Re: Poniżenie
: ndz mar 15, 2020 5:57 am
Osobiście użyłbym raczej określenia „porażka”.
Jeżeli przyjmiemy, że centralnym problemem OS jest utrzymanie wewnętrznej spójności, kontrolowanie wewnętrznego chaosu, z nadpobudliwością emocjonalną (zahamowana) czy intelektualną (nadmierne roztrząsanie, analizowanie), prowadzącą do nie najlepszego samopoczucia nadwrażliwością sensoryczną, podatnością do dezintegracji przez wpływy zewnętrzne, to utrzymanie samokontroli i wewnętrznego ładu jest osobistym, praktycznym osiągnięciem.
Terapia czy to słusznie wywlekająca trudne przeszłe problemy czy też próbująca robić to w sposób nietrafiony, narusza wewnętrzną stabilność, dekonstruuje starania utrzymania stabilności. Terapeutyczna dekonstrukcja pewnie zawsze jest przykra, a w tych przypadkach zapewne bardziej, oczywiście jest do przeżycia. Ale jest gorzej, bo podważa właściwość, prawidłowość sposobu radzenia sobie z wewnętrznym chaosem. Ostatecznie ten centralny problem nie zniknie a istotna jest tylko jakość bieżącego stanu. Widocznie w przypadku zgrubnie ciosanych, drewnianych kołków z państwowego lasu albo ulepionych z gliny pustaków taka dekonstrukcja może jedynie ubogacić, jeśli starasz się utrzymywać wewnętrzną spójność, podatną na rozpad, to może mieć bardziej destruktywne działanie.
Rozumiem, że terapeuta potrzebuje jakiegoś punktu zaczepienia, ale jeśli bez wglądu w faktyczne przyczyny tej dezintegracji, która może wynikać z bieżących mechanizmów a nie tylko z zaszłości z dzieciństwa, próbuje powierzchownie majstrować przy tej konstrukcji to nieudolnie podważa cały wysiłek na rzecz jej utrzymania.
Czy to ma sens?
„Fałszywe ja” nie jest niczym więcej niż prostą wizualizacją zaobserwowanej prawidłowości. Coś jak „ciasto z rodzynkami” jako wczesny model budowy atomu. Zresztą, zdaje się sam Winnicott twierdził, że samotność jest sposobem na wgląd w fałszywe ja, czy też że zdolność do bycia samemu ze sobą to sposób na kontakt z tym „prawdziwym”. W takim wypadku osoby z OS maja największe predyspozycje do oczyszczania swojego „ja” z fałszu . Ale coś mi świta, że swojej teorii nie budował na pracy ze schizoidami ale raczej z narcyzami .
Jeżeli przyjmiemy, że centralnym problemem OS jest utrzymanie wewnętrznej spójności, kontrolowanie wewnętrznego chaosu, z nadpobudliwością emocjonalną (zahamowana) czy intelektualną (nadmierne roztrząsanie, analizowanie), prowadzącą do nie najlepszego samopoczucia nadwrażliwością sensoryczną, podatnością do dezintegracji przez wpływy zewnętrzne, to utrzymanie samokontroli i wewnętrznego ładu jest osobistym, praktycznym osiągnięciem.
Terapia czy to słusznie wywlekająca trudne przeszłe problemy czy też próbująca robić to w sposób nietrafiony, narusza wewnętrzną stabilność, dekonstruuje starania utrzymania stabilności. Terapeutyczna dekonstrukcja pewnie zawsze jest przykra, a w tych przypadkach zapewne bardziej, oczywiście jest do przeżycia. Ale jest gorzej, bo podważa właściwość, prawidłowość sposobu radzenia sobie z wewnętrznym chaosem. Ostatecznie ten centralny problem nie zniknie a istotna jest tylko jakość bieżącego stanu. Widocznie w przypadku zgrubnie ciosanych, drewnianych kołków z państwowego lasu albo ulepionych z gliny pustaków taka dekonstrukcja może jedynie ubogacić, jeśli starasz się utrzymywać wewnętrzną spójność, podatną na rozpad, to może mieć bardziej destruktywne działanie.
Rozumiem, że terapeuta potrzebuje jakiegoś punktu zaczepienia, ale jeśli bez wglądu w faktyczne przyczyny tej dezintegracji, która może wynikać z bieżących mechanizmów a nie tylko z zaszłości z dzieciństwa, próbuje powierzchownie majstrować przy tej konstrukcji to nieudolnie podważa cały wysiłek na rzecz jej utrzymania.
Czy to ma sens?
„Fałszywe ja” nie jest niczym więcej niż prostą wizualizacją zaobserwowanej prawidłowości. Coś jak „ciasto z rodzynkami” jako wczesny model budowy atomu. Zresztą, zdaje się sam Winnicott twierdził, że samotność jest sposobem na wgląd w fałszywe ja, czy też że zdolność do bycia samemu ze sobą to sposób na kontakt z tym „prawdziwym”. W takim wypadku osoby z OS maja największe predyspozycje do oczyszczania swojego „ja” z fałszu . Ale coś mi świta, że swojej teorii nie budował na pracy ze schizoidami ale raczej z narcyzami .