Stracone życie
Stracone życie
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Stracone życie
Jak rozumiem, film ten miał uderzać w osoby, które zmarnowały swoje realne życie, żyjąc w świecie fantazji (najczęściej dziś odnoszonej do zabijaczy czasu social media). Najpierw jednak trzeba mieć to realne życie, trzeba mieć emocje, pasje, przyjemność. Ja tego nie mam, więc i nie czuję, że cokolwiek marnuję. Internet jest dla mnie jedynie zapychaczem pustki, a nie zamiennikiem realnego życia, bo tego nie mam, odkąd czuję skrajną anhedonię.
Life is suffering.
Re: Stracone życie
Napisałem spory komentarz ale mi sesja wygasła i straciłem tekst.
Więc w skrócie: uważam ten film za obrzydliwą, emocjonalną, prostacką manipulację, której właściwe miejsce jest w dymku tego ducha z filmiku. W rzeczywistości istotne jest nie gonienie za uproszczonymi, życzeniowymi bajkami, o tym co mogło by być, a czego realizacja wymaga wielu sprzyjających przypadków, czasem zupełnie głupich, zaczynając od genetycznej loterii i trafienia na odpowiednich rodziców, i w rzeczywistych warunkach prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza jest niskie, a przegrana może nieść realny, wysoki koszt (np. psychiczne wypalenie), tylko optymalne wykorzystanie tego co jest tu i teraz, i na tym, jeśli los pozwoli, dopłynie się do dobrej jakości miejsca w życiu. Jestem skłonny postawić teorię spiskową, że tego typu bajki są agresywnie obecne w naszej kulturze, ponieważ ich rozsiewanie niesie korzyść dla różnych grup społecznych a nawet indywidualnych osobników.
Gdybym mógł z dzisiejszej perspektywy coś w swoim życiu zmienić, to nie po to żeby zrealizować jakieś podszepty i scenariusze, tylko żeby sobie to życie, takim jakie jest, ułatwić. Np zacząłbym od wybrania innej szkoły średniej, mniej obciążającej fizycznie i psychicznie.
Więc w skrócie: uważam ten film za obrzydliwą, emocjonalną, prostacką manipulację, której właściwe miejsce jest w dymku tego ducha z filmiku. W rzeczywistości istotne jest nie gonienie za uproszczonymi, życzeniowymi bajkami, o tym co mogło by być, a czego realizacja wymaga wielu sprzyjających przypadków, czasem zupełnie głupich, zaczynając od genetycznej loterii i trafienia na odpowiednich rodziców, i w rzeczywistych warunkach prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza jest niskie, a przegrana może nieść realny, wysoki koszt (np. psychiczne wypalenie), tylko optymalne wykorzystanie tego co jest tu i teraz, i na tym, jeśli los pozwoli, dopłynie się do dobrej jakości miejsca w życiu. Jestem skłonny postawić teorię spiskową, że tego typu bajki są agresywnie obecne w naszej kulturze, ponieważ ich rozsiewanie niesie korzyść dla różnych grup społecznych a nawet indywidualnych osobników.
Gdybym mógł z dzisiejszej perspektywy coś w swoim życiu zmienić, to nie po to żeby zrealizować jakieś podszepty i scenariusze, tylko żeby sobie to życie, takim jakie jest, ułatwić. Np zacząłbym od wybrania innej szkoły średniej, mniej obciążającej fizycznie i psychicznie.
Re: Stracone życie
Sam odebrałem go jako skierowany do nastolatków spędzających za dużo czasu w social media i próbujący "pokazać" im, że internet nie zamieni im realnego życia, ponieważ pokazuje wyidealizowany i niemożliwy do spełnienia obraz świata. Nie wiem, być może w tym znaczeniu ma to jakiś sens. Być może rzeczywiście nastolatkowie naoglądają się w sieci nierealnych ideałów piękna i potem nie umieją docenić nieco "gorszych" cech realnych. U mnie sytuacja jest nieco inna, bo ani nie wychowywałem się w internecie (pierwsze tzw. stałe łącze miałem w wieku około 22 lat, o ile pamiętam), ani nie zaniedbuję realnego świata kosztem wirtualnego, bo po prostu go nie mam (tego pierwszego). Staram się żyć w realnym świecie, staram się np. iść na spacer, na mecz, czasem się z kimś spotkam, poczytam książkę, zajmuję się moimi psami itp., ale co z tego, skoro nic nie czuję i w najlepszym wypadku jest mi to obojętne, a zwykle boleśnie męczące. Słyszałem o teorii tzw. dopaminowego detoksu, gdzie rzekomo po odcięciu od "ekranów" wraca przyjemność "świata realnego", ale u mnie to nie działa, bo mam skrajną anhedonię realnego życia. Wynikającą chyba po części z OS, a pogorszoną przez lata brania SSRI.
W - jak rozumiem, masz na myśli to, że w naszej indywidualistyczno-rywalizacyjno-konsumpcyjnej kulturze w ten sposób agresywnie promuje się tzw. "kowalowłasnolosizm"? Czyli bajeczki, że (niemal) wszystko można mieć, jak się odpowiednio bardzo chce i ciężko pracuje? Co opowiadają głównie ludzie szczęśliwie urodzeni (dobre geny + bogaci rodzice).
W - jak rozumiem, masz na myśli to, że w naszej indywidualistyczno-rywalizacyjno-konsumpcyjnej kulturze w ten sposób agresywnie promuje się tzw. "kowalowłasnolosizm"? Czyli bajeczki, że (niemal) wszystko można mieć, jak się odpowiednio bardzo chce i ciężko pracuje? Co opowiadają głównie ludzie szczęśliwie urodzeni (dobre geny + bogaci rodzice).
Life is suffering.
Re: Stracone życie
observer pisze: ↑ndz cze 04, 2023 11:12 amW - jak rozumiem, masz na myśli to, że w naszej indywidualistyczno-rywalizacyjno-konsumpcyjnej kulturze w ten sposób agresywnie promuje się tzw. "kowalowłasnolosizm"? Czyli bajeczki, że (niemal) wszystko można mieć, jak się odpowiednio bardzo chce i ciężko pracuje? Co opowiadają głównie ludzie szczęśliwie urodzeni (dobre geny + bogaci rodzice).
Nie tylko "kowalowłasnolosizm". Mam na myśli wszelkie bajki, które mówią do czego dążyć, jak życie powinno czy mogłoby wyglądać, które są aktualnie modne lub powtarzane od zawsze, ale efekty jakie można osiągnąć w rzeczywistości często odbiegają od szczęśliwych, albo są obciążone wyniszczającym kosztem. Czy to o ludziach sukcesu, okazujących się być nieszczęśliwymi lub żyjących w jakimś szambie, zakłamaniu, nieustannym odgrywaniu jakiejś polityki, wymarzonej pracy, która okazuje się dobijająca lub ciągłym wyścigiem, życiu rodzinnym, które często okazuje się dysfunkcyjne, stresujące, obciążające i rozczarowujące, stanie posiadania, który okazuje się niewolnictwem ekonomicznym bo utrzymanie majątku kosztuje i trzeba za tym kosztem nadążyć, a twoje pieniądze rzadko należą tylko do ciebie, bajki o miłości do bliźniego, za którymi stoi kontrolująca autocenzura, pogarda, brak woli zrozumienia, agresywna selekcja ludzi o pożądanych cechach. Również bajki, które mają zniechęcić do rożnych dróg życia ale można na takich ścieżkach znaleźć ludzi bardziej zrównoważonych i otwartych niż ci co żyją zgodnie z "prawidłowym" i pożądanym schematem.
Re: Stracone życie
Ciekawe, mam zupełnie inny odbiór tej bajki.
Cóż, są okoliczności zewnętrzne na które nie mamy wpływu
Ja nie jestem już nastolatkiem, więc element wychowawczy mnie omija, jednak po obejrzeniu tego filmu poczułem się jak gówno.I słusznie, bo zmarnowałem sobie życie. I czuję trwogę z końca filmu, przed zbliżającym się kataklizmem, na który nie jestem przygotowany, bo przespałęm swoje życie i przetrwoniłem czas.
Inni ludzie w moim wieku mają już od dawna mniej lub bardziej ukształtowaną strukturę życiową. A ja nie mam nic, wielką czarną dziurę (albo sam nią jestem). Po prostu nie istnieję. Przy normalnych ludziach zanikam.
Po prostu życie mnie ominęło. Można się buntować przeciwko determinizmowi, ale wygląda na to, że życie skłąda się z różnych etapów. Jeśli na jakimś etapie się czegoś nie zrobiło, to przepadło i już nie wróci. Nawet ten mój cholerny mózg w pewnym wieku zaczyna się zmieniać i rekształtować, przez co nie mogę już patrzeć na świat jak kiedyś.
Cóż, są okoliczności zewnętrzne na które nie mamy wpływu
i są własne decyzje, za które trzeba ponieść odpowiedzialność.observer pisze:Jak rozumiem, film ten miał uderzać w osoby, które zmarnowały swoje realne życie, żyjąc w świecie fantazji (najczęściej dziś odnoszonej do zabijaczy czasu social media). Najpierw jednak trzeba mieć to realne życie, trzeba mieć emocje, pasje, przyjemność.
Przecież ta bajka nie wskazuje nikomu jak życie powinno wyglądać. W tym miejscu masz puste miejsce, niewypełnioną formatkę, i każdy sobie wpisuje co chce. Ten filmik skupia się na problematyce życia realnym życiem kontra życiem symulacją życia jakim chciałbyś żyć, memłaniem się w błogich fantazjach i w maladaptive daydreaming. Przynajmniej ja ją tak rozumiem.W pisze:Nie tylko "kowalowłasnolosizm". Mam na myśli wszelkie bajki, które mówią do czego dążyć, jak życie powinno czy mogłoby wyglądać, które są aktualnie modne lub powtarzane od zawsze, ale efekty jakie można osiągnąć w rzeczywistości często odbiegają od szczęśliwych, albo są obciążone wyniszczającym kosztem.
Ja nie jestem już nastolatkiem, więc element wychowawczy mnie omija, jednak po obejrzeniu tego filmu poczułem się jak gówno.I słusznie, bo zmarnowałem sobie życie. I czuję trwogę z końca filmu, przed zbliżającym się kataklizmem, na który nie jestem przygotowany, bo przespałęm swoje życie i przetrwoniłem czas.
Inni ludzie w moim wieku mają już od dawna mniej lub bardziej ukształtowaną strukturę życiową. A ja nie mam nic, wielką czarną dziurę (albo sam nią jestem). Po prostu nie istnieję. Przy normalnych ludziach zanikam.
Po prostu życie mnie ominęło. Można się buntować przeciwko determinizmowi, ale wygląda na to, że życie skłąda się z różnych etapów. Jeśli na jakimś etapie się czegoś nie zrobiło, to przepadło i już nie wróci. Nawet ten mój cholerny mózg w pewnym wieku zaczyna się zmieniać i rekształtować, przez co nie mogę już patrzeć na świat jak kiedyś.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Stracone życie
Gbur — skoro obwiniasz siebie, za źle podjęte decyzje życiowe, to naprawdę czujesz, że mogłeś w pewnych sprawach postąpić inaczej, wybrać inaczej, zrobić coś, albo czegoś nie zrobić? Nie w takim sensie, że "teoretycznie mogłeś", ale że naprawdę miałeś siłę/odwagę/motywację/poczucie sensu itp? Bo jeżeli nie miałeś, to już nie jest Twoja wina, a deterministyczny skutek zaburzeń osobowości (i/lub depresyjnych).
Life is suffering.
Re: Stracone życie
Nikogo oprócz mnie nie obchodzi moje życie i mój ból. Więc kogo/co mam obwiniać, mam tylko siebie. Rzeczywistości nie obchodzi, że nie mogłeś, nie umiałeś, bałeś się, nie miałeś motywacji, nie Twoja wina. Liczy się tylko wynik końcowy. Wyobraź sobie, że wpadłeś do dołu na pustkowiu i złamałeś nogę ,i masz 5% szans na wygrzebanie się. Możesz próbować wdrapać się po ścianie i może Ci się udać, ale jeden błędny ruch, coś spierdolicz i lecisz w dół. I mozesz sobie powtarzać, że to nie moja wina, że jesteś słaby, jesteś chory, nie miałeś możliwości dołu ominąć, bo był zamaskowany itd. Jesteś usprawiedliwiony ? - Jesteś. Tylko co z tego, skoro umierasz.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Stracone życie
Zgadzam się, że nikogo tak naprawdę nie obchodzi mój stan i ból. To przykre, ale tak jest. Widzę, że masz niestety podobne obserwacje jak ja, że świat jest bezwzględny okrutny i promuje tylko agresywną rywalizację. Tyle że my nie musimy brać udziału w każdym aspekcie tej rywalizacji. Musimy robić tyle, żeby przeżyć, natomiast nie musimy walczyć o tzw. status. Możemy pozostać biernymi obserwatorami rzeczywistości, która wydaje nam się dziwna i wykrzywiona.
Natomiast obwinianie siebie wynika z poczucia niespełnienia pokładanych w sobie oczekiwań. My nie możemy mieć po sobie takich oczekiwań jak zdrowi ludzie, bo to nierealne. Ty porównałeś to do wygrzebywania się z dołu, a ja mogę porównać to do ludzi mierzących 150 cm i 200 cm, którym karze się skakać jednocześnie wysoko. Żeby osiągnąć ten sam pułap, ten niższy musiałby skoczyć o 50 cm wyżej i tak jest właśnie z nami moim zdaniem. Nie będziemy normalnymi ludźmi, nie osiągniemy tyle, co inni, musimy się z tym pogodzić. Musimy włączyć pewien minimalizm.
Natomiast obwinianie siebie wynika z poczucia niespełnienia pokładanych w sobie oczekiwań. My nie możemy mieć po sobie takich oczekiwań jak zdrowi ludzie, bo to nierealne. Ty porównałeś to do wygrzebywania się z dołu, a ja mogę porównać to do ludzi mierzących 150 cm i 200 cm, którym karze się skakać jednocześnie wysoko. Żeby osiągnąć ten sam pułap, ten niższy musiałby skoczyć o 50 cm wyżej i tak jest właśnie z nami moim zdaniem. Nie będziemy normalnymi ludźmi, nie osiągniemy tyle, co inni, musimy się z tym pogodzić. Musimy włączyć pewien minimalizm.
Life is suffering.
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Stracone życie
Rówieśnicy uciekają przeskakują na kolejne etapy.Gbur pisze: ↑pn cze 05, 2023 9:13 pmPo prostu życie mnie ominęło. Można się buntować przeciwko determinizmowi, ale wygląda na to, że życie skłąda się z różnych etapów. Jeśli na jakimś etapie się czegoś nie zrobiło, to przepadło i już nie wróci. Nawet ten mój cholerny mózg w pewnym wieku zaczyna się zmieniać i rekształtować, przez co nie mogę już patrzeć na świat jak kiedyś.
Mając 40 lat już nie będziemy się zachować jak nastolatki i robić rzeczy których wtedy nie zrobiliśmy.
Czasem obchodzi najbliższych rodziców ale to i tak tylko do pewnego poziomu.
Każdy walczy z życiem sam i w zasadzie ma te same problemy którym musi stawić czoła (relacje z innymi, starzenie się, choroby, samotność)
Juz nawet nie o to chodzi. Mając 160 cm wzrostu koszykarzem sie nie zostanie,
Mając określone cechy charakteru tez się nie każdym zostanie. A często jest takie gadanie "możesz być kim tylko zechcesz".
Tak nie jest. Zycie polega na znalezieniu tego do czego sie człowiek nadaje.
Re: Stracone życie
Tak, a te etapy przeminęły.chudzielec pisze: ↑śr cze 07, 2023 2:40 pmRówieśnicy uciekają przeskakują na kolejne etapy.Gbur pisze: ↑pn cze 05, 2023 9:13 pmPo prostu życie mnie ominęło. Można się buntować przeciwko determinizmowi, ale wygląda na to, że życie skłąda się z różnych etapów. Jeśli na jakimś etapie się czegoś nie zrobiło, to przepadło i już nie wróci. Nawet ten mój cholerny mózg w pewnym wieku zaczyna się zmieniać i rekształtować, przez co nie mogę już patrzeć na świat jak kiedyś.
Mając 40 lat już nie będziemy się zachować jak nastolatki i robić rzeczy których wtedy nie zrobiliśmy.
Zamrożenie w czasie wywołuje silne FOMO
Myślę, że jest to o czym mówimy jest zależne od subiektywnego poczucia sprawstwa. Zależnie od tego jak oceniasz swoje możliwości, to proporcjonalnie możesz wziąć odpowiedzialność za to czego nie zrobiłeś. Jeżeli jesteś słaby i masz depresję, i każde wyjście do sklepu kosztuje bardzo dużo - to faktycznie obciążanie się nadmiernymi oczekiwaniami wobec siebie jest nierealne.observer pisze: ↑śr cze 07, 2023 8:50 amTy porównałeś to do wygrzebywania się z dołu, a ja mogę porównać to do ludzi mierzących 150 cm i 200 cm, którym karze się skakać jednocześnie wysoko. Żeby osiągnąć ten sam pułap, ten niższy musiałby skoczyć o 50 cm wyżej i tak jest właśnie z nami moim zdaniem.
Będąc w stanie przetrwania skupiasz się na przetrwaniu.
Jednak z drugiej strony możesz wpaść w pułapkę niemożności. Racjonalizować sobie, że jest z Tobą gorzej niż jest ,po to by nie próbować niczego zmienić. Powiedzmy, że długi czas czułeś się gorzej, ale nagle poczułeś się lepiej. Więc poprzeczka możliwości się zwiększyła, ale Ty i tak nie chcesz próbować. Nie mówię, że to zupełnie źle, bo jak ktoś nie miał np. poczucia bezpieczeństwa i nagle czuje się lepiej, to może bać się go stracić. Ale z drugiej strony taka przedłużająca się sytuacja to trochę wmawianie sobie wyuczonej bezradności - a zyskiem z tego jest przyzwolenie sobie na to, żeby nic nie robić i mieć to usprawiedliwione. Także są z tego benefity. Mówię to na swoim przykłądzie.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Stracone życie
Chudzielec -
Osobiście nie czuję, że uciekają mi kolejne etapy. Bo co niby miałoby nimi być? Dobre studia, dobra praca, spłodzenie dziecka, wybudowanie domu, prestiż wśród sąsiadów, bawienie wnuków i tak dalej? Nigdy nie miałem takiej wizji swojego życia. W sumie to nie miałem żadnej, ale dzieci i kariera wręcz mnie obrzydzają. Nie czuję więc, że cokolwiek tracę z upływającymi latami. Chciałbym jedynie mniej cierpieć i lepiej zabijać czas i to wszystko.
Zgadza się, że teoretycznie nasze życie i nasz ból obchodzi naszych rodziców. Tyle że oni często mają tendencję do rozpatrywania naszego życia wyłącznie według własnych poglądów, wartości i uczuć. Tak było w moim przypadku. Rodzice widzieli moje problemy tylko i wyłącznie z własnej perspektywy, więc w konsekwencji bardziej na nie szkodzili, niż pomagali.
Gbur -
Ja bardzo obniżyłem oczekiwania odnośnie do mojego życia i postępowania właśnie dlatego, że mam świadomość, że oprócz osobowości schizoidalnej od wielu lat mam też ciężką depresję, a ponadto mam bardzo wrażliwy, kruchy i słaby rys charakterologiczny. Dlatego poniekąd jestem zadowolony, że udaje mi się na przykład codziennie brać prysznic i od czasu do czasu wychodzić na spacer, zajmować się psami, coś tam pracować, od czasu do czasu zmęczyć jedną książkę na raty itp. Zadowolony nie w sensie przyjemności, bo tej nie czuję w ogóle, ale w takim, że nie poddaję się całkiem.
Masz jednak dużo racji z tą pułapką niemożności. Tyle że w dużej mierze jest to także strach przed zmianą, bo jeżeli ktoś odczuwa w życiu jedynie motywację negatywną, to może boi się czegoś zrobić, żeby czasem nie było jeszcze gorzej, żeby nie pogorszyć swojego stanu. U mnie właśnie tak to wygląda — boję się zmiany, żeby nie było gorzej, niż jest.
Osobiście nie czuję, że uciekają mi kolejne etapy. Bo co niby miałoby nimi być? Dobre studia, dobra praca, spłodzenie dziecka, wybudowanie domu, prestiż wśród sąsiadów, bawienie wnuków i tak dalej? Nigdy nie miałem takiej wizji swojego życia. W sumie to nie miałem żadnej, ale dzieci i kariera wręcz mnie obrzydzają. Nie czuję więc, że cokolwiek tracę z upływającymi latami. Chciałbym jedynie mniej cierpieć i lepiej zabijać czas i to wszystko.
Zgadza się, że teoretycznie nasze życie i nasz ból obchodzi naszych rodziców. Tyle że oni często mają tendencję do rozpatrywania naszego życia wyłącznie według własnych poglądów, wartości i uczuć. Tak było w moim przypadku. Rodzice widzieli moje problemy tylko i wyłącznie z własnej perspektywy, więc w konsekwencji bardziej na nie szkodzili, niż pomagali.
Gbur -
Ja bardzo obniżyłem oczekiwania odnośnie do mojego życia i postępowania właśnie dlatego, że mam świadomość, że oprócz osobowości schizoidalnej od wielu lat mam też ciężką depresję, a ponadto mam bardzo wrażliwy, kruchy i słaby rys charakterologiczny. Dlatego poniekąd jestem zadowolony, że udaje mi się na przykład codziennie brać prysznic i od czasu do czasu wychodzić na spacer, zajmować się psami, coś tam pracować, od czasu do czasu zmęczyć jedną książkę na raty itp. Zadowolony nie w sensie przyjemności, bo tej nie czuję w ogóle, ale w takim, że nie poddaję się całkiem.
Masz jednak dużo racji z tą pułapką niemożności. Tyle że w dużej mierze jest to także strach przed zmianą, bo jeżeli ktoś odczuwa w życiu jedynie motywację negatywną, to może boi się czegoś zrobić, żeby czasem nie było jeszcze gorzej, żeby nie pogorszyć swojego stanu. U mnie właśnie tak to wygląda — boję się zmiany, żeby nie było gorzej, niż jest.
Life is suffering.
Re: Stracone życie
Nie wiem czy jestem w stanie to dobrze opisać. Nie tylko nie mam istotnego emocjonalnego podniecenia gdy myślę, że gdybym poprowadził życie inaczej w przeszłości i obecnie, był w innym miejscu, mogłoby ono wyglądać inaczej - lepiej, ani pozytywnego ani negatywnego jak lęk przed obniżeniem poziomu życia, który u ludzi typowo jest, zdaje mi się, dość silny, czy lęk przed stratą (czegoś, czego nigdy nie miałem). Za większy problem uważam to, że nie potrafię wyobrazić sobie jak by miało to inne funkcjonowanie w praktyce działać i jak miałaby wyglądać zmiana, droga do niego. Szczególnie biorąc pod uwagę to jak sobie do tej pory (nie)radzę i ile wysiłku, stresu, depresji, nieudolnego odgrywania nawiązywania relacji z ludźmi których trzeba obsłużyć, kosztowały mnie próby podążania normalnymi scenariuszami. Ten koszt jest u mnie obecny nie w każdej sytuacji ale praktycznie stale i nie potrafię go skutecznie rozładować, odpoczywać, jestem w stanie pewną ilość tego znieść, ale nie nieustannie bez możliwości uniknięcia gdy tego potrzebuję.
Re: Stracone życie
Mój lęk przed obniżeniem poziomu życia dotyczy tylko aktualnych i przyszłych decyzji. Do przeszłości nie wracam w sposób analityczny, uważam, że co się stało, to już się stało. Również nie odczuwam jednak żadnego pozytywnego emocjonalnego podniecenia na myśl o praktycznie niczym. Podobnie jak Ty, mam jednak świadomość, że tzw. "normalne scenariusze" (nawet nie w całym życiu, a tylko w jakimś jego aspekcie) to koszt, którego nie jestem w stanie ponieść (jest ponad moje siły).
Life is suffering.
Re: Stracone życie
Wydaje mi się, że jest to kluczem do tego wszystkiego. Gdyby ktoś nie dał mi posmakować nadziei, że mogę istnieć jak "normalni" ludzie i nie powyciągał ze mnie zasobów emocjonalnych skrywanych skrzętnie od wczesnego dzieciństwa, gdybym nie doświadczył głębokiego uczucia, że kogoś faktycznie obchodzę - to nie miałbym takiego głębokiego, rumnacyjnego żalu, który powraca jak OCD. I nie oglądałbym takich filmów, ani nie porównywał tego co i co było z tym potencjalnie mogłoby być, bo nie miałbym skali odniesienia.
A tak to jest:
https://www.youtube.com/watch?v=hdK3JNEr8bw
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość