Re: Macie jakieś hobby?
: ndz maja 13, 2018 12:29 pm
Forum dla ludzi ze schizoidalnym zaburzeniem osobowości
https://schizoids.pl/forum/
Mieszkanie na wsi trzeba po prostu lubić (lub przynajmniej akceptować) z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie traktowałabym wsi jako idyllicznej ostoi spokoju - bo owszem powietrze lepsze niż w mieście, ma się kontakt z przyrodą, ludzi może i jest mniej, za to bardzo ciekawscy. Mieszkając na wsi od niespełna 2 lat poznałam znacznie więcej sąsiadów (nie zawsze z własnej woli) niż mieszkając w bardzo dużym mieście w bloku przez 8 (gdzie po imieniu znałam tylko cudze psy).hotaru27 pisze: ↑czw maja 10, 2018 11:01 pmFakt, nigdy nie mieszkałam w dziczy:D. Po prostu mam dość smogu, hałasu, pierdyliarda ludzi wokół mnie (Kraków robi się niesamowicie klaustrofobiczny), potrzebuję świeżego powietrza, zdrowej żywności, chcę patrząc wieczorem w niebo widzieć gwiazdy i czuć, że oddycham. Wiem, że życie na wsi ma swoje złe strony, jak chociażby błoto i robale:D. Jednak wydaje mi się, że psychicznie łatwiej odnaleźć tam harmonię czy coś w tym guście. Równie dobrze mogłoby mi się pogorszyć, no ale póki nie spróbuję to się nie dowiem:D. W dzieciństwie bywałam na wsi u mojej rodziny i wspominam to całkiem przyjemnie. Mam na myśli miejsce, ludzie wszędzie są męczący:D. Mając ogród możesz po kłótni do niego wyjść choćby w piżamie i kapciach, odreagować w ciszy i samotności na łonie natury, a w mieście co? Nie piję alkoholu, nie trawię smrodu papierochów ani dudniącej muzyki, która wręcz porusza się we mnie, więc puby, kluby i inne takie odpadają. Byłam w kwietniu w klubie i nigdy więcej nikt mnie tam dobrowolnie raczej nie zaciągnie:D:D:D. Spacery wśród mnóstwa ludzi też potrafią być bardzo niekomfortowe, no i pasowałoby jednak jakoś wyglądać, a ja potrafię być narwana. Jak się wkurwię to chcę być sama tu i teraz, ewentualnie tam i teraz, a nie zawsze wyglądam wyjściowo lub mi się chce zadbać o to by tak zacząć wyglądać i to w dodatku tylko po to by wyjść na chwilę z domu, pokrążyć po okolicy i wrócić z powrotem:D. Też nie mam prawka. Brak samochodu to duże utrudnienie, gdy mieszka się na przysłowiowym zadupiu:D. Końskie zaloty to jest to:D:D:D. Boże Ty mój chyba bym nie zniosła psychicznie takich pseudo uwodzicieli:D. Dlatego, jeśli miałabym mieszkać poza miastem to tylko i wyłącznie z moim mężem (którego zapewne nigdy mieć nie będę:D:D:D).umarlazkotami pisze: ↑wt maja 08, 2018 5:16 pmCzęsto słyszę takie fantazje i odnoszę wrażenie, że wyrażają je ludzie, którzy nigdy nie mieli takich doświadczeń i szukają zaspokojenia swoich potrzeb w zupełnie idealistycznej i odrealnionej rzeczywistości. Zaznaczam, że nie piszę tu o Tobie, nie znam Cię przecież.
O, dla mnie też jest to dość istotne, bo ja lubię przestronne lokale, źle się czuję w małych, klaustrofobicznych mieszkaniach. Mieszkałam kiedyś w kawalerce, która była na dodatek środkowym mieszkaniem, czyli z każdej strony sąsiedzi. Był to typowy blok z wielkiej płyty, gdzie ściany były grubości chyba tektury, bo słychać było dosłownie wszystko, nawet jak sąsiad upuścił długopis i jaki program w tv ogląda. Ja mam silny bezpiecznik intymności i czułam się tam mocno dyskomfortowo. Teraz mieszkam na ostatnim piętrze (to istotne, bo jestem daleko od wszystkiego i mam sąsiadów tylko pod sobą no i z ulicy nikt mi w okno nie zajrzy), w dość dużym i przestronnym mieszkaniu w starej kamienicy. To budynek z XIX wieku, mury tu są grube jak w zamku warownym, żaden sąsiad nie słyszy mnie, ani ja jego, jest cudowna prywatność. To jest miejsce stworzone dla mnie i moja psychika czuję się tu ekskluzywnie. Jest tylko trochę hałasów z ulicy w godzinie szczytu, ale to taki biały szum, da się żyć. Ogólnie z uwagi na fakt, że dużo czasu spędzam w domu (praktycznie cały czas poza pracą) warunki mieszkaniowe zawsze były dla mnie ważne.
hehe mam tak samo, gorzej jak już nakupywałem rzeczy potrzebne do tego hobby, a jak już przyjdzie do czynów (lub po krótkiej aktywności) to się rozmyślam,niby bym chciał ale czuje jakiś opór, lęk czy lenistwo. Wydałem na takie rzeczy już jakieś 2k zl :/W pisze: ↑sob mar 10, 2018 12:19 amMam kilka różnych „projektów”, zabijaczy czasu, rozgrzebanych. Moja motywacja jest krótkotrwała, przeważnie przerywam to co robię i nie jestem w stanie zmobilizować się przez kolejne kilka miesięcy. Czasami budzę się kolejnego dnia i nie mam pojęcia dlaczego za coś się zabrałem, co w tym było ciekawego. Zwykle takie „projekty” wiążą się z koniecznością rozwiązania jakiegoś problemu, nauczenia się jak coś działa i masę czasu poświęcam na samo „studiowanie” tematu, robię to znacznie obszerniej niż to konieczne do osiągnięcia zamierzonego celu. Konkretne zrobienie czegoś, zakończenie, osiągnięcie założonego celu nie daje mi wielkiej satysfakcji.
Chyba głównym moim hobby jest googlowanie tematów, które jakoś utkwiły w mojej głowie i jestem świetny w „zużywaniu” czasu w ten sposób
Kiedyś kilka lat temu interesowałem się astronomia i nawet astrofotografią. Nawet kupowałem rożne kiepskie teleskopy i próbowałem robić zdjęcia biegając z aparatem i laptopem w nocy na mrozie po rożnych odludziach.
To w Polsce Bieszczady.
Byłam wczoraj ale odbiłam się od drzwi. Zaplanuj i zamów bilety wcześniej, żebyś nie jechał na marne. Jak „żona” nie będzie miała nic przeciwko to zgarnij mnie po drodzeNastępnym razem jak będę w Warszawie, to chyba odwiedzę Centrum Kopernika.
http://www.niebokopernika.pl/szczegoly- ... etojanska/
Ja mam tak z wodą. Uwielbiam siedzieć i wpatrywać się w fale. To dla mnie kojący widok.Nie wiem czy można nazwać to jakimś hobby, ale czasami uwielbiam wpatrywać się w niebo, chmury potrafią mieć tak piękny kształt i jeszcze jak są tak fajnie podświetlone przez słońce, wtedy przyberają przeróżne barwy - niebo też, szczególnie przy zachodach słońca,
No myślałem, żeby Ciebie ze sobą zabrać jak już się zdecyduję.
Może zazdrość spowoduje, ze sama się w końcu zdecyduje na spotkanie i pojedzie z namiJeżeli chodzi o "żonę" to milczenie traktuję jako zgodę