Postautor: umarlazkotami » wt cze 06, 2017 2:39 pm
Jak już tu gdzieś pisałam, w dalekiej młodości eksperymentowałam, ale zbytniej przyjemności z tego nie miałam. Lubiłam opiaty, bo one najbardziej korespondowały z mim usposobieniem i preferencjami charakterologicznymi. Ale to była krótka przygoda. Ogólnie używki mnie nie rajcują. Strasznie niszczą organizm, a wymiernej uciechy z tego osobiście nie doznałam ( mam wieksze wymagania co do doznań, niż mgliste otępienie umysłowe, ospałość, swędzenie skóry i rzyganie).
Nie lubię tez alkoholu. Po pierwsze kompletnie mi nie smakuje jako środek spożywczy, po drugie czuję sie po nim paskudnie (błaznowanie czy pijacki sen mnie nie bawią).
Od wielkiego dzwona palę szluga, ale to tylko wtedy, jak mam dekadencki nastrój, lub jest konwencja towarzyska.
Jestem odporna dość na działanie sztucznych stymulantów.
Mnie prawdziwy rausz i dobrego kopa endorfinowego daje seks, flirt, romans, czasem muzyka, przygoda, kontrolowana zmiana zyciowa. To są moje kompensacje, ale okazjonalne.
Z nałogów to tylko potrzeba samotności.
Nie wiem, czy chciałabym, aby była taka dostosowana do moich potrzeb używka, idealna tabletka dająca rozkosz psychiczną, spokój umysłowy i do tego jakieś miłe fizyczne doznania, ale oczywiście bez środków ubocznych i trujących właściwości. No ale takiego wynalazku nie ma. W każdym razie po wszystkim co miałam okazję spróbować było mi daleko do takich wrażeń. A jak teraz widzę opakowanie tramalu zbiera mi się dosłownie na wymioty, raz nawet w pracy zwymiotowałam (mam to gówno na co dzień pod ręką i najmniejszej ochoty aby sie uraczyć).
Poza tym lubię czuć się zdrowo. Biegam, zdrowo jem, śpię regularnie. Jedna kawa dziennie, regularny okres i regularny głód endorfinowy. Ale ćpanie nie, nie moja bajka.