Myślę, że mam podobnie z tym, że ja uważam się za wierzącą. Wiele rzeczy w Kościele Katolickim mi nie odpowiada (w tym obecny papież), ale wierzę w chrześcijańskiego Boga, a przynajmniej staram się w niego wierzyć. Szczerze powiedziawszy nie czuję jego obecności w swoim życiu tak na co dzień, ale zdarzają mi się różne dziwne sytuacje dla mnie niewytłumaczalne w żaden inny sposób. Był czas, że nienawidziłam Boga za to, że stworzył mnie taką itp., jednak wiem, że łatwiej żyje mi się z myślą o Jego istnieniu. Wycisza moje lęki. Gdybym straciła resztki wiary, którą w sobie mam to chyba bym zwariowała. Jedynie wieczorna modlitwa pomaga mi w momentach silnego lęku w nocy. Teraz on już nie występuje, ale potrafiłam wręcz dusić się ze strachu, jakby mnie coś dławiło, zaciskało mi się na gardle od środka, cofanie się języka, niewyobrażalne przerażenie, wrażenie, że coś się do mnie zbliża, chodzi po moim pokoju, mimo, że niczego nie byłam w stanie dostrzec, raz miałam wrażenie, że coś szepcze moje imię. Brrrrrchudzielec pisze: ↑sob maja 07, 2016 4:23 pm
Tylko że czasami widzę jakby dziwne znaki, nieprawdopodobne drobiazgi. (2-3 razy w roku)
Chodzę po mieście załamany bez sensu i coś znajduje, ktoś dzwoni albo dzieje się coś dziwnego.
Czasem się później zastanawiam czy to wydarzyło się naprawdę.
Można powiedzieć że wierze w coś w rodzaju losu, przeznaczenia.
Co ma być to będzie nieważne co będę robił.
Na początku tego roku zastanawiałam się czy nie warto byłoby pójść do spowiedzi albo chociaż do kościoła w niedzielę z samego rana i któregoś dnia patrząc przed siebie na tle zasłon zauważyłam dwie 24. Zdarza mi się widywać twarze, czaszki na różnych powierzchniach, tkaninach, ale z liczbami to był pierwszy raz, więc mnie to zaciekawiło. Podeszłam do kalendarza i 24 wypadał wtedy w niedzielę:D Miewałam też różne sny, raz zgubiłam się i wciąż wracałam pod ten sam kościół, jakbym tkwiła w jakimś labiryncie itd. Może to czysty przypadek, ale poczułam jakby coś mnie pchało do kościoła. Wyspowiadałam się, ale nie poczułam ulgi. Dawniej po zawsze czułam się tak lekko. Przez jakiś czas zmuszałam się by chodzić rano do kościoła, ale czułam się tam obco, robiło mi się słabo. Jakby Boga tam nie było. Szczerze powiedziawszy realniejszy wydaje mi się w moich rozmowach z Nim.
Co do egzorcyzmów to moja babcia jakiś czas temu twierdziła (myślę, że wciąż twierdzi:D:D:D), że by mi się przydały. Różne rzeczy brałam pod uwagę, ale ja lubię pić święconą wodę i jeść opłatki, więc chyba tak nie do końca z tym rzekomym opętaniem:D:D:D. Chociaż fajnie byłoby przejść jeden egzorcyzm i móc czuć się dobrze, normalnie, stać się nagle normalnym:D. Ale życie nie jest takie proste, czyż nie:D