Przeczytajcie np. jego wstęp do książki „Skrawki intelektu” („Brain Droppings”).
Poniższy film również jest dobrą ilustracją mojej tezy:Nie ukrywam, że w naszej rzeczywistości dostrzegam bardzo niewiele elementów, za którymi byłbym gotów się opowiedzieć. Słuchając komików poruszających tematy polityczne, społeczne i kulturowe, zauważyłem w ich wypowiedziach ukryte przekonanie, że w przeszłości sprawy miały się lepiej, a teraz wystarczyłaby odrobina wysiłku, abyśmy zdołali całe to zło odkręcić. Szukają rozwiązań i opowiadają się za konkretnymi wariantami, czym siłą rzeczy zawężają ton i treść tego, co mówią. Ci utalentowani, obdarzeni wielkim poczuciem humoru ludzie stawiają się w pozycji rzeczników konkretnych projektów.
Nie mam zamiaru się w ten sposób ograniczać. Gdyby to kogoś interesowało, mam w dupie, jak w naszym kraju czy gdziekolwiek indziej potoczą się sprawy. Uważam, że ludzkość zaprzepaściła swoją szansę już dawno (kiedy władzę przejęli kapłani i handlarze), a teraz robi dobrą minę do złej gry. Właśnie to mnie tak bawi: powolne staczanie się niegdyś dobrze zapowiadającego się gatunku oraz niemądra, podszyta coraz większą desperacją wiara w istnienie czegoś w rodzaju „amerykańskiego snu”, która nie ma realnych podstaw.
Bankructwo takiego postrzegania świata staje się zdumiewająco zabawne, kiedy spojrzy się na nie z boku. Ja zawsze przyglądałem mu się z bezpiecznej odległości, świadom, że nie jestem jego częścią. Nie podzielam ani nigdy nie podzielałem tej wizji świata. Nie identyfikuję się z żadną grupą, jakkolwiek próbowalibyście ją zdefiniować. Planeta, gatunek, rasa, naród, państwo, religia, partia, związek zawodowy, klub, stowarzyszenie, komitet mieszkańców działających na rzecz dzielnicy – nie odczuwam potrzeby przynależności do żadnej z nich. Kocham i cenię jednostki, które spotykam na swojej drodze, ale nienawidzę grup, z jakimi się identyfikują i do jakich należą.
Jeżeli zatem natkniecie się w tej książce na stwierdzenie, które zabrzmi jak wsparcie jakiegoś konkretnego stanowiska politycznego, możecie od razu wybić sobie tę myśl z głowy. Moje zainteresowanie „sprawami” ogranicza się wyłącznie do wskazywania, jak kiepsko nam idzie, a nie sugerowania, że może iść lepiej. Lubię opisywać sytuację taką, jaka jest – nie interesuje mnie, jak „być powinno”. A już na pewno nie mam zamiaru tej sytuacji naprawiać. Wierzę, że jeśli ktoś uważa, że zna rozwiązanie, sam jest częścią problemu. Oto moje motto: Do chuja z nadzieją!
PS W razie gdyby was to interesowało, dodam, że jestem człowiekiem pogodnym, żyję od wielu lat w szczęśliwym związku małżeńskim i mam kochającą, bliską rodzinę. Moja kariera potoczyła się lepiej, niż mogłem sobie wymarzyć, i nadal nie zwalnia tempa. W życiu prywatnym pozostaję optymistą, ale jestem sceptykiem w odniesieniu do wszystkiego innego. To, co niektórzy uznają za gniew, w istocie jest podszytą współczuciem pogardą. Pozostali przedstawiciele mojego gatunku wzbudzają we mnie naprzemiennie zachwyt i pożałowanie. Mam wielką nadzieję, że spotka nas wszystkich zagłada. Tylko nie mylcie, proszę, mojego stanowiska z cynizmem. Prawdziwi cynicy wmawiają wam, że wszystko będzie dobrze.
PPS Zaznaczam, że gdyby przypadkiem udało wam się znaleźć rozwiązanie problemów i doprowadzić do poprawy sytuacji, to i tak nie zamierzam brać w tym udziału.
http://www.youtube.com/watch?v=zI9Fms7RAjQ
A skoro George Carlin, to może również Bill Hicks?
http://www.youtube.com/watch?v=PtcbYTitMvo