do usunięcia

Ogólnie o osobowości schizoidalnej.
bugmenot
Posty: 13
Rejestracja: wt cze 27, 2017 9:06 pm

do usunięcia

Postautor: bugmenot » śr lip 19, 2017 10:27 pm

Do usunięcia
Ostatnio zmieniony pn wrz 25, 2017 10:47 am przez bugmenot, łącznie zmieniany 1 raz.

umarlazkotami
Posty: 168
Rejestracja: czw sty 05, 2017 12:22 pm

Re: Egzystencja, śmierć i sposoby jak ją przyspieszyć

Postautor: umarlazkotami » wt sie 08, 2017 12:18 pm

Ja nie myślę o śmierci kategoriami, jak 'moje truchło zniszczyłoby życiowy schemat innym'. Ja jestem za słabo połączona i związana z ludźmi, aby mój brak spowodował jakąś znaczącą dezorganizację czyjejś rzeczywistości. Zresztą, jak to już padło na tym forum, nikt nie jest niezastąpiony.
O śmierci myślę jedynie kategoriami subiektywnymi - czym moja śmierć będzie dla mnie samej, nie dla innych.

Jestem ateistką, odrzucam istnienie duszy, życia pozagrobowego itd. Mam jedynie swoje zycie psychiczne, które jest nierozłącznie powiązane z biologią. Nie będzie mnie, gdy ustaną moje funkcje fizjologiczne.

Samobójstwo? W młodości podjęłam dwie konkretne próby realizacji. Pierwsza to była fuszerka nastolatki, ale druga to juz profesjonalna robota, zakłócona jednak niefortunnym zbiegiem okoliczności, który mnie 'uratował' (można by tu długo dyskutować nad sensem i znaczeniem słowa 'ratunek' w tejże sytuacji).
Obecnie mysli samobójcze mnie nie nachodzą. Przyzwyczaiłam się już jakby do zycia, z wiekiem poszłam z nim na spore kompromisy. Po prostu godzę się na jego marność - to jest taki mój cichy deal z życiem.
Ale jednak ta świadomość, że moje własne zycie jest w w moich rękach i gdybym chciała, mogę je w każdej chwili zakończyć, jest uspokajająca. Człowiek potrzebuje myślę takiej perspektywy wolności.

Staram się byc dobra dla świata i chciałabym, aby świat był choć na tyle dobry dla mnie, aby pozwolił mi umrzeć spokojnie i bez bólu.
Śmierć byłaby dla mnie ulgą. Bo życie jest męczące, nie ma możliwości się wyłączyć, być na offie, zgasić mózg na jakiś czas.
Ja nie moge sobie pozwolić nawet na depresję, na którą czasem mam ochotę. Chciałabym rano się obudzić, spojrzeć w sufit i mieć na wszystko wyjebane, nie wstawać z łóżka, po prostu leżeć i nic nie robić, nie myśleć, byc niczym i nikim. Ciałem na pościeli. No ale nie mogę, bo nikt tego nie zobaczy, nikt mnie z tego nie wyciągnie, nikt o mnie nie zadba. Ja nie mam komu siebie powierzyć, ja mam tylko siebie i jak spadnę za głęboko, to mogę sama nie wyjść. Dlatego życie jest po prostu przytłaczające dla mnie, bo ja muszę cały czas stać na dwóch nogach.
Więc śmierć będzie pewnie tylko ulgą.

To bedzie offtopic, ale powiedz, jakie sa Twoje cele, o których tak cały czas wspominasz?


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości