrego samopoczucia :)

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Zmiana decycji

Postautor: W » pt maja 10, 2019 1:43 am

Inna pisze: mówił, że przeczytałam tyle książek a i tak nic nie rozumiem :)

Pamiętam, że w którymś artykule psychologicznym o OS autor, psycholog, terapeuta wspominał, że ma podobnie z klientami z OS, mówią mu, że nie rozumie ;).

Inna pisze: … Ja już sama mam mentlik, który próbuję ogarnąć.

To trudne i ja też nie jestem w stanie całości uchwycić. Często się zastanawiam czy to, co myślę ma jeszcze sens, czy może już wpadam w konfabulacje. Staram się pisać o tym, do czego jestem w miarę przekonany. Trochę wyszukuje opisy różnych doświadczeń innych ludzi i staram się odnieść do nich, staram się „łączyć punkty”.

Inna pisze: Co Cię motywuje?

W którymś luźniejszym tekście o OS było takie porównanie do silnika, że nie ruszy bo nie ma iskry, brakuje w nim tego drobnego impulsu żeby działał. Moją motywację prezentuje moja aktywność na tym forum, co parę miesięcy zbiorę się i napiszę parę postów i odpowiedzi, przychodzi moment, w którym po prostu to robię, a pomiędzy tymi momentami musiałbym zagryźć zęby i zmusić się, musiałby zajść jakiś bezpośredni przymus (a raczej nie o to tutaj chodzi).
Trudno jest mi też wyobrazić sobie, że jakaś zmiana będzie sensowna i cel jest realizowalny, jeśli jestem przekonany i się pozbieram, to nie mam problemu z działaniem.

Właśnie mam wrażenie, że ludzie normalnie są w stanie przeciągać przyjemne, przeżywać przyszłą i przeszłą przyjemność, nakręcać na nową, gdy w moim przypadku nie tylko przyjemność i satysfakcja są słabsze i rzadsze ale też są przelotną, bieżącą chwilą.

Inna pisze: Czy to już jest „utrata siebie”?

Mam raczej na myśli ogólny, zsumowany, bieżący, mglisty stan. Chociaż pojedyncze wpływy mogą mieć silniejsze działanie.

Trudno to jasno ująć, wydaje mi się, że moje najrozmaitsze odczucia, również fizyczne, są mocno pomieszane, niejednoznaczne, mogą być dość intensywne tak, że nawet to, co powinno być przyjemne, nie jest, i do tego dochodzi schizoidalna obrona, która wszystko równo tnie, zapewnia dystans, oderwanie od własnych wrażeń, żeby były znośne. I tak już po prostu jest.
Więc gdybym był zaangażowany i moja kobieta by się do mnie uśmiechała, potencjalnie mój odbiór tego mógłby być zbyt intensywny, albo musiałbym się odciąć od własnych odczuć aby jakoś sensownie zareagować (albo obronna zadziałałaby automatycznie).


Pisząc o bilansie mam na myśli bilans własnego wewnętrznego stanu, odczuć i postrzegania, którego nie można przejąć od innych. Dwie osoby w tej samej sytuacji mogą czuć się z różnych względów zupełnie inaczej. Jeśli weźmiesz tego swojego schizoida i wstawisz go w sytuację, która dla Ciebie jest jednoznaczna, on przez jego schizoidalne postrzeganie nie będzie w stanie współdzielić tej jednoznaczności.

Może weźmy taki przykład: jest ciepły, słoneczny, wiosenny dzień, słoneczko przyjemnie przygrzewa. Nic tylko się wystawić i czerpać przyjemność z tej chwili. Wyobraź sobie, że akurat jestem niewyspany i natężenie słońca jest trochę zbyt silne aby było dla mnie komfortowe, do tego siedzisko nie jest najwygodniejsze. Z idyllicznej chwili robi się dość pomieszana może nawet drażniąca i dwie osoby w takiej prostej sytuacji mogą odbierać ją znacznie odmiennie.

Inna pisze: skoro sam nie jesteś pewien sytuacji i traktujesz je jako niejednoznaczne

Takie sytuacje są niejednoznaczne, dla mnie. To, że neurotypowi postrzegają je jako takie nie sprawia, że takie są ;). Pójście za dobrą radą w kontekście własnych odczuć prowadzi często na manowce.

Inna pisze: czy zaufałbyś komuś i posłuchał jego zapewnień, że można się czuć inaczej, dobrze, stabilnie?

Nie. Z tej prostej przyczyny, że ludzie nie mają pojęcia i podstawy do tego, żeby określić jaki jest mój stan, tym bardziej jaki może być. Poleganie na opiniach innych jest w tym zakresie mylące (choć sobie też nie mogę do końca ufać). Muszę sam być solidnie przekonany i zebrać się w sobie, żeby wygenerować motywację.

Inna pisze: Wysypiaj się a nie piszesz w środku nocy

Moja ograniczona jasność umysłu jest odwrotnie proporcjonalna do natężenia ulicznego ruchu. Noc jest dla mnie, w pozostałą część doby mogę być nieprzytomny, a do tego i tak przeważnie wstaję zmęczony.

Inna
Posty: 730
Rejestracja: czw kwie 25, 2019 9:15 pm

Re: Zmiana decycji

Postautor: Inna » pt maja 10, 2019 6:59 pm

"To trudne i ja też nie jestem w stanie całości uchwycić.”

Całości pewnie nikt nie jest w stanie uchwycić. Według mnie sens życia to poszukiwanie własnego szczęścia. To droga, na której czasem stoją przeszkody, ale każda kolejna pokonana sprawia, że jesteś lepszym człowiekem i bliżej celu. Mam wrażenie, że z tak dużą samoświadomością jesteś blisko :)

„ I tak już po prostu jest.”

Nie lubię tego stwierdzenia strasznie. Mamy wpływ na to, co dzieje się z naszym życiem. Może nie na wszytsko, ale na samych siebie napewno...Nie zgodzę się bezkompromisowo na to co mnie krzywdzi i Ty tez nie powinieneś. Jakiś mechanizm obronny, który kiedyś zadziałał w danej sytuacji, ma kierować całym twoim życiem i szczęściem? Wiem, że łatwo się mówi stojąc z boku ale wierz mi ja tez ciagle walczę ze swoimi słabościami. Nie musi tak być i to jak będzie zależy głównie od Ciebie !

Pisząc o bilansie mam na myśli bilans własnego wewnętrznego stanu, odczuć i postrzegania, którego nie można przejąć od innych. Dwie osoby w tej samej sytuacji mogą czuć się z różnych względów zupełnie inaczej. Jeśli weźmiesz tego swojego schizoida i wstawisz go w sytuację, która dla Ciebie jest jednoznaczna, on przez jego schizoidalne postrzeganie nie będzie w stanie współdzielić tej jednoznaczności.

Pierwsze wrażenie oczywiście będzie inne bo jesteśmy dwoma różnymi osobami ale w momencie, gdy twoja kobieta zauważy, że słońce Cię razi i da Ci swoje okulary? Kiedy podłoży ci poduszkę pod siedzenie, żeby było wygodniejsze? Przejmujesz idylliczny klimat? Ja zdecydowanie tak mimo, że chwilę wcześniej myślałam, że to najgorszy dzień w moim życiu. Dla mnie to właśnie oznacza bycie w związku. Choć pierwotnie czuliśmy się inaczej to wzajemne relacje zbudowały coś poza nami (my nadal jesteśmy jacy byliśmy), jakiś wspólny kompromis dzięki któremu patrzymy inaczej niż zwykle (czasem rozsądniej a czasem przychylniej) na różne sytuacje.

Pójście za dobrą radą w kontekście własnych odczuć prowadzi często na manowce.

Często tak, ale nie zawsze. Jeśli ktoś w danej dziedzinie ma większe doświadczenie, to większe prawdopodobieństwo, ze twoja droga, a nie jego, sprowadzi Cię ma manowce :)

„ludzie nie mają pojęcia i podstawy do tego, żeby określić jaki jest mój stan, tym bardziej jaki może być. Poleganie na opiniach innych jest w tym zakresie mylące (choć sobie też nie mogę do końca ufać).

To komu/czemu zaufać? Ja bazuje głównie na doświadczeniu innych, swoim własnym i intuicji. Robię listę za i przeciw i idę drogą, która ma więcej plusów niż minusów. Reszta to przypadek, dzięki któremu nabywam doświadczenia.

Coraz ciekawsza ta wymiana poglądów :)


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości