Cześć,
nie wiem ile osób jeszcze zagląda na to forum, niemniej śledzę to miejsce od jakiegoś czasu, więc postanowiłam się przywitać. Najwyżej, nikt nie przeczyta moich wypocin. A sam post, potraktuje co najwyżej w kategoriach "autoterapii opartej na ekspozycji" tzn. ciężko, jest mi pisać publicznie coś o sobie samej i nie ukrywam że, wywołuje to u mnie uczucie dyskomfortu/stresu.
Ogólnie to, kilka lat temu stwierdzono u mnie zaburzenia lękowo-depresyjne oraz mieszane zaburzenia osobowości ( nie miałam stwierdzonego konkretnego ich podtypu, jednak objawowo najbliżej mi wtedy było do os. unikającej/schizoidalnej ). W wieku nastoletnim zaburzenia emocjonalne i funkcjonowania społ. Chociaż z czasem przestałam chyba, przywiązywać szczególną wagę do tych diagnoz (raczej patrzę na nie jak na rodzaj etykiet, które choćby ze względu na sposób tworzenia systemu klasyfikacji, zawsze będą miały ograniczoną użyteczność w odniesieniu do pojedynczych osób. Chodź może, jest to pewnie spłaszczenie tematu z mojej strony). Nie zaprzeczam też, że wgląd w przyczyny własnego postępowania/myślenia i ich konsekwencje, może być pomocny.
W każdym razie. U mnie chyba najbardziej widocznym problemem od młodości, była samoizolacja/nawiązywanie relacji, a gdy byłam młodsza też poczucie osamotnienia (które z wiekiem mi minęło, ale raczej nie ze względu na rozwiązanie tych problemów, tylko mimowolne nabycie mechanizmów adaptacyjnych). Więc, myślę moje cechy schizoidalne, są wtórne wobec wyhamowania społecznego, które m. in. z powodu silnego lęku społecznego i niskich umiejętności społ. towarzyszy mi, w jakieś formie przez większą część życia. Na co dzień, poza rodzicami i zależnie od okresu osobami z mojej pracy/miejsca nauki( z którymi sporadyczne rozmowy nie wychodzą poza tematy formalne) z nikim za bardzo nie utrzymuje relacji.W moim przypadku nawet zwykłe prowadzenie/podtrzymanie rozmowy z większością napotkanych przeze mnie ludzi jest problemem. Szczerze to chyba, najbardziej z tego wszystkiego męczy mnie konieczność przebywania wśród ludzi z którymi z którymi tak naprawdę niewiele mnie łączy i uczucie przytłoczenia większością interakcji (przy czym ja też niczego szczególnego "nie mam" do tych osób - bardziej jest to kwestia moich cech itd, więc tak naprawdę ciężko by mi było, mieć w tej chwili o to pretensje do innych). W przeszłości miałam też, epizody z psycho-/farmakoterapią, której efekty były dość różne, jednak muszę przyznać że widzę w tym trochę mojej winy. Choćby, pod postacią problemu z określeniem przyczyny, dla której właściwie chciałam ją podjąć.. (domyślam się jak to brzmi) Choć, nie wykluczam powrotu do tematu. Na razie, chyba tyle.
Pozdrawiam
Cześć
Re: Cześć
Witam Ciebie bardzo serdecznie. Jesteśmy podobni pod względem diagnoz, bo ja też mam zaburzenia depresyjno-lękowe i niby oficjalnie zdiagnozowaną osobowość schizoidalną, ale tak naprawdę tę osobowość mam taką porytą, że lekarz jakiś czas temu stwierdził, że właśnie bardziej by pasowały zaburzenia mieszane. Tyle że u mnie największym problemem jest jednak psychosomatyka, stąd konieczność ciągłej farmakoterapii. Same cechy schizoidalne nigdy nie były dla mnie większym problemem. Zawsze było to dla mnie naturalne, że otacza mnie bardzo wąskie grono osób.
Zgadzam się przy tym, że tak naprawdę te wszelkie nazwy zaburzeń to tak naprawdę tylko etykiety, w zależności od tego, do jakiego psychiatry się pójdzie, to można dostać różną etykietkę, a i tak najważniejsze jest to, jak się czujemy na co dzień. Ludzie z osobowością schizoidalną są zresztą skrajnie różni, jedni na przykład nie odczuwają w ogóle na co dzień lęku, innych życie zdominowane jest przez lęk, tak jak na przykład moje.
Masz rację, że forum jest ostatnio troszeczkę mniej aktywne, kiedyś było bardziej. Jest to po części spowodowane tym, że kilka bardziej aktywnych osób przeniosło się na grupę na WhatsApp.
Jeżeli chcesz, to napisz coś więcej o sobie w takiej kwestii, ile masz lat, gdzie pracujesz i czym się w ogóle interesujesz? Większość z nas ma tutaj duże problemy z pracą, z zainteresowaniami też jest różnie z powodu różnego natężenia anhedonii. U mnie jest ona bardzo silna na przykład z powodu leków.
Zgadzam się przy tym, że tak naprawdę te wszelkie nazwy zaburzeń to tak naprawdę tylko etykiety, w zależności od tego, do jakiego psychiatry się pójdzie, to można dostać różną etykietkę, a i tak najważniejsze jest to, jak się czujemy na co dzień. Ludzie z osobowością schizoidalną są zresztą skrajnie różni, jedni na przykład nie odczuwają w ogóle na co dzień lęku, innych życie zdominowane jest przez lęk, tak jak na przykład moje.
Masz rację, że forum jest ostatnio troszeczkę mniej aktywne, kiedyś było bardziej. Jest to po części spowodowane tym, że kilka bardziej aktywnych osób przeniosło się na grupę na WhatsApp.
Jeżeli chcesz, to napisz coś więcej o sobie w takiej kwestii, ile masz lat, gdzie pracujesz i czym się w ogóle interesujesz? Większość z nas ma tutaj duże problemy z pracą, z zainteresowaniami też jest różnie z powodu różnego natężenia anhedonii. U mnie jest ona bardzo silna na przykład z powodu leków.
Born, suffer, die.
Re: Cześć
Ja również Cię witam, Aurora. Rozumiem problemy z funkcjonowaniem wśród ludzi, ja też je miałam. Teraz jest z tym o wiele lepiej - zachowuję się w towarzystwie prawie jak normalny człowiek, stąd wniosek, że da się pod tym względem ogarnąć, tylko zajmuje to trochę czasu.
Co do leków, to każdy ma inne doświadczenia. Ja przez ok. 20 lat miałam złą diagnozę i nałykałam się w tym czasie leków, które praktycznie nic mi nie dawały. Teraz nowe leki zaleczyły mój ChAD, co jest dużym postępem, dzięki czemu mogę walczyć z innymi zaburzeniami. Wszystko jest kwestią indywidualną, jednym tabsy pomagają, innym nie. A psychoterapia to dosyć ciężki temat, trzeba dobrze trafić, a w Polsce jest z tym różnie. Ja teraz trafiłam na dobrego psychologa na oddziale dziennym, który potrafi podejść odpowiednio do moich zaburzeń odżywiania, a to już dużo.
Suma sumarum: nie poddawaj się, dużo się da zrobić, jeśli jest się niestrudzonym i walczy o siebie
Co do leków, to każdy ma inne doświadczenia. Ja przez ok. 20 lat miałam złą diagnozę i nałykałam się w tym czasie leków, które praktycznie nic mi nie dawały. Teraz nowe leki zaleczyły mój ChAD, co jest dużym postępem, dzięki czemu mogę walczyć z innymi zaburzeniami. Wszystko jest kwestią indywidualną, jednym tabsy pomagają, innym nie. A psychoterapia to dosyć ciężki temat, trzeba dobrze trafić, a w Polsce jest z tym różnie. Ja teraz trafiłam na dobrego psychologa na oddziale dziennym, który potrafi podejść odpowiednio do moich zaburzeń odżywiania, a to już dużo.
Suma sumarum: nie poddawaj się, dużo się da zrobić, jeśli jest się niestrudzonym i walczy o siebie
https://legionwglowie.wordpress.com/
Re: Cześć
Hej, dzięki za miłe przywitanie.
@observer
To chyba jeszcze jedna rzecz nas łączy, bo ja też mam problemy z objawami psychosomatycznymi (tzn. z okresami nawrotów i remisji), więc niestety wiem jak ta przypadłość potrafi obniżyć komfort życia. Z doświadczenia wiem że, ze skutecznością leczenia tego typu problemów (nawet u psychiatry), jak i samym ich nazwaniem (przez lekarzy 'niepsychiatrów'), niestety różnie bywa. Mimo tego, że człowiekowi nic nie dolega to, fizycznie czuje się tak, że ciężko jest się zmusić to codziennych czynności.
Dokładnie to miałam na myśli. Sama diagnostyka różnicowa, o ile nie odbywa się w obrębie kategorii bardzo ogólnych, dla których opracowano różne metody leczenia ("co może, być bardziej pomocne: psychoterapia czy leki"), ma dla pacjenta/lekarza (sama w sobie) w kwestii leczenia, niewielkie znaczenie. Pod dany kod icd-10, można podpiąć osoby u których "ciężar" będący źródłem dyskomfortu jest rozłożony w różny sposób, pomiędzy tymi samymi obszarami życia. W psychoterapii (czy innych formach samopomocy) rozłozenie tych akcentów jest kluczowe.(nie diagnozy same w sobie, chodź na pewno stanowią one ogólną wskazówke)
Jeśli chodzi o moje funkcjonowanie społeczne, to tutaj (wbrew pozorom) nie jest źle. W tej chwili jeszcze studiuje dziennie, więc nie pracuje. tzn. czasem chwytam się jakiś zajęć dorywczych, aby coś dorobić. Co na tle moich zaburzeń i tak, postrzegam jako pewien sukces. Chociaż wiem, że dla statystycznej osoby, nie jest szczególne osiągnięciem, tylko normą. (jeśli, pominąć różnice w warunkach wyjściowych, miedzy mną a innymi) W strefie prywatnej jest znacznie poniej przeciętnej, jednak do tego zdążyłam już przywyknąć. Jestem parę lat po 20-tce.
@zima
Fajnie słyszeć, że komuś choćby w niewielkim stopniu udało się zredukować jego problemy. Dziękuje za miłe słowa i życzę, aby dobre samopoczucie utrzymywało się jak najdłużej. Z tego co wiem, w leczeniu chad dobranie odpowiednich leków ma kluczowe znaczenie.
Jeśli chodzi o leki, to ja je brałam głównie pod kątem moich lęków, silnego zneurotyzowania. Głównym problem była słaba (aby nie powiedzieć zerowa) odpowiedź mojego organizmu na leki. Chodź wiem że, w psychiatrii leczenie jest oparte głównie na metodzie prób i błędów. Tak więc jedyne co tutaj zostaje, to uzbrojenie się w cierpliwość.
@observer
To chyba jeszcze jedna rzecz nas łączy, bo ja też mam problemy z objawami psychosomatycznymi (tzn. z okresami nawrotów i remisji), więc niestety wiem jak ta przypadłość potrafi obniżyć komfort życia. Z doświadczenia wiem że, ze skutecznością leczenia tego typu problemów (nawet u psychiatry), jak i samym ich nazwaniem (przez lekarzy 'niepsychiatrów'), niestety różnie bywa. Mimo tego, że człowiekowi nic nie dolega to, fizycznie czuje się tak, że ciężko jest się zmusić to codziennych czynności.
observer pisze: ↑wt wrz 03, 2024 11:28 amZgadzam się przy tym, że tak naprawdę te wszelkie nazwy zaburzeń to tak naprawdę tylko etykiety, w zależności od tego, do jakiego psychiatry się pójdzie, to można dostać różną etykietkę, a i tak najważniejsze jest to, jak się czujemy na co dzień. Ludzie z osobowością schizoidalną są zresztą skrajnie różni, jedni na przykład nie odczuwają w ogóle na co dzień lęku, innych życie zdominowane jest przez lęk, tak jak na przykład moje.
Dokładnie to miałam na myśli. Sama diagnostyka różnicowa, o ile nie odbywa się w obrębie kategorii bardzo ogólnych, dla których opracowano różne metody leczenia ("co może, być bardziej pomocne: psychoterapia czy leki"), ma dla pacjenta/lekarza (sama w sobie) w kwestii leczenia, niewielkie znaczenie. Pod dany kod icd-10, można podpiąć osoby u których "ciężar" będący źródłem dyskomfortu jest rozłożony w różny sposób, pomiędzy tymi samymi obszarami życia. W psychoterapii (czy innych formach samopomocy) rozłozenie tych akcentów jest kluczowe.(nie diagnozy same w sobie, chodź na pewno stanowią one ogólną wskazówke)
Jeśli chodzi o moje funkcjonowanie społeczne, to tutaj (wbrew pozorom) nie jest źle. W tej chwili jeszcze studiuje dziennie, więc nie pracuje. tzn. czasem chwytam się jakiś zajęć dorywczych, aby coś dorobić. Co na tle moich zaburzeń i tak, postrzegam jako pewien sukces. Chociaż wiem, że dla statystycznej osoby, nie jest szczególne osiągnięciem, tylko normą. (jeśli, pominąć różnice w warunkach wyjściowych, miedzy mną a innymi) W strefie prywatnej jest znacznie poniej przeciętnej, jednak do tego zdążyłam już przywyknąć. Jestem parę lat po 20-tce.
@zima
Fajnie słyszeć, że komuś choćby w niewielkim stopniu udało się zredukować jego problemy. Dziękuje za miłe słowa i życzę, aby dobre samopoczucie utrzymywało się jak najdłużej. Z tego co wiem, w leczeniu chad dobranie odpowiednich leków ma kluczowe znaczenie.
Jeśli chodzi o leki, to ja je brałam głównie pod kątem moich lęków, silnego zneurotyzowania. Głównym problem była słaba (aby nie powiedzieć zerowa) odpowiedź mojego organizmu na leki. Chodź wiem że, w psychiatrii leczenie jest oparte głównie na metodzie prób i błędów. Tak więc jedyne co tutaj zostaje, to uzbrojenie się w cierpliwość.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość