Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Chodzę na spotkania z psychoterapeutą co jakiś czas. Rozgrzebuję przeszłość, rozgrzebuję swoje emocje, czasem aż do rdzenia (choć myślę, że najważniejszych rzeczy jeszcze nie powiedziałem). Potem wychodzę z gabinetu i przez kolejne dwa tygodnie, czasem miesiąc jestem z tym wszystkim sam - z tym wywalonym na zewnątrz ładunkiem uczuć i emocji, bardzo silnym ładunkiem, który mnie mocno przytłacza i obciąża ,a także destabilizuje psychicznie. Więc przez dłuższy czas jestem z tym wszystkim sam, nie mam nikogo z kim mógłbym porozmawiać czy podzielić emocjami, które mi się odblokowały. Kiszę się we własnym sosie emocjonalnym i wychodzą przy tym czasem tendencje autoagresywne. Nie widzę w tym celu ani przyszłości ; nie wiem po co mi w ogóle te wszystkie emocje. Chciałem wskoczyć z powrotem do mojej schizoidalnej skorupy, nie czuć nic, nie chcieć niczego od ludzi, nie mieć złudzeń ani pragnień.
Nie chcę też brzmieć arogancko, ale mam wrażenie, że psychoterapeutka trochę odstaje intelektualnie - tzn. często mi mówi obserwacje, czy wnioski, które już sam przeanalizowałem i zdaję sobie z nich sprawę. Natomiast nie grzebie głębiej, ja nie potrafię o sobie mówić, a ona nie dopytuje, nie zadaje właściwych pytan - i mam ciągłe wrażenie, że mówię za mało, że nie powiedziałem wszystkiego przez co zostanę źle zrozumiany. Na początku terapii sam siebie zmuszałem, żeby wylewać z siebie wszystko jak pęknięty basen, teraz już mi się nie chce, nie mam na to sił. Czasem mam jakiś problem, który nadaje się do rozmowy na psychoterapii, o którym myślę przez kilka dni - potem przychodzę na spotkanie i nawet go nie poruszam, nie potrafię z siebie wydusić. Zastanawiam się czy to ma dalszy sens, czy są to tylko "miłe rozmówki" dla wyciągania pieniędzy.
Macie jakieś negatywne doświadczenia związane z psychoterapią ? Jak sobie z nimi poradziliście?
Jak znaleźć odpowiedniego psychoterapeutę ?
Nie chcę też brzmieć arogancko, ale mam wrażenie, że psychoterapeutka trochę odstaje intelektualnie - tzn. często mi mówi obserwacje, czy wnioski, które już sam przeanalizowałem i zdaję sobie z nich sprawę. Natomiast nie grzebie głębiej, ja nie potrafię o sobie mówić, a ona nie dopytuje, nie zadaje właściwych pytan - i mam ciągłe wrażenie, że mówię za mało, że nie powiedziałem wszystkiego przez co zostanę źle zrozumiany. Na początku terapii sam siebie zmuszałem, żeby wylewać z siebie wszystko jak pęknięty basen, teraz już mi się nie chce, nie mam na to sił. Czasem mam jakiś problem, który nadaje się do rozmowy na psychoterapii, o którym myślę przez kilka dni - potem przychodzę na spotkanie i nawet go nie poruszam, nie potrafię z siebie wydusić. Zastanawiam się czy to ma dalszy sens, czy są to tylko "miłe rozmówki" dla wyciągania pieniędzy.
Macie jakieś negatywne doświadczenia związane z psychoterapią ? Jak sobie z nimi poradziliście?
Jak znaleźć odpowiedniego psychoterapeutę ?
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Niestety, ale to jest usługa dla wyciągania pieniędzy. Taki mamy cudowny system, że wszystko jest towarem, zdrowie również. Kwestia tego, czy to może pomóc, bo motywacji terapeutów nie zmienimy.
Na jaki nurt terapii chodzisz? Czy osoba, która ją u Ciebie prowadzi, jest na pewno psychoterapeutą (a nie tylko psychologiem), czy ma certyfikaty? W przypadku terapii CBT jest np. konkretny certyfikat, którego trzeba pilnować u psychoterapeuty. Piszesz jednak, że rozgrzebujesz przeszłość, więc może chodzi o psychodynamiczną.
Rozumiem jednak, co czujesz, bo jak ja uczęszczałem na poprzednią "terapię", to mimo tego, że nie była profesjonalnie prowadzona, to jakiś czas po każdym spotkaniu czułem się mocno dziwnie. Jakby za bardzo uzewnętrzniony, jakbym musiał faktycznie wyrzucić z siebie coś, z czym potem sobie nie radzę. Najgorsze było ustawiczne przypominanie sobie wszystkiego, co powiedziałem, analizowanie własnych słów ze spotkania, czy na pewno dobrze to określiłem, o czym mówiłem, czy potrzebnie w ogóle powiedziałem pewne rzeczy itp. Przypominając to sobie, czułem coś w rodzaju bolesnego zażenowania, od którego najlepiej chciałbym uciec, nie wiem jak to określić. Może to powinno zanikać przy dłuższej terapii, nie wiem...
Na jaki nurt terapii chodzisz? Czy osoba, która ją u Ciebie prowadzi, jest na pewno psychoterapeutą (a nie tylko psychologiem), czy ma certyfikaty? W przypadku terapii CBT jest np. konkretny certyfikat, którego trzeba pilnować u psychoterapeuty. Piszesz jednak, że rozgrzebujesz przeszłość, więc może chodzi o psychodynamiczną.
Rozumiem jednak, co czujesz, bo jak ja uczęszczałem na poprzednią "terapię", to mimo tego, że nie była profesjonalnie prowadzona, to jakiś czas po każdym spotkaniu czułem się mocno dziwnie. Jakby za bardzo uzewnętrzniony, jakbym musiał faktycznie wyrzucić z siebie coś, z czym potem sobie nie radzę. Najgorsze było ustawiczne przypominanie sobie wszystkiego, co powiedziałem, analizowanie własnych słów ze spotkania, czy na pewno dobrze to określiłem, o czym mówiłem, czy potrzebnie w ogóle powiedziałem pewne rzeczy itp. Przypominając to sobie, czułem coś w rodzaju bolesnego zażenowania, od którego najlepiej chciałbym uciec, nie wiem jak to określić. Może to powinno zanikać przy dłuższej terapii, nie wiem...
Life is suffering.
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Zrezygnowałem z psychoterapii, bo czułem, że utknęła w miejscu.
Generalnie wyglądało to tak, że spotkania były co 10-14 dni, czasem dłużej.
I zazwyczaj przebieg spotkania składał się z dwóch możliwości:
1.Rozmawiamy o tym, co się u mnie ostatnio wydarzyło. I, o ile rozumiem, że to może mieć wartość informacyjną dla psychoterapeuty - to po czacie stało się to rutyną, z której nic nowego nie wynikało. Bo ciągle marudziłem o bardzo podobnych problemach, o podobnych sytuacjach - i nic się w tej kwestii nie zmieniało.
2. Rozdrapywałem rany z przeszłości. W akompaniamencie pytań "co o tym myślę" , "jak się z tym czuję" , wyciąganie emocji, uczuć na zewnątrz, odkopywanie, analizowanie ich itd. . W ten sam dzień po sesji nawet lepiej się czułem, miałem lepszy humor, schodziło trochę napięcie. Ale potem przez kolejne dni byłem zupełnie sam z tymi emocjami, nie miałem co z nimi zrobić, rozsadzały mnie od środka i skupiały myśli , i tak aż do kolejnej wizyty. Te analizy jakie dostawałęm jako feedback też nie były jakoś wystarczająco głębokie, zazwyczaj dowiadywałem się tego co sam już przemyślałem, przeanalizowałem.
Jako plus to rozładowałem trochę napięcia z przeszłości, poprzez eksterioryzację treści, które wcześniej tylko odbijały się w mojej głowie i tworzyły ciśnienie negatywnych myśli. Lekkie spuszczenie ciśnienia. Może zmniejszyła mi się trochę fobia społeczna.
Natomiast nie udało mi się dowiedzieć czegoś i zaimplementować, co by zmieniło moje życie. I wszystkie te głupie emocje, z którymi byłem sam z czasem mnie pogrążały. A ujrzenie tego jak naprawdę wygląda moje życie sprawiało ogromny ból. I ocean możliwości, tych niewykorzystanych i tych potencjalnych, z którymi jednak nic nie mogę zrobić, włączał "Fear of missing out".
Czuję się za słaby, by mierzyć się z tym wszystkim.
Na ostatnich dwóch sesjach, w drodze na spotkanie towarzyszyło mi uczucie bycia przymuszanym do tych rozmów, kompletnie zamknąłem się w sobie. Miałem problemy, żeby zrezygnować wcześniej chyba przez brak asertywności., a może i nieufałem własnym odczuciom i decyzjom z nich wynikających.
Generalnie wyglądało to tak, że spotkania były co 10-14 dni, czasem dłużej.
I zazwyczaj przebieg spotkania składał się z dwóch możliwości:
1.Rozmawiamy o tym, co się u mnie ostatnio wydarzyło. I, o ile rozumiem, że to może mieć wartość informacyjną dla psychoterapeuty - to po czacie stało się to rutyną, z której nic nowego nie wynikało. Bo ciągle marudziłem o bardzo podobnych problemach, o podobnych sytuacjach - i nic się w tej kwestii nie zmieniało.
2. Rozdrapywałem rany z przeszłości. W akompaniamencie pytań "co o tym myślę" , "jak się z tym czuję" , wyciąganie emocji, uczuć na zewnątrz, odkopywanie, analizowanie ich itd. . W ten sam dzień po sesji nawet lepiej się czułem, miałem lepszy humor, schodziło trochę napięcie. Ale potem przez kolejne dni byłem zupełnie sam z tymi emocjami, nie miałem co z nimi zrobić, rozsadzały mnie od środka i skupiały myśli , i tak aż do kolejnej wizyty. Te analizy jakie dostawałęm jako feedback też nie były jakoś wystarczająco głębokie, zazwyczaj dowiadywałem się tego co sam już przemyślałem, przeanalizowałem.
Jako plus to rozładowałem trochę napięcia z przeszłości, poprzez eksterioryzację treści, które wcześniej tylko odbijały się w mojej głowie i tworzyły ciśnienie negatywnych myśli. Lekkie spuszczenie ciśnienia. Może zmniejszyła mi się trochę fobia społeczna.
Natomiast nie udało mi się dowiedzieć czegoś i zaimplementować, co by zmieniło moje życie. I wszystkie te głupie emocje, z którymi byłem sam z czasem mnie pogrążały. A ujrzenie tego jak naprawdę wygląda moje życie sprawiało ogromny ból. I ocean możliwości, tych niewykorzystanych i tych potencjalnych, z którymi jednak nic nie mogę zrobić, włączał "Fear of missing out".
Czuję się za słaby, by mierzyć się z tym wszystkim.
Na ostatnich dwóch sesjach, w drodze na spotkanie towarzyszyło mi uczucie bycia przymuszanym do tych rozmów, kompletnie zamknąłem się w sobie. Miałem problemy, żeby zrezygnować wcześniej chyba przez brak asertywności., a może i nieufałem własnym odczuciom i decyzjom z nich wynikających.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
A jak Twoja terapia CBT ?observer pisze: ↑pn sty 10, 2022 12:46 pmNa jaki nurt terapii chodzisz? Czy osoba, która ją u Ciebie prowadzi, jest na pewno psychoterapeutą (a nie tylko psychologiem), czy ma certyfikaty? W przypadku terapii CBT jest np. konkretny certyfikat, którego trzeba pilnować u psychoterapeuty. Piszesz jednak, że rozgrzebujesz przeszłość, więc może chodzi o psychodynamiczną.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Zrezygnowałem po 19 sesjach. Ja nie czułem kompletnie żadnych rezultatów, a według terapeutki były one, choć niewielkie i poprosiła mnie, żebym podjął decyzję, czy chcę kontynuować, czy zrezygnować. Uznałem, że nie ma po co kontynuować. Męczyłem się na tych sesjach, nie wiedziałem, co na nich mówić, przychodziłem na "odwal się", bo nie czułem efektów, a zadania domowe bardziej mnie denerwowały, niż cokolwiek wprowadzały. Zresztą ja tam przyszedłem głównie leczyć anhedonię, a terapeutka mi powiedziała, że tak się nie da. Mnie się już nie da pomóc.
Life is suffering.
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Ja mam poczucie, że już przegrałem życie. Ostatnie 10 lat mógłbym wyrzucić do kosza. Mimo wysiłku myślowego, prób budowy relacji, rozwalania włąsnej psychiki na drobne by ją analizować, gromadzenia informacji o świecie. Kompletnie nic się nie zmieniło. Jestem tylko bardziej podniszczony, postarzałem się i wiele etapów życiowych przywiązanych do młodego wieku przepłynęło między palcami, jeszcze mocno pogorszył mi się wzrok.
Wyczerpują mi się możliwości.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Ostatnia wizyta u psychologa uświadomiła mi: od pomagania to są przyjaciele i bliskie osoby. Współczesna psychologia jest aberracją, która człowiekowi, któremu jest po prostu źle, ze względu na sytuację w jakiej się znajduje - próbuje wmówić, że może rozwiązać jego problemy manipulując jego sposobem myślenia (czy to za pomocą farmaceutyków, czy gadką z obcą osobą, której nawet nie obchodzi). Samo w sobie jest to formą gaslightingu ,bo pośrednio sugeruje, że problemy nie są zewnętrzne, tylko tkwią w czyjejś głowie, i zamiast wspierać wydatkowanie energii do zmieniania otoczenia/sytuacji angażuje do kierowania energii do wewnątrz.
Jeżeli ktoś nie zaznał normalnego wychowania/otoczenia społecznego, ma braki w socjalizacji od dzieciństwa, całe życie funkcjonuje w dany sposób - to jak takie gadanie na fotelu może naprawić te wszystkie problemy ? Teraz wydaje mi się to absurdalne.
Jeżeli ktoś nie zaznał normalnego wychowania/otoczenia społecznego, ma braki w socjalizacji od dzieciństwa, całe życie funkcjonuje w dany sposób - to jak takie gadanie na fotelu może naprawić te wszystkie problemy ? Teraz wydaje mi się to absurdalne.
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Na początku musielibyśmy rozgraniczyć psychologię i psychoterapię. Z założenia ta pierwsza jest pomocą w sprawach bieżących normalnym ludziom (na przykład ktoś nie radzi sobie z utratą pracy czy problemami małżeńskimi), druga zajmuje się poważniejszymi zaburzeniami i jest to cały proces. Nie zmienia to jednak faktu, że w większości zgadzam się z Twoją wypowiedzią.
Wsparciem przy życiowych problemach, których wszyscy doświadczają, rzeczywiście może być rodzina i bliscy, pod warunkiem że są to osoby wrażliwe i empatyczne, nie zaś toksyczne, a duża część rodzin tak niestety wygląda. Dlatego też często klientami i klientkami psychologów są osoby, które nie mają wsparcia wśród bliskich, na przykład żyjące w toksycznych małżeństwach.
Doskonale jednak rozumiem, co miałeś na myśli. Również mi się to nie podoba, ale nie zapominaj jednak, że w dzisiejszych czasach psycholog to jest praca zarobkowa. Dlatego też musi on utrzymać klienta, mówiąc mu, że musi nad sobą pracować, a nie powie zamiast tego: no słuchaj, to świat jest do dupy i nie da się z tym nic zrobić. Stąd właśnie próby dopasowywania człowieka do świata, a nie świata do człowieka. My wiemy, że świat jest do dupy, a co z tym niby możemy zrobić?
Terapia to jest osobna sprawa, bo dotyczy osób z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości, takimi jak my. Oczywiście można dyskutować bez końca, czy czasami nie jest tak, że to właśnie my widzimy ten świat w sposób bardziej realistyczny niż tak zwani normalni ludzie, ale nie będę odjeżdżał od tematu. Też nie widzę możliwości, żeby człowiek całe życie kształtowany w patologiczny sposób, nagle zaczął myśleć, czuć i wartościować jak normalna jednostka. Chociaż ja akurat podczas terapii nie miałem takiego wrażenia, że terapeutka wymaga ode mnie zmiany, a raczej przystosowania, co jest mimo wszystko dla mnie czymś innym. Nie zmienia to faktu, że terapia była bezcelowa, bo nie było żadnych efektów.
Wsparciem przy życiowych problemach, których wszyscy doświadczają, rzeczywiście może być rodzina i bliscy, pod warunkiem że są to osoby wrażliwe i empatyczne, nie zaś toksyczne, a duża część rodzin tak niestety wygląda. Dlatego też często klientami i klientkami psychologów są osoby, które nie mają wsparcia wśród bliskich, na przykład żyjące w toksycznych małżeństwach.
Doskonale jednak rozumiem, co miałeś na myśli. Również mi się to nie podoba, ale nie zapominaj jednak, że w dzisiejszych czasach psycholog to jest praca zarobkowa. Dlatego też musi on utrzymać klienta, mówiąc mu, że musi nad sobą pracować, a nie powie zamiast tego: no słuchaj, to świat jest do dupy i nie da się z tym nic zrobić. Stąd właśnie próby dopasowywania człowieka do świata, a nie świata do człowieka. My wiemy, że świat jest do dupy, a co z tym niby możemy zrobić?
Terapia to jest osobna sprawa, bo dotyczy osób z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości, takimi jak my. Oczywiście można dyskutować bez końca, czy czasami nie jest tak, że to właśnie my widzimy ten świat w sposób bardziej realistyczny niż tak zwani normalni ludzie, ale nie będę odjeżdżał od tematu. Też nie widzę możliwości, żeby człowiek całe życie kształtowany w patologiczny sposób, nagle zaczął myśleć, czuć i wartościować jak normalna jednostka. Chociaż ja akurat podczas terapii nie miałem takiego wrażenia, że terapeutka wymaga ode mnie zmiany, a raczej przystosowania, co jest mimo wszystko dla mnie czymś innym. Nie zmienia to faktu, że terapia była bezcelowa, bo nie było żadnych efektów.
Life is suffering.
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Raczej nie należy traktować terapii jako leczenia. Nie mam wątpliwości że jest wiele przypadków, w których musi ktoś z zewnątrz interweniować, żeby rozplątać różne sprawy, i dobrze gdy jest fachowcem. Istotne jest określenie tego, co terapia może wnieść, tak samo jak istotną, stabilizującą wartość może wnieść dobre otoczenie społeczne, dla niektórych religia, jakieś przynoszące korzyść szablony funkcjonowania, zmiany w życiu. Na ile się orientuję żaden terapeuta ani sama psychologia nie są w stanie określić tego, co mogą wnieść. Pierwsze ze trzy sesje powinny być diagnostyczne, za pół ceny, a po nich jasno i konkretnie powinno być omówione co terapeuta może zaoferować i jakich rezultatów można się spodziewać, realistycznie.
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Masz rację, że należy rozgraniczyć psychologa od psychoterapeuty i ogólnie trochę przesadzałem w mojej wypowiedzi, jest wielu ludzi którym psycholog/psychoterapeuta pomaga.observer pisze: ↑pt wrz 23, 2022 9:10 pmNa początku musielibyśmy rozgraniczyć psychologię i psychoterapię. Z założenia ta pierwsza jest pomocą w sprawach bieżących normalnym ludziom (na przykład ktoś nie radzi sobie z utratą pracy czy problemami małżeńskimi), druga zajmuje się poważniejszymi zaburzeniami i jest to cały proces. Nie zmienia to jednak faktu, że w większości zgadzam się z Twoją wypowiedzią.
Ale zastanawiałem się nad tym, że gdybyśmy żyli 100 lat temu to żadnych psychologów wtedy nie było. Wtedy o swoich problemach emocjonalnych/życiowych rozmawiało się z osobami bliskimi, albo przynajmniej osobami do których masz zaufanie. Jeśli kogoś takiego nie masz kogoś takiego to musisz ze wszystkim radzić sobie sam i jesteś w dupie.
Obecnie, ze względu na jakąś konwencję społeczną, idziesz do zupełnie obcej osoby, której nawet nie znasz i płacisz jej pieniądze po to by opowiadać jej o swoich najgłębszych problemach i cierpieniach. Wydaje to mi się takie mechaniczne, nienaturalne.
Sprzeczne z naturalną drogą tworzenia relacji międzyludzkich (budowanie więzi, zaufania, poleganie na sobie itd.).
Na ostatniej wizycie czułęm się jak żebrak. Z tą różnicą, że żebrak dostaje pieniądze, a nie płaci. Miałem poczucie, że psycholog mnie nawet nie lubi (za to lubi moje pieniądze).
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
-
- Posty: 1257
- Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Tylko że my że względu na swoje schizoidalne zaburzenia nie tworzymy głębszych więzi międzyludzkich i ciężko jest nam mieć kogoś, komu możemy opowiedzieć o swoich problemach. Jest jeszcze druga sprawa: o ile bliska osoba jakoś może Cię wesprzeć w takich zwykłych życiowych problemach, to jak ona miała by Cię wesprzeć w problemach egzystencjonalno-depresyjnych? Jak ja np. staram się powiedzieć mojej partnerce, że po prostu boli mnie życie, nic nie ma sensu, nic mnie nie cieszy i interesuje itp., to po prostu słyszę, że znowu marudzę. Osoby w takim stanie jak ja nie da się wesprzeć, tu trzeba jej przeorać mózg terapią i lekami żeby przestała cierpieć, a i to do tej pory się nie udało.
Life is suffering.
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
A jeśli okazałoby się, że po przeoraniu mózgu i naćpaniu lekami - sensu życia nadal brak ?
"Było nie ma - poszło w dym. Tylko popiół został w rękach."
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Moim zdaniem jak najbardziej życie z poczuciem braku sensu, ale za to z poczuciem przyjemności zwykłych aktywności jest do przyjęcia. Na tym opiera się nihilizm hedonistyczny, co jest niestety dla mnie nieosiągalne.
Life is suffering.
Re: Szkodliwość / skutki uboczne psychoterapii
Sens życia to raczej wrażenie wtórne, skutek tego że podstawowe życiowe sprawy się układają. A jeśli jeszcze ma się coś ekstra, to narracja obudowująca wrażenie sensu będzie wskazywać silniej na związane z tym ..przymioty.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości