Ma sens się rozwodzić, a nie ma sensu myśleć o samobójstwie.
Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
-
- Posty: 1252
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Ogólnie nie ma sensu myśleć o samobójstwie bo to bardzo wyniszczające lepiej to od razu zrobić.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Jeszcze bym dostała ostrzeżenie za moje słowa.
Wiem, ale najpierw muszę zebrać w sobie odwagę i zaplanować dobrze, bo znowu mi nie wyjdzie.chudzielec pisze: ↑sob paź 19, 2019 10:09 pmOgólnie nie ma sensu myśleć o samobójstwie bo to bardzo wyniszczające lepiej to od razu zrobić.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Nie róbcie mi tego. Chciałem pomóc, a wyszło jak zwykle.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Przykro mi. Nie zawsze da się coś zrobić.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Zima, Chudzielec...smierć to nie rozwiązanie
- Załączniki
-
- D9207FF0-CD93-4255-86BF-316094715904.jpeg (30.36 KiB) Przejrzano 6741 razy
-
- Posty: 1252
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Przypomina mi się historia rodzinna: kilkunastoletni syn powiedział matce że się powiesi ta wzięła pas i sprała go na kwaśna jabłko.
Poskutkowało.
Nie ma co planować wystarczy się długotrwale zaniedbywać do tego stopnia żeby doprowadzić do chorób.
Bardzo wątpię czy kiedykolwiek popełnię samobójstwo "w esencji" - odbierając sobie całe życie w jednej chwili.
Trudno mi się nawet okaleczyć bo jednak przychodzi instynktowne otrzeźwienie, myśl że nie ma bezpośrednich problemów: mam co jeść mam, gdzie mieszkać, nawet mam odłożone pieniądze, nawet inni ludzie mi nie przeszkadzają bardzo bo jestem wyizolowany.
Nie radze sobie z samym sobą, z ogarnięciem życia i brakiem perspektyw. W tym ostatecznym momencie zawsze przychodzi refleksja że to jednak absurdalny krok skoro nie jestem fizycznie zagrożony. To chyba efekt silnego nastawienie na fizyczne, biologiczne przetrwanie co jest jak sadze pochodna biedy i praktycznych problemów od dwóch pokoleń: dziadek alkoholik pięcioro dzieci i ciągła walka o przetrwanie na świętokrzyskiej wsi, matka prowadząca nomadyczny, po dwóch rozwodach (przed 30) ciągle się gdzieś tułająca i mówiąca ze musi zapewnić przetrwanie dzieciom.
Myślę że właśnie to doprowadziło do takiego paradoksu że: gdy mam za co żyć kompletnie nie wiem po co żyć.
Aby to odwlekać najlepiej sobie mówić:
- zawsze może być gorzej i wtedy będzie trzeba to zrobić,
- wszystko przemija a w życiu następują cykle - za jakiś czas będzie mniej źle
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Dla mnie to za długo trwa, jeszcze może się zdarzyć więcej złego w tym czasie. Zresztą na raka nie mam co liczyć, bo moja mama, kancerofobka, co chwile każe mi chodzić do lekarza, żeby się zbadać w tym kierunku, ale jak narazie jestem zdrowa jak ryba. Mogę co najwyżej umrzeć z przejedzenia.chudzielec pisze: ↑ndz paź 20, 2019 9:50 amNie ma co planować wystarczy się długotrwale zaniedbywać do tego stopnia żeby doprowadzić do chorób.
Ja nie jestem typem, który się okalecza, chociaż zdarzało mi się kilka razy trochę ran sobie porobić. Nie licząc dermatillomanii, bo to co innego.chudzielec pisze: ↑ndz paź 20, 2019 9:50 amTrudno mi się nawet okaleczyć bo jednak przychodzi instynktowne otrzeźwienie, myśl że nie ma bezpośrednich problemów: mam co jeść mam, gdzie mieszkać, nawet mam odłożone pieniądze, nawet inni ludzie mi nie przeszkadzają bardzo bo jestem wyizolowany.
Nie radze sobie z samym sobą, z ogarnięciem życia i brakiem perspektyw. W tym ostatecznym momencie zawsze przychodzi refleksja że to jednak absurdalny krok skoro nie jestem fizycznie zagrożony. To chyba efekt silnego nastawienie na fizyczne, biologiczne przetrwanie co jest jak sadze pochodna biedy i praktycznych problemów od dwóch pokoleń: dziadek alkoholik pięcioro dzieci i ciągła walka o przetrwanie na świętokrzyskiej wsi, matka prowadząca nomadyczny, po dwóch rozwodach (przed 30) ciągle się gdzieś tułająca i mówiąca ze musi zapewnić przetrwanie dzieciom.
Też wychowałam się w biedzie, a teraz mam taką pracę, w której zarabiam tyle co nic, do tego wydaję kupę kasy na dojazdy, a znaleźć czegoś innego mimo prób nie mogę. Mieszkam ciągle z rodzicami mimo 32 lat na karku, wyprowadzić się nie mam za co, leczenie u psychiatry nic nie daje, wręcz się pogarsza, a leki kosztują prawie 200 zł miesięcznie. Dodam, że pracuję na zlecenie i jeśli muszę mieć wolne, żeby odpocząć psychicznie (a zdarza się to często) albo iść do szpitala, to nic w tym czasie nie zarabiam i narastają mi wtedy tylko długi u rodziców, których nie stać, żeby wszystko mi finansować. Muszę zrezygnować z mojego hobby, które dawało mi jakiś promyczek w moim nieszczęśliwym życiu, bo sprzedaje mi się może 1/5 tego co zrobię i mam z tego same straty.
Dalsze życie przyniesie mi tylko więcej długów i więcej bezsilności. To nie ma sensu.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Myślenie o samobójstwie jest wg mnie paradoksalnie przejawem zdrowia psychicznego. Oczywiście samo myślenie, nie zaś dążenie do tego. To taki wentyl bezpieczeństwa, człowiek czuje się źle, ma dość i zawsze może sobie pomyśleć - jak mi będzie kiedyś jeszcze gorzej to zawsze sobie mogę skrócić męki. Trzeba jednak z tego wyjąć depresję, bo wtedy człowiek przestaje myśleć racjonalnie i traktować tego jako wentyl bezpieczeństwa, a zaczyna myśleć o tym jako o jedynym możliwym wyjściu. Miałem kiedyś pół roku bycia w beznadziejnej sytuacji, gdzie myślałem o samobójstwie, gdzie nie dzieliłem się z nikim problemami i mniej lub bardziej realnie rozpatrywałem odebranie sobie życia. Koniec końców tego nie zrobiłem, bo nie miałem odwagi i stwierdziłem że będzie co będzie. Potem już tylko myślałem że może i moje życie jest beznadziejne, ale jest jakie jest, a ja wykształciłem sobie trochę mechanizmów obronnych i potrafię zająć mózg myśleniem o czymś innym niż beznadzieja mojego życia. Od czasu do czasu pomyślę sobie, że jak kiedyś będzie gorzej, to zawsze męki można skrócić, ale dalej jest to tylko taka możliwość, z której raczej nie planuje realnie korzystać w najbliższym czasie.
Jakieś pół roku temu miałem też taki epizod że myślałem że mam raka. Generalnie słabo dbam o siebie, nie jem niezdrowo, ale bardzo nieregularnie i czasem nie chce mi się jeść warzyw i owoców mimo że leżą w lodówce lub na stole. Nie mam żadnej aktywności fizycznej, prawie nie wychodzę z domu. Nie paliłem w młodości, ale ostatnio trochę zaczął... i ostatniej zimy jakoś zacząłem kaszleć, często się przeziębiać, do tego miewałem bardzo często temperaturę ~37'C... potem doszło jeszcze, że rano zacząłem się budzić i czuć krew w ustach, a po wypluciu, było ją widać. Myślałem początkowo że się może jakiejś choroby poważniejszej nabawiłem, jakieś zapalenie płuc czy coś takiego. Poszedłem do lekarza, ten zlecił badania krwi i prześwietlenie płuc... a na pytanie co mi jest, odpowiedział "zobaczymy po badaniach". Tak się złożyło że badania krwi nie mogłem sam odebrać, bo okazało się że laboratorium wysyła wynik mailem bezpośrednio do lekarza, a zwykły rentgen płuc to czas oczekiwania tydzień, bo musi jakiś technik przyjechać i opisać wynik, bo akurat go nie ma. I przez ten tydzień wujek google mnie przeraził, bo moje objawy zakwalifikował jako rak płuc. Na dodatek zaczęło mi się pogarszać. Doszły duszności. Jednej nocy nie mogłem oddychać, ledwo łapałem powietrze i już myślałem że rano się nie obudzę. Niektórzy pewnie wiedzą że na tle psychicznym w połączeniu z silnym stresem moga wystąpić nietypowe i silne objawy somatyczne, które nagle znikają po odjęciu źródła stresu. Okazało się że jednak jestem zdrowy, nic mi nie jest, krew w ślinie to jakaś pęknięta żyłka w nosie, a ciągłe przeziębienia i temperatura to jakaś alergia.
Powiem szczerze że mimo iż myślałem wielokrotnie że "dobrze" by było umrzeć na raka, bo odjąłbym bliskim problemów związanych z samobójstwem, a sobie problemów z podjęciem decyzji, to... jednak bycie chorym na raka chyba nie jest zbyt przyjemne i chyba nie chciałbym umierać w cierpieniu. Znałem dwie osoby które umierały na raka i wiem że końcówka życia była bardzo nieprzyjemna. Nie chce żeby z tej historii wychodziło jakiekolwiek przesłanie, że coś jest złe, albo nie jest, bo to tylko opis mojej sytuacji i odczuć. Każdy ma swoje życie i swoje doświadczenia, po swojemu odczuwa trudy życia i może mieć dość, czego przez internet nie da się w całości opisać, tak by ludzie po drugiej stronie światłowodu mogli w pełni to zrozumieć i odczuć. Chudzielec może mieć dość życia na swój chudzielcowy sposób i każdy inny przypadek, nawet z pozoru podobny, może być zupełnie inny. Rady też lepiej sobie darować, bo ktoś może to odebrać na zasadzie słynnego "wyjdź do ludzi, idź pobiegaj". Lepiej chyba mówić o swoich doświadczeniach. Mi pomaga chyba najwięcej chodzenie raz w tygodniu na terapię. Jak powiem przez te 50 minut jak mi źle, to potem jako tako mi tydzień mija. Nawet jak jest źle, to przynajmniej mam ten cel, że czekam na kolejne spotkanie i możliwość pogadania. Złoty środek na problemy życia to nie jest. Ale nie wymyśliłem sobie nic lepszego.
Jakieś pół roku temu miałem też taki epizod że myślałem że mam raka. Generalnie słabo dbam o siebie, nie jem niezdrowo, ale bardzo nieregularnie i czasem nie chce mi się jeść warzyw i owoców mimo że leżą w lodówce lub na stole. Nie mam żadnej aktywności fizycznej, prawie nie wychodzę z domu. Nie paliłem w młodości, ale ostatnio trochę zaczął... i ostatniej zimy jakoś zacząłem kaszleć, często się przeziębiać, do tego miewałem bardzo często temperaturę ~37'C... potem doszło jeszcze, że rano zacząłem się budzić i czuć krew w ustach, a po wypluciu, było ją widać. Myślałem początkowo że się może jakiejś choroby poważniejszej nabawiłem, jakieś zapalenie płuc czy coś takiego. Poszedłem do lekarza, ten zlecił badania krwi i prześwietlenie płuc... a na pytanie co mi jest, odpowiedział "zobaczymy po badaniach". Tak się złożyło że badania krwi nie mogłem sam odebrać, bo okazało się że laboratorium wysyła wynik mailem bezpośrednio do lekarza, a zwykły rentgen płuc to czas oczekiwania tydzień, bo musi jakiś technik przyjechać i opisać wynik, bo akurat go nie ma. I przez ten tydzień wujek google mnie przeraził, bo moje objawy zakwalifikował jako rak płuc. Na dodatek zaczęło mi się pogarszać. Doszły duszności. Jednej nocy nie mogłem oddychać, ledwo łapałem powietrze i już myślałem że rano się nie obudzę. Niektórzy pewnie wiedzą że na tle psychicznym w połączeniu z silnym stresem moga wystąpić nietypowe i silne objawy somatyczne, które nagle znikają po odjęciu źródła stresu. Okazało się że jednak jestem zdrowy, nic mi nie jest, krew w ślinie to jakaś pęknięta żyłka w nosie, a ciągłe przeziębienia i temperatura to jakaś alergia.
Powiem szczerze że mimo iż myślałem wielokrotnie że "dobrze" by było umrzeć na raka, bo odjąłbym bliskim problemów związanych z samobójstwem, a sobie problemów z podjęciem decyzji, to... jednak bycie chorym na raka chyba nie jest zbyt przyjemne i chyba nie chciałbym umierać w cierpieniu. Znałem dwie osoby które umierały na raka i wiem że końcówka życia była bardzo nieprzyjemna. Nie chce żeby z tej historii wychodziło jakiekolwiek przesłanie, że coś jest złe, albo nie jest, bo to tylko opis mojej sytuacji i odczuć. Każdy ma swoje życie i swoje doświadczenia, po swojemu odczuwa trudy życia i może mieć dość, czego przez internet nie da się w całości opisać, tak by ludzie po drugiej stronie światłowodu mogli w pełni to zrozumieć i odczuć. Chudzielec może mieć dość życia na swój chudzielcowy sposób i każdy inny przypadek, nawet z pozoru podobny, może być zupełnie inny. Rady też lepiej sobie darować, bo ktoś może to odebrać na zasadzie słynnego "wyjdź do ludzi, idź pobiegaj". Lepiej chyba mówić o swoich doświadczeniach. Mi pomaga chyba najwięcej chodzenie raz w tygodniu na terapię. Jak powiem przez te 50 minut jak mi źle, to potem jako tako mi tydzień mija. Nawet jak jest źle, to przynajmniej mam ten cel, że czekam na kolejne spotkanie i możliwość pogadania. Złoty środek na problemy życia to nie jest. Ale nie wymyśliłem sobie nic lepszego.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Dlatego trzeba sobie zapewnić zawczasu, ...jak to było nazwane w "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" (BTW pierwotnym autorem tego zdania jest Laing) - "paliwo na podróż międzyplanetarną".
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
.
Ostatnio zmieniony ndz cze 19, 2022 9:09 am przez Ari, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
To dwie różnie rzeczy.
Samobójstwo z powodu choroby psychicznej to tragedia, której można uniknąć.
Śmiertelnie choremu fizycznie człowiekowi powinno się dać prawo do skorzystania z eutanazji.
solus contra omnes
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
W obu przypadkach chodzi o to samo, na ile ktoś się męczy i na ile można mu pomóc. Chorego fizycznie można znieczulić morfiną i będzie wegetował, to że jest chory śmiertelnie nie ma znaczenia, dla chorych psychicznie są psychotropy. Ale nie o wegetację w życiu idzie.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
.
Ostatnio zmieniony ndz cze 19, 2022 9:09 am przez Ari, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Samobójstwo przez zaniedbanie zdrowia
Każdemu o co innego ale grunt, że idzie. Moim celem jest żeby szło nie jakoś ale zawsze o 1%lepiej niż poprzednio. Co do eutanazji to kwestia nie czy się powinno a kiedy ? Nikt natomiast nie wie gdzie się życie zaczyna a gdzie kończy i w tym pies pogrzebany.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 35 gości