observer pisze: ↑pt kwie 28, 2023 11:56 pm
więc zrezygnowałem i nie zrobiłem tego do dziś, a nogi bolą
Ja takie podejscie mam coraz częsciej. Jesli cos jest trudne i mnie przytłacza to pojawiają się mysli "a po co mi to, po co się męczyć i tak chcę zdechnąć". Nawet proste czynnosci generują rezygnacje i myśli "to i tak nie ma znaczenia" - i myśl o działaniu, która pojawiła się przed chwilą gaśnie. Najlepiej nie mącić spokoju, zamknąć oczy i jakoś trwać - mój umysł chciałby się rozpłynąć w niebycie.
Mam wbudowane silne przeświadczenie, że jedyne co mnie gdziekolwiek czeka to jakieś negatywne doświadczenie.
Próbuję z tym walczyć, zmuszając się do próbowania robienia rzeczy, które racjonalnie oceniając polepszyłyby moją sytaucją - ale mam poczucie, że robię coś na siłę, bez przekonania, jakby nie do końca będąc "sobą".
W tym chorym kraju wszystko wymaga kombinowania
System często kształtuje podział ludzi na dwie kategorie (a może bardziej - dwie postawy) : cwaniaków i bierne ofiary losu. To jest demoralizujące.
chudzielec pisze:Ja sam po prostu nie potrafię inaczej. Nie zależy mi na sobie samym
Nie zaniedbuje się celowo ale tez nie dbam o siebie co w dzisiejszym świecie na jedno wychodzi.
Temat nosi tytuł "samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia". Samobójstwo to aktywność czynna, nie bierna, wolicjonalna i celowa.
Jesteś pewny, że nie robisz tego specjalnie, że to nie jest aktem autoagresji ?
W pierwszym poście pisałeś, że to "wybór drogi mniej stromej" ,czyli zaplanowane działanie (bierność też może być działaniem - np. "strajk włoski", odmowa działania).
Sam mam takie tendencje do tej formy autodestrukcji i wydaje mi się, że taką "zaletą" tej formy jest to, że z jednej strony się niszczę, a z drugiej przed własną psychiką ukrywam poczucie odpowiedzialności za to co robię. Ukrywam jakby... poprzez zakamuflowanie własnego wolitatywnego działania przesunięciem go na oddziaływanie zewnętrzne (bo jak się wpadłeś do wody i odmawiasz machania rękami, żeby wypłynąć na powierznię to umierasz - wina
wody).
A i jeszcze drugą przyczyną(?) takiej formy jest dysocjacja/depersonalizacja od własnego ciała. Poczucie, że moje ciało to nie do końca ja, a więc nie mój problem.