Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Tematy dotyczące relacji z innymi ludźmi.

Czy miałeś/aś kiedykolwiek bliska osobę?

Tak
17
63%
Nie
2
7%
Trudno powiedzieć
8
30%
 
Liczba głosów: 27

chudzielec
Posty: 1252
Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm

Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: chudzielec » śr mar 15, 2017 10:44 pm

Dla mnie to chyba była babcia chociaż nie jestem pewien. Nie do końca potrafię zdefiniować bliskość.
Chciałem ją odwiedzać z własnej woli.Niezbyt często w sumie.
Ostatnio zmieniony ndz mar 19, 2017 12:01 pm przez chudzielec, łącznie zmieniany 1 raz.

x809
Posty: 28
Rejestracja: wt lis 24, 2015 12:00 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: x809 » czw mar 16, 2017 9:16 am

Co prawda, nie odpowiem na Twoje pytanie, ale podczas jego czytania przyszła mi do głowy pewna refleksja. Wydaje mi się, że na tym forum może być trudno uzyskać odpowiedź na pytanie z tematu. Podejrzewam, że może ono wprawiać niektórych użytkowników w zakłopotanie czy może coś w rodzaju "chęci odsunięcia wzroku". Natomiast, zauważyłem, że na tym forum dość dobrze działają anonimowe ankiety, w których każdy może pozostawić swój głos niczym niewidzialny duch (to samo zaobserwowałem na schizoids.net). W tym sensie, że parokrotnie rzuciły mi się w oczy ankiety na takie tematy, które raczej były niechętnie poruszane czy wręcz przemilkiwane w publicznej dyskusji. Stąd, być może więcej informacji udałoby się uzyskać stosując taką formę.
Ostatnio zmieniony czw mar 16, 2017 7:32 pm przez x809, łącznie zmieniany 1 raz.

chudzielec
Posty: 1252
Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: chudzielec » czw mar 16, 2017 1:45 pm

Ja na dzisiejsza chwile mogę odpowiedzieć: nie wiem.

A dla jasności: tematy zakładam w celach auto diagnostycznych.
Zmieniam się i faluje w czasie miedzy OS a OU.

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: umarlazkotami » pt mar 17, 2017 12:02 pm

chudzielec pisze: A dla jasności: tematy zakładam w celach auto diagnostycznych.
Zmieniam się i faluje w czasie miedzy OS a OU.
Tu każdy jest przecież tak bardzo 'autodiagnostyczny' xD

Zastanowił mnie temat wątku. Bliskość łatwo pomylić ze wspólnotą interesów. Miałam znajomości, które utrzymywałam jakiś czas, bo np stymulowały mnie intelektualnie, albo ciekawiły, dawały korzyści. Miałam też znajomości, które mnie zaspokajały (emocjonalnie, seksualnie). Ale czy to była bliskość? Niby tak, osiągałam z tymi osobami jakąś taką wyższą sferę wspólnego bytu, ale nigdy nie potrafiłam w pełni zaufać, zawsze jestem jakby tylko na zapleczu, nie wchodzę dalej. Pewnie dlatego, ze jako dziecko też nie mogłam nikomu siebie powierzyć. Najlepszy kontakt miałam, podobnie jak ty, z babcią i też dziadkiem. Oni mnie kochali nie za to, jaka byłam, nieważne były oceny, mój wygląd, zachowanie, lecz ja, sama w sobie. Oni po prostu mnie lubili jako człowieka i niczym tego nie warunkowali. Nigdy czegoś takiego już nie doświadczyłam z niczyjej strony. Teraz podlegam zainteresowaniu innych ludzi ze względu na wygląd, zachowanie czy to jak myślę, albo moją przydatność. Nie ukrywam, że ja też w ten sposób patrzę na ludzi (choć wygląd jest dla mnie drugorzędny). Taka prawdziwa bliskość, która dotyka rdzenia naszego człowieczeństwa, jest chyba abstrakcją dla mnie. Choć niekiedy namiastki osiągam, tak.
A ta dobra babcia, która tak mnie kochała (wiem, że mnie kochała) niestety tez mnie krzywdziła, bo miała zapędy pedofilskie, więc mam tu w sobie ambiwalencję uczuciową, pomiędzy zaspokojeniem miłości, a oszukaniem. Ja nie mam doświadczeń bez skazy.

chudzielec
Posty: 1252
Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: chudzielec » ndz mar 19, 2017 12:02 pm

Dodałem ankietę.

ZywyKamien
Posty: 101
Rejestracja: sob sie 20, 2016 9:33 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: ZywyKamien » ndz mar 26, 2017 7:34 pm

Mam taką ciotkę, jest siostrą mojej babci i ma 75 lat. Nie wiem czemu, naprawdę nie mam pojęcia dlaczego, ale jakoś ją ukochałem. Odkąd sięgam pamięcią zawsze przyjeżdżała do babci na wakacje i tam przebywała kilka tygodni a że jak byłem dzieckiem często nocowałem u babci to miałem z nią często styczność. Mam z nią do dziś bardzo dobry kontakt, zawsze na ile to jest możliwe staram się do niej zadzwonić od święta czy też nie. Jak na swój wiek dobrze się trzyma aczkolwiek dwa lata temu miała problemy ze zdrowiem no i nasz kontakt się rozluźnił. Już od dłuższego czasu kołatała mi myśl by ją odwiedzić bo w takim wieku zawsze to może być ostatnia okazja do wizyty a na punkcie wdrażania myśli o odwiedzeniu kogoś w czyn jestem mocno uczulony od czasu wydarzeń z zeszłego roku. Miałem znajomą w moim wieku z którą się dobrze dogadywałem, obiecywałem jej że przyjadę do niej i ją odwiedzę. W międzyczasie ona umarła na raka. To samo się stało z pewną osobą z mojej rodziny prawie 10 lat temu. Obiecywaliśmy jej że ją odwiedzimy rodziną. Nie zdążyliśmy.

Dziś rano się ot tak zerwałem, zadzwoniłem do tej ciotki z pytaniem czy jest po czym pojechałem do jej miasta następnym pociągiem. Jakiś impuls, instynkt mną kierował. Spędziłem kilka naprawdę ciekawych godzin z osobą co do której mogę powiedzieć z całą pewnością że jest mi jakoś bliska i mam z nią dobry kontakt. To jest więź na tyle mocna że jak już czekałem na dworcu na pociąg powrotny to się po prostu popłakałem. Przecież to zawsze może być ostatni raz.

Jedna rzecz mnie zdziwiła u ciotki, tak trochę w temacie tego forum. Myślałem że ona jest wdową a tu się okazało że ona ma męża o którego istnieniu nigdy nie wiedziałem, widocznie jest powód by to ukrywać. Otóż po zachowaniu widać że to swój chłop. Jego zachowanie lekko odbiegało od wzorca, dla mnie raczej nie przypominał typowego starszego mężczyzny w swoim wieku, jak dla mnie lekko infantylny. Przegadałem z nim sporo czasu na tematy które zwykłych ludzi raczej nie rajcują. Rozmowa telefoniczna z matką po fakcie:

- A ciotka była ze swoimi synami?
- Nie, tylko ze swoim mężem, nawet nie wiedziałem że ona go ma.
- Czyli co, widziałeś tego dziwaka, tak?

chudzielec
Posty: 1252
Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: chudzielec » ndz mar 26, 2017 8:23 pm

ZywyKamien pisze:Dziś rano się ot tak zerwałem, zadzwoniłem do tej ciotki z pytaniem czy jest po czym pojechałem do jej miasta następnym pociągiem. Jakiś impuls, instynkt mną kierował.
Dobrze zrobiłeś. Ja tak zwlekałem i sporadycznie utrzymywałem kontakt z wspominana wcześnie babcią.
W końcu pewnego dnia dostałem od rodziny telefon z zaproszeniem na pogrzeb.

qwerty1234
Posty: 49
Rejestracja: śr wrz 03, 2014 12:00 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: qwerty1234 » ndz lut 18, 2018 10:40 am

Nie umiem zdefiniować bliskości, więc trudno powiedzieć.

Ardealba
Posty: 71
Rejestracja: pt mar 16, 2018 10:11 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: Ardealba » pt maja 25, 2018 10:09 am

Mnie jak na tutejsze standardy wydawało się, że w życiu miałam (mam?) całkiem dużo bliskich osób. Głównie myślę tu o przyjaźniach albo przynajmniej o czymś co dla mnie było przyjaźnią. Myślę o kilku osobach, które były mi na różnych etapach życia na tyle bliskie, że nie bałam się z nimi rozmawiać o sobie, o nich, że np. potrafiłam do nich zadzwonić i spytać czy możemy się spotkać, że mogło to trwać nawet kilka kilkanaście lat. Te spotkania może nie były zbyt częste, ale dla mnie bardzo ważne. Zwykle te relacje kończyły się w momencie wchodzenia w związek lub zakładania rodziny przez tą drugą osobę. Bywałam kompatybilna z pojedynczymi osobami, z całym zestawem już nie.

Na przestrzeni lat, w zasadzie przez całe moje życie taką najważniejszą i najbliższą osobą była moja siostra. Udało mi się polubić jej chłopaka, jej dzieci. Lubiłam tam jeździć.

Kilka dni temu powiedziała mi przez telefon,że za tydzień bierze ślub. Tylko tyle. To nie była pierwsza tego typu sytuacja w moim życiu, ale zawsze znajdowałam jakieś usprawiedliwienie, że ktoś zapomniał, że miał coś ważniejszego, że czuł się niepewnie w danej sytuacji.

Jak ta ułuda czegoś co dla mnie jest bliskością wygląda z perspektywy tej drugiej osoby? Jak mogło mi się wydawać, że być może dla tej drugiej osoby też jestem ważna?

Niedawno terapeuta powiedział, że często czuje się przeze mnie odsuwany. Czy to możliwe, że inni też się tak czują? Czy może być tak, że osoby, którym ufam, w stosunku do których czuję, że mogę powierzyć część siebie, które są dla mnie ważne też czują się przeze mnie odsuwane? Myślą, że mają jakąś tam koleżankę we mnie, ale to w sumie nic poważnego, bo jestem pełna dystansu, bo brak mi zaangażowania? Bardzo trzeba być martwym w środku, zimnym i obojętnym żeby tego nie zauważyć.
Czy osoba, z którą jestem w związku (jedynym w jakim byłam) czuje podobnie?
Mam wrażenie, że odkryłam jakiś nowy poziom samotności, choć wydawało mi się, że byłam już wszędzie.
Życie jest straszne, a potem się umiera.

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: W » sob maja 26, 2018 12:36 am

Ardealba pisze:
pt maja 25, 2018 10:09 am
Niedawno terapeuta powiedział, że często czuje się przeze mnie odsuwany.
I jak jego odczucia mają się do rzeczywistości? Czy to on powinien zmierzyć się ze swoimi odczuciami i weryfikować je, czy może to Ty powinnaś z tego powodu odgrywać przed nim coś by urealnić jego odczucia, do tego wbrew Twojej naturze. A jeśli już odegrasz przed nim to co chce zobaczyć, to on, wy oboje będziecie zadowoleni z takiej sytuacji? Od ludzi spodziewam się zdolności poznawczych i woli zrozumienia, proste reagowanie oparte na odczuciach to domena zwierząt.

Ardealba
Posty: 71
Rejestracja: pt mar 16, 2018 10:11 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: Ardealba » pn maja 28, 2018 12:40 pm

W pisze:
sob maja 26, 2018 12:36 am
Ardealba pisze:
pt maja 25, 2018 10:09 am
Niedawno terapeuta powiedział, że często czuje się przeze mnie odsuwany.
I jak jego odczucia mają się do rzeczywistości?
No myślę, że są jej odzwierciedleniem - tzn. uważam, że terapeuta raczej mnie nie oszukuje w kwestii tego co czuje w przeciwprzeniesieniu.
W pisze:
sob maja 26, 2018 12:36 am
Czy to on powinien zmierzyć się ze swoimi odczuciami i weryfikować je,


Mam nadzieję, że robi to w ramach terapii własnej lub superwizji.
W pisze:
sob maja 26, 2018 12:36 am
czy może to Ty powinnaś z tego powodu odgrywać przed nim coś by urealnić jego odczucia,


Wydaje mi się, że nie do końca w tym chodzi o odgrywanie czegokolwiek, ja nawet nie muszę się z tym zgadzać lub zaprzeczać, chodzi raczej o możliwość wglądu i zrozumienia tego jak na moje zachowanie mogą reagować ludzie. Mam duży problem z identyfikowaniem swoich uczuć i emocji, a co dopiero innych osób. Przytoczone przeze mnie zdanie było wyrwane z kontekstu, niemniej jednak możliwość przeanalizowania tej sytuacji jest dla mnie użyteczna, choć przykra.
W pisze:
sob maja 26, 2018 12:36 am
[...]do tego wbrew Twojej naturze.


Obawiam się, że odsuwanie ludzi jest mojej naturze bardzo po drodze.
W pisze:
sob maja 26, 2018 12:36 am
A jeśli już odegrasz przed nim to co chce zobaczyć, to on, wy oboje będziecie zadowoleni z takiej sytuacji?
Nie wiem czy terapeuta chce zobaczyć coś konkretnego, czy raczej usiłuje stworzyć sytuację, w której ja mogę dokładniej przyjrzeć się sobie. Ja będę zadowolona jak kontakty z ludźmi przestaną być dla mnie taką tajemnicą, a zadowolenie terapeuty nie jest moją sprawą.
W pisze:
sob maja 26, 2018 12:36 am
Od ludzi spodziewam się zdolności poznawczych i woli zrozumienia, proste reagowanie oparte na odczuciach to domena zwierząt.
Nie mam problemów w obszarze procesów poznawczych, terapeuta chyba też nie. Wola zrozumienia również występuje w tej relacji po obu stronach, choć nie zawsze to się udaje. Reagowanie w oparciu o uczucia i emocje jest domeną ludzi, to element inteligencji emocjonalnej czyli czegoś nad czym staram się pracować, również w ramach terapii.
Życie jest straszne, a potem się umiera.

W
Posty: 624
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: W » pn maja 28, 2018 7:14 pm

Ardealba pisze:
pn maja 28, 2018 12:40 pm
...
Dobrze rozumiem sytuację z terapeutą ale przekładasz ją na wszystkie swoje relacje i w takim kontekście był mój komentarz, napisałem go w przenośni i faktycznie niczym tego nie zasugerowałem.
Jeśli ktoś na podstawie swoich odczuć uważa, a raczej automatycznie reaguje, jakbyś go odpychała, odrzucała, a nie jest to twoją intencją i niekoniecznie jesteś nawet świadoma jego odczuć i reakcji, to kto jest bardziej odpowiedzialny za taką sytuację? Ta osoba, bo właśnie mało inteligentnie polega na swoich odczuciach, czy może Ty powinnaś z wyprzedzeniem zagrać, wbrew swojej naturalnej postawie, tak, żeby jego odczucia ustawić pod siebie? Czy to Ty powinnaś się poznawczo wykazywać gdy czyjeś odczucia nie przystają do rzeczywistości, czy może oni powinni się nieco postarać? To jest doświadczenie, którego chyba wszyscy tutaj w życiu doświadczamy(?).
Ludzka natura jest dwoista i w tym problem, emocje i odczucia są ewolucyjnie starsze, a młodsze, abstrakcyjne, poznawcze myślenie pozwala nad nimi przystosowawczo zapanować.

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: umarlazkotami » pn maja 28, 2018 8:21 pm

I jakie to jest wszystko względne. Na tym forum padają słowa, że ktoś ma siostrę, z którą jest zaprzyjaźniony, rodziców którzy są jacy są, ale go utrzymują i wspierają, babcię, ciocię, kilkuletnie znajomości przyjacielskie, rodzinę. No kurde, ja to choć namiastkę czegoś takiego chciałabym mieć i pisząc o poprawie moich stosunków z ludźmi, mam na myśli chyba to, co dla niektórych tutaj użytkowników jest chlebem codziennym. Tylko jednak jak sobie pomyślę o jakiejś rodzince, ich dzieciach, niedzielnym rosole, czy wigilijnej szopce, to zbiera mi się na wymioty i to dosłownie. Kiedyś przerabiałąm wersję demo takiego życia i to była dla mnie psychicznie ciężka katorga + silna depresja i uczciwie, to po dzieciństwie mój najgorszy okres w życiu, już nigdy nikt mnie w coś takiego nie wrobi. Ja nie ukrywam, że potrzebuję bliskości, czy innego człowieka, ale nie w takim wydaniu. Ja po prostu patrzę na siebie i swoje możliwości realnie, bo tu nie chodzi o realizowanie schematu, ale o realizowanie moich potrzeb, które są dalekie od konwencji.
I tak realnie, to chciałabym umieć nawiązywać relacje neutralne, przyjacielskie, nie oparte tylko na sferze seksualnej i umieć je podtrzymywać długoterminowo. I nawiązywać i utrzymywać relacje z ludźmi, od których zasadniczo nic nie potrzebuję ( w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo jakaś transakcja relacyjna jest jednak zawsze). To by mnie satysfakcjonowało w zupełności. A bliskie, miłosne relacje, aby były bardziej miłosne, a mniej pornograficzne. No i ci ludzie, będąc dla mnie bliscy, nie mogą by jednak za blisko. Muszą być jak satelity, dostępni, ale w pewnej odległości, na orbicie gdzieś.
Ardealba pisze:
pt maja 25, 2018 10:09 am
Jak ta ułuda czegoś co dla mnie jest bliskością wygląda z perspektywy tej drugiej osoby?
No właśnie.
To też jest bardzo względne, stosunek do relacji, drugiego człowieka, interpretacja tego, co się dzieje między ludźmi, proporcje wkładu emocjonalnego w relację itd. To jest wszystko indywidualnie wyważone i łatwo tu siebie i innego zranić. Ja się w każdym razie zawsze o siebie mocno boję i ufać nie umiem. Czasem, kiedy zaufam i robi się bezpieczniej, z reguły coś się pierdoli i zawsze żałowałam po fakcie swojej naiwności. Nie umiem się jeszcze poczuć bezpiecznie przy jakimkolwiek człowieku.
Ardealba pisze:
pt maja 25, 2018 10:09 am
Jak mogło mi się wydawać, że być może dla tej drugiej osoby też jestem ważna?
Nigdy w życiu nie byłam ważna dla nikogo. Tzn dla jednej osoby tak, ale to jego potrzeba genetyczna, a nie wybór, więc się nie liczy.
Ale nie ukrywajmy, czy ktoś jest ważny dla mnie? Też nie. Tzn jest, ale to znowu generowane genetycznie, więc się nie liczy. Zresztą, mam z tą relacją problemy i ma ona swoją specyfikę.
W ogóle jak rozumieć 'bycie ważną'? To bycie potrzebną? Bycie lubianą? Bycie obiektem, który zaspokaja czyjęś potrzeby i jest ważny bo ma potrzebne komuś zasoby? Bycie ważną, bo ktoś jest do mnie przyzwyczajony, uzależniony czasem, zależny? Jeśli o to chodzi, to tak, byłam. Ale nie jestem niezastąpiona, nikt nie jest, więc owa 'ważnośc' jest kwestią mobilną.

Ale paradoksalnie fakt, że jestem emocjonalnie sama i nieistotna dla innych, zawsze mnie dopingował, aby zadbać o siebie samą. Bo ja nie mam kogoś, kto by mnie wyciągnął z dna, gdybym za głeboko w to dno wpadła. Ja nawet nie mam przed kim zademonstrować jakiejś próby samobójczej, jak to niektórzy praktykują. Mnie nikt nie widzi jak płacze, dlatego nie płacze. I chyba dlatego coś tam zawsze, pomiędzy okresami apatii, depresji, nerwicy, skrajnej izolacji i zniechęcenia życiowego staram się robić, aby jakoś ciągnąć ten wózek ze sobą do przodu.

Vorenus
Posty: 152
Rejestracja: śr maja 30, 2018 1:27 pm

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: Vorenus » śr maja 30, 2018 2:05 pm

Problem z tym jak zdefiniować tą bliską osobę? Partner/partnera? Przyjaciel?

Byłem bardzo zżyty z moją śp. Babcią. Uwielbiałem ją odwiedzać, rozmawiać, żartować.
Teraz po jej śmierci, jakoś nie potrafię odczuwać bólu, pustki, braku. Owszem, płakałem na pogrzebie, ale minęły 2-3 dni i jakby mi pamięć o niej znikła... Przestałem chodzić do jej domu (mieszka tam jeszcze samotnie wujek) i to co przez lata, było dla mnie najważniejsze (czyli dzień w którym idę ją odwiedzić) przerwała jej śmierć i po prostu znikło. Pewnie mi tego brak i to bardzo, ale na co dzień, jakoś o tym nie myślę. Próbowałem te wizyty u Babci zamienić początkowo na wizyty na cmentarzu ale to nie było to samo. Bardziej sobie to wytłumaczyłem, że Ona po prostu skończyła swoje życie, wiem, że ma po śmierci dobrze, bo odwiedziła mnie we śnie a ja w takie rzeczy wierzę i w sumie mógłbym zamknąć ten etap życia czekając na swoją śmierć i licząc na to, że po niej ją zobaczę.

Drugą osobą (żyjącą) jest moja Mama. Nie mieszkam z rodzicami, ale do Mamy dzwonię codziennie. Zwykle 1 tel (chyba, że jakieś sprawy są), ot tak pogadać o wszystkim i niczym.

Mam też przyjaciele. Prawdziwa męska przyjaźń. Wie o mnie wszystko (włącznie z chorobą), jemu się życie zrąbało, bo kobieta go zostawiła dla kochanka i w sumie żyjemy teraz jak "małżeństwo" On sam z musu ja sam z wyboru?, nieraz po 10 tel dziennie do siebie. Mamy wspólne pasje, to bardzo często spędzamy czas razem.

Natomiast nigdy nie miałem dziewczyny.
Zawsze górę przed zbliżeniem się brały lęki.
solus contra omnes

Ardealba
Posty: 71
Rejestracja: pt mar 16, 2018 10:11 am

Re: Czy mieliście chociaż jedną bliską osobe?

Postautor: Ardealba » pt cze 01, 2018 1:25 pm

W pisze:
pn maja 28, 2018 7:14 pm
Jeśli ktoś na podstawie swoich odczuć uważa, a raczej automatycznie reaguje, jakbyś go odpychała, odrzucała, a nie jest to twoją intencją i niekoniecznie jesteś nawet świadoma jego odczuć i reakcji, to kto jest bardziej odpowiedzialny za taką sytuację? Ta osoba, bo właśnie mało inteligentnie polega na swoich odczuciach, czy może Ty powinnaś z wyprzedzeniem zagrać, wbrew swojej naturalnej postawie, tak, żeby jego odczucia ustawić pod siebie? Czy to Ty powinnaś się poznawczo wykazywać gdy czyjeś odczucia nie przystają do rzeczywistości, czy może oni powinni się nieco postarać? To jest doświadczenie, którego chyba wszyscy tutaj w życiu doświadczamy(?).
Myślę, rozumiem Twój tok myślenia i nawet go po części podzielałam, tylko w życiu to jakoś tak nie zawsze wszystko wychodzi jak w teoretycznych rozważaniach. Chyba zmiennych jest zbyt wiele. Odwołujesz do do mojej "naturalnej postawy" - tylko czy ona rzeczywiście jest "naturalna" czy jednak w pewnym momencie coś ją zaburzyło, jednocześnie nawet jeśli zaburzona to wcale nie znaczy, że należy ją przekreślić czy odrzucić, bo przecież jednak moja. Z drugiej strony "wyprzedzanie" reakcji innych zdaje się być błędnym kołem i co dobrego miałoby przynieść, bo faktycznie życie stałoby się męką. Nie da się zakładać też, że to inni powinni się zmienić, można co najwyżej zrezygnować z kontaktu z nimi.

W praktyce wygląda to tak, że są osoby, z którymi chciałabym pozostać w kontakcie, i które są dla mnie w taki czy inny sposób ważne. I teraz cała trudność polega na znalezieniu sposobu na taki rodzaj kontaktu, który z jednej strony pozwoli mi pozostać sobą, a z drugiej - będzie w jakimś sensie zaspokajał też potrzeby tej drugiej strony. Raczej nie jest możliwe, że nagle stanę się czuła, empatyczna i w lot realizująca emocjonalne potrzeby tych innych osób, ale jednak jestem gotowa podjąć pewien wysiłek, aby taki kontakt był możliwy i przede wszystkim trwały.

W ogóle utrzymywanie kontaktu z ludźmi jest dla mnie takim "podstępnym" obszarem. Zawsze wydawało mi się, że jestem samowystarczalna, doskonale czuję się sam na sam ze sobą, wizja konieczności spotkania z ludźmi czy jakiegoś rodzaju zależności od nich sprawiała, że się wzdrygałam. Ale na pewnym etapie życia odkryłam, że im bardziej się izolowałam tym bardziej "odjeżdżałam", stopniowo siadał mi nastrój i napęd, a kontakt z innymi stawał się co raz bardziej nieznośny. W skrajnych momentach pojawiały się epizody depresji. A przecież realizowałam tylko swoją potrzebę bycia samemu. Z kolei "rzucanie" się w tłum ludzi, w aktywności, w kontakt skutkowało często nasileniem zachowań autoagresywnych. Nie wiem dlaczego nie przyszło mi wtedy do głowy żeby spróbować to jakoś wyśrodkować, że np. najlepiej czuję się w duecie, że troje jest dopuszczalne ale czworo to już tłum.
Życie jest straszne, a potem się umiera.


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości