Inteligencja a osobowość schizoidalna

Ogólnie o osobowości schizoidalnej.
Gbur
Posty: 675
Rejestracja: pt sty 08, 2016 12:00 am
Kontakt:

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: Gbur » ndz paź 27, 2024 11:23 am

Wywiad z człowiekiem o najwyższym IQ na świecie:
https://www.youtube.com/watch?v=9miVG2xT5jY

Prowadzi własną farmę na odludziu i zajmuje się rozwijaniem własnej Teorii Wszystkiego, którą wymyślił pracując jako ochroniarz w barach.

"If you have no money people think you are stupid "
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."

lokalizator
Posty: 22
Rejestracja: sob wrz 28, 2024 10:47 am

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: lokalizator » pt lis 01, 2024 12:21 pm

Z tym "wymyśleniem" teorii wszystkiego to bym nie przesadzał. W sensie jego rozważania pełne są luk i sprzeczności. Do teorii im daleko. Mówiąc o inteligencji mówił, że to jest tak jakby zdolność do skoncentrowania się na danym zagadnieniu i sam faktycznie wpadł w tę pułapkę, bo mówił, że czytał książki, do których miał ograniczony dostęp i wyciągał z nich to, co mu było potrzebne. Innymi słowy jego rozważania są budowane pod z góry założoną tezę. Nie dziwię się więc, że nie dał rady na studiach, na których uczy się, że najpierw trzeba się zapoznać z aktualnym stanem wiedzy, a dopiero później prowadzić rozważania na dany temat. Bóg istnieje? Bo istnieje. Widać, że coś tam starał się przemycać od oklepanych argumentów św. Tomasza z Akwinu, dodając aspekty matematyczne, ale stracił z pola widzenia, że te argumenty zostały już obalone wiele lat temu. Otóż w żadnym razie nie udowodnił, że Bóg istnieje. Po prostu wyraził akt wiary w pseudonaukowy sposób. Na dzisiaj świat naukowy jest zgodny co do tego, że nie ma dowodów na istnienie Boga, a także na jego nieistnienie. Wiara to akt woli, a nie wiedzy. Kto twierdzi inaczej, to musi to udowodnić, a jakoś do tej pory nikomu się nie udało, a jeśli uważa, że mu się udało, to cóż... jest głupcem, nawet jeśli ma najwyższy poziom inteligencji na świecie. Nie śledzę jego działalności, ale widzę, że w zasadzie nigdzie nie opublikował swojej "teorii". Dlaczego? Ano dlatego, że wtedy inni mogliby się do niej odnieść i w naukowy sposób ją zmiażdżyć. Jego "teoria" to wypisz wymaluj "chłopski rozum". Twierdzi, że trzeba wykazać wolę, aby służby specjalne się kimś zainteresowały. Kompletnie nie ma pojęcia o funkcjonowaniu służb. Wiadomo przecież, że na uczelniach są współpracownicy służb, którzy przypatrują się studentom, a następnie rekrutują tych, których służby uznają za przydatnych. Ci studenci mogą być nawet tego nieświadomi, a wyrażenie woli jest ostatnim etapem, a nie warunkiem koniecznym. Ktoś po prostu może odmówić wstąpienia do służby czy współpracy z nimi. Jest to wiedza powszechnie dostępna, szczególnie w USA służby są pod mocną kontrolą społeczną i jest dużo publikacji na temat ich funkcjonowania, opartych o odtajniane dokumenty. Niestety muszą przyznać, że ten wykładowca miał rację. On nie miał mentalności naukowca. Dużo mówi o dążeniu do prawdy, a ma dość wybiórcze to dążenie do prawdy, a mianowicie szuka potwierdzenia tego, co uważa, a nie tego, jaka jest prawda.

Gbur
Posty: 675
Rejestracja: pt sty 08, 2016 12:00 am
Kontakt:

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: Gbur » ndz lis 03, 2024 5:21 pm

Nie wiem, nie poznałem jego teorii, więc trudno mi się wypowiadać. Raczej nie bazowałbym wiedzy o tej teorii na tym wywiadzie, bo ewidentnie widać, że prowadzący sam często nie wie o co chodzi i jest to raczej takie skakanie po tematach.Podejrzewam, że bazuje ona na bardzo abstrakcyjnym aparacie matematycznym, na który może jest za głupi. Niemniej prawdopodobnie jego dowód na istnienie Boga jest wyprowadzony dedukcyjnie z aksjomatów tej teorii, a to może oznaczać, że jego desygnat Boga jest inny niż to w jaki sposób Boga określają poszczególne religie.
lokalizator pisze: Na dzisiaj świat naukowy jest zgodny co do tego, że nie ma dowodów na istnienie Boga, a także na jego nieistnienie. Wiara to akt woli, a nie wiedzy.
Tutaj chciałbym zwrócić uwagę, że coś takiego jak "konsensus naukowy" nie jest oparty na prawdzie, tylko na procedurze biurokratyczno-demokratycznej. Wynik zależy od ilości zwolenników danego poglądu i ich pozycji w hierarchii akademickiej.
Także wiara w konsensus naukowy również jest aktem wiary - w autorytety naukowe.
Generalnie wszystko jest aktem wiary, dopóki czegoś sami nie zbadamy, nie doświadczymi, nie udowodnimy sami, nie zrozumiemy jak działa - to cała nasza wiedza opiera się na aktach zaufania do tego co powiedział nam ktoś inny. A zaufanie jest formą wiary. A jeśli nie możemy czegoś zbadać sami, to pozostaje nam jedynie oszacowań "na własny chłopski rozum" prawdopodobieństwo tego czy dana informacja jest prawdą, np. na podstawie jej źródła czy zgodności z naszą pozostałą strukturą wiedzy. I tak generalnie funkcjonujemy.

Także nasza wiedza nie jest do końca wiedzą - zinternalizowaliśmy po prostu cudze informacje, przyznając im apriorycznie status zgodności z rzeczywistością, czyż nie?
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."

lokalizator
Posty: 22
Rejestracja: sob wrz 28, 2024 10:47 am

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: lokalizator » pn lis 04, 2024 6:41 pm

Nauka właśnie tym różni się od wiary, że ma pewne reguły, które świat naukowy godzi się przestrzegać. Nauka nie opiera się na prawdzie, ale właśnie na tych regułach, dzięki którym dąży się do prawdy. Mnie wywiad wystarczy do stwierdzenia, że jest kreacjonistą. Znam ten nurt, znam ich argumenty, znam też kontrargumenty wobec tego nurtu. Fajnie, że podrzuciłeś ten wywiad, bo każdy może z niego wyciągnąć wnioski dla siebie. Nie naukowe, ale światopoglądowe :D Moje generalnie są takie, że wysoka inteligencja to tylko wysoka inteligencja. Sama przez siebie nie zapewni mądrości albo bogactwa. Można mieć najwyższy poziom IQ na świecie i jednocześnie gadać głupoty jak Langan, będąc jednocześnie pariasem w świecie naukowym. Bynajmniej nie twierdzę, że wśród profesorów nie znajdą się i tacy, którzy gadają głupoty, ale to osobny temat. Wracając do nauki, rozumiem, że dla Ciebie medycyna to wiara? Kiedy ktoś idzie na operację, to modli się o to, że się uda, a nie że lekarz po prostu zgodnie ze sztuką i WIEDZĄ medyczną wykona prawidłowo zabieg? :D

Aurora
Posty: 18
Rejestracja: ndz cze 30, 2024 11:03 pm

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: Aurora » ndz lis 10, 2024 6:05 pm

If you have no money people think you are stupid "
Wydaje mi się, że równie dobrze zamiast wyrażenia "nie zamożny" czy "biedny", można by użyć słowa "nie wykształcony".  Czy też, "nie mający prestiżowej pracy",  "nie elokwentny" itd. Drugie pytanie, jacy "ludzie" tak myślą? Ci napotkani na naszej drodze? I czy może nie tyle co większość ludzi tak uważa, my selektujemy i najbardziej zawracamy uwagę na osoby potwierdzające wyrobione przez nas wcześniej tezy na temat nas samych (świadczące o naszym poczuciu wartości)? Może, w przypadku tego mężczyzny ta opinia wynikała z jakiegoś poczucia rozczarowania samym sobą, że nie dał rady na zwykłej uczelni, czy nie potrafił swoich zdolności przekuć na jakieś formalne sukcesy. (jest to jednak moje dość luźne spostrzeżenie, może nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością tzn. nie znam go ani nie widziałam całego wywiadu.)

Można, też pomyśleć o zależności pomiędzy rzeczywistym poziomem iQ, wykształceniem (tzn. posiadaniem dorobku naukowego) oraz cechami widocznymi z zewnątrz na podstawie których otoczenie intuicyjnie  ocenia daną jednostkę jaką inteligentną. (w oderwaniu od wiedzy nt. wykształcenia i IQ) oraz wyobrażenia ludzi stosujących te określenia, co do wzajemnej relacji tych parametrów.  Myślę, że końcowe wrażenie w dużej mierze jest  wypadkową: iQ, kontekstu (w którym ta osoba zostanie 'zastana' - różne podskale iQ mogą się ujawniać w różnych sytuacjach) i wiedzy (która jest skutkiem motywacji do pracy, wrodzonych zdolności intelektualnych, pamięci {chodź w definicji iQ mieści się 'pamięć', więc niepotrzbnie to rozdzieliłam}
 Samo wrażenie jakie wywiera na otoczeniu dana osoba, mocno zależy od wspomnianej wcześniej jej płynności werbalnej/elokwencji. Posiadanie deficytów w tym obszarze, może wynikać np. z  dysproporcji między iQ werbalnym i niewerbalnym, lęków społecznych (podczas interakcji poziom stresu jest na tyle wysoki, że upośledza proces syntezy myśli, przetwarzania/rejestracji informacji pochodzących z otoczenia) czy niezależnego problemu z jąkaniem się. Więc, sposób w jaki te osoby zostaną odebrane przez otoczenie, mocno zależy od kontekstu w jakim się znajdą. Np. osoba mająca problem z jąkaniem się/mówieniem oraz uzdolniona matematycznie, może zaprezentować się 'słabo', w sytuacji wymagającej spontanicznej dyskusji czy small- talku. Natomiast,  w sytuacji szybkiej analizy jakieś problemu matematycznego ta osoba może, wypaść znacznie powyżej przeciętnej  itd. Innym przykładem zależności 'wrażenia inteligencji' od kontekstu jest przyjęcie jako kryterium i.  tempa myślenia. Np. jeśli mamy dwie osoby które mają za zadanie wykonać w określonym limicie czasowym jak największą ilość zadań ( występujących w określonej kolejności) to dominować może osoba A. Natomiast w przypadku zniesienia tego limitu czasu dominować może, ta druga osoba.(rozwiąże ona zarówno tych trudniejszych jak i łatwiejszych zadań, z tym że zajmie jej to więcej czasu). W codzienności może, to się przekładać na postrzeganie osób wolno reagujących jako głupsze od tych, potrafiących np. biegle posługiwać się sarkazmem. Wydaje mi się że, w przypadku osób z osobowością schizoidalną, ze względu na izolacji społeczną i brak 'trenowania' umiejętności wypowiadania się, ciężko może być im wywrzeć dobre pierwsze wrażenie. W innych obszarach będzie też, się objawiać np. dobra pamięć (wzrokowa lub słuchowa), umiejętność analizowania danych (odnajdywania wzorców) itd.
Podobnie osoba o wysokim potencjale intelektualnym (wysokie iQ) ale bardzo niskiej motywacji (co się może przekładać na niską/przeciętną wiedzę ogólną), może się prezentować gorzej od osoby z przeciętnym iQ a szerokiej wiedzy. Która to nadrobiła, pewne braki w iQ dzięki determinacji (która to, może być skutkiem wychowania się w środowisku mającym "parcie" na wyższe wykształcenie, rozwój + wrodzone cechy neurobiologiczne jak. np. budowa receptorów biorących udział w wiązaniu odpowiednich neuroprzkaźników (związanych z utrzymaniem motywacji/koncentracji)). Ogólnie na samo posiadanie (Lub nie ) zainteresowań, też w jakiś stopniu odpowiadają czynniki niezależne od woli. W przypadku OS możliwe, że niska motywacja (mimo normalnego czy wysokiego IQ), może właśnie wpływać na to, że posiadany potencjał intelektualny nie jest dobrze widoczny 'z zewnątrz'. Także, problem z kontaktami międzyludzkimi może, wpływać na niechęć do formalnej edukacji.

Chyba napisałam to zbyt rozwlekle/chaotycznie  i chyba lekko zgubiłam sens.

W każdym razie myślę że, sporo ludzi zachwyca się wysokim poziomem iQ, potrafiąc równocześnie zaszufladkować daną osobę jako jednoznacznie "głupią" bądź "inteligentną", wyłącznie na podstawie jej obserwacji w jednym konkretnym kontekście/ sytuacji. Nie potrzeba im więcej danych, co świadczy o tym że, stosowana przez nich metodologia jest sprzeczna z tą stosowaną w testach którymi tak się zachwycają. ( w testach inteligencji jest kilka podskal) Po za tym fakt, że wystarczy im jednak konkretna sytuacja (+własna intuicja), świadczy że, poza intuicją nie mają żadnych kryteriów (i możliwe że, modyfikują je na bieżąco). Widzę w tym, jakiś brak konsekwencji, niespójność.

Czy to nie jest trochę podobne do postawy ludzi, zachwycającymi się tym co powiedział jakiś naukowiec czy ogólnie ekscytującymi zasłyszanymi hasłami w stylu "nauka tak twierdzi", równocześnie nie kierującymi się krytycyzmem (na którym powinny być oparte rzetelnie przeprowadzone badania - {wiem, że użyłam dość ogólnego określenia} ) w codziennym życiu? I jak ta pochwała nauki (a więc  domyślnie i pewnej  metodologii) ma się to bezkrytycznego podchodzenia do informacji podawanych przez jakieś autorytety naukowe?
Gbur pisze: Tutaj chciałbym zwrócić uwagę, że coś takiego jak "konsensus naukowy" nie jest oparty na prawdzie, tylko na procedurze biurokratyczno-demokratycznej. Wynik zależy od ilości zwolenników danego poglądu i ich pozycji w hierarchii akademickiej.
Także wiara w konsensus naukowy również jest aktem wiary - w autorytety naukowe.
Generalnie wszystko jest aktem wiary, dopóki czegoś sami nie zbadamy, nie doświadczymi, nie udowodnimy sami, nie zrozumiemy jak działa - to cała nasza wiedza opiera się na aktach zaufania do tego co powiedział nam ktoś inny.
lokalizator pisze: Wracając do nauki, rozumiem, że dla Ciebie medycyna to wiara? Kiedy ktoś idzie na operację, to modli się o to, że się uda, a nie że lekarz po prostu zgodnie ze sztuką i WIEDZĄ medyczną wykona prawidłowo zabieg?
Ja tutaj widzę dwie perspektywy, dwa punkty widzenia - chirurga oraz pacjenta. Jeśli odniesiemy się do perspektywy pacjenta to zarówno w przypadku wiary w Boga, jak i zaufania do chirurga, z jego strony (tzn. w przypadku gdy nie ma on odpowiedniej wiedzy medycznej), będzie to jakaś forma wiary. Z tym, że  drugim przypadku będzie ona poparta dość konkretnymi pośrednimi przesłankami, nie 'czystą intuicją'.

Wiedza będzie, to raczej z punktu widzenia tego lekarza. I to, też nie zawsze. tzn. to zależy od tego, o jakim obszarze tej nauki (która to jest dość obszerna) mówimy. Są kwestie  typu anatomia człowieka, mechanizmy powstawania pewnych chorób, działanie stosowanych od wielu lat leków itd., które, są znane tak dobrze że, możemy mówić o wiedzy (pewnej). Ale są też, bardzo słabo poznane nieuleczalne choroby, w przypadku których jedyne co zostaje to, zalecenie eksperymentalnych metod  leczenia czy też, właśnie jakieś nowatorskie operacje. No i są też, jakieś obszary pośrednie np. normy badań laboratoryjnych czy kryteria rozpoznania pewnych chorób - które zmiały się na przestrzeni lat. (czyli, mowa tutaj o zmienności oficjalnych/formalnych wytycznych)

Wiedzą = sztuką lekarską, aktualnym stanem wiedzy, (która, też zawiera element wiary, ponieważ często końcowe przyjęte normy są tak, jak napisał Gbur - wynikiem konsensusu),   a nie wiedzą = prawdą czyli, 100% zgodnością między rzeczywistością i opracowanymi modelami leczenia czy też , modelami patofizjologii jakiś chorób.  Więc, aktualna wiedza medyczna z roku 2024 nie będzie tym samym co aktualna wiedza medyczna z roku 1980.

- np. w przeszłości uważano że, można przeprowadzić transfuzję krwi pomiędzy losowym dawcą i biorcą. Nie wiedziano wówczas o istnieniu antygenów głównych układów grupowych krwi (np. układu A, B, 0 czy na obecność antygenu D (rh+/rh-) ), i że takie praktyki mogą się skończyć śmiercią pacjenta.

- od paru lat w użyciu (nie na polskim rynku) jest lek stosowany w pewnej chorobie neurodegeneracyjnej. Początkowe, wyniki badań (przeprowadzanych na małych grupach pacjentów w pojedynczych ośrodkach,) były obiecujące. Natomiast o opublikowaniu  metaanaliz  (chyba z tego roku) stwierdzono że, lek nie wykazuje większej skuteczności niż, plecebo. Tutaj, też zalecenia od osób związanych z tą chorobą, zmieniały się jak w kolejdoskopie. (wraz z to nowymi doniesieniami) Chodź, tutaj muszę dodać, że wspomnianego leku nigdy nie można, było znaleźć w oficjalnych wytycznych leczenia - wiec, bardziej tutaj chodzi mi o podejście ludzi. Oraz tego że, łatwo zignorować/podważyć czyjąś opinię (np. sceptyczną wobec czegoś) wyłącznie za pomocą stwierdzenia że, coś jest nie zgodne z badaniami.

lokalizator
Posty: 22
Rejestracja: sob wrz 28, 2024 10:47 am

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: lokalizator » pn lis 11, 2024 9:35 am

A ja widzę jedną perspektywę. Człowiek poznaje to, co istnieje obiektywnie, aczkolwiek punktem wyjścia do tego poznawania jest jego subiektywność, na której opierając się buduje indywidualny sposób rozumienia siebie i świata. Rozumienie to powinno mieć charakter naukowy i dlatego istotne jest, żeby podstawą do takiego rozumienia było poznanie naukowe, a dokładniej efekty poznania naukowego. Innymi słowy taki pacjent nie opiera się na efektach poznania naukowego, a na subiektywności, a więc z definicji nie może być mowy w takim przypadku o wiedzy naukowej. Ta z kolei bowiem nie polega na gromadzeniu informacji, choćby ciekawych i pożytecznych, ale na rozwiązywaniu zagadnień. Pacjent żadnego zagadnienia nie rozwiązuje. Po prostu z powodu braku wiedzy medycznej i umiejętności (zakładając, że dany zabieg mógłby wykonać samodzielnie) korzysta z pomocy medycznej, której udziela specjalista, który takie cechy powinien mieć. Są różne definicje nauki, nie miejsce i czas na referowanie tego, więc w wielkim uproszczeniu nauka to zobiektywizowany (niezależny od postaw i poglądów badawcza) sposób powiększania zasobu dostępnej wiedzy o różnych aspektach otaczającej rzeczywistości. Naukowiec najpierw zapoznaje się z aktualnym stanem wiedzy, a potem za pomocą zobiektywizowanych metod stara się rozwiązać dane zagadnienie. Stawia hipotezę lub tezę, a następnie po przeprowadzeniu "badania naukowego" stawia wnioski. Teraz porównajmy to do wiary. Wiara z góry zakłada, że dane zagadnienie jest rozwiązane np. Bóg istnieje i człowiek to zagadnienie przyjmuje aktem woli (sporej części ludzi się wydaje, że to akt wiedzy, ale błędnie, jednak to osobny temat) i w to wierzy. Zazwyczaj nie podejmuje żadnych działań, mających na celu zbadanie tego w zobiektywizowany sposób.

Nie jestem przeciwnikiem wiary, ale utożsamianie jej z nauką uważam za błędne. Niektórym ludziom wiara pomaga, więc nic mi do tego. Ale mnie w życiu pomogła nauka, m.in. w uporaniu się z negatywnymi skutkami oddziaływania wiary rzymskokatolickiej na moją psychikę. Gdyby nie nauka, to kto wie, może byłbym jakimś schizofrenikiem, a nie w miarę poprawnie funkcjonującym w społeczeństwie człowiekiem

Gbur
Posty: 675
Rejestracja: pt sty 08, 2016 12:00 am
Kontakt:

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: Gbur » czw lis 14, 2024 12:21 am

lokalizator pisze:Nauka właśnie tym różni się od wiary, że ma pewne reguły, które świat naukowy godzi się przestrzegać. Nauka nie opiera się na prawdzie, ale właśnie na tych regułach, dzięki którym dąży się do prawdy.
Zgadzam się, że nauka to generalnie można powiedzieć jakiś zbiór (luźno?) sformalizowanych reguł procesu poznawania prawdy o rzeczywistości.
Ale te reguły nie są wymyślone przez naukowców, przez szacowne gremia w purpurowych gronostajach, tylko opierają się właśnie na tej prawdzie o rzeczywistości. Dlatego zajmowanie pozycji w hierarchii ów świata naukowego nie daje monopolu na prawdę o rzeczywistości, i wielkich przełomów naukowych dokonywali też szarzy urzędnicy czy kierowcy autobusów. Prawda o rzeczywistości nie należy do nikogo.
Można mieć najwyższy poziom IQ na świecie i jednocześnie gadać głupoty jak Langan, będąc jednocześnie pariasem w świecie naukowym. Bynajmniej nie twierdzę, że wśród profesorów nie znajdą się i tacy, którzy gadają głupoty, ale to osobny temat.
Osobiście nie analizowałem CTMU i nie odniosę się do tego czy Langan gada głupoty, bo nie chciałbym wypowiadać się o czymś, czego nie poznałem. Natomiast z tego co widzę, to kreacjonizm tam nie występuje.
Niemniej wydaje mi się, że apriorycznie odrzucasz jakąkolwiek teorię, z której by wynikało istnienie Boga i dlatego stwierdziłęś, że on gada głupoty?
Wracając do nauki, rozumiem, że dla Ciebie medycyna to wiara?
Nie wydaje mi się bym to gdzieś napisał. Medycyna nie jest wiarą, ani nie jest też nauką. Medycyna jest sztuką leczenia ludzi ( w oparciu m.in. o wiedzę nauk medycznych).
Kiedy ktoś idzie na operację, to modli się o to, że się uda, a nie że lekarz po prostu zgodnie ze sztuką i WIEDZĄ medyczną wykona prawidłowo zabieg? :D
Ludzie idą do lekarza, bo ufają/wierzą: raz ,że lekarz jest kompetentny, dwa że podbudowa teoretyczna (WIEDZA medyczna) na której on się opiera będzie dla Ciebie korzystna. Tak samo jak kiedyś wierzyli ludzie, którzy oddawali swoich bliskich z zaburzeniami psychicznymi na trepanację albo elektrowstrząsy, tak samo jak wierzyli ludzie zakładający sobie kiedyś plomby amalgamatowe, albo idący do lekarza w UK po magiczną pigułkę o nazwie "Paracetamol". Zawsze jest to wiarą w autorytet.
Przyjmowanie za pewnik czegoś czego sam nie zweryfikowałeś, czego sam nie możesz dowieść jest zawsze właśnie aktem wiary.
Rozumiem, że masz alergię na wiarę, ale od niej nie uciekniesz... :P
Moje generalnie są takie, że wysoka inteligencja to tylko wysoka inteligencja. Sama przez siebie nie zapewni mądrości albo bogactwa.
Dokładnie dlatego wrzuciłem tu ten wywiad.
Naukowiec najpierw zapoznaje się z aktualnym stanem wiedzy, a potem za pomocą zobiektywizowanych metod stara się rozwiązać dane zagadnienie. Stawia hipotezę lub tezę, a następnie po przeprowadzeniu "badania naukowego" stawia wnioski.
To bardzo wyidealizowane postrzeganie naukowca. Fajnie by było, gdyby każdy tak robił. Tylko, że w rzeczywistości w jakiej żyjemy na wyniki badań, czy "konsensusów" naukowych ma wpływ więcej czynników niż naukowca "szkiełko i oko", m.in. czynniki takie jak biurokracja, naciski polityczne, korporacje, dylematy typu "kto mi takie badanie opublikuje jeżeli ma nudne/niepożądane wyniki?" ,albo "czy dostanę grant od urzędnika na dane badanie, żeby w ogóle je zrobić?".
Teraz porównajmy to do wiary. Wiara z góry zakłada, że dane zagadnienie jest rozwiązane np. Bóg istnieje i człowiek to zagadnienie przyjmuje aktem woli (sporej części ludzi się wydaje, że to akt wiedzy, ale błędnie, jednak to osobny temat) i w to wierzy.
To podejście, które opisuje to z kolei jakiś skrajny fideizm. To tak jakbyś zakładał, że osoba, która wierzy w Boga nie ma żadnego mechanizmu testowania rzeczywistości i np. nie wie, że gdy dotknie ognia to się oparzy, gdyż uważa, że to od Boga zależy czy się oparzy czy nie. Albo, że gdy skoczy z 5 piętra to się nie rozbije, bo rozbicie się będzie aktem wiary.
Zazwyczaj nie podejmuje żadnych działań, mających na celu zbadanie tego w zobiektywizowany sposób.
Jeśli coś przeczytasz w żurnalu naukowym, to raczej też nie podejmujesz żadnych działań, które mają na celu zweryfikowanie tego w zobiektywyzowany sposób? Czyli przyjmujesz na wiarę. No chyba, że każdy artykuł naukowy weryfikujesz pod kątem przeprowadzenia metodologii, zastanawiasz się czy je dobrze zaprojektowano i uwzględniono wszystkie możliwości, czy wnioski z badania pokrywają się z wynikami w surowych danych, czy dobrej metody użyto by te dane interpretować itd.
Inaczej to wciąż wiara, w autorytet naukowców, albo "autorytet Nauki" przez duże N (co ma pewien posmak kultu religijnego).
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."

lokalizator
Posty: 22
Rejestracja: sob wrz 28, 2024 10:47 am

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: lokalizator » czw lis 14, 2024 5:31 pm

Zgadzam się, że nauka to generalnie można powiedzieć jakiś zbiór (luźno?) sformalizowanych reguł procesu poznawania prawdy o rzeczywistości.
Ale te reguły nie są wymyślone przez naukowców, przez szacowne gremia w purpurowych gronostajach, tylko opierają się właśnie na tej prawdzie o rzeczywistości. Dlatego zajmowanie pozycji w hierarchii ów świata naukowego nie daje monopolu na prawdę o rzeczywistości, i wielkich przełomów naukowych dokonywali też szarzy urzędnicy czy kierowcy autobusów. Prawda o rzeczywistości nie należy do nikogo.
W zasadzie te reguły zostały wymyślone przez starożytnych filozofów i ewoluowały z wierzeń w naukę. Niestety przemyślenia kierowców rydwanów nie zapisały się na kartach dziejów, a właśnie tych filozofów.
Osobiście nie analizowałem CTMU i nie odniosę się do tego czy Langan gada głupoty, bo nie chciałbym wypowiadać się o czymś, czego nie poznałem. Natomiast z tego co widzę, to kreacjonizm tam nie występuje.
Niemniej wydaje mi się, że apriorycznie odrzucasz jakąkolwiek teorię, z której by wynikało istnienie Boga i dlatego stwierdziłęś, że on gada głupoty?
Nie chcesz się wypowiadać o czymś, czego nie poznałeś, ale z łatwością przyklejasz mi łatkę alergii na wiarę, chociaż uprzedziłem, że mam uprzedzenie do utożsamiania wiary z nauką. Ja nic nie odrzucam, po prostu kto twierdzi, ten ma udowodnić. Nikt nie udowodnił, że Bóg istnieje. Dla mnie koniec tematu. Jak ktoś udowodni, to będzie to wiedza naukowa, a nie kwestia wiary.
Ludzie idą do lekarza, bo ufają/wierzą: raz ,że lekarz jest kompetentny, dwa że podbudowa teoretyczna (WIEDZA medyczna) na której on się opiera będzie dla Ciebie korzystna. Tak samo jak kiedyś wierzyli ludzie, którzy oddawali swoich bliskich z zaburzeniami psychicznymi na trepanację albo elektrowstrząsy, tak samo jak wierzyli ludzie zakładający sobie kiedyś plomby amalgamatowe, albo idący do lekarza w UK po magiczną pigułkę o nazwie "Paracetamol". Zawsze jest to wiarą w autorytet.
Przyjmowanie za pewnik czegoś czego sam nie zweryfikowałeś, czego sam nie możesz dowieść jest zawsze właśnie aktem wiary.
Rozumiem, że masz alergię na wiarę, ale od niej nie uciekniesz... :P
Bo taka była aktualna wiedza medyczna, a nie prawda. Wracamy do punktu wyjścia: nauka to nie prawda, a dążenie do tej prawdy. Z kolei wiara zakłada, że jest prawdą i dlatego trzeba ją a piori przyjąć. Ponadto lekarz to zawód zaufania publicznie, a nie wiary. Zaufanie a wiara to też jednak dwie osobne kwestie.
To bardzo wyidealizowane postrzeganie naukowca. Fajnie by było, gdyby każdy tak robił. Tylko, że w rzeczywistości w jakiej żyjemy na wyniki badań, czy "konsensusów" naukowych ma wpływ więcej czynników niż naukowca "szkiełko i oko", m.in. czynniki takie jak biurokracja, naciski polityczne, korporacje, dylematy typu "kto mi takie badanie opublikuje jeżeli ma nudne/niepożądane wyniki?" ,albo "czy dostanę grant od urzędnika na dane badanie, żeby w ogóle je zrobić?".
Etyka zawodowa naukowców to osobna kwestia. Na tym zresztą polega etyka zawodu, że prezentuje pewien wyidealizowany obraz zawodu, ale to wzór, do którego należy dążyć.
To podejście, które opisuje to z kolei jakiś skrajny fideizm. To tak jakbyś zakładał, że osoba, która wierzy w Boga nie ma żadnego mechanizmu testowania rzeczywistości i np. nie wie, że gdy dotknie ognia to się oparzy, gdyż uważa, że to od Boga zależy czy się oparzy czy nie. Albo, że gdy skoczy z 5 piętra to się nie rozbije, bo rozbicie się będzie aktem wiary.
Ja tego nie napisałem. Ja napisałem, inaczej rzecz ujmując, że osoba wierząca zakłada, że Bóg istnieje i tego nie weryfikuje, bo wtedy przestałaby być wierząca, a stała się wątpiąca, a więc bliżej byłoby jej do filozofa niż wyznawcy wiary.
Jeśli coś przeczytasz w żurnalu naukowym, to raczej też nie podejmujesz żadnych działań, które mają na celu zweryfikowanie tego w zobiektywyzowany sposób? Czyli przyjmujesz na wiarę. No chyba, że każdy artykuł naukowy weryfikujesz pod kątem przeprowadzenia metodologii, zastanawiasz się czy je dobrze zaprojektowano i uwzględniono wszystkie możliwości, czy wnioski z badania pokrywają się z wynikami w surowych danych, czy dobrej metody użyto by te dane interpretować itd.
Inaczej to wciąż wiara, w autorytet naukowców, albo "autorytet Nauki" przez duże N (co ma pewien posmak kultu religijnego).
Podejmuję, bo na tym polega etos naukowca. Na kwestionowaniu, rozmyślaniu, podważaniu, formułowaniu wniosków. Wiem, że nic nie wiem, ale w innym niż potocznym znaczeniu. W sensie, jeśli zabieram się za jakieś zagadnienie, to bez z góry założonej tezy. Gdyby było tak, jak piszesz, to Platon nie podważałby swego mistrza, a potem Arystoteles jego :D Natomiast wiara opiera się na tym, żeby nie kwestionować jej dogmatów.

Gbur
Posty: 675
Rejestracja: pt sty 08, 2016 12:00 am
Kontakt:

Re: Inteligencja a osobowość schizoidalna

Postautor: Gbur » czw lis 14, 2024 7:27 pm

Aurora pisze:
ndz lis 10, 2024 6:05 pm
If you have no money people think you are stupid "
Wydaje mi się, że równie dobrze zamiast wyrażenia "nie zamożny" czy "biedny", można by użyć słowa "nie wykształcony".  Czy też, "nie mający prestiżowej pracy",  "nie elokwentny" itd. Drugie pytanie, jacy "ludzie" tak myślą? Ci napotkani na naszej drodze? I czy może nie tyle co większość ludzi tak uważa, my selektujemy i najbardziej zawracamy uwagę na osoby potwierdzające wyrobione przez nas wcześniej tezy na temat nas samych (świadczące o naszym poczuciu wartości)? Może, w przypadku tego mężczyzny ta opinia wynikała z jakiegoś poczucia rozczarowania samym sobą, że nie dał rady na zwykłej uczelni, czy nie potrafił swoich zdolności przekuć na jakieś formalne sukcesy. (jest to jednak moje dość luźne spostrzeżenie, może nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością tzn. nie znam go ani nie widziałam całego wywiadu.)
Cóż nawet najbardziej "racjonalne" twierdzenia z domeny socjologii zawierają jakiś subiektywny rys autora, w końcu są oparte o indukcję niezupełną z doświadczeń z napotkanymi ludźmi, zinterpretowaną jeszcze przez filtr własnych emocji - chyba że są oparte na jakimś dużym, ściśle zobiektywizowanym badaniu statystycznym.
Ale jeżeli będziemy się tego trzymać - to rodzi pewien problem, bo żadna dyskusja o tym jacy są ludzi i jaki jest świat ludzi nie będzie możliwa. Nikt przecież nie robi, ani nie robił, badań statystycznych badających każdą wypowiedzianą tezę, więc wtedy każdą dowolną wypowiedź można w ten sposób zrelatywizować.

Co do samej tezy, którą wcześniej przytoczyłem, moje subiektywne zdanie jest takie, że raczej statystyka by potwierdzała tą tezę. Większość ludzi myśli skojarzeniami i stereotypami. Występują tu różne mechanizmy np. opisany w psychologii "efekt aureoli" mówi o tym, że dostrzeżenie w kimś pewnych cech uznawanych przez nas za pozytywne sprawia ,że apriorycznie przyklejamy tej osobie inne pozytywne cechy.
Innym mechanizmem jest to, że ludzie często posługują się stereotypami społecznymi, w których poziom inteligencji jest apriorycznie doklejany na podstawie cech zupełnie nie związanych z możliwościami intelektualnymi - np. "inteligentni ludzie to tacy, którzy głosują na daną partię polityczną, czytają określone portale [albo określonych nie czytają] , mają określone poglądy itd.". Takie stereotypy czasem powstają naturalnie (w dawnych czasach raczej tak powstawały) ,teraz są często wynikiem przemyślanej inżynierii społecznej.

Inny mechanizm jaki przychodzi mi do głowy z kolei, opiera się na tym, że trochę traktujemy "inteligencję" jako pewien współczynnik efektywności w osiąganiu celów. No bo jak ktoś ma wysokie IQ to wiadomo - wszystko mu łatwiej idzie :wink: A ludzie mają różne motywacje w życiu,więc różne cele... Więc ludzie o dominujących motywacjach ekonomicznych, czy witalnych myślą sobie: "gdybym był bardzo inteligentny to bym skuteczniej zarabiał pieniądze, więc bym był bogaty", albo "gdybym był bardzo inteligentny to bym zdobył władzę". I z projektowania takiego myślania na innych wynika wniosek: "jeśli ktoś jest biedny to musi być głupi" , "jeśli ktoś jest biedny, to musi być >pariasem<" ,itd.
A, że ludzi o tych motywacjach jest moim zdaniem większość, to uważam że ten człowiek ma rację w cytowanej tezie.


Niemniej zauważam też to, na podstawie doświadczeń, które ten człowiek opisuje, m.in. jak był niesprawiedliwie potraktowany przez nauczyciela - że nosi w sobie jakiś uraz, który pewnie zaowocował jakimś wycofaniem się do środka.
----
Można, też pomyśleć o zależności pomiędzy rzeczywistym poziomem iQ, wykształceniem (tzn. posiadaniem dorobku naukowego)
Są tam jakieś badania dot. średniego IQ w różnych zawodach i wśród naukowców to IQ jest ewidentnie wyższe niż u reszty populacji, więc jakaś korelacja pomiędzy karierą/pozycją akademicką a inteligencją niewątpliwie występuje.
Ale ciekawe jak to wygląda wśród ludzi o najwyższym IQ (jak ten facet), czy faktycznie tak chętnie zajmują stanowiska akademickie ,mam co do tego pewne wątpliwości. Myślę, że trzeba by sprawdzić reprezentację osób z najwyższym IQ w środowisku akademickim i porównać do ich udziału w całym społeczeństwie, nie wiem czy istnieją takie badania.
Chyba napisałam to zbyt rozwlekle/chaotycznie i chyba lekko zgubiłam sens.
Bardzo obszernie i skrupulatnie opisałaś większość czynników, które wpływają na percepcję inteligencji, aż trudno mi tu coś od siebie dodać.
może wynikać np. z dysproporcji między iQ werbalnym i niewerbalnym
Tak niestety często bywa, że za bardziej inteligentnego jest postrzegany ten, kto lepiej wytłumaczy odbiorcy swój tok myślenia, albo lepiej broni swojego zdania. Celna riposta będzie dużo lepiej odebrana niż nudna wypowiedź, nawet jeżeli jest celna i logiczna tylko pozornie. Choć nie ma to tyle związku z inteligencją, bo zdolności retoryczne można wytrenować.

Poza tym dysproporcja między IQ niewerbalnym i werbalnym przywodzi na myśl spektrum autyzmu, ale i różnicę pomiędzy funkcjami Te i Ti w modelu osobowości MBTI. Takie luźne skojarzenie.
lęków społecznych (podczas interakcji poziom stresu jest na tyle wysoki, że upośledza proces syntezy myśli, przetwarzania/rejestracji informacji pochodzących z otoczenia)
Fajnie, że poruszyłaś ten temat, bo jakiś czas temu o tym myślałem, i w sumie ta infografika nadaje się do tego tematu :)
Obrazek
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość