
Największym dzikusem byłam chyba jeszcze w szkole, teraz już trochę umiem nad sobą panować i staram się "normalnie" zachowywać, gdy już jestem między ludźmi (a jest to dość częste

Jeszcze czasami, gdy jestem z kimś jeden na jeden, jestem w stanie w miarę miło spędzić czas, ale więcej ludzi lub hałas sprawia że całkowicie się wyłączam i mój mózg przenosi się do innej czasoprzestrzeni.
W sumie chyba jestem w miarę lubiana. Mam jedną kumpelkę, z którą czasami się spotykam, i mamy dobry kontakt - chyba w dużej mierze dlatego, że ona mnie akceptuje taką jaką jestem. Sama jest ekstrawertyczką, ale nigdzie mnie nie zaprasza, bo wie, że na rzadną imprezę nie pójdę

Dawniej imprezowałam raz na dwa miesiące, ostatnio wcale. A gdy jestem zaproszona na wesele (co ostatnio często bywało) to zawsze jestem chora. W stanie wskazującym na brak możliwości wyjścia z domu

Miałam epizod w życiu, gdy dużo imprezowałam, dzieliłam mieszkanie z kilkoma osobami.... Ale po paru miesiącach stwierdziłam, że nie jestem sobą i zamknęłam się w swoim introwertyzmie. Zauważyłam, że lepiej mi, gdy jestem sama. Samotny weekend, samotne wakacje, samotne wieczory.... Tylko dzięki tym chwilom samotności potrafię wyluzować i nabrać sił do kolejnych wyzwań

I chyba mi z tym dobrze. Tylko czasami przykro, jak poznam kogoś fajnego, z kim chciałabym się zaprzyjaźnić, to trochę mi przykro, że nie mam umiejętności społecznych. No i mimo wszystko bardzo chciałabym mieć rodzinę, męża.... Choć, jeśli tak na sucho pomyśleć, przy tak wysokich potrzebach samotności, nie wiem czy bym się odnalazła w relacjach damsko - męskich.
Pozdrawiam wszystkich, którzy są jak ja, i dzięki którym czuję się normalna!
(czyt. użytkowników tego forum)