Gbur pisze: - czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
Często też mam taką potrzebę, ale teraz już będę ostrożna z jej realizacją.
Miałam w ostatnich miesiacach pewne doświadczenie, mianowicie w prasie papierowej został wydrukowany artykuł mojego autorstwa. Pod moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Tematyka społ - polit.
Pierwsze wrażenie euforia, że moje myśli są tak kompetentne, aby je materializować i umieszczać po sąsiedzku z innymi, zasłuzonymi nazwiskami. Ale po krótkim czasie przyszła refleksja, że będzie to pociągać za sobą zobowiązania różnego typu. I nie pomyliłam się, gdyż sprzedając swoje produkty myślowe do przestrzeni publicznej, jest się jednoczesnie w niepisanym obowiązku kontynuowania dalszej polemiki, która w zasadzie nie ma końca (wśród ludzi myślących). Mnie to bardzo meczy i przeraża, ten ciężar obowiązku i nawet bonusowy pakiet w formie uniesień intelektualnych, dowartościowania się, poszerzenia horyzontów czy przyjemności konfrontacji mi tego nie rekompensuje. Strasznym dla mnie jest też fakt, że kazdą myśl w tej dyskusji muszę sygnowac swoim nazwiskiem. A ja tak cenię sobie anonimowość. No i to druk na papierze, dośc ekstremalna forma uwieczniania myśli.
Zaistnienie dla świata w tej formie jest dla mnie sporym dyskomfortem, bo przecież każdy odbiorca moich myśli odbiera moją osobę inaczej. Nie ma mnie jednej uniwersalnej, czy też zbliżonej do tej, którą mniej lub bardziej świadomie sprzedaje światu. Jestem interpretacją moich odbiorców, nad która nie mam kontroli i wpływu. I nie wiem, czy chcę istnieć w tylu wersjach, jako ktoś całkiem inny, obcy. Boję sie też potencjalnej zdradliwej inferencji, o którą tak łatwo w ludzkich głowach. Najbezpieczniej czuje sie tylko sama w sobie.
To wydawnictwo chciało, aby pisałą kolejne teksty, ale odmówiłam. Za duzo interakcji mentalnych mnie to kosztuje, czasu i wysiłku psychicznego. Ja chcę zarabiac pieniądze w ogóle bez udziału ludzi. Obecnie pracuję z osobami niepełnosprawnymi (często psychicznie), a tacy ludzię są bardzo podobni do zwierząt - i jest to nobilitujące określenie. Oni mnie nie męczą.
Gdybym była facetem, chciałabym byc samotnym drwalem w lesie. Z siekierą, piła za głośna. I po raz kurwa kolejny marnuję jakąś fajną szansę, ale trudno, juz się z tym pogodziłam, że jako kaleka bez nogi daleko nie zajdę (nie chodzi tu o hierarchie społeczną, lecz odległośc i wysiłek) I ąz tak narcystyczna nie jestem, abym potrzebowała publiki w liczbie parudziesięciu tys nakłądu. Od tego aż szumi we łbie. Niech sobie świat istnieje bez moich myśli, w końcu jak to już tu zostało ustalone - nikt nie jest niezastąpiony.
Gbur pisze: - ludzi nie obchodzi Twój świat wewnętrzny, Twoje myśli. Ludzie widzą i oceniają Twoje czyny (i to zwykle w sposób dość stereotypowy) i to te bardziej znaczące dla nich czyny, niekoniecznie te ważne dla Ciebie.
I bardzo dobrze. Choc tyle mam swojego, prawdziwie intymnego i szczelnego. Moga się gapić na moje ciało, te warunki brzegowe, ale to co pod skórą jest już hermetycznie moje. Zreszta z doświadczenia obserwuję, że nawet jak coś tam ich zainteresuje, to raczej mało rozumieją, czego ja też nie wymagam. A czy Ciebie interesuje świat wewnetrzny innych? Oczywiście poza hipokrytycznym zainteresowaniem w kontekście narcystycznego odniesienia do włąsnej osoby, czy zaspokojenia swoich potrzeb?
Ludzie oceniają tylko te czyny innych (i myśli też), które kształtują rzeczywistość i mogą mieć na nich samych wpływ. Czysta teoria nie jest warta ich fatygi i to jest zrozumiałe, tak jak pisał chudzielec.
Gbur pisze: Kiedy byłem dzieckiem marzyłem o tym, że kiedyś z kimś nawiążę znajomość tak bliską, że będziemy razem próbować nawiązać między sobą kontakt telepatyczny. Na poważnie.
Miałam kiedyś namiastkę takiej relacji. Paradoksalnie z osobą bardzo ode mnie różną. Nie spodziewałam się, że taki człowiek na swiecie istnieje. A istniał. Teraz czasem nachodzi mnie lęk, że w tej całej przepastnej bazie ludzi, która na dodatek w obecnej dobie technologicznej jest na wyciągnięcie ręki, jest człowiek, z którym jestem kompatybilna, to moje ludzkie zwierzę, i ze umrę, nie poznawszy go.
https://en.wikipedia.org/wiki/Fear_of_missing_out coś takiego, tylko w odniesieniu do człowieka.
Oczywiście ten mój lęk jest w ocenie bajecznie zabawny, bo ja przecież nie nawiązuję znajomości, a te chaotyczne przypadki tak szybko się kończą, ze nawet nie zdążam ich poznać.
W ogóle przy okazji pisania tego postu przeczytałam w tym temacie mój marcowy wpis i kurcze nie, to już nie są moje obecne mysli. Kompletnie mnie nie martwi, ze
umarlazkotami pisze: że teraz jestem, jem, oddycham, a nie ma mnie nigdzie poza mną. Jestem samotnym punktem, bez rozwinięcia
Z obecnej perspektywy stwierdzam, że bycie samotnym punktem to stan optymalny, którego mi obecnie brak. Za długo jestem juz z ludźmi. Bo to jest tak, ze niby brak czegoś, ma się na coś ochotę, ale jak się tam wejdzie, to wszystko nagle kłuje, uwiera i drapie. Jak w krzaku malin. Ogólnie jest więc do dupy.
chudzielec pisze: Gbur pisze:- czasem coś przeczytam, zaobserwuję, spędzę nad myśleniem o czymś dużo czasu; a potem nie mam z kim się podzielić moimi myślami. Duszę się.
Chcesz po porostu mówić? dostać akceptacje, potwierdzenie?
Boisz się negatywnej reakcji zwrotnej? Jak reagujesz na odkrycie przez innych twoich błędów?
A na odkrycie samemu?
to są bardzo dobre pytania