Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Tematy związane z życiem erotycznym oraz relacjami damsko-męskimi.
umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: umarlazkotami » pt lut 23, 2018 5:46 pm

hotaru27 pisze:
czw lut 22, 2018 9:00 pm
Po prostu nienawidzę tego co potrafię dostrzec w ludzkich oczach. Dlatego wolę na nich nie patrzeć. (...) Pytanie czy ja jakikolwiek magnes w sobie posiadam:D Da się go jakoś wyhodować:D:D:D?

https://www.washingtonpost.com/lifestyl ... 31bd501bb8

[W metrze w Waszyngtonie pewien człowiek zaczął grać na skrzypcach. Grał utwory Bacha. Była to godzina szczytu, wzmożony ruch. W ciągu 45 minut tylko 6 osób zatrzymało się na krótką chwilę, aby posłuchac. 20 osób wrzuciło mu pieniądze, szybko odchodząc. Muzyk zebrał w niepełną godzinę 32 dolary. Nikt go nie oklaskiwał, nie okazywał większego zainteresowania.
Owym skrzypkiem był Joshua Bell, jeden z najbardziej utalentowanych muzyków świata. Grał jedne z najtrudniejszych utworów, jakie kiedykolwiek skomponowano, na skrzypcach wartych 3,5 mln dolarów. Dwa dni wcześniej na jego koncert w Bostonie wyprzedano wszystkie bilety w cenie średnio 100 dolarów.
Jedno z pytań owego eksperymentu społęcznego brzmiało: czy potrafimy dostrzec talent w nieoczekiwanym miejscu? ]

Co do ludzkich oczu. Ten muzyk był dla wszystkich przechodniów przezroczysty. Jego muzyka zresztą poniekąd też (nikt się nie poznał). Ale był oklaskiwany i otrzymywał splendory w środowisku muzycznym. Wydaje mi się, że każdy z nas jest dla większości przezroczysty i uwagę dostajemy od nielicznych jednostek, które 'potrafią' się na nas poznać.
Ja się czasem w oczach innych wydaję sobie jeszcze bardziej przezroczysta niż jestem, bo jeśli już ktoś na mnie 'patrzy', to nie widzi mnie, tylko moje ciało. Ja wiem, że to naturalne. I to lubię, no uwielbiam seks. Ale ten atawistyczny erotyzm zakrywa moją resztę mnie i czasem mnie to wkurwia i boli.
A co do magnesu, to ludzie dobierają się na zasadach kompatybilnych uzupełnień. My w pewien sposób zaspokajamy czyjeś potrzeby, a ktoś nasze, a jeśli do tego jest dopasowanie fizyczne i wizualne, to robi się rewolucja hormonów w mózgu i ot cały magnes.
No ale to brutalnie mówić o tym wprost i psuć sobie tę frajdę w życiu.
Wiesz, ja czasem zdaję sobie sprawę, że oprócz tych epizodycznych zakochań, nie miałam jakoś żadnej przyjemności w życiu. Ja nie mam takich talentów, jak Joshua Bell. Ja lubię tylko myśleć i pisać, co tworzy konstrukty intelektualne, ale jest wygaszone emocjonalnie. Trudno mi w życiu o emocje, szczególnie te pozytywne.

W
Posty: 626
Rejestracja: sob lip 04, 2015 12:00 am

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: W » sob mar 10, 2018 12:23 am

umarlazkotami pisze:
wt lut 20, 2018 5:41 pm
pojawiają się też fantazje o zniszczeniu świata

Jestem w stanie znaleźć dwa miejsca na forum gdzie temat fantazji o zniszczeniu świata się pojawia z czego widoczne to temat założony przez mnie, dlatego potraktuję tę wzmiankę osobiście. Temat fantazji o zniszczeniu świata pojawił się w literaturze o OS, ale nie pamiętam teraz gdzie, żeby podrzucić link. Z tego, co pamiętam temat założyłem zaczepnie mając na myśli właśnie te źródła.
Zmiany klimatu i masowe wymierania postępujące z szybkością jaka nigdy na tej planecie nie miała miejsca, globalny system finansowy oparty na długu – coś co historycznie kończy się wojną/rewolucją, to wszystko fakty świadczące o tym, czym homo sapiens w ogólnym ujęciu są – gatunkiem mocno wadliwym, niezdolnym do stworzenia równowagi ze środowiskiem i ze sobą nawzajem, również do konstruktywnego działania nienastawionego na bezpośrednią korzyść. Są, nazywając dosadnie, bardzo skuteczną plagą. Dlatego nie uważam ludzi, którzy w swojej ignorancji i beztrosce po prostu gonią za zrobieniem sobie dobrze, albo chociaż trochę lepiej, za „normalnych”, co najwyżej za przeciętnych.

naznaczony
Posty: 16
Rejestracja: ndz mar 11, 2018 2:22 am

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: naznaczony » wt mar 13, 2018 5:03 pm

Nawiązując do głównego pytania autora tematu tak, dobrze się czuję jako facet. Myślę, że jako schizoid równie dobrze czułbym się będąc kobietą, bo tutaj społeczne role damsko męskie i tak schodzą na dalszy plan. Natomiast społecznie jako facet staram się pielęgnować męskie cechy adaptacyjne, pracować nad sylwetką, chodzić z wyprostowaną postura i wygladać na pewnego siebie mimo, że nie w każdej sytuacji tak się czuję. Sprawia mi przyjemność obcowanie z kobietami. Lubię swoją męską próżność.
Jako istota świadoma nie zamierzam walczyć ze swoimi uwarunkowaniami i nikogo do tego nie zachęcam. Uważam, że powinno się je potraktować inteligentnie, zrozumieć je, przyjrzeć się co nade mną dominuje jaki ma wpływ na moje zachowania, jak ukształtowały moją osobowość. Uważam, że tylko przez postrzeganie swoich uwarunkowań można uzyskać spójność i równowagę. I dzięki temu ostatecznie stać się wolnym. Zrozumienie to wolność.

m85
Posty: 4
Rejestracja: ndz sie 28, 2016 6:27 pm

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: m85 » pt mar 30, 2018 5:22 pm

hotaru27 pisze: Na pewno istnieją fajni faceci. Jednego takiego kiedyś olałam i dziś bardzo żałuję, że nie dałam mu wtedy szansy.
Pytanie do ogólnej refleksji: czy wydaje CI się, że poczułabyś (mogłabyś poczuć) sympatię/chęć zbliżenia się do mężczyzny, o którym wiedziałabyś (nie ważne jak i skąd), że "dał Ci szansę" ?

hotaru27

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: hotaru27 » pn kwie 02, 2018 12:31 am

m85 pisze:
pt mar 30, 2018 5:22 pm
Pytanie do ogólnej refleksji: czy wydaje CI się, że poczułabyś (mogłabyś poczuć) sympatię/chęć zbliżenia się do mężczyzny, o którym wiedziałabyś (nie ważne jak i skąd), że "dał Ci szansę" ?
Na pewno bym go za to nie znienawidziła:D:D:D. Wciąż mam bardzo niską samoocenę, więc posiadanie tego typu wiedzy z pewnością bardziej by mi pomogło niż zaszkodziło zwiększając tym samym szansę na podjęcie próby nawiązania bliższej relacji.

Wracając może jeszcze do tego chłopaka, którego miałam na myśli pisząc tamtego posta. To nie tak, że ja go po prostu miałam za miłego i fajnego, przyglądając mu się z daleka. Był moim kolegą z klasy w gimnazjum, zdarzało nam się rozmawiać (jak na mnie całkiem często), żartować, czasem podkradałam mu jedną słuchawkę żeby wiedzieć czego właśnie słucha. Naprawdę go lubiłam. Tak po ludzku, jak człowieka. Przykro było mi patrzeć na to, jak moja koleżanka robi go za przeproszeniem w ciula. Uganiał się za nią, a ona robiła sobie jaja. Zawsze można powiedzieć idiota. Wiedział, że ma faceta, więc po się wygłupiać. Jednak był dobrym, sympatycznym człowiekiem. Nie potrafię, więc aż tak źle go oceniać. Gdy byłam już w technikum, a on w liceum, próbował się ze mną umówić. Szczerze powiedziawszy to jedyny mężczyzna, jak do tej pory, który otwarcie zaproponował mi randkę. No bo jak inaczej rozumieć zaproszenie na maraton walentynkowy:D. Ale ja wciąż pamiętałam sposób w jaki adorował (no może przeromantyzowałam:D z kwiatami za nią nie ganiał. Chyba:D) moją koleżankę. Wredną manipulatorkę, głupszą ode mnie nawet w czasach gimnazjalnych, w których zbytnio się nie przykładałam, ale jednak ładną, niską, po prostu atrakcyjniejszą ode mnie. Czułam się, jak tańszy zamiennik leku na receptę. Jak substytut, który może i ma jakąś wartość, ale jest traktowany jako coś gorszego z automatu. Zawsze miałam silną potrzebę bycia dla kogoś osobą najważniejszą. Nigdy wcześniej nikt nie ofiarował mi takiego uczucia, zaangażowania, nie dał zapewnienia. Gdybym wtedy wiedziała, że jego uczucia są szczere, że naprawdę mnie lubi, a nie stara się po prostu podreperować swojego nadszarpniętego odrzuceniem poczucia wartości to mimo tego, że był ode mnie niższy, a ja zawsze miałam kompleks na punkcie mojego wzrostu, to istniałoby duże prawdopodobieństwo przyjęcia tego zaproszenia. Rozpisałam się. Pewnie niepotrzebnie, ale wg mnie to bardzo istotna zmienna:D

hotaru27

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: hotaru27 » pn kwie 02, 2018 12:57 am

umarlazkotami pisze:
pt lut 23, 2018 5:46 pm

Co do ludzkich oczu. Ten muzyk był dla wszystkich przechodniów przezroczysty. Jego muzyka zresztą poniekąd też (nikt się nie poznał). Ale był oklaskiwany i otrzymywał splendory w środowisku muzycznym. Wydaje mi się, że każdy z nas jest dla większości przezroczysty i uwagę dostajemy od nielicznych jednostek, które 'potrafią' się na nas poznać.
Ja się czasem w oczach innych wydaję sobie jeszcze bardziej przezroczysta niż jestem, bo jeśli już ktoś na mnie 'patrzy', to nie widzi mnie, tylko moje ciało. Ja wiem, że to naturalne. I to lubię, no uwielbiam seks. Ale ten atawistyczny erotyzm zakrywa moją resztę mnie i czasem mnie to wkurwia i boli.
A co do magnesu, to ludzie dobierają się na zasadach kompatybilnych uzupełnień. My w pewien sposób zaspokajamy czyjeś potrzeby, a ktoś nasze, a jeśli do tego jest dopasowanie fizyczne i wizualne, to robi się rewolucja hormonów w mózgu i ot cały magnes.
No ale to brutalnie mówić o tym wprost i psuć sobie tę frajdę w życiu.
Wiesz, ja czasem zdaję sobie sprawę, że oprócz tych epizodycznych zakochań, nie miałam jakoś żadnej przyjemności w życiu. Ja nie mam takich talentów, jak Joshua Bell. Ja lubię tylko myśleć i pisać, co tworzy konstrukty intelektualne, ale jest wygaszone emocjonalnie. Trudno mi w życiu o emocje, szczególnie te pozytywne.
Ja z kolei stosunkowo często marzę o całkowitej transparentności. Myślę, że wtedy poczułabym się wolna. No przynajmniej częściowo, w końcu to jakby nie było życie w ukryciu. Nie zależy mi na byciu niewidzialną zawsze, w każdej chwili. Bardziej w stylu historyjek z Hobbita czy Władcy pierścieni:D. Albo na nieco innej zasadzie. Bycia niewidzialną dla wszystkich złych, nieprzychylnie do mnie nastawionych ludzi, by nie mogli skrzywdzić mnie swoim spojrzeniem. By dostrzegali mnie tylko Ci, którzy są przyjaźni, Ci którym można zaufać, którzy widzieli by mnie jako całość, a nie wyłącznie mniej lub bardziej atrakcyjny kawałek mięsa w zależności od posiadanego gustu. Doskonale wiem, że nie każdemu będę/mogę się podobać, ale do szału mnie doprowadzają ludzie patrzący na mnie, jak na dziwaczny eksponat albo kupę gówna. Jak się nie podoba to się nie patrz. Muszę wreszcie kogoś zdrowo opierdzielić, jeśli jeszcze kiedyś taka sytuacja będzie mieć miejsce. Nie chcę dłużej odreagowywać na sobie, karać siebie za głupotę innych.

Ja nawet epizodycznych zakochań nie przerabiałam:D. Talent być może kiedyś jakiś miałam. Byłam niesamowicie gibka, przez krótki czas chodziłam na gimnastykę artystyczną. Zawsze żałowałam, że zrezygnowałam tak szybko. Poza tym nie ma i nigdy nie było we mnie nic wyjątkowego. Żadnych pociągających nadzwyczajności. Potrafię czasem zatracić się w muzyce lub swoim czasem popieprzonym poczuciu humoru i to chyba wszystko jeśli chodzi o doznawanie (niestety zawsze krótkotrwałej) przyjemności. Aaa ostatnio bardzo spodobało mi się strzelanie:D. Było wspaniale. Strzelałam między innymi z kałacha i jestem z tego dumna:D:D:D. Genialna sprawa. Odreagowałam trochę, zeszło ze mnie napięcie. Nawet spało mi się lepiej. Szkoda tylko, że tak szybko wróciłam do "normy".

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: umarlazkotami » pn kwie 02, 2018 6:22 pm

hotaru27 pisze:
pn kwie 02, 2018 12:57 am
Ja z kolei stosunkowo często marzę o całkowitej transparentności.
To byłoby ciekawe życie. Wiedzieć jasno i wyraziście kto ma jakie intencje. To by wiele ułatwiało w tych skomplikowanych niuansach, zamęcie i niewiadomej, jakim jest drugim człowiek. Tyle, że ci drudzy często sami nie wiedzą czego chcą, zmieniają zdanie i poglądy, albo wiecznie poszukują. Chyba na ten chaos jesteśmy jednak skazani.
Ale ja zawsze w relacji czuję ten dyskomfort właśnie braku przejrzystości, jawnej perspektywy i czyichś intencji. Nigdy nie wiem, czy to moja interpretacja kogoś, czy jego realna postawa. Ta niewiadoma wywołuje u mnie silny niepokój i neurotyzmy. I mam silną potrzebę potwierdzania swoich domysłów i aktualizacji czyichś intencji. To się fachowo nazywa wysoka potrzeba domknięcia poznawczego.

hotaru27 pisze:
pn kwie 02, 2018 12:57 am
Ja nawet epizodycznych zakochań nie przerabiałam:D.

A ja nigdy nie miałąm przyjaciółki, o której Ty dość często tu wspominasz. Nie umiałabym takiej relacji stworzyć. Nie weszłam nigdy w jakąś bliższą relację z kimś mi neutralnym, np dużo młodszym, starszym, albo tej samej płci. Nigdy też nie miałąm kogoś, kto by się mną opiekował, dbał o mnie, był mi przyjacielem na zasadach rodzinnych, czy przyjacielskich, bo ja odrzucam ludzi wokół siebie i nie potrafię podtrzymywać długotrwałej znajomości. Ja źle się czuję, gdy ktoś za dużo o mnie wie, za mocno mnie zna. Nawet na tym forum czuję już spory dyskomfort no i jak na mnie to za długi limit czasu tutaj. Ale obiecałąm sobie racjonalnie, że się będę choć w necie udzielać, aby totalnie nie wypaść z obiegu, nie popaść kolejny raz w kilkuletnią izolację. Kurcze, jakbym była wampirem i żyłą kilkaset lat, to takie 5 lat poza obiegiem życia, tylko w swoim towarzystwie, nie robiłoby mi róznicy, ale jako że jestem na półmetku, te proporcje już są inne. A mnie jak zassie, to tak na kilka lat znowu odpłynę i się obudzę koło 40 albo i później. Cały czas rozkminiam, czy to mój nałóg, czy jednak naturalna potrzeba i nie umiem się określić.
I ja wchodziłąm w bliższe relacje tylko z facetami i zawsze te relacje, wcześniej, czy później, wchodziły w sferę seksualną. Ja tego nie planowałam, nie zaprzyjaźniałąm się z tymi facetami z myślą o seksie, ale gdzieś tam, w podświadomości, kierował mną jak widać instynkt heteroseksualny. Ja tylko takie relacje potrafiłam budować. Gdybym była całkiem aseksualna, nie miałabym w życiu nawet tego, tych epizodycznych zakochań. A te epizody miłosne były tylko 2 + jeden przyjacielski, więc bez szału. I razem trwały 3 lata, a np 5 lat potrafiłam siedzieć w domu, myśleć, czytać i gadać sama ze sobą, nie udzielając się nawet w necie. I tak o sobie myślę czasem, że te moje zwierzęce, atawistyczne instynkty, to mnie jednak ratują życiowo. Gdyby nie moja seksualność, to nie miałabym w życiu kompletnie żadnych relacji nawet we wspomnieniach. Gdyby nie instynkt przetrwania, to bym się nie zmusiła do pracy, wstania z łóżka, napalenia sobie w piecu itd. Mam ciekawe doświadczenie w ogóle. Ostatnio miałąm krótką przerwę od pracy, kilka tygodni. Miałam oszczędności i od czerwca perspektywę nowego zajęcia i chciałam odpocząć. Skończyło się to tak, że popadłam w totalnego doła, siedziałąm do późna na kompie, wstawałam w południe, nic mnie nie interesowało, marazm i deprecha, w domu syf, przestałam w ogóle wychodzić z domu, nawet na zakupy, przestałam jeść i ogólnie degrengolada w każdym aspekcie. I tak trochę z rozsądku poszłąm do byle jakiej roboty na pól etatu do tego czerwca, aby jakoś przetrwać i zachować dyscyplinę życiową. I stanęłam dopiero na nogi, jak zmusiły mnie zewnętrzne okoliczności. Czyli jak mam zaspokojone swoje potrzeby i przepastną przestrzeń czasu, to się sypię, zero motywacji nawet do wstania z łóżka. Mnie do pionu i aktywności sprowadzają tylko podstawowe potrzeby i przymus. I jak tu to zwierzę z siebie eliminować, kiedy ono mi życie ratuje? Człowieczeństwo tylko wszystko komplikuje.

hotaru27

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: hotaru27 » śr kwie 04, 2018 12:14 am

umarlazkotami pisze:
pn kwie 02, 2018 6:22 pm
Ale ja zawsze w relacji czuję ten dyskomfort właśnie braku przejrzystości, jawnej perspektywy i czyichś intencji. Nigdy nie wiem, czy to moja interpretacja kogoś, czy jego realna postawa. Ta niewiadoma wywołuje u mnie silny niepokój i neurotyzmy. I mam silną potrzebę potwierdzania swoich domysłów i aktualizacji czyichś intencji. To się fachowo nazywa wysoka potrzeba domknięcia poznawczego.

Mam to samo. Stałe napięcie, lęk, analizowanie najdrobniejszych szczegółów, czy napisałam coś co zabrzmiało głupio, dwuznacznie, czy dobrze rozumiem to co ktoś ma mi do przekazania, czy szczerze mnie lubi, czy tylko udaje, a w duchu sobie ze mnie kpi. Jezu, to jest wykańczające. Czasem myślę, że moje unikanie ludzi to po prostu jakiś pokręcony rodzaj zdrowego rozsądku. Mój mózg jest chyba zwyczajnie przeciążony tego typu bodźcami, tym paranoicznym, analitycznym grzęzawiskiem czy czymś w tym guście.

umarlazkotami pisze:
pn kwie 02, 2018 6:22 pm
A ja nigdy nie miałąm przyjaciółki, o której Ty dość często tu wspominasz. Nie umiałabym takiej relacji stworzyć.

Wychodzi na to, że nie można mieć wszystkiego, co:D Ja nie ogarniam związków z mężczyznami, Ty masz problemy z przyjaźnią.

umarlazkotami pisze:
pn kwie 02, 2018 6:22 pm
Mam ciekawe doświadczenie w ogóle. Ostatnio miałąm krótką przerwę od pracy, kilka tygodni. Miałam oszczędności i od czerwca perspektywę nowego zajęcia i chciałam odpocząć. Skończyło się to tak, że popadłam w totalnego doła, siedziałąm do późna na kompie, wstawałam w południe, nic mnie nie interesowało, marazm i deprecha, w domu syf, przestałam w ogóle wychodzić z domu, nawet na zakupy, przestałam jeść i ogólnie degrengolada w każdym aspekcie. I tak trochę z rozsądku poszłąm do byle jakiej roboty na pól etatu do tego czerwca, aby jakoś przetrwać i zachować dyscyplinę życiową. I stanęłam dopiero na nogi, jak zmusiły mnie zewnętrzne okoliczności. Czyli jak mam zaspokojone swoje potrzeby i przepastną przestrzeń czasu, to się sypię, zero motywacji nawet do wstania z łóżka. Mnie do pionu i aktywności sprowadzają tylko podstawowe potrzeby i przymus. I jak tu to zwierzę z siebie eliminować, kiedy ono mi życie ratuje? Człowieczeństwo tylko wszystko komplikuje.

Skoro taki system w Twoim przypadku się sprawdza to chyba nierozsądnie byłoby z niego rezygnować. Sama nie wiem. Mam nadzieję, że swoim sposobem myślenia nie wprawiłam Cię w jakiś dziwny, bliżej nieokreślony stan, który jest dla Ciebie uciążliwy. Ja tu nie jestem w końcu od umoralniania kogokolwiek itd.:D. Nie czujesz się człowiekiem przez sposób w jaki musisz żyć by przetrwać? Zresztą czym w zasadzie dzisiaj jest człowieczeństwo? Mam wrażenie, że ten świat już dawno zwariował. Jak można prawdziwie kochać, prawdziwie odczuwać szczęście żyjąc w takim miejscu. Czasem zastanawiam się czy ludzie cierpiący np., na depresję (w tym ja) tak naprawdę są chorzy. Może to po prostu naturalny odruch, objaw normalności w tej wszechogarniającej, wszechobecnej nienormalności. Może tacy ludzie paradoksalnie widzą/czują więcej, niesprawiedliwość, beznadziejność tej rzeczywistości ich przytłacza przez co nie potrafią już oszukiwać samych siebie/nie pozwalają (być może podświadomie) innym wciągnąć się w ten stan błogiego odrealnienia imitującego szczęście. Czuję, że ogarnia mnie chaos:D. Od pewnego czasu czuję jakby stopniowo zawalał się mój światopogląd, jakbym traciła grunt pod nogami, coraz częściej podważam rzeczy, które kiedyś wydawały mi się niepodważalne lub przez chwilę znów w moim umyśle niepodważalnymi się stały. Jakbym traciła część siebie, jakbym wewnątrz ulegała rozpadowi. Im dłużej myślę tym mniej wiem, tym większej beznadziei doznaję uświadamiając sobie bezsensowność ludzkiego istnienia. Sama nie wiem jak to opisać. Chyba nie jestem w stanie tego zrobić. W takich chwilach czuję się dużo bardziej nienormalna niż zapewne jestem:D. Noc budzi we mnie demony. Chociaż powinnam powiedzieć, że robią to myśli. To z nimi jest problem.

Iluminacja

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: Iluminacja » śr kwie 04, 2018 2:50 am

hotaru27 pisze:
śr kwie 04, 2018 12:14 am
Zresztą czym w zasadzie dzisiaj jest człowieczeństwo?
Człowieczeństwo w dzisiejszych czasach jest tym, czym było od zawsze – realizacją własnej natury w życiu, ekspresją swego wnętrza na zewnątrz do otaczającego świata zgodnie z uwarunkowaniami i realiami danego czasu i otoczenia. Tym samym nasi prymitywni przodkowie zjadający się nawzajem przejawiali prawdziwe człowieczeństwo - tym ono było ówcześnie. Potem, całkiem ludzkim było posiadanie niewolników, gwałty, przemoc i wyżynanie w pień ludzi wyznających inną wiarę – to był też przykład prawdziwego człowieczeństwa. Dziś prawdziwym człowieczeństwem może być przygarnięcie chorego kotka z ulicy lub tulenie umierających dzieci w hospicjum. Człowieczeństwo to bardziej miara danych czasów. Sama definicja zmienia się i dalej będzie się zmieniać, wraz z rozwojem ludzkości. Zatem, dzisiaj człowieczeństwo jest i tym dobrym i złym w zależności jaką masz percepcję i co chcesz zobaczyć, czy wyłącznie dobro czy zło. Wyważ sobie tylko proporcje, lecz w stanie depresji i tak dostrzeżesz przewagę zła. Sam nie wiem co faktycznie przeważa. Podejrzewam, że dla Ciebie, człowieczeństwo ma dość złowieszcze konotacje i nieodłącznie wiąże się z przemocą, bólem, i zagrożeniem.
Klasyczny dylemat, czy szaleniec widzi świat takim jakim jest, czy to szalony świat czyni z normlanego szaleńcem. Nie ma co się oszukiwać, ludzie z os i depresją oraz innymi dodatkami jak nerwica i inne zaburzenia, nie widzą świata poprawnie i nie mogą go takim ujrzeć z przyczyn oczywistych. Zwichrowany umysł wypacza postrzeganie, rozumienie, niewłaściwie reaguje na bodźce z środowiska. Nie pomaga w tym też fakt, że tacy osobnicy widzą wszystko dość skrajnie subiektywnie, przez pryzmat własnego bólu, bolączek, nierozwiązanych problemów, aberracji, lęków i niepewności. Osobowość os wraz depresją daje’’ fantastyczne połączenie’’ zahaczającą o pewien rodzaj solipsyzmu, na zasadzie – ‘’ Ja sam w środku cierpiący, a na zewnątrz ten zły świat czyhający na mnie i pragnący mnie skrzywdzić’’. W tym wypadku nasze własne JA staje się naszym własnym światem, gwiazdą, wokół której krążymy w kółko, bez celu, po orbicie aberracji i zaburzeń. Przez to tracimy szerszą perspektywę i dystans. Tak sobie myślę, że widzenie świata w tych złych i złowieszczych barwach jest tylko zgrabnym unikiem, usprawiedliwieniem własnej choroby lub zaburzenia lub własnej wypaczonej natury. W końcu łatwiej jest sobie wytłumaczyć, że to nie z nami jest jakiś problem – o nie! To problem z całym światem, który jest tak podły i taki zły etc… tym samym, my jesteśmy normlani, czyści i wspaniali i tylko ten głupi świat przeszkadza nam być szczęśliwymi. Ale to tylko wybieg, obrona własnej chorej natury, czasami obrona przed działaniem, przed zmianą z powodu lęku, czasami to niestety realna niemożność, gdzie pozostaje tylko racjonalizacja własnej postawy i zwalanie na czynniki zewnętrzne. Nasze ego zazwyczaj nie dopuszcza możliwości, że to coś z nami nie tak, na pierwszym miejscu szukamy problemu w samym świecie – co gorsza, dość często na tym etapie nasze szukanie się kończy.

Co to znaczy prawdziwie kochać? Odczuwać szczęście? Jeśli kochasz i tak czujesz to ten stan dla Ciebie jest prawdziwy. Jeśli nie kochasz prawdziwie to znaczy nie kochasz wcale bo samo pojęcie ‘’kochać’’ oznacza rodzaj prawdziwości subiektywnych doznań. Z szczęściem jest podobnie. Być może masz na myśli jakaś absolutną miłość, pełne szczęście i tym podobne twory gdzie jest 100% szczęścia i 100% miłości. Obawiam się jednak, że nie ma czegoś takiego w realnym świecie. Między absolutną miłością i absolutnym szczęściem a lubieniem i rodzajem zadowolenia, jest płynna gama doznań którą warto docenić i na niej się skupić. Ludzie wokół odczuwają jakiś tam rodzaj miłości, która dla nich wydaje się prawdziwa. Odczuwają jakiś rodzaj szczęścia często mylony z przyjemnością. Prawdziwa absolutna miłość to chyba taki twór jak w wierze chrześcijańskiej i jest nim Bóg. Absolutne szczęście to chyba ma odzwierciedlenie w koncepcji Buddyjskiej nirwany. My ludzie, doznajemy tych stanów w miarę naszych możliwości – część z nas – chorych na depresję, nie jest w stanie niczego z tych rzeczy odczuwać. Szukanie prawdziwej miłości i szczęścia( wedle Ciebie czym są, jak mi się wydaje) to jak szukanie Świętego Grala.
Tu znów pojawia się sugestia, że ludzie w depresji za dużo mówią o pełnym szczęściu i pełnej miłości, tylko dlatego , że nie są w stanie nawet ułamka tego doznać, tym samym dezawuują istnienie tych emocji bo są po za ich zasięgiem. W końcu do tego co nie istnieje, nie trzeba dążyć ani się starać, tym samym znów pojawia się usprawiedliwienie przed nic nierobieniem i narzekaniem na zły świat, który nie pozwala kochać i odczuwać szczęście.
Mam sugestywne przeczucie, że nie masz pojęcia o czym piszę jeśli chodzi o koncepcję miłości i szczęścia.

hotaru27

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: hotaru27 » śr kwie 04, 2018 1:12 pm

Iluminacja pisze:
śr kwie 04, 2018 2:50 am
Potem, całkiem ludzkim było posiadanie niewolników, gwałty, przemoc i wyżynanie w pień ludzi wyznających inną wiarę – to był też przykład prawdziwego człowieczeństwa.
Niestety wciąż tak wygląda. Kiedyś to chrześcijanie zabijali pogan, teraz islamiści mordują "niewiernych". Gwałty wciąż są powszechne, a od kiedy matka Terroresa zza zachodniej granicy zechciała przyjmować dzicz afrykańsko-bliskowschodnią dopiero kobiety mają wesoło. Wg mnie nie trzeba mieć depresji by widzieć świat, w którym przeważa zło. Wystarczy tylko trochę zainteresować się tym światem, ale teraz są te facebooki, instagramy i inne absolutnie zbędne wymysły, które tylko okradają ludzi z czasu odciągając od tego co naprawdę jest istotne. Oduczają myśleć. To samo, jak np. z dzisiejszymi maturami. Myślenie pod klucz - jakby chcieli sobie wyhodować idealnych niewolników, którzy myślą, czują i działają tak, jak chce "Pan". System czyni z ludzi, którzy z założenia powinni być wolni, bandę niewolników. Może to i paranoiczne, ale wg mnie bardzo realne. Tu nie chodzi o to, że ja dobra w ogóle nie dostrzegam. Widzę i czuję to w niektórych osobach. Problem w tym, że dobroć wymiera, jak kiedyś dinozaury, podczas gdy zło systematycznie rośnie w siłę.
Iluminacja pisze:
śr kwie 04, 2018 2:50 am
Tak sobie myślę, że widzenie świata w tych złych i złowieszczych barwach jest tylko zgrabnym unikiem, usprawiedliwieniem własnej choroby lub zaburzenia lub własnej wypaczonej natury. W końcu łatwiej jest sobie wytłumaczyć, że to nie z nami jest jakiś problem – o nie! To problem z całym światem, który jest tak podły i taki zły etc… tym samym, my jesteśmy normlani, czyści i wspaniali i tylko ten głupi świat przeszkadza nam być szczęśliwymi. Ale to tylko wybieg, obrona własnej chorej natury, czasami obrona przed działaniem, przed zmianą z powodu lęku, czasami to niestety realna niemożność, gdzie pozostaje tylko racjonalizacja własnej postawy i zwalanie na czynniki zewnętrzne. Nasze ego zazwyczaj nie dopuszcza możliwości, że to coś z nami nie tak, na pierwszym miejscu szukamy problemu w samym świecie – co gorsza, dość często na tym etapie nasze szukanie się kończy.
Jasne, że zawsze najwygodniej zwalać winę na innych. Wtedy zazwyczaj przychodzi chwilowa ulga. Ale właśnie "chwilowa" nie "permanentna". Negatywnych uczuć nie da się od tak wyplenić przerzucając winę na kogoś/coś innego. Można się wycofać i przez jakiś czas odczuwać przyjemność związaną z życiem w samym sobie, ale nie da się uciec od swoich pragnień, swoich potrzeb. Ja materialnie nie potrzebuję wiele, niestety 26 lat emocjonalnego wygłodzenia sprawia, że być może skrajnie idealizuję to czego nigdy nie zaznałam. Z jednej strony wiem, jak bardzo utrudnia mi to znalezienie kogoś, poczucie czegokolwiek ponad lubienie, z drugiej jednak gdyby nie te ideały, myśl o szlachetnej, czystej, bezinteresownej miłości oraz strach przed bólem i potępieniem po śmierci to najprawdopodobniej już od jakichś 10 lat byłabym martwa. To co utrzymuje mnie przy życiu, tak naprawdę mnie z niego okrada. Zaspokajanie podstawowych potrzeb fizjologicznych to wegetacja, która mnie nie satysfakcjonuje i tu pojawia się pytanie, jak się z czegoś takiego wyrwać skoro osobowość to zespół cech względnie stałych. Depresja depresją, ale schizoidalność już sama w sobie sprawia, że odczuwanie jest takie płaskie, mdłe, nijakie, przesadnie bolesne lub melancholijnie letnie. Szukam rozwiązania, staram się czymś pobudzić swoją duszę do życia, podjęłam terapię (trudno mi się jeszcze na jej temat wypowiedzieć. dryfuję gdzieś pomiędzy: pogarsza mój stan a dostrzegam lekką poprawę. w zależności od tygodnia), dbam o swoje zdrowie i ciało najlepiej, jak w obecnej chwili potrafię, zmuszam samą siebie do pozytywniejszego myślenia itd., ale obawiam się, że pewne aspekty są niestety nie do przeskoczenia. Wciąż mam nadzieję. Coś tam się jeszcze we mnie tli. Podtrzymuję w sobie to światełko, ale nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie. Ty widzisz jakieś rozwiązanie? Jakąś drogę ku znormalnieniu? Aktualnie czuję się bardzo zagubiona. Myślałam, że terapia odpowie na pewne pytania, rozwieje pewne wątpliwości, a tak naprawdę tkwię w jeszcze większym chaosie niż wcześniej. Może tak ma być, może to jest naturalna kolej rzeczy, dobry objaw. Pierwszy raz przerabiam coś takiego.
Iluminacja pisze:
śr kwie 04, 2018 2:50 am
Co to znaczy prawdziwie kochać? Odczuwać szczęście? Jeśli kochasz i tak czujesz to ten stan dla Ciebie jest prawdziwy. Jeśli nie kochasz prawdziwie to znaczy nie kochasz wcale bo samo pojęcie ‘’kochać’’ oznacza rodzaj prawdziwości subiektywnych doznań. Z szczęściem jest podobnie. Być może masz na myśli jakaś absolutną miłość, pełne szczęście i tym podobne twory gdzie jest 100% szczęścia i 100% miłości. Obawiam się jednak, że nie ma czegoś takiego w realnym świecie. Między absolutną miłością i absolutnym szczęściem a lubieniem i rodzajem zadowolenia, jest płynna gama doznań którą warto docenić i na niej się skupić.
No właśnie. Żeby kochać trzeba "czuć", a to czucie raczej nie jest czymś czego można się nauczyć. Być może się mylę, ale czy to nie jest jakiś mechanizm, którego jesteśmy pozbawieni? Do przyjaźni jestem zdolna, mam w sobie jakiś poziom empatii z tym, że to chyba wciąż za mało. Dla większości ludzi doznawanie miłości jest tak proste. Jak oddychanie. To się dzieje samo. Czy związek przetrwa czy nie to już inna sprawa. Chodzi mi o samą zdolność do takiego odczuwania. Może tak naprawdę potrzebują emocjonalnie znacznie mniej ode mnie i stąd wynika ta łatwość.
Iluminacja pisze:
śr kwie 04, 2018 2:50 am
My ludzie, doznajemy tych stanów w miarę naszych możliwości – część z nas – chorych na depresję, nie jest w stanie niczego z tych rzeczy odczuwać. Szukanie prawdziwej miłości i szczęścia( wedle Ciebie czym są, jak mi się wydaje) to jak szukanie Świętego Grala.
Zapewne masz trochę racji. Może po prostu dla mnie pociągające jest tylko to czego nie mogę mieć. To też po części mogłoby tłumaczyć dlaczego do tej pory odrzucałam tych, którzy byli mną mniej lub bardziej zainteresowani. Problem tkwi pewnie po części w tym, że chcę być akceptowana jako całość, nie mieć żadnych sekretów. To chyba niektórych przerasta. A może ja po prostu podświadomie każdego próbuję do siebie zrazić. Nie mam pojęcia.
Iluminacja pisze:
śr kwie 04, 2018 2:50 am
Tu znów pojawia się sugestia, że ludzie w depresji za dużo mówią o pełnym szczęściu i pełnej miłości, tylko dlatego , że nie są w stanie nawet ułamka tego doznać, tym samym dezawuują istnienie tych emocji bo są po za ich zasięgiem. W końcu do tego co nie istnieje, nie trzeba dążyć ani się starać, tym samym znów pojawia się usprawiedliwienie przed nic nierobieniem i narzekaniem na zły świat, który nie pozwala kochać i odczuwać szczęście.
Mam sugestywne przeczucie, że nie masz pojęcia o czym piszę jeśli chodzi o koncepcję miłości i szczęścia.
Uważam, że się staram, ale najprawdopodobniej wg Ciebie to za mało:D. Sami kreujemy poziom swoich emocjonalnych potrzeb. To co dla jednego jest spełnieniem, dla drugiego nie byłoby warte starania. Aktualnie mam duży kłopot z rozumieniem samej siebie. Wiem jedynie, że potrzebuję kogoś kto jest zdolny wzbudzić we mnie intensywne uczucia, bo do stanu letniego czy bliskiego rozpaczy jestem w stanie doprowadzić siebie sama.

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: umarlazkotami » czw kwie 05, 2018 12:21 am

hotaru27 pisze:
śr kwie 04, 2018 1:12 pm
Gwałty wciąż są powszechne, a od kiedy matka Terroresa zza zachodniej granicy zechciała przyjmować dzicz afrykańsko-bliskowschodnią dopiero kobiety mają wesoło.
'Dzicz'? To są ludzie. A nie tak dawno bulwersowałaś się, jak faceci na tym forum deprecjonująco wyrażali się o kobietach. Ten mechanizm jak widać nie jest chyba tak bardzo obcy większości. Mnie też, tyle, że ja uważam na słowa. W ogóle uważaj co i jak mówisz, bo słowa kreują rzeczywistośc, także Twoją. Uważność i selekcja doboru słów to też rodzaj diety ;)
Temat kontrowersyjny i nie miejsce tutaj na dysputy o tym, ale ja mam inne zdanie na ten temat, tzn na temat 'dziczy'. Jest już późno, więc nie będę się rozpisywać, ale jest takie coś, jak heurystyka dostępności.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Heurystyk ... no%C5%9Bci

W ogóle można to odnieść do wielu płaszczyzn, nie tylko światopoglądu.
hotaru27 pisze:
śr kwie 04, 2018 1:12 pm
Jezu, to jest wykańczające. Czasem myślę, że moje unikanie ludzi to po prostu jakiś pokręcony rodzaj zdrowego rozsądku. Mój mózg jest chyba zwyczajnie przeciążony tego typu bodźcami, tym paranoicznym, analitycznym grzęzawiskiem czy czymś w tym guście.
Mam identycznie. Mnie jeszcze na dodatek bolą plecy, ale to konkretnie napierdalają, czasem nie mogę chodzić. Ale tak mam tylko w relacjach osobistych i gdy jest 'poważniej', gdy jest jakaś bliskość. Ja już znam swoje somatyzmy i żadne diety czy inne wynalazki mi nie pomogą, bo to jakby leczenie samych objawów. Muszę pracować nad odczuwaniem.
hotaru27 pisze:
śr kwie 04, 2018 1:12 pm
No właśnie. Żeby kochać trzeba "czuć", a to czucie raczej nie jest czymś czego można się nauczyć. Być może się mylę, ale czy to nie jest jakiś mechanizm, którego jesteśmy pozbawieni?
W sedno. Ja im jestem starsza, tym bardziej jestem chyba zimna. Po mojej pierwszej 'miłości' jeszcze płakałam. Teraz już nie umiem. I coraz mniej tego potrzebuję.
Nauczyłam się konwencji społecznych, całkiem bezstresowo radzę sobie w społęczeństwie, umiem zadbać o siebie bytowo, jakoś tam dbam o swój dobrostan psychiczny, ale na etapie 'czucia' jestem nadal karłowata.

hotaru27

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: hotaru27 » czw kwie 05, 2018 3:06 pm

umarlazkotami pisze:
czw kwie 05, 2018 12:21 am
'Dzicz'? To są ludzie. A nie tak dawno bulwersowałaś się, jak faceci na tym forum deprecjonująco wyrażali się o kobietach. Ten mechanizm jak widać nie jest chyba tak bardzo obcy większości. Mnie też, tyle, że ja uważam na słowa. W ogóle uważaj co i jak mówisz, bo słowa kreują rzeczywistośc, także Twoją. Uważność i selekcja doboru słów to też rodzaj diety ;)
Myślę o nich, jak o dziczy, bo patrząc na to jak zachowują się na Zachodzie, wielu z ich zachowań nie sposób określić inaczej. Ludzie, którzy gwałcą, dręczą, atakują byle mordować kogo popadnie, bo tak chce ich bóg... Dla mnie ludźmi nie są. Wiem, uogólnianie zawsze dla kogoś będzie krzywdzące, wszędzie są jacyś dobrzy ludzie, ale jak wyłapiesz wśród nich fanatyków? Jasne, że należy pomagać ludności terenów objętych wojną, ale na miejscu. Niech sobie emigrują do Arabii Saudyjskiej. Im mniej imigrantów tym zazwyczaj lepiej. Góra 1-3% populacji danego państwa. Po prostu uważam ich za zagrożenie dla narodów Europy. Monoetniczność zazwyczaj gwarantuje większy poziom bezpieczeństwa. W krajach wielokulturowych bardzo łatwo manipulować ludźmi, tworzyć konflikty na tle rasowym, religijnym itp. Poza tym oni mnożą się w takim tempie, że bez wojny przejmą ten kontynent, a ja nigdy nie zgodzę się na śluby z 6-9 latkami, bo pedofilią brzydzę się tak samo, jak zoofilią czy nekrofilią i uważam, że każde dziecko na tym świecie zasługuje na dzieciństwo. Tyle ode mnie:D. Pewnie jest w tym jakaś doza hipokryzji z mojej strony, ale szczerze mam to gdzieś:D. Ważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo moje i przyszłych pokoleń. Poza tym gdyby nie wojenki Usraela, któremu niestety też w tym pomagaliśmy i uważamy wciąż za "sojusznika" najprawdopodobniej nie mielibyśmy dziś takich problemów. A na pewno nie na taką skalę. Sorry, to forum nie jest od polityki no, ale chyba należało jakoś się wytłumaczyć ze swoich poglądów.
umarlazkotami pisze:
czw kwie 05, 2018 12:21 am
Mam identycznie. Mnie jeszcze na dodatek bolą plecy, ale to konkretnie napierdalają, czasem nie mogę chodzić.
Ja z kolei zastanawiam się czy mój ból nogi (najprawdopodobniej to nerw kulszowy) nie daje mi popalić głównie ze względu na stres i inne dziwactwa. Mizofonia też potrafi nieźle życie uprzykrzyć. Albo dostaję furii, albo podskakuję, jak oparzona, albo odczuwam zwiększony niepokój. Bardzo chciałabym się tego pozbyć. Od pewnych dźwięków nie da się uciec.

chudzielec
Posty: 1257
Rejestracja: śr kwie 27, 2016 6:12 pm

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: chudzielec » czw kwie 05, 2018 6:54 pm

hotaru27 pisze:
czw kwie 05, 2018 6:03 pm
Jesteś z tego dumna, że masz os? Celebrujesz to jakoś? Leżysz plackiem przed schizoidalnym krzyżem w swojej świątyni schizoidalności i umartwiasz się dumna z swej przypadłości? Jak średniowieczni żebracy pokazujący swoje gnijące rany , zadowoleni z tego, dopust Boży rzucił na nich ułomność, dzięki czemu mogą się poczuć tak zajebiście wyjątkowi, prawie jak dotknięcie Boga. Może płaczesz nad grobem swojego życia, wnosząc pod niebiosa zawodzące inkantacje przyzywając strzep uczuć, czucia emocji i poczucia sensu. Sam nie jestem pewien, czy się żalisz czy chwalisz, że masz os. Bywają ludzie dumni z swych ułomności- dla mnie to wypaczenie.

Przyjmijmy , że jestem skomputeryzowanym szamanem XXl wieku który zamiast szamańskich utensyliów typu suszony nietoperz i pióro orła, używa klawiatury i własnego umysłu.
Gdyby ludzie mieli własne tempo naturalnego rozwoju i dochodzenia do prawd, to dalej cała ludzkość siedziała by w ciemnej jaskini wyżerając sobie wzajemnie wszy z owłosionego ciała.
Iluminacja pisze:
czw kwie 05, 2018 4:53 pm
Wynika z tego dla mnie oczywista implikacja – to co przeszkadza realizować naszą prawdziwą naturę, nie jest częścią nas – jest aberracją, wynaturzeniem, błędem do naprawy.
Zgadzam się z powyższym w dużym stopniu. Choć nie określiłbym tego aż tak wprost.
Osobiście wolałbym żeby silniej mnie nakłaniano do zmiany i podkreślano do czego doprowadzi długotrwałe trwanie w błędnych przekonaniach (kotłowanie się w czeluściach własnego umysłu). Zmarnowałem mnóstwo czasu myśląc w opisany sposób.

W mojej opinii w dzisiejszym świecie problemem jest w pewnym sensie nadmierna tolerancja i zbyt małe wymagania.
No ale co ja tam wiem. Tylko siedzę sam w domu trochę czytam i dużo myślę.

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Czy dobrze czujecie się w swojej roli

Postautor: umarlazkotami » pt kwie 06, 2018 12:04 am

Iluminacja pisze:
czw kwie 05, 2018 4:53 pm
Tak, doskonale potrafię wyznaczyć granice w sobie, w tym co jest mną, a co jest moją własną aberracją. Doskonale też znam zawartość swojego umysłu. Jak obserwator widzę własne myśli i te chore- patologiczne, nie mam problemu z odróżnianiem ich.
Podasz konkretne przykłady? Interesuje mnie szczerze, jak to jest w praktyce. I co z emocjami?
Jak rozróżniasz autonomiczną indywidualnośc, od swoich aberracji?
Introwertyzm, który jest wrodzonym temperamentem i raczej nie podlega modyfikacji, a który jednak powoduje izolację społeczną, to indywidualizm, czy już aberracja? A co z czymś głębszym, jak np autyzm?
A orientacja homoseksualna, której realizacja powoduje spełnienie osobiste, ale niedogodności w życiu społecznym, jest ok, czy jednak jest wbrew naturze i to błąd kreacji?
Czy kulturowe naleciałości, jak choćby religia, która wyznacza ramy człowieczeństwa, postaw życiowych i światopoglądu, można przyjąć jako część skłądową swojego 'ja', czy to już opresyjna deformacja?
Gdzie jest granica? I gdzie jest rdzeń?
Iluminacja pisze:
czw kwie 05, 2018 4:53 pm
wszystkie one przeszkadzają nam normalnie żyć.
'normalne życie' to uproszczony kolokwializm. Nie ma uniwersum 'normalnego życia'. Każdy ma swoją własną miarę i percepcję. To, co dla jednego będzie mgiełką przyjemności, dla innego może być euforią szczęscia, a jeszcze dla innego przykrym dyskomfortem.

Jeśli w opisanej przez Ciebie metaforycznej kreacji coś się spartoliło i wyszło zniekształcone - powtórzę - nie wszystko podlega plastyczności i trzeba wybadać, gdzie są jej granice. I z tym zniekształceniem, które nie podlega korekcie umieć się przystosować. Tak, jak człowiek bez nóg jeździ na wózku. Poprzestawanie na swoim metaforycznym kalectwie i traktowanie go jako wymówkę do bierności i bilet ulgowy na życie to najmniejsza linia oporu i wygodnictwo. Zresztą nie raz był ten temat tu na forum poruszany. Ale dojrzałością jest uważam umiejętne postawienie sobie samemu poprzeczki i znalezienie indywidualnej recepty na siebie. Ale człowiek bez nóg, widzi, że nóg nie ma i nawet jakieś fantomowe odczucia go nie zmylą, bo nie da rady chodzić. Może sobie racjonalizować, że naturą człowieka jest chodzenie, ale on, aby się przemieszczać, będzie jeździł. Ten, który boi się zmiany i pracy nad sobą, czy też nie umie zadbać o swoje życie, będzie albo stał w miejscu, albo się niewygodnie czołgał. To już własny wybór, albo inwencja, a może i motywacja każdego z osobna. A ktoś mocno odrealniony (albo mało siebie świadomy), może mieć nawet poczucie że lata. I ok, iluzja jest wyborem każdego z nas.
Iluminacja pisze:
czw kwie 05, 2018 4:53 pm
Jesteś z tego dumna, że masz os? Celebrujesz to jakoś? (...)
To ani duma, ani ujma, ani przymiot, ani wada. Zwyczajnie jestem z tym pogodzona, jak z kolorem oczu. Bardzo dużo zrobiłam już ze swoim życiem, ale jeśli z czymś nie dam rady, nie będę sobie z tego powodu pluła w twarz.
Iluminacja pisze:
czw kwie 05, 2018 4:53 pm
Ewolucja i rozwój polega na wzajemnym przekazywaniu sobie wiedzy, myśli, idei, pomysłów, sposobów rozwiązywania problemów.
Największy rozwój zawsze napędzały wojny. Idee i pomysły generowały konflikty i rywalizacja. Bodźcem zawsze było zagrożenie albo potrzeba. Tak więc tu też kwestia indywidualna, jak jednostka ze swoim os się czuje, na ile jej to zagraża, na ile coś odbiera. I na ile zewnętrzne środowisko wymusza zmianę (znaczy wchodzi w konflikt). Jak dużo toleruje i jakie stawia wymogi - o czym wspomniał chudzielec.
Iluminacja pisze:
czw kwie 05, 2018 4:53 pm
Mam niepokojąc wrażenie że ktoś tu chce mi odebrać moje niezbywalne prawo do ekspresji własnego wnętrza. W formie jaka mi odpowiada, podoba się i którą uważam za najlepszą do formułowania swoich myśli. To chyba wy macie w tym aspekcie jakiś bliżej nie określony problem
Spoko, tylko w swojej ekspresji włazisz chyba z butami w sferę innych. Jednym może to się podoba, bo być może potrzebują, aby ktoś im pokazał którędy droga do światła i jeszcze za rękę poprowadził, ale innym chyba to nie pasuje. Może jeszcze nie chcą opuszczać swojej niszy komfortu, a może czują Twoją pogardę? Nie wiem, to już niech za siebie się wypowiadają.

Ja osobiście uważam, że jako samozwańczy szaman nie masz kompetencji, rozumianej jako znajomość specyfiki indywidualnej osoby. To jakbyś mówił nie do realnego człowieka, ale do jego iluzji. Albo chciał zmienić kształt cienia, nie mając dostępu do materii. Jakieś wnikliwe przemyślenia, czy włąsne doświadczenia, nie są też uniwersalnym rozwiązaniem dla ogółu.
Ty ich ścieżki nie przeszedłeś i jej nie znasz. Zresztą, tak Cię martwi los Hotaru? Nie łapię tego. Każdy ma swój czas i jak się obudzi koło 40, to jego życie. Niech każdy się skupia na sobie. Chcesz się bawić w mesjasza?
Ostatnio zmieniony śr kwie 11, 2018 5:27 pm przez umarlazkotami, łącznie zmieniany 1 raz.


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości